Na początek chciałbym podziękować osobie, która dodała klubowy herb.
Zapraszam do przeczytania najnowszej części:
W poprzednim odcinku.
Kończy się lato, zaczyna się długa jesień. Czeka nas jeszcze ponad
20 meczów: 6 w fazie grupowej Ligi Mistrzów, 16 w lidze i do tego starcia w Pucharze Polski. Najprzyjemniej byłby wszędzie odnosić sukcesy, ale tak się nie da – musi być coś kosztem czego. Niestety, w praktyce wyszło to przeciętnie. Tak duża liczba meczów sprawiła, że pierwsza jedenastka się rozmyła. Wyniki także pozostawiały wiele do życzenia.
Puchar Polski
Do gry włączaliśmy się w drugiej rundzie. Los zestawił nas z
Jagiellonią, czyli spadkowiczem z poprzedniego sezonu. Spotkanie nie należało do najłatwiejszych, ale w końcu byliśmy faworytami – u musieliśmy zagrać, jak na nich przystało. Po bramce debiutującego
Szatkowskiego kamień spadł nam z serca, a czerwona kartka dla
Jaubera jeszcze bardziej ułatwiła nam zadanie. Pomimo wyrównanego posiadania piłki, nie było możliwości, abym przegrał ten mecz. Bramka
Ben Amora zamknęła temat, wygraliśmy
2:0 i gramy dalej.
W trzeciej rundzie trafiliśmy na drugoligowe
KSZO. Gospodarze postawili na kontratak i przyniosło to oczekiwany efekt. Na początku drugiej odsłony dwa razy do mojej siatki trafił Paweł
Kozub, a moi pilkarze nie grzeszyli skutecznością w tym meczu. Ponownie
2:0, niestety tym razem dla moich rywali – tego tytułu w tym sezonie nie obronię. Wstyd odpaść z drugoligowcem, ale cóż, daliśmy ciała. Zagraliśmy beznadziejnie.
W
ćwierćfinale spotkają się następujące zespoły:
ŁKS Łódź – Legia Warszawa
Sandecja Nowy Sącz – Lech Poznań
Wisła Płock – Widzew Łódź
KSZO Ostrowiec Świętokrzyski – Lechia Gdańsk
Liga Mistrzów
Tutaj w każdym meczu musieliśmy liczyć na cud. Niestety, kwalifikacja do fazy grupowej była największym sukcesem, na jaki było nas stać, więcej żadnej sensacji nie będzie. Zaczęliśmy od meczu z
Werderem w Bremie. Już po 9 minutach przegrywałem
0:2 po dwóch bramkach Rosenberga. Zupełnie inny poziom, wyglądaliśmy jak trampkarze przy zawodowcach. A może taka jest prawda? Kolejne spotkanie to mogła być potencjalna sensacja z naszej strony, przynajmniej teoretycznie – do Bielska przyjeżdżał
Olympiakos Pireus. Na papierze wyglądało to nieźle, ale na boisku różnica klas była widoczna. Rezultat
0:3 mówi wszystko – każdy inny wynik od zwycięstwa moich rywali byłby niesprawiedliwością. Na kolejny mecz wybierałem się na
Old Trafford. Piłkarze chyba zapomnieli, że nie są turystami, a przyjechali grać, bo nie oddali ani jednego strzału na bramkę gospodarzy. Przy tak słabej grze, wynik
0:4 był najmniejszym możliwym wymiarem kary. Szczególnie bolesnym, bo do własnej siatki trafili obaj moi stoperzy.
Rewanż z
Manchesterem United był najbardziej optymistycznym w wykonaniu mojej drużyny w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Wprawdzie znowu przegraliśmy, ale już tylko
0:1. Poza tym zagraliśmy naprawdę przyzwoite spotkanie i mieliśmy szansę zdobyć naszą pierwszą bramkę. Niestety, nie udało się. W kolejnym meczu podejmowaliśmy u siebie Werder. Już po pierwszej połowie pachniało sensacją, bo utrzymywał się bezbramkowy remis. W 55’ strzeliliśmy pierwszego gola w tym etapie rozgrywek. David
Hagan wykorzystał rzut karny i prowadziliśmy z niemiecką drużyną. Szczęście nie trwało długo, bo nie minął kwadrans, a znowu przegrywaliśmy. Skończyło się
1:2, ale ogólnie było coraz to lepiej. Na pożegnanie Europy jechaliśmy do Grecji.
Olympiakos pokazał nam, jak się powinno grać na własnym boisku i odprawił nas
0:3.
Podsumowując – 6 meczów, zero punktów, bilans bramkowy – 1:15. Dalej awansował Manchester i Olympiakos, Werder zagra w Lidzie Europejskiej. Pierwsze koty za płoty, może w przyszłości będzie lepiej. Jeżeli w ogóle będzie jakaś przyszłość…
Polska Ekstraklasa
Po kiepskim początku trzeba było odbić się od dna. Niestety, nie udało nam się to w meczu z
Zagłębiem. Pomimo bramki dającej prowadzenie w 90’, ostatecznie zremisowaliśmy w iście frajerskim stylu
2:2. Później wyruszyliśmy do Gliwic. Beniaminek zgrał dobrze… dla nas. Wygrana z
Piastem 3:1 mogła zwiastować lepsze dni, szczególnie że gospodarze wydali najwięcej ze wszystkich klubów Ekstraklasy w letnim okienku transferowym (700 tys. funtów). Jedna jaskółka wiosny nie czyni, o czym przekonaliśmy się w następnym spotkaniu. We Wrocławiu liderujący
Śląsk pokazał nam nasze braki i bezproblemowo odprawił nas
1:3. Obawiałem się nadchodzącego meczu z
Lechem, zapowiadało się lanie. Połowicznie się myliłem – były baty, ale zbierali je poznaniacy – zwycięstwo
3:0 przy Bułgarskiej smakuje wyjątkowo i pozwoliło kibicom poczuć się lepiej po ostatniej porażce. Później do Bielska przyjeżdżała
Sandecja. Zachowałem umiarkowany optymizm, ale wiedziałem, że czeka nas trudny mecz. Tak też się stało, goście postawili trudne warunki i przegrałem
1:2, tracąc przy okazji szansę odrobienia straty do czołówki. Do kolejnego spotkania także przystępowałem jako gospodarz, a przyjechała do nas ekipa z Zabrza.
Górnika jeszcze nie udało mi się pokonać i zapowiadał się naprawdę ciężki mecz. Dwie bramki strzelił mój kat, Paul Thomik, ale moim piłkarzom udało się trafić do siatki przyjezdnych więcej razy. Wygrałem w ważnym meczu
3:2, ale moja gra w obronie budzi spore zastrzeżenia. Następnie czekało spotkanie z
ŁKS-em. Wydawało mi się, że prowadząc 1:0 i kontrolując wydarzenia boiskowe, nie mogłem stracić punktów. Myliłem się. Po rzucie rożnym bramkę wyrównującą zdobył Adamski i musiałem podzielić się punktami – remis
1:1 nie był moim wymarzonym wynikiem. Cóż, ostatnimi czasy w lidze gram w kratkę, styl gry moich piłkarzy naprawdę nie zachwyca.
W meczach z
Legią dotychczas nie zawodziłem i bardzo ważne dla mnie było zgarnięcie trzech punktów z warszawiakami. Pomimo dobrego spotkania, wywalczyłem znowu jedynie
1:1, obie drużyny prezentowały jednak bardzo zbliżony poziom. Później miałem wyjazd z
Koroną. Kielczanie dominowali przez większą część spotkania, ale nie potrafili przekuć tego na bramki. Ostatecznie wygrałem
1:0 po bramce Soukouny, ale Podbeskidzie wykazuje znaczący spadek formy. Obawiałem się meczu z
Lechią. Jak się okazało – niebezpodstawnie. Gdańszczanie stwarzali sobie więcej okazji, grali efektowniej, więc wynik
3:0 był niesprawiedliwy. Jednak nie chodzi o to, by strzelać, ale by strzelić – co pokazali moi zawodnicy, wykorzystując wszystkie okazje. To było ważne zwycięstwo po bardzo trudnym meczu. Następnie wybierałem się w podróż do Krakowa.
Wiślacy w tym sezonie zawodzą i dotychczas miałem z nimi dobry bilans, więc liczyłem na pewne trzy punkty w tym meczu. Graliśmy jednak oko za oko, a co ja strzeliłem wyrównującą bramkę, to gospodarze znowu wychodzili na prowadzenie. Ostatnie słowo należało jednak do Soukouny, który w 93’ trafił na
4:3, zapewniającą mi trzy punkty. Kraków ponownie zdobyty. Na początku grudnia do Bielska zawitał
GKS Bełchatów. Przy gęstym opadzie śniegu i kilkustopniowym mrozie udało mi się wygrać
2:1, ale w mojej grze brakowało pewności. Było to widać także w następnym meczu w Chorzowie – traciłem za dużo bramek.
Ruch grając w 9, postraszył mnie w końcówce spotkania, ale udało mi się dowieźć zwycięstwo
3:2. Z Widzem znowu się rozstrzelaliśmy, padło 6 bramek, po równo z obu stron i wynik
3:3 był uczciwy. Mecz stał na wysokim poziomie i kibice nie mogli się nudzić. Ja natomiast zastanawiam się, dlaczego tracę tyle bramek.
Starcie z
Polonią było naszą ostatnią szansą na dogonienie czołówki – właśnie warszawiaków z Konwiktorskiej i Śląska Wrocław. Moi goście też o tym wiedzieli, dlatego też od początku rzucili się do ataku. Już do przerwy przegrywałem dwoma bramkami, w drugiej odsłonie udało mi się trafić tylko raz i to okazało się za mało – przegrałem bardzo ważny mecz
1:2. Była to moja pierwsza porażka w lidze od dawna [od meczu z Sandecją na początku października], ale do czołówki i tak tracę za dużo punktów. Na pożegnanie roku graliśmy z
Zagłębiem. Od 3’ przegrywaliśmy, ale to był pierwszy i jedyny celny strzał lubinian na moją bramkę. Mimo szturmów przez 85 minut, udało mi się jedynie wywalczyć tylko remis
1:1.
Zimę spędzę na najniższym stopniu podium, ale nie mam szans na wyższe miejsce. Co najwyżej czeka mnie droga w drugą stronę. Śląsk odjechał całej stawce i musi się bardzo postarać, aby na wiosnę stracić 11-punktową przewagę nad Polonią. Ja do Czarnych Koszul tracę 9 oczek i z tytułem mogę się pożegnać. Za moimi plecami czają się Górnik Zabrze i GKS Bełchatów, gotowe do walki o trzecie miejsce. Legia i Lech są w środku stawki i ciężko im będzie powalczyć o coś więcej.
W dole tabeli olbrzymia sensacja – Wisła Kraków zajmuje 15. miejsce, grożące degradacją. Obok Białej Gwiazdy zagrożone spadkiem są ŁKS Łódź i Zagłębie Lubin. Co ciekawe, wiślaków trenuje Franciszek Smuda. Były selekcjoner został zwolniony po dwóch porażkach w eliminacjach MŚ, z Czarnogórą i Ukrainą. Jego następcą został Piotr Nowak, który zdołał przegrać 1:5 z Anglią i wywalczyć skromne 1:0 z Mołdawią.
Podbeskidzie jest w trakcie przebudowy. Już w trakcie jesieni doszło do wyraźnych roszad w składzie, a piłkarzy testowanych mogłem dowozić autobusami. Mam jednak nadzieję, że tworzona przeze mnie drużyna sprosta oczekiwaniom i na wiosnę będzie spisywała się bez zarzutów.
Następny odcinek.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ