IV runda kwalifikacyjna - pierwszy mecz - CFR Cluj - FC Köln
Europejską przygodę rozpoczęliśmy w Rumunii. Swego czasu graliśmy już z Clujem, lecz był to jedynie sparing. Wygraliśmy wtedy bardzo wysoko, aczkolwiek przywoływanie tamtego pojedynku w kontekście dwumeczu o awans do fazy grupowej nie miało sensu – stawka w końcu nieporównywalnie większa. Pomimo naszej przewagi od pierwszych minut, to gospodarze mogli się cieszyć po niespełna pierwszych dwóch kwadransach. Błąd w szeregach defensywy wykorzystał jeden z ich napastników i to oni na przerwę schodzili z korzystnym rezultatem. Po zmianie stron obraz gry praktycznie się nie zmienił. Cały czas przeważaliśmy, ale nasza indolencja strzelecka do spółki ze szczęśliwie interweniującym golkiperem rumuńskiej ekipy sprawiły, że piłka nie chciała znaleźć drogi do ich bramki. Przełamaliśmy się w 67 minucie. W pole karne zapędził się boczny obrońca Chris Löwe, który wykorzystał świetne podanie od Büttnera. Niestety był to jedyny cios, jaki zadaliśmy Rumunom. Niby bramka strzelona na wyjeździe stawiała nas w dobrej pozycji przed rewanżem, ale na dobrą sprawę już w pierwszym meczu powinniśmy przesądzić sprawę awansu do fazy grupowej.
IV runda kwalifikacyjna - rewanż - FC Köln - CFR Cluj
Po dość przeciętnym spotkaniu na wyjeździe, na RheinEnergieStadion mieliśmy zaprezentować się znacznie lepiej i w pewny sposób przypieczętować awans. Po sytuacji z 18 minuty, sztuką byłoby wypuszczenie z rąk promocji do Ligi Europy. Wtedy to po niebezpiecznym faulu w pełni zasłużenie z boiska wyleciał jeden z graczy Cluj. Bardzo szybko wykorzystaliśmy grę w przewadze. Po kolejnych 6 minutach prowadziliśmy 2-0 po bramkach Pukkiego i Bacuny. Pewni swego nie rzuciliśmy się do huraganowych ataków, rozsądniej było zbierać siły na ligową potyczkę z Freiburgiem. Goście zresztą sami się dobili. Na 20 minut przed końcem, futbolówkę do własnej bramki wbił sobie ich bramkarz. Kto wie, może gdyby nie ta czerwona kartka, przyjezdni podjęliby rękawice? To jednak nie nasz problem. Ważne, że przynajmniej do końca roku zapewniliśmy sobie występy na europejskiej arenie. Sam styl nie miał już żadnego znaczenia.
W losowaniu fazy grupowej startowaliśmy z trzeciego koszyka. Wariantów było oczywiście wiele, ostatecznie trafiliśmy do całkiem przyjemnej grupy B z Tottenhamem, Vitesse Arnheim oraz Dinamem Tbilisi. Mogliśmy wylosować znacznie gorzej. Pierwsze miejsce było raczej poza naszym zasięgiem, ale o drugie miejsce dało się skutecznie powalczyć z Holendrami. Nasz nowy nabytek Nikola Aksentijević szybko zatem dostał możliwość przypomnienia się kibicom z Arnheim. Należy zwrócić także uwagę na aspekt finansowy – już wtedy liczono ewentualne zyski ze sprzedaży biletów na domowy mecz z Londyńczykami.
Faza grupowa - I kolejka - FC Köln - Dinamo Tbilisi
Na początek podejmowaliśmy jednak outsidera grupy. Nasze skrzydła w postaci Büttnera i Clemensa raz po raz rozszarpywały gruzińską defensywę. Niestety do ich poziomu nie dostosowali się nasi napastnicy – Pukki i Gebhart. Obie ekipy na przerwę schodzili z bezbramkowym remisem, choć tak naprawdę powinniśmy być ze cztery trafienia do przodu. Roszady taktyczne dokonane w przerwie na nic się zdały. Cały czas utrzymywaliśmy kontrolę gry, ale pomimo 24 strzałów i posiadania piłki na poziomie 63 %, ta najważniejsza statystyka wyniosła ostatecznie okrągłe 0. Już na początku musieliśmy pogodzić się ze stratą pierwszych punktów. Szkoda tylko, że w meczu z tak słabym przeciwnikiem, w dodatku na własnym obiekcie.
Faza grupowa - II kolejka - Vitesse Arnheim - FC Köln
Ponad 23 i pół tysięczna widownia zgromadzona na stadionie w Arnhem obejrzała świetne widowisko. Już od 4 minuty gospodarze musieli odrabiać straty. Indywidualną akcją popisał się Christian Clemens i bramkarz Vitesse nie miał nic do powiedzenia. Niestety były to miłe złego początku. Równo 20 minut później Timo Horn został zmuszony do wyjęcia piłki z siatki, zaś w doliczonym czasie gry pierwszej połowy holenderską ekipę na prowadzenie wyprowadził Sidney Sam. Nie dało się wskazać strony przeważającej, po przerwie obie ekipy potrafiły dojść do głosu. Czwarty i zarazem ostatni gol w meczu padł jednak z naszej strony. W 81 minucie drugi punkt w europejskich pucharach zapewnił nam Alexander Büttner, zresztą były gracz Vitesse. Ten remis można uznać za najsprawiedliwszy wynik, chociaż nie zadowalał obu drużyn. Zwłaszcza nas, bowiem w następnej kolejce czekał nas wyjazd do północnego Londynu. Z góry zostaliśmy skazani na porażkę.
Faza grupowa - III kolejka - Tottenham Hotspur - FC Köln
Tak szybko jak wyszliśmy na prowadzenie w Holandii, tak samo uczynił w starciu z nami Emmanuel Adebayor. Napastnik z Togo „ukąsił” nas w sumie dwukrotnie. Po pierwszych 45 minutach mecz był już dla nas praktycznie przegrany. Przewaga Tottenhamu nie podlegała dyskusji i nic nie wskazywało, że uda się wrócić do Niemiec z kolejnym „oczkiem”. Cień nadziei pojawił się, gdy za sprawą Enzo Realego złapaliśmy kontakt. „Koguty” to na tyle zgrana i doświadczona drużyna, że nie dała sobie wydrzeć trzeciego zwycięstwa. Co prawda mieliśmy ku temu okazję w samej końcówce, ale misja odrobienia straty nie powiodła się. Przed serią gier rewanżowych nasza sytuacja nie wyglądała najlepiej. Vitesse posiadało o dwa punkty więcej od nas i to przedstawiciel Eredivisie wyrósł na kandydata nr 2 do wyjścia z grupy. Nasza ewentualna porażka w drugiej rywalizacji z Londyńczykami przy jednoczesnym triumfie Vitesse nad Dinamem niemalże przekreślała nasze szansę na przejście do fazy pucharowej.
Faza grupowa - IV kolejka - FC Köln - Tottenham Hotspur
Na RheinEnergieStadion Tottenham nie okazał się wcale taki straszny. Gdyby nie ich zabójcza skuteczność (dwa celne strzały i dwa gole), wyszlibyśmy z tego meczu zwycięzko. Najpierw naszego golkipera pokonał Vela, w 67 minucie wyrównaliśmy po golu Pukkiego, 3 minuty później było 1-2 dla gości, by ostatecznie zremisować 2-2. W samej końcówce mogliśmy zadać decydujący cios, ale strzał strzelca drugiej dla nas bramki, czyli Clemensa zatrzymał się na poprzeczce. Gra cieszyła oko, jednak podział punktów niewiele nam dawał. Należało wygrać ostatnie dwa spotkania grupowe, aby uratować Ligę Europy na wiosnę.
Faza grupowa - V kolejka - Dinamo Tbilisi - FC Köln
Zgodnie z przewidywaniami, pierwszy krok został zrealizowany w bardzo łatwy sposób. Dinamo nie miało nic powiedzenia, a zwycięstwo 4-0 to i tak najniższy wymiar kary z naszej strony. Nie ma sensu rozpamiętywać tego wyjazdu do Gruzji, po prostu zrobiliśmy co do nas należało. Najważniejsze było, aby Vitesse nie pokonało na własnym obiekcie Tottenhamu. Nerwowych chwil nie brakowało, momentami to właśnie gospodarze górowali nad liderem naszej grupy. Po ostatnim gwizdku sędziego rezultat brzmiał jednak 1-2. Od awansu dzieliło nas już tylko zwycięstwo w bezpośrednim starciu. A może aż tyle…
Faza grupowa - VI kolejka - FC Köln - Vitesse Arnheim
Na bramki musieliśmy czekać do drugiej połowy. 3 minuty po zmianie stron piłkę do bramki przyjezdnych skierował Christian Clemens. Nie zdążyli się nawet otrząsnąć, a już otrzymali kolejny cios – bramkę zdobył Pukki. W 58 minucie było już po zabawie. Kolejne trafienie w LE zaliczył Clemens, w rozgrywkach ligowych niestety pokazujący 50 % tego, co w pucharach. Triumf przyszedł nadspodziewanie łatwo. Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że Holendrzy wyżej zawieszą poprzeczkę. Cóż, nie nasz problem. Z bilansem spotkań 2-3-1 wyszliśmy z drugiego miejsca, realizując tym samym cel minimum na te rozgrywki.
W 1/32 los skojarzył nas z Zenitem Sankt Petersburg, z kolei w przypadku awansu mogło dojść do niemieckiej batalii z Bayernem Monachium, który niespodziewanie w fazie grupowej Ligi Mistrzów zajął dopiero 3 lokatę. Oczywiście najpierw musieli uporać się z Galatasaray.
Krajowe podwórko
Ligowe zmagania rozpoczęliśmy fatalnie. Do końca października nasz bilans prezentował się mizernie: 3 wygrane, w tym dwie w starciach derbowych przeciwko Bayerowi i beniaminkowi Fortunie Düsseldorf, a także z Werderem, 2 remisy (Hannover, HSV) oraz 5 porażek ( Borussia Dortmund, Freiburg, Kaiserslautern, Bayern, Schalke). Niesamowitą formę załapaliśmy wraz z przełomem października i listopada. Do końca rundy nie przegraliśmy już żadnego spotkania. Wygraliśmy w tym czasie sześciokrotnie i tylko jeden raz podzieliliśmy się punktami, zaś uzyskany przez nas bilans bramek to 19-1(!). Fantastyczna passa wywindowała nas na czwartą pozycję na zakończenie pierwszej części sezonu.
W krajowym pucharze przełamaliśmy w końcu barierę III rundy. Tym razem w trzecim meczu pucharu Niemiec nieoczekiwanie wyeliminowaliśmy Bayern Monachium 1-0, po bramce Geromela ze stałego fragmentu gry. Wcześniej bez problemów odprawiliśmy Berliner S.C (6-0) oraz FC Ingolstadt (2-0). W ćwierćfinale czekały nas derby z Borussią. Liczyłem, że to będzie właśnie ten moment, w którym uda się powalczyć o to trofeum…
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ