Poprzedni sezon nie był jakoś szczególnie udany dla
Independiente, bo zdobycie mało prestiżowego
Recopa Sudamericana do jakichś wielkich tryumfów zaliczyć się nie dało. Przyczyn słabszej postawy
Diablos Rojos można było upatrywać w niezbyt wysokiej formie i zaangażowaniu bramkarza
Fabiana Assmanna, który z braku godnego dla siebie konkurenta nie musiał dawać z siebie wszystkiego. Drugim powodem mogły być moje działania jako menedżera.
Ameryka Południowa i rozgrywki w lidze argentyńskiej zaczynały mnie już trochę nużyć, dlatego - z uwagi na kiepską postawę i niezbyt dobre mniemanie zarządu o aktualnym menedżerze - wyrażałem chęć poprowadzenia
Śląska Wrocław, nawet dwa razy otrzymałem propozycję kontraktu od klubu z Dolnego Śląska, ale po krótkim namyśle dochodziłem do wniosku, że moja misja w Avellaneda nie dobiegła końca. Ostatnią, trzecią, propozycję kontraktu zarząd wrocławskiej drużyny przedstawił na początku czerwca 2015 roku, ale już byłem zdecydowany, żeby przeprowadzić ekipę
El Rojo przez tę ostatnią drogę, kiedy jeszcze zły kredyt bankowy będzie zżerał zdecydowaną większość (jeśli nie całość) dochodów klubu. Postanowienie to zostało rozciągnięte na kolejny rok i przedłużyłem konktrakt do 30 czerwca 2016 roku. Miał być to mój ostatni sezon jako głównodowodzącego Independiente.
MĄDRZE ZARZĄDZAĆ
Kredyt został spłacony, ale stare przyzwyczajenia zostały. A może to po prostu zdrowy rozsądek? Jednakowoż muszę przyznać, że długo się nie zastanawiałem nad zatwierdzeniem oferty, w której to brazylijskie
Palmeiras zaproponowało
5 mln euro za półroczne wypożyczenie naszego podstawowego środkowego obrońcy, zwycięzcy
Copa America 2015 z ekpią Argentyny,
Leonela Galeano. Na roczne wypożycznie do
Liga de Quito za
3 mln euro powędrował także rezerwowy
Kuffour, a za
350 tysięcy opuścił nas bezużyteczny drugi bramkarz
Valery Novitskiy. Pozbyłem się też zjadaczy pensji -
Leonela Nuneza i
Pablo Batalli.
Za to do klubu dołączyli młodzi, utalentowani - alternatywa dla
Assmanna,
Roberto Reyes, dwóch perspektywicznych obrońców:
Lorenzo Martella i
Pablo Herraez. Warto dodać, że wszyscy trzej zdążyli już pokazać się na argentyńskich boiskach, więc odpadał czas potrzebny na aklimatyzację oraz ich przydatność dla klubu nie była wielką niewiadomą. Skład uzupełniał ściągnięty na zasadzie wypożyczenia z
FC Porto Juan Itrube.
Wszystkie te trasnfery pozwoliły klubowi odetchnąć finansowo. Po ciężkiej pod tym względem końcówce sezonu 2014/15 nareszcie można było się cieszyć stabilnym budżetem - około 10 mln euro na plusie.
MĄDRZE GRAĆ
Zdając sobie sprawę z solidności mojej formacji defensywnej, chciałem żeby
Independiente grało spokojnie i za bardzo nie forsowało tempa. Kreatywność i błyskotliwość graczy ofensywnych (zwłaszcza
Patricio Rodrigueza) miała zapewnić wsytarczającą liczbę bramek do wygrania każdego spotkania. Początek rozgrywek w
Torneo Apertura był bardzo udany, co prawda zremisowaliśmy dwa mecze, które powinniśmy wygrać (vs
Banfield 1:1; vs
Rosario Central 1:1), ale znowu były to pechowe remisy, albo znowu brak koncentracji u
Assmanna. Świetną formę prezentował
Lucas Villafanez szalejąc pod bramką rywali, asystując i samemu strzelając gole. Nie dawał o sobie zapomnieć 30-letni już
Facundo Parra, który nadal zdobywał ważne bramki (hattrick w pierwszym meczu rundy wstępnej
Copa Sudamericana) lecz w miarę upływu czasu musiał ustępować miejsca chyba bardziej od niego utalentowanej młodzieży, ale to nie tylko ze względu na wiek, a raczej na coraz częstsze marnowanie setek i obijanie piłką kibiców na trybunach.
Chwilę grozy przeżyłem w rewanżowym spotkaniu 1. rundy
Copa Sudamericana przeciwko peruwiańskiemu
Club Alianza Lima. W pierwszym meczu przeciwnicy praktycznie nie istnieli, oddali tylko jeden strzał na naszą bramkę, który i tak został zablokowany, więc
4:0 dla
El Rojo wyglądało na najniższy wymiar kary, a sam rewanż wydawał się być formalnością. Kiedy jednak po 37 minutach to
Alianza prowadziła
4:0 oddając
3 celne strzały (gol samobójczy
Galvana) było jasne, że niezbyt fortunnie wybrałem mecz, w którym na bramce miał zadebiutować
Roberto Reyes. Cała obronoa - widocznie zbyt rozluźniona - grała tragiczne zawody, więc całej winy nie można zrzucać na bramkarza. Całe szczęście ostra bura w szatni poskutkowała i Alianza nie zdobyła już ani jednego gola, a my przypieczętowaliśmy awans do ćwierćfinału (w którym los przydzielił nam
Boca) strzelając dwa.
Reyes na swoje kolejne szanse musiał jeszcze poczekać.
Wszyscy uznali poprzedni mecz za wypadek przy pracy, a w świetle kolejnych wyników w lidze (vs
Lanus 2:0; vs
Newell's 4:0) tylko utwierdzili się w tym przekonaniu. Nic dziwnego, że przed pierwszym ćwierćfinałem w
Pucharze Południowoamerykańskim na stadionie
Libertadores de America panował optymizm i nawet odwieczny rywal
Boca Juniors nie mógł go zmącić. Przewidywania kibiców sprawdziły się:
Independiente grało tak, że
Boca nie istniało, a gdyby nie ich bramkarz
Agustin Orion, zaliczka przed rewanżem byłaby większa niż
tylko 1:0.
Za to w rewanżu równie dobrze nie zagrał
Fabian Assmann i po dwóch celnych strzałach w pierwszej połowie to
Xeneizes prowadzili
2:0. W drugiej części spotkania znowu
Agustin Orion zatrzymywał piłkę w nieprawdopodobnych sytuacjach i znowu był najlepszym piłkarzem całego meczu, więc to
Boca Juniors awansowało do półfinału. W międzyczasie przegraliśmy również w
Derby Clasico de Avellaneda (vs
Racing Club 1:2), a porażki z największymi rywalami nigdy nie przechodzą bez echa i nastroje wokół klubu zmieniły się diametralnie.
NIE DAĆ SIĘ PONIEŚĆ EMOCJOM
Brak przewidywalności w grze
Assmanna sprawił, że postanowiłem po raz drugi postawić na młodego
Reyesa i tym razem przymknąć oko na ewentualne gorsze występy. Podobna sytuacja była przy
Parrze (oceny za ostatnie występy: 6,1; 6,3; 6,7; 5,8), który sam sobie zgotował pozycje zmiennika, a w jego miejsce w pierwszym składzie zaczął wychodzić - czyniący na treningach zauważalne postępy -
Reinaldo Vega, który w trzech ostatnich meczach
Torneo Apertura strzelił 4 gole, w tym jednego przeciwko
Boca, któremu zrewanżowaliśmy się za ćwierćfinał
Copa Sudamericana, wygrywając
4:1 i tym samym pieczętując zdobycie
Mistrzostwa Fazy Otwarcia 2015. A w Avellaneda, po chwilach smutku, znowu nastąpiła euforia.
Piłkarzem Roku 2015 w Argentynie został
Patricio Rodriguez, który grał równo, czasem porywająco, przez cały rok i w 50 występach strzelił 15 goli i zaliczył 16 asyst. O nagrodzie
Argentinian World Player of the Year nie ma co dużo wspominać, bo chyba dopiero po przejściu na emeryturę
Lionela Messiego ktoś inny zgarnie to wyróżnienie.
Kolejne trofeum do gabloty
Króla Pucharów dołożone, ale teraz należało dołożyć wszelkich starań, aby w drugiej cześci sezonu nie przytrafił się żaden dłuższy spadek formy, który mógłby zadecydować o być albo nie być w o wiele bardziej prestiżowych rozgrywkach.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ