W przerwie między rozgrywkami do zespołu dołączył - za 85 tysięcy euro z
Guillermo Brown - kolejny utalentowany nastolatek: 16-letni wówczas prawy pomocnik
Alfredo Avalo oraz doświadczony 30-letni napastnik
German Denis, który do Argentyny wrócił po tym, jak włoskie
Udinese nie przedłużyło z nim kontraktu.
A skoro przyświecała mi zasada, że kto stoi w miejscu, ten się cofa, niczym zaskakującym było to, że podczas sparingów zrezygnowałem z klasycznego ustawienia 4-5-1 na rzecz
diamentowego 4-5-1, które w założeniach miało sprawić, że najmocniej obsadzona w moim zespole pozycja
środkowego ofensywnego pomocnika będzie również tą najbardziej eksploatowaną. Zwłaszcza środkowy ofensywny pomocnik, który miał być rozgrywającym, a w sprzyjających warunkach grać jako
klasyczna 10.
Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby na podstawie sparignów wywnioskować, że
Facundo Parra raczej zbyt dużo sobie w
Fazie Zamknięcia nie pogra, bo pozycja podstawowego napastnika przeznaczona była dla sprowadzonego niedawno
Denisa, który w przedsezonowych spotkaniach prezentował się bardzo dobrze zdobywając połowę wszystkich strzelonych przez Independiente w tych meczach goli.
Kiedy więc na początku drugiej połowy pierwszego meczu w
Torneo Clausura przeciwko
San Lorenzo German Denis opuścił boisko na noszach,
Facundo nie miał innego wyjścia jak pokazać się z jak najlepszej strony. Trzeba było mu oddać, że się starał i strzelając gola został jednym z lepszych aktorów tego widowiska.
Pomeczowa diagnoza lekarska kontuzji Germana Denisa (złamana kostka) pokrzyżowała moje niecne plany uczynienia z niego głównego atakującego ekipy Independiente, ale wcale nie oznaczało to, że Parra mógł grać teraz z mniejszym zaangażowaniem, wręcz przeciwnie - w każdym meczu musiał udowadniać, że gra nie tylko dlatego, że jego kolega wypadł ze składu na 3 miesiące.
Nowa taktyka przenosiła ciężar gry Independiente ze skrzydeł do środka pola, w którym grający tuż za plecami napastnika wysunięty rozgrywający miał duże pole do popisu, a dodać należy, że grający na tej pozycji
Patricio Rodriguez wyglądał na bardzo zadowolonego z tego, że to od niego zależy gra
Diablos Rojos i odwdzięczał się świetną grą. W spomnianym wyżej spotkaniu nie tylko strzelił gola, ale również asystował przy trafieniu
Parry, a w następnym meczu przeciwko Banfield (
2:1) dołożył kolejne dwie asysty przy golach obrońcy
Matheu.
Celem minimum w
Copa Libertadores było wyjście z grupy, a po wylosowaniu brazylijskiego
Cruzeiro, meksykańskiego
Monarcas Morelia i boliwijskiego
Oriente Petrolero inny scenariusz uznany byłby za blamaż. I choć pierwszy mecz w Belo Horizonte nie zakończył się po myśli kibiców Independiente (
1:0 dla
Cruzeiro), wszyscy głęboko wierzyli w awans - choćby z drugiego miejsca.
TO IDZIE MŁODOŚĆ
Nowa taktyka pozwoliła nie tylko wykorzystać potencjał już co bardziej doświadczonych piłkarzy, ale dała również możliwość na ogrywanie utalentowanej młodzieży. I jeśli mówię młodzieży, to dokładnie to mam na myśli, gdyż
Maximiliano Valente w tamtym czasie miał 17 lat, a
Sergio Valdes był od niego o całe 5 miesięcy młodszy. Tak młody wiek nie przeszkodził im w niektórych spotkaniach dominować wydarzeń na boisku, jak na przykład w ligowym meczu przeciwko
All Boys (
4:1), gdzie grający całe spotkanie Valente, zaliczając asystę i zdobywając gola został graczem meczu, a Valdes - wchodząc na boisko po przerwie - również zakończył z takim samym dorobkiem, stając się najmłodszym strzelcem gola w Primera Division w tamtym sezonie. I choć świetne występy przeplatali trochę gorszymi, nadal dostawali szanse na pokazanie się, a ten pierwszy nawet na dłużej zadomowił się w pierwszym składzie.
Gra
El Rojo z meczu na mecz wyglądała coraz lepiej,
Rodriguez dzielił i rządził na boisku, skutecznością popisywał się
Parra. Z prawej strony defensywy dobrze ze swoich obowiązków wywiązywał się wypożyczony z
Gremio Porto Alegre Sergio Bueno, który wskoczył do składu po tym jak we wspomnianym meczu z
Banfield Eduardo Filippini złamał kość śródstopia i musiał pauzować przez 4 miesiące. Nawet grający z konieczności na lewej obronie
Gabriel Milito spisywał się przyzwoicie (podstawowy lewy obrońca
Adrian Argacha złamał rękę i wypadł ze składu na 6 tygodni). I nawet porażka z
Boca (
0:1) na własnym boisku nie zmąciła dobrych nastrojów, bo oprócz tego Independiente notowało dobry wynik za dobrym wynikiem. Jednak taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie.
PRZETRWAĆ TRUDNE CHWILE
Zadyszka musiała kiedyś dopaść
Diablos Rojos,
ale na szczęście nie stało się to w najważniejszej części sezonu ani też niemoc nie dopadła wszystkich zawodników jednocześnie. Najpierw był mecz przeciwko
Estudiantes La Plata, gdzie
Bueno spóźnił się z wślizgiem w polu karnym. Pech chciał, że była to 90. minuta spotkania i nie było czasu na odrobienie strat (
1:2). Starcie z
Arsenalem de Sarandi skończyło się remisem (
2:2) tylko przez błędy
Milito (nota 5.1...), zresztą Gabriel zawsze był dla mnie tykającą bombą, więc z każdym meczem dojrzewała we mnie decyzja co do jego przyszłości. Mecz z Lanus (
1:2) zawalił
Fabian Assmann przepuszczając do siatki 2 z 3 celnych strzałów
Mariano Pavone. Całe szczęście, że mecz u siebie z
Cruzeiro w
Copa Libertadores (
0:1) był już tylko formalnością, bo w grupie D
wszystko było już jasne. Świetne mecze w CL rozgrywał Rodriguez i Parra - ten pierwszy asystował, a ten drugi strzelał i po meczach grupowych miał 5 trafień.
Mecz z
Rosario Central (
0:0) pokazał, że drużyna dołek formy ma już raczej za sobą, a od porażki gości uratował jedynie bramkarz
Jorge Broun (ocena 8.5, nota bene po sezonie przeszedł do
Juventusu Turyn za 7,25mln euro), ale trzeba było coś szybko wymyślić, gdyż w meczu z Cruzeiro kontuzję znowu złapał Argacha, a po meczu z Rosario Central Carlos Matheu, środkowy obrońca, który grał z prawej strony defensywy też nabawił się urazu i powstał problem z lewej strony (przeciwko Rosario grał tam nominalny prawy obrońca Bueno) i w środku obrony, a kolejny mecz to już spotkanie w drugiej rundzie Copa Libertadores przeciwko brazylijskiemu
Botofago, a następnie derby
Clasico de Avellaneda przeciwko
Racing Club w
Torneo Clausura.
PRZEWROTNE KOLEJE LOSU
Zmiana taktyki nie wpłynęła zbyt dobrze na pozycję, podstawowego dotychczas piłkarza Independiente, skrzydłowego
Osmana Ferreyry. W poprzednim systemie gry, lubiący szaleć na bokach boiska Osman mógł liczyć na występy od pierwszych minut, a w Turnieju Zamknięcia 2013 musiał się zadowalać przeważnie wejściami z ławki. Duża ilość kontuzji sprawiła, że dostał swoją szansę w jednym z ważniejszych meczów w sezonie, lecz nie w dobrze znanej sobie ofensywie, a na lewej obronie.
Kiedy w 6. minucie Botofago objęło prowadzenie po strzale
Sebastiana Abreu, wydawało się, że decyzje personalne podjęte przed tym meczem były nietrafione. Nic bardziej mylnego. Od tego momentu to
Diablos Rojos wzięli się do roboty, a brazylijczycy przypominali o sobie tylko poprzez groźne kontry. W 38. minucie
Rodriguez świetnym podaniem uruchomił będącego na lewym skrzydel
Nuneza, a te z dużej odległości huknął nie do obrony. 4 minuty później
Rodriguez znów podał do
Nuneza, a ten idealnie obsłużył
Parrę dzięki czemu to Independiente schodziło na przerwę prowadząc
2:1.
Na drugą połowę gospodarze wyszli niezwykle zmotywowani i już w pierwszej akcji rozklepali obronę gości: Villafanez z prawego skrzydła podał do środka do Rodrigueza, który przerzucił piłkę na lewe skrzydło do Nuneza, a ten wypuścił na wolne pole wybiegającego mu zza pleców Ferreyrę, który idealnie dośrodkował do wbiegającego w pole karne Parry, który nie zwykł marnować takich okazji.
3:1! Pozostałe akcje przeprowadzane przez jedną i drugą drużynę były równie dynamiczne, ale wynik już nie uległ zmianie.
Ryzykowne zagranie ze skrzydłowym na obronie wypaliło i Ferreyra po meczu dostał za zadanie trenować grę na nowej pozycji.
W kolejnym meczu, jako że wykurował się Argacha, Ferreyra nie zagrał od pierwszej minuty, ale dostał szansę zdobycia doświadczenia na nowej pozycji i można powiedzieć, że progres w jego grze akurat w tym sektorze boiska był widoczny - czego o grze
Milito powiedzieć nie można, ale o tym za chwilę, bo wcześniej był rewanż z Botofago, w którym
Assmann zachowując czyste konto został graczem meczu, a samo spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, dzięki czemu Independiente awansowało do ćwierćfinału, w którym zmierzyło się z chilijskim
Colo Colo.
Zanim do tego jednak doszło
El Rojo odpadli w ćwierćfinale Pucharu Argentyny po rzutach karnych z
Huracan oraz przegrali ligowe spotkanie u siebie
0:1 z
Velez tym samym definitywnie pozbawiając się szans na mistrzostwo
Torneo Clausura. Do osiągnięcia obu wyników walnie przyczynił się
Milito popełniając tragiczne błędy w obronie. Gdybyż tylko wszyscy środkowi obrońcy byli zdrowi...
Paradoksalnie jednak dzięki tym porażkom Independiente całkowicie mogło się skupić na Copa Libertadores, co nie było bez znaczenia, gdyż mecze ligowe i ćwierćfinał CL pod koniec maja były rozgrywane co 2-3 dni.
Pierwszy mecz ćwierćfinałowy przebiegał pod dyktando Independiente. To Czerwoni atakowali i mieli więcej z gry, ale chilijczycy byli dobrze zorganizowani i trudno było się przebić przez ich defensywę. Jednak drużyna z Argentyny miała w swoich szeregach będącego w świetnej formie
Patricio Rodrigueza, który dwa razy świetnymi zagraniami oszukał graczy gości i wypracował bramki, które strzelili
Nunez i
Villafanez, a cały mecz zakończył się wynikiem
2:1.
Rewanż był już bardziej wyrównany choć początkowo wydawało się, że Independiente już zapewniło sobie awans po pierwszym kwadransie gry, kiedy to po bramkach
Milito (a jednak...) i
Parry (asysta
Ferreyry) prowadziło
2:0. Colo Colo zdążyło się podnieść i wyrównało jeszcze przed przerwą. Również przed przerwą znowu połamać (tym razem żebra) zdecydował się wracający po kontuzji
Carlos Matheu. I tyle by było z alternatywy dla Milito... Wynik spotkania nie uległ już zmianie i awans do półfinału stał się faktem. A tam czekało już brazylijskie
Palmeiras.
Ostatnie mecze Fazy Zamknięcia były już tylko przykrym obowiązkiem, dlatego też nikt nie przejął się dwoma remisami (
1:1 z
River i
0:0 z
Atletico Rafaela) i jednym zwycięstwem
1:0 z
Belgrano oraz piątym miejscem na finiszu rozgrywek. Wszyscy z niecierpliwością czekali na decydujące meszcze w
Copa Libertadores.
PUCHAROWA CHWAŁA
Nikt łatwego meczu się nie spodziewał, niby jest to truizm, ale w półfinałach najbardziej prestiżowych rozgrywek kontynentalnych nie ma przypadkowych drużyn. Dlatego też miało to być jedno z najtrudniejszych spotkań w tym sezonie i właśnie takie ono było. Choć spodziewałęm się wielu ataków i zaciętej obrony i z jednej i drugiej strony, to mecz przerodził się w twarde, męskie widowisko, w którym sędzia pokazał 8 żółtych kartek. Jednak to w Independiente na lewej obronie grał
Osman Ferreyra, po którego to strzale w 40. minucie z rzutu wolnego piłka odbiła się od gracza gości i myląc bramkarza wpadła do siatki. I to również Ferreyra bezbłędnie wykonał rzut karny, który został podyktowany w 64. minucie po faulu na Parrze. W pełni zasłużone zwycięstwo!
Rewanż miał się rozpocząć od huraganowych ataków Brazylijczyków, ale już w 4. minucie
Patricio Rodriguez został zahaczony na połowie przeciwnika, a perfekcyjnym rzutem wolnym popisał się
Ferreyra.
Parra mógł spokojnie przymierzyć i strzelił głowną na
1:0. Palmeiras wyrównało już w 22. minucie po strzale
Klebera, ale pomimo dalszych ataków do przerwy wynik się nie zmienił. Po przerwie gra się zaostrzyła i tym razem sędzia też musiał temperować zapędy piłkarzy żółtymi kartkami (10 w całym spotkaniu). Independiente broniło się dzielnie do końca i czasem kontratakowało, ale wynik już się nie zmienił.
1:1.
Osman Ferreyra po raz drugi z rzędu graczem meczu.
Independiente w finale
Copa Libertadores!
A tam
Independiente -
Racing Club. Derby Clasico de Avellaneda.
Jeden obraz wart tysiąca słów
I ten wynik - pomimo kiepskiej oceny - nie jest winą Assmanna. To Milito sadził takie babole w obronie, że aż trudno było w to uwierzyć. Tym meczem definitywnie przesądził o swojej przyszłości. Rewanż nadal nie był formalnością (choć Milito miał nie zagrać), bo przecież wiadomo, że derby rządzą się swoimi prawami. 21 - 9 w strzałach i 11 - 4 w celnych dla Independiente. Ferreyra nadal w formie.
Od 13. minuty to Racing prowadził
1:0 po strzale
Bielera i w tym meczu to on miał zdecydowaną przewagę (20 - 10 w strzałach, 6 - 3 w celnych), jednak gracze
La Academia nie potrafili się wstrzelić w bramkę. Za to
El Rojo - pomimo dłuższego utrzymywania się przy piłce - nie potrafili sobie stworzyć dogodnych sytuacji do zdobycia bramki. Aż do 83. minuty, kiedy to Rodriguez popisał się świetną indywidualną akcją zakończoną precyzyjnym, technicznym strzałem i Independiente nie wypuściło już tego "zwycięskiego remisu" z rąk.
Pierwsze zwycięstwo
Club Atletico Independiente w
Copa Libertadores od 1984 roku i ósmy tryumf w tych rozgrywkach stały się faktem. Klub potwierdził, że przydomek
El Rey de Copas -
Króla Pucharów - nie należy mu się bezpodstawnie.
11-stka sezonu w Copa Libertadores
Najlepszy piłkarz Copa Libertadores 2013
Najlepszy Strzelec Copa Libertadores 2013
Najlepsza 11-stka Independiente w sezonie 2012/13
.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ