No i nadszedł czas mojego debiutu w oficjalnym spotkaniu. Stres mi nie doskwierał, jakoś nie bałem się klubu z Sevilli. No i muszę przyznać, że debiut był wymarzony. 3:0 no i co tu dużo mówić, nawet trener rywali przyznał, że rozklepaliśmy ich jak trampkarzy. Kiedy chcieliśmy coś strzelić to strzelaliśmy. Wynik jak najbardziej zasłużony, taki start był nam potrzebny. Oczywiście miała być plaga kontuzji i tak też było. Pierwszy mecz Sergio Diaza po powrocie i od razu kontuzja, tym razem wykluczająca go z gry na kilka tygodni.
Już po pierwszej kolejce wskoczyliśmy na fotel lidera, jednak na początku liczy się zdobycie trzech punktów, nie ważne z jaką różnicą bramek. Od startu ligi miałem już mniej obowiązków. Czasami nie miałem co robić, więc mój czas wypełniało poszukiwanie zawodników, którzy w najbliższych okienkach transferowych mogliby nas wzmocnić. Na szczęście już w środę graliśmy z Nijar w pierwszej rundzie Copa del Rey. Rozbiliśmy rywala 5:0 i plan minimum wykonany - druga runda nasza, a w niej mieliśmy zagrać na wyjeździe z Longrones.
Tak jak się spodziewałem mecz z Cacereno to pokaz zmęczenia. Od początku goniliśmy wynik, a kiedy już wyrównaliśmy to byłem pewien - więcej nie będzie się działo. 4 punkty po dwóch meczach to niezły wynik. Tym bardziej, że na głowie mamy jeszcze mecze pucharowe, więc w każdym spotkaniu trzeba się oszczędzać.
Trzy dni i znowu puchar. Nie było chwili wytchnienia i moje problemy z nadmiarem wolnego czasu odeszły w niepamięć. Niestety zapowiadało się, że zarząd wiedział na co nas stać lepiej ode mnie. Piach, piach, piach. Bardzo słabe spotkanie i tylko szczęściu zawdzięczamy to, że po pierwszej połowie przegrywamy jedną bramką. Jak coś ugramy to będzie cud, jeżeli odpadniemy to mam nadzieję, że w lepszym stylu. Druga połowa to jednak niemal identyczna gra naszej drużyny. Ciągle przegrywaliśmy jedną bramką, aż do 74 minuty, kiedy to geniuszem i kolejnym pięknym rajdem popisał się N'Suki. Pół boiska przebiegł sam i pięknie wykończył. 1:1! Może w końcu nasi się obudzą. Bez rozstrzygnięcia po 90 minutach, a więc dogrywka. Tutaj działo się tyle, że ciężko to opisać. Nie, nie było nokautu w wykonaniu Ceuty i fantastycznego powrotu w tym wybitnie słabym meczu. 99 minuta, Ceuta atakuje, piłka odskakuje od nogi Raoula Loe i przechwytuje ją piłkarz gospodarzy. Loe instynktownie wystawia nogę i fauluje rywala. Nie oczekując niczego specjalnego piłkarz wraca na swoją pozycję. Sędzia przypomniał sobie jednak, że w podstawówce koledzy go wyśmiewali i postanowił zemścić się na piłkarzach Ceuty. Czerwona kartka... Za co? Tajemnica, nie wie nikt. Teraz trzeba walczyć, żeby utrzymać remis do karnych. Longrones takich planów jednak nie ma i Danobeitia strzela drugą bramkę w doliczonym czasie pierwszej połowy dogrywki. Nie ma co czekać, grając normalną taktyką nie mamy szans strzelić bramki, za to możemy jakąś stracić. 107 minuta znowu N'Suki, znowu rajd idealny. Wchodzi w pole karne, połowa piłkarzy Longrones daleko w tyle. To jest kontra! Zagranie w pole karne, Rodriguez wystawia nogę! Aaaach 2! 2:2! Ostatnio skrajna obrona nie wypaliła, więc gramy tak jak na początku. Wszystko fajnie, ale 116 minuta i znowu N'Suki, z tym, że nie na rękach kolegów, a na noszach. Zmian nie ma więc gramy w 9. Gwizdaj, gwizdaj w końcu. Tak! Karne! Longrones miało mecz na tacy, jednak stawiliśmy czoło i według mnie startujemy z lepszej pozycji. Czas zaczynać. Piłkarz gospodarzy podchodzi i ... trafia! Torres nawet go nie wyczuł. Do naszej jedenastki podchodzi Kevin Belloc i ... spokojnie wyrównuje. Albistegi ustawia piłkę, pierwszy lewonożny zawodnik w serii jedenastek. Bierze rozbieg i tak! Broni! Torres broni nogami! Słabo wykonana próba i mamy szansę objąć prowadzenie! Strzelać będzie Rodriguez, też jest lewonożny, a więc druga seria to seria lewej nogi. Strzelił mocno i celnie, bramkarz nawet nie zdążył się ruszyć! 2-1! Do bramki pewnym krokiem kieruje się Pau Torres, na przeciwko niego stanie Raul, też Torres. Nasz bramkarz nabrał pewności siebie, tańczy na linii bramkowej i wyczuł go! Ale niestety piłka leciała zbyt szybko i wpadła do bramki. 2-2, ale to jeszcze nie koniec tej serii. W pole karne zmierza Valter - nasz rozgrywający. Jest zmęczony i ma na koncie żółtą kartkę, jednak liczę, że da nam prowadzenie. Ależ słabo strzelił, w sam środek bramki. Na szczęście wystarczająco mocno by połamać ręce bramkarzowi. Piłka w siatce i prowadzimy 3-2 na dwie rundy przed końcem. Velez kontra Torres. Tym razem nie obserwujemy już słynnego Dudek dance. Ajj, mocno i pewnie w okienko 3-3. Rundę kończy kapitan - Rojas. Bezbłędnie i 4-3! Jeżeli Torres obroni to piąty strzelec naszej drużyny będzie miał wolne. Teraz Manu Garcia. Jak do tej pory w Longrones strzelał jeden lewonożny zawodnik i to właśnie jego strzał obronił nasz bramkarz. Garcia i ... Kiedyś nie wytrzymywałem takich chwil i zamykałem oczy. Było to błędem bo wiecznie kończyło się nie po mojej myśli. Teraz już tego nie robię, a nawet podszedłem kilka metrów bliżej bramki. Wszyscy nasi zawodnicy stali w rzędzie i oczekiwali rozstrzygnięcia. Jedni się bali, inni wyglądali na twardych, szczególnie ci, którzy już strzelali. Pau Torres wydaje się być pewien swoich umiejętności i powtarza taniec na linii bramkowej. Manu Garcia rozpędza się strzela i trafił, ale w jedynego kibica za bramką. 4-3! Pau Torres tonie w objęciach kolegów! Rywale chyba zdziwieni, że tego nie wygrali. Ich problem. A.D. Ceuta gra dalej!
Znowu trzy dni przerwy i następny mecz. Ciężko, ale trzeba sobie radzić. Przez pierwszą połowę z San Roque dawaliśmy radę i po bramce Toledo prowadziliśmy 1:0. Niestety druga część to pokaz bezsilności. Rywale wyrównali i nie byliśmy w stanie nic zrobić. W dodatku kiedy juz wykorzystałem wszystkie zmiany kontuzję złapał Rodriguez - na szczęście już za tydzień będzie gotowy do gry. Gorzej, że San Roque wykorzystało fakt gry przeciwko dziesiątce umierających zawodników Ceuty i w 87 minucie strzelili bramkę na 2-1. Szkoda głupiego karnego po faulu Lorana, ale cóż - 6 dni przerwy i w następnym meczu będziemy silniejsi.
Ejido okazało sie trudnym rywalem i właściwie przez cały mecz ganialiśmy za piłką, a oni się ją bawili. Przycisnęliśmy dopiero w końcówce pierwszej połowy i rywale dwukrotnie wybijali piłkę z linii bramkowej. Kiedy mijała kolejna minuta doliczonego czasu gry mecz powinien się już skończyć, jednak sędzia miał inny plan, albo po prostu nie zauważył, że pomimo doliczenia trzech minut upłynęło już siedem. Szczęśliwie dla nas w 98 minucie złapaliśmy rzut wolny pod polem karnym. Piłka wstrzelona w tłum zawodników, gdzie sokolim okiem popisał się German Rojas i z Ejido wywieźliśmy trzy punkty. Rywale mięli pretensje, bo trzy minuty to nie osiem, ale co tu dużo mówić - były one słuszne.
O meczu z Badajoz nie powiem nic, bo co tu mówić. Byliśmy faworytem, a przegraliśmy 1-4 w dodatku u siebie. Obrona była żałosna, piłka odbijała się od naszych zawodników, a oni stali i patrzyli się jak Badajoz zdobywa kolejne bramki. Rozumiem, że można przegrać, ale w takim stylu?
Wyjazd z Luceną to również nic ciekawego. Straciliśmy styl i wywieźliśmy szczęśliwy remis.
Rezygnacja z trzech obrońców, rezygnacja ze skrzydłowych i czterech środkowych pomocników to ostatnie co przyszło mi do głowy. Okazało się, że pomysł był trafiony i po pierwszej połowie prowadziliśmy u siebie z Melillą 1:0. Druga połowa była juz słabsza, ale i tak strzeliliśmy bramke na 2:0. Zaledwie cztery minuty po naszej drugiej bramce rywale wyrównali z karnego po faulu Sergio Diaza. Głupi błąd i szybko straciliśmy bezpieczną przewagę. PO kontaktowej bramce z karnego wszystko się posypało. Znowu żałosne i niewymuszone błędy spowodowały, że z 2:0 zrobiło sie 2:3. Tragedia.
Teraz pora na puchar, przynajmniej tutaj radziliśmy sobie dobrze i nie inaczej było tym razem. W ostatnim meczu odzyskaliśmy styl, więc tym razem też postawiłem na słynny diament jako nasze ustawienie - oczywiście bez skrzydłowych. Szło nam fajnie, objęliśmy prowadzenie i mieliśmy spokojną przewagę. Jednak w drugiej połowie znowu gra się posypała i Real Oviedo wyrównał. Teraz wszystko poszło szybciej - cios za cios i regulaminowe 90 minut skończyło się wynikiem 2-2. W dogrywce odzyskaliśmy przewagę, graliśmy skuteczniej i German Rojas dał nam zwycięstwo na kilka minut przed końcem dogrywki. W czwartej rundzie była już większa szansa na trafienie drużyny z Primera Division. Tak też było i w pierwszym dwumeczu za mojej kadencji mięliśmy sie zmierzyć z Valencią. Celuje w uniknięcie blamażu, oby wpadło trochę kasy, bo taki był mój cel w tegorocznym Copa del Rey.
W meczu z Linense oczekiwałem trzech punktów i tak też było. 1:0 na wyjeździe znowu za sprawą Germana Rojasa. Wynik ani przez chwilę nie był zagrożony. Teraz powinno być z górki, w lidze jesteśmy dopiero na 11 miejscu ze stratą dziewięciu punktów do lidera i pięciu do barażów.
***
P.S. Strasznie sucha część wyszła - same opisy spotkań, zero fabuły. Jest to jednak ostatnia taka niezorganizowana część i od szóstej zobaczycie już nową formułę kariery! Mam nadzieję, że się wam spodoba. Do przeczytania!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ