Poprzednie części: 1, 2, 3, 4, 5, 6,
7
Po spacerku w Pucharze Polski musieliśmy wrócić do ligowej rzeczywistości. Najpierw przekonujące zwycięstwo 4-1 z drugim beniaminkiem – Rakowem Częstochowa, ale następnie wtopa 0-1 u siebie z Dolcanem Ząbki. A przed nami były trzy najcięższe mecze w mojej dotychczasowej karierze – wyjazd do Bielska Białej na mecz z Podbeskidziem, a następnie wyjazdowe mecze z Jagiellonią i Górnikiem Zabrze.
- 2 punkty biorę w ciemno, 4 będą sukcesem. – pomyślałem sobie i byłem pełen obaw żeby nie skończyć z trzema porażkami na koncie.
18. minuta meczu w Bielsku i przegrywaliśmy 0-1. Sytuacja zmieniła się tuż przed przerwą, gdy Konrad Cichowski strzela dwie bramki i schodziliśmy do szatni w bardzo dobrych nastrojach. Po zmianie stron Podbeskidzie wyrównało na 2-2. Spotkanie dobiegało końca i byłem zadowolony ze zrealizowania planu minimum. Jednak w 90 minucie sędzia podyktował rzut karny i szczęśliwie wróciliśmy do Warszawy dopisując 3 punkty.
W meczu z Jagiellonią mimo przewagi gospodarzy udało się nam szczęśliwie zremisować 1-1 po bramce Marcina Kruczyka. Byliśmy w gazie, ale najlepsze miało dopiero nadejść. Mecz w Zabrzu otworzyliśmy szybką bramką Konrada Cichowskiego, który świetnie zastępował nieobecnego Pablo Piyukę. Następnie Górnik wyrównał i do przerwy schodziliśmy z dobrym, remisowym rezultatem. Po przerwie miał jednak miejsce teatr jednego aktora. Klasyczny hattrick Cichowskiego, dwie bramki w ostatnich dziesięciu minutach i wynik 4-1 uciszył 6 tysięcy ludzi na stadionie im. Ernesta Pohla.
Zrobiliśmy kilka wyników ponad stan, wbrew oczekiwaniom byliśmy w czubie tabeli więc obniżka lotów nikogo nie zaniepokoiła. W trzech kolejnych meczach ligowych ugraliśmy 3 remisy (Bytovia u siebie, Nieciecza i GKS Katowice na wyjazdach). Zęby ostrzyłem sobie na Puchar Polski. Od ćwierćfinału dzielił nas wyjazdowy mecz z Sandecją, która była zdecydowanie w naszym zasięgu.
Do przerwy prowadzaliśmy po bramce Marcina Kruczyka i stawałem się spokojny o awans. Niestety w drugiej połowie Sandecja wyszła odmieniona. Zaaplikowali nam szybkie dwie bramki i kontrolowali przebieg spotkania. Złapaliśmy jeszcze kontakt, gdy Mateusz Pietruszynski doprowadził do wyrównania, ale 3 minuty później Sandecja strzeliła 3 bramkę nie pozostawiając złudzeń kto przejdzie do kolejnej rundy.
Ostatni mecz przed przerwą zimową zasługuje na szczegółowe opisanie. Była to porażka z cyklu tych, po których należy pierdolnąć whisky człowiek jest bezsilny. 12. minuta spotkania, kontuzjowany zostaje środkowy obrońca Maksymilian Brzosko wypełniający limit graczy U-21 na murawie. Żeby wprowadzić nominalnego obrońcę, muszę zrobić również zmianę z przodu aby na placu gry pozostał jeden junior. W 36. minucie kontuzje łapie wprowadzony 24 minuty wcześniej Mateusz Pietruszynski. Jedynym zawodnikiem U-21 który pozostał na ławce był bramkarz Tomasz Siryk, który z przymusu wylądował na szpicy. Jakby tego było mało w 60. minucie kolejna kontuzja, a mieliśmy wyczerpany limit zmian – musieliśmy grać w 10. Efekt? 6-2 w plecy na dobre zakończenie rundy.
Podsumowując, mimo słabej końcówki utrzymaliśmy dobrą 4. lokatę, przewodziliśmy grupie pościgowej, a do miejsca premiowanego awansem brakowało nam 6 punktów. Świetną sprawą było też to, że w wyjściowym składzie utrzymało się 3 zawodników, którzy zaczynali razem ze mną jeszcze w 3. lidze (oprócz tego 7 na 11 zmienników). Byliśmy zgraną ekipą, która razem była w stanie osiągnąć końcowy sukces. Kto wie…
***
Zachęcam do komentowania i pozdrawiam :)
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ