Poprzedni wpis:
KLIK
Nikt nie typował nas do awansu, a zarząd oczekiwał spokojnej końcówki w środku tabeli. Z drugiej strony 4. miejsce na półmetku i komfortowa sytuacja finansowa. Sytuacja była idealna ponieważ nie mieliśmy nic do stracenia, a zyskać mogliśmy bardzo dużo.
Mimo skrupulatnego scoutingu i kilku prób rynek transferowy był mocno przetrzebiony. Jedynym wzmocnieniem został sprowadzony z Pogoni Szczecin środkowy pomocnik Alan Blajewski. Był on typowany do występów w pierwszym składzie obok Patryka Koziary. Również udało się dograć tylko jeden sparing na poziomie ekstraklasowym – był to mecz ze Śląskiem Wrocław zakończony nieznaczną porażką 2-1. Jednak naszej grze nie można było niczego zarzucić.
W pierwszym meczu na wiosnę podejmowaliśmy u siebie Sandecję Nowy Sącz. Byliśmy żądni rewanżu po ostatniej porażce w Pucharze Polski. Poważną przeszkodą okazała się jednak plaga kontuzji, która wyeliminowała podstawowy duet napastników Kruczyk-Piyuka. Mecz nie porywał, z jednej strony osiągnęliśmy lekką przewagę, jednak z drugiej od 47. minuty graliśmy w 10. W efekcie wynik 0-0 można uznać za sprawiedliwy chociaż nie satysfakcjonujący.
W kolejnym meczu zremisowaliśmy 2-2 na wyjeździe z Olimpią Grudziądz. Czołówka odjeżdżała nam coraz bardziej. Idealnym meczem na przełamanie mogło być wyjazdowe spotkanie z wiceliderem – Pogonią Siedlce. Do przerwy schodziliśmy z jedną bramką w plecy, jednak po przerwie na boisko wyszła zupełnie inna Polonia. W 68. minucie kontaktową bramkę strzelił wprowadzony po zmianie stron Olek Tomaszewski i kontynuowaliśmy szturmowanie bramki Pogoni. W 80. minucie Danilo Radenovic trafił w słupek. W końcu w 91. minucie po faulu na Glińskim otrzymaliśmy rzut karny. Do piłki podszedł sprowadzony zimą Blajewski i po raz kolejny sprawdził wytrzymałość konstrukcji bramki. Strata dwóch punktów i 7. mecz bez zwycięstwa stały się faktem.
Przełamanie nastąpiło w następnym meczu, a tradycyjnym dostarczycielem punktów okazała się Resovia. Po wyrównanym meczu zwyciężyliśmy 2-1. W kolejnym meczu, w takim samym stosunku pokonaliśmy Chojniczankę i ponownie złapaliśmy kontakt z czołówką. Liderująca Jagiellonia była poza zasięgiem, ale walka o drugie miejsce była jak najbardziej możliwa.
Było już lepiej, to musiało się coś wydarzyć. Wyjazd do Gdyni i druga porażka w tym sezonie z Arką potwierdziła, że jest ona dla nas wyjątkowo niewygodnym rywalem. W kolejnym spotkaniu wymęczyliśmy 3 punkty w Wałbrzychu, ale potem miała miejsce kolejna wtopa w postaci porażki z Miedzią u siebie. Niewykorzystany rzut karny w 12. minucie musiał się zemścić. Mimo punktowania w kratkę do 2-giego miejsca traciliśmy tylko 4 punkty. Wyglądało na to, że specjalnie nikt się nie palił do awansu.
Kolejnym meczem było spotkanie u siebie z Podbeskidziem. Postanowiłem zrobić kilka zmian w podstawowym składzie – m.in. na prawe skrzydło wrócił Danilo Radenovic, który w tym sezonie miał raczej mało okazji do pokazania się od 1. minuty. Zmiana ta okazała się strzałem w 10, Czarnogórzec strzelił bramkę na 2-1, a cały mecz zakońćzył się wynikiem 3-1. Naszą dobrą dyspozycję kontynuowaliśmy w kolejnym spotkaniu – wygranej 5-1 w Częstochowie z Rakowem. Dzięki niej awansowaliśmy na pozycję wicelidera. Po takim meczu nie było wyjścia i trzeba było odwiedzić Jasną Górę.
Po 30 kolejce jedno było jasne – mistrzem została Jagiellonia prowadzona przez Andryia Szewczenkę. W walce o awans pozostalismy my i Nieciecza, prowadzona z kolei przez Tomasza Hajtę. Znalazłem się w doborowym towarzystwie.
Podtrzymaliśmy dobrą passę zwycięstwem 5-0 z ostatnim w tabeli Dolcanem po czterech bramkach Marcina Kruczyka, który praktycznie zapewnił sobie koronę króla strzelców. Szykowaliśmy się do meczu z Jagą, gdzie najważniejsze było to, aby nie stracić punktów. Na Konwiktorskiej prawie 3 tysiące widzów, co nie zdarzyło się od dawna. Gajos, Mackiewicz, Tuszyński, skład przeciwka budził respekt. Do przerwy schodziliśmy przegrywając 1-0. Po zmianie stron przypomniał się jednak nasz były obrońca – Martin Baran, który pewnie nadal czeka na przelew z Wiednia od Ireneusza Króla. Spowodował on rzut karny, który pewnie na bramkę zamienił niezawodny Marcin Kruczyk. Z trudem dowieźliśmy wynik do końca. Mimo satysfakcji z wyniku utraciliśmy pozycję wicelidera. O punkt przeskoczyła nas Nieciecza. Do końca sezonu pozostały 3 spotkania.
Na początek pojechaliśmy do Zabrza, gdzie Górnik do ostatniej kolejki bronił się przed spadkiem. Do przerwy utrzymywał się bezbramkowy remis. Po przerwie bramkę z rzutu karnego strzelił Marcin Kruczyk (a jakże by inaczej) i ostatecznie skończyło się na wyniku 2-0. Nieciecza również zapunktowała, więc pozostaliśmy na 3. miejscu. Jeśli chceliśmy myśleć o awansie, to nasz margines błędu na ostatnie dwie kolejki wynosił zero.
Scenariusz kolejnego meczu – wyjazdowego z Bytovią był praktycznie identyczny jak meczu z Górnikiem. Męczarnie do przerwy, rzut karny w drugiej połowie i ostatecznie wynik 2-0 (nie muszę wspominać kto strzelił bramki). Najważniejszą informacją wieczoru był remis Niecieczy z Podbeskidziem! W ostatniej kolejce to my rozdawaliśmy karty.
Graliśmy u siebie z GKSem Katowice, Nieciecza 11 kilometrów obok w Ząbkach z ostatnim w tabeli Dolcanem. Zwycięstwo Słoników obstawiałem praktycznie w ciemno, więc nie pozostało nam nic innego jak wygrana z GKSem. Na Konwiktorskiej wszystko było przygotowane na pomeczową fetę. Pierwszy raz w mojej karierze frekwencja wynosiła ponad 3 tysiące widzów. Mecz na dobre nie zdążył się rozpocząć, a w 3. minucie bramkę strzelił Mateusz Gliński. Do przerwy prowadziliśmy 1-0, tymczasem w Ząbkach Nieciecza sensacyjnie przegrywała 2-0. Byliśmy jedną nogą w Ekstraklasie. Po zmianie stron goście z Katowic mocno przycisnęli, jednak bezskutecznie. Udało się dowieźć zwycięstwo i awans stał się faktem!
Architektami awansu okazali się napastnicy – Marcin Kruczyk, który strzelił 30 bramek w sezonie oraz Konrad Cichowski, który godnie zajął miejsce trapionego kontuzjami Pablo Piyuki (ostatecznie tylko 6 występów w sezonie) – oraz bramkarz Daniel Szczepankiewicz.
Na koniec kilka statystyk – pod względem skuteczności byliśmy drugim zespołem w lidze, tuż za Jagiellonią (74 bramki, my 71). Pozostawiliśmy zdecydowanie w tyle kolejne zespoły – Podbeskidzie (54) i Niecieczę (48). Pod względem straconym bramek sytuacja nie wyglądała już tak kolorowo – straliśmy 50 bramek, podczas gdy Jagiellonia straciła ich 30, a Nieciecza 38. Była to konsekwencja gry 3-ką obrońców, która była do przemyślenia w kolejnym sezonie (szczegóły poniżej). Jako ciekawostkę warto przytoczyć liczbę otrzymanych rzutów karnych – otrzymaliśmy ich w całym sezonie aż 19, podczas gdy pozostałe zespoły 7 lub mniej. Czy była to konsekwencja ofensywnej gry, czy kibiców w postaci Jerzego Engela i Michała Listkiewicza – nie wiem i wolę nie wiedzieć. To w tej chwili było bez znaczenia.
Po 4 latach wróciliśmy z otchłani na swoje miejsce. Misja skończona.
***
Mam ogromny dylemat czy kontynuować dalej grę czy nie zacząć czegoś nowego. Może rozegram jeszcze jeden sezon w e-klasie, ale w tym momencie nie obiecuję.
Dzięki wszystkim którzy czytali bloga przez ostatnie trzy sezony :) Pozdrawiam!