Pojawiam się w klubie po raz pierwszy od podpisania kontraktu. Nie mogę zdradzić Wam, jak tu trafiłem – jestem postacią tajemniczą i tak naprawdę mało kto do tej pory o mnie słyszał. Prezes wita mnie serdecznie, wskazuje fotel, częstuje kieliszkiem najlepszego szampana. Opowiada mi o historii, wspomina największe osiągnięcia i klubowe legendy. W końcu przechodzi do sedna i pyta o szczegóły finansowe oraz cele na zbliżający się sezon. Jestem pewny siebie. Zapowiadam walkę o puchary – tak naprawdę celuję w mistrzostwo już w pierwszym sezonie, ale staram się zachować pozory skromności. To samo robię kilka godzin później na konferencji prasowej. Siedzę spokojnie i odpowiadam na pytania. Nie popisuję się, nie obrażam, nie wychodzę z trzaśnięciem drzwi, obiecuję za to ofensywną, atrakcyjną grę. Na twarzach zgromadzonych dziennikarzy widzę zdziwienie, ale nie mają powodu mi nie wierzyć. Ja tylko się uśmiecham – wiem, że słowa dotrzymam.
Klub nie jest wielki, ale niczego w nim nie brakuje. Gdybym jednak czegoś potrzebował – nie martwię się na zapas. Mam swoje sposoby. Na razie wszystko przebiega tu normalnie, przeciętnie, lecz już niedługo to się zmieni. Nie jestem bowiem przeciętnym menedżerem. Mogłem przecież wybrać bogaty zespół z ambicjami, może niekoniecznie z europejskiej czołówki, ale będący w stanie bez problemu się do niej dostać, z hojnym prezesem i świetnym zapleczem infrastrukturalnym. Nie muszę. Z moimi zdolnościami z góry wiem, że poradzę sobie wszędzie. Na konferencji zdradziłem, że zamierzam przebudować drużynę od piwnicy aż po strych. Nie kłamałem. Planuję zostać alfą i omegą. Chcę zapanować nad wszystkim. I wszystko zmienić.
***
Spotkałem się ze sztabem szkoleniowym i asystentem. Nie przekonali mnie. Potrzebuję przecież perspektywicznych fachowców, którym nie będę musiał patrzeć na ręce, a tymczasem mam do czynienia z gromadką przypadkowo przypisanych swoim rolom ludzi. Trener przygotowania fizycznego myśli, że zna się na swoim fachu, a tak naprawdę nie ma o tym pojęcia. Trener defensywny ma się za ofensywnego, ofensywny – za defensywnego. Fizjoterapeuta posiada mierne zdolności medyczne. Scouci nie potrafią określić właściwie umiejętności ani potencjału gracza. Zwalniam ich. Nowych współpracowników nie dobieram w ciemno. Za pomocą specjalnych testów psychologicznych potrafię oszacować, jak konkretne cechy trenera będą przekładać się na jego pracę. W końcu kompletuję sztab o doskonałej efektywności. Nie muszę więcej martwić się o jego poczynania.
***
Pierwsze sparingi mnie rozczarowały. Teraz to dostrzegam – nie tylko sztab szkoleniowy jest do wymiany. Moi obecni piłkarze są słabi, niezdolni do osiągnięcia ze mną jakiegokolwiek sukcesu. Nie grają z finezją, polotem, pewnością siebie, nie realizują mojej taktyki. Oni nie mają tu przyszłości. A przecież wszystko robię z myślą o niej – dlatego muszę sprowadzić chłopaków, którzy zagwarantują mi sukces. To dla mnie nie problem. Z rekomendacji innych menedżerów znam takich wielu. Ich imiona, nazwiska, umiejętności i potencjał. Obecne oraz przyszłe mocne strony. Posiadam dostęp nawet do utajonych informacji, dzięki czemu potrafię bez problemu poznać ich lojalność czy podatność na kontuzje. Wiem też, ile muszę zaoferować, by kupić ich bez zbędnych negocjacji. Co za oszczędność czasu.
Pomyłka mi nie grozi. Mam stuprocentową pewność, że chłopcy z mojej listy nie okażą się transferowymi niewypałami. Nie tylko wiem, jak mogą się rozwinąć, ale też, że na pewno to zrobią – nie zostawiłbym przecież nieoszlifowanych diamentów w rękach kiepskiego szlifierza, dlatego kazałem trenerom szkolić młodych w określony sposób. Sam nigdy nie uczyłem się o przygotowaniu kondycyjnym czy odnowie. To reżim treningowy, który poznałem na zachodzie. Na własne oczy widziałem, jak w krótkim czasie daje kapitalne rezultaty.
***
Prezes martwi się o pieniądze. Nic nie szkodzi. Mam dar przekonywania. Kilka słów, drobnych gestów, uścisk dłoni i facet jest mój. Wystarczyło, że trochę mu posłodziłem – teraz on będzie słodził mi.
Zawsze mogę przekonać też znajomego, którego dopiero co zatrudnili w bogatym klubie, żeby kupił ode mnie największą ofermę za grube miliony. To ofiara losu, zgodzi się bez wahania. Może też sprzeda mi którąś swoją gwiazdę za śmiesznie niską kwotę. Pewnie za coś takiego wyleją go tego samego dnia, ale to już nie moja sprawa.
Drużyna nareszcie mnie satysfakcjonuje – trochę musiałem popracować, by móc w pełni się nią cieszyć. Najpierw miałem problemy z pozwoleniami na pracę. Wykonałem jednak kilka telefonów i od tej pory urzędnicy nie będą dłużej nękać sprowadzanych przez nas piłkarzy. Nieco trudniej było wpłynąć na komisję ligi, tak aby zniosła limit obcokrajowców. Wykorzystując bliską znajomość z pewnym ważnym członkiem komisji, nakłoniłem go do przeforsowania tej zmiany "w trosce o przyszłość ligowej piłki". Udało się – teraz mogę kupować kogo chcę i grać kim chcę. Czy nie wspominałem już, że mam dar przekonywania?
Martwiły mnie też kontuzje. Gdyby moje talenty dalej łapały je tak często, mogłoby to nawet zahamować ich rozwój. Zaapelowałem więc do wszystkich o piętnowanie brutalności i wzajemny szacunek do przeciwnika. Podziałało – agresja na boiskach zmalała, długoterminowych urazów jest jak na lekarstwo. Moja kadra ma się świetnie.
***
Wchodząc do szatni czuję, że jesteśmy gotowi na odnoszenie sukcesów. O przeprowadzenie rozmowy motywacyjnej proszę asystenta. Z reguły dobrze wywiązuje się z tego zadania, ale gdyby z jakiegoś powodu zawiódł – nic nie szkodzi, dzięki podręcznikowi psychologii mogę bez problemu określić, jaka przemowa będzie dla drużyny optymalna. Spontaniczność w takich sytuacjach odpada – trzymając się żelaznych reguł sprawiam, że wszyscy zawodnicy wierzą w siebie, są zmotywowani i zadowoleni. Niech rozpocznie się mecz!
Spotkanie trwa. Choć statystyki podkreślają naszą dominację, to przeciwnik pierwszy strzela bramkę. Pokrzykuję na chłopaków. Skąd wiem, co im doradzić spod linii bocznej? Nie eksperymentuję. Za każdym razem w określonej sytuacji doradzam im to samo, nauczony doświadczeniem postępujących w podobny sposób innych szkoleniowców. Wolę nie próbować niesprawdzonych rozwiązań, których rezultatów nie da się przewidzieć.
Niestety, mimo usilnych starań, pech nas nie opuszcza. Sędzia kończy mecz. Przegrywamy.
***
W nocy nie śpię, leżę załamany. Przeżywam chwilę zwątpienia. Dlaczego mi nie wychodzi? Co jeszcze robię źle? Czego nie dopilnowałem? Mam najlepszy sztab, rozwijający się zespół, przychylność prezesa i zasady ligowe wedle potrzeb. Czy to możliwe, że zawodzi moja taktyka? Byłem pewien, że z takim zapleczem ów element jest już tylko formalnością. Że chłopcy zatańczą niezależnie od tego, w jaki sposób im zagram. Myliłem się? Poświęciłbym wszystko, byleby poznać prawdę. W końcu zasypiam.
W nocy odwiedził mnie diabeł. Zaproponował mi wymianę: moja dusza w zamian za najlepszą taktykę na świecie. Taką, która bezlitośnie wykorzystuje największe mankamenty w piłkarskiej naturze. Nie lekceważę diabelskich mocy. Skuszony obietnicą świetnych wyników i widowiskowej gry, sprzedaję duszę za najlepszy plan taktyczny na świecie. Dopiąłem swego. Moja taktyka pochodzi prosto z piekła. Teraz już nic nie może mi przeszkodzić.
***
Wszystko idzie jak po maśle. Taktyka działa, strzelamy mnóstwo goli, największy popłoch siejąc przy rzutach rożnych. Wygrywamy mecz za meczem, kibice i zarząd są szczęśliwi, prasa pisze o mnie w samych superlatywach. Moja gablota powoli zapełnia się trofeami. Patrzę na to przyjemnością, odliczając czas do kolejnych wielkich spotkań.
Aż któregoś dnia, z nieznanych mi przyczyn, coś ponownie szwankuje. Pewien ważny mecz nie układa się jak należy – wbrew logice tracimy bramki, minuty upływają, a ja, mimo usilnych starań, nie potrafię temu zaradzić. Dlaczego? Co jeszcze robię nie tak?! Przecież mam wszystko co najlepsze! Jestem najlepszy! Muszę być najlepszy!
Odczuwam żal z powodu niesprawiedliwości losu, która właśnie się dokonała. Czuję, że powinienem to naprawić. Zamykam oczy i staram sobie wmówić, że to był tylko zły sen, zwykłe przywidzenie. W ten sposób odkrywam w sobie nową zdolność – potrafię cofać czas do wybranego momentu, pozwalając napisać życiu nowy, sprawiedliwy scenariusz. To naprawdę działa, choć nie zawsze jest takie łatwe. Wkrótce zaczynam bowiem dostrzegać, że przeznaczenie próbuje oszukiwać mnie częściej. Zazwyczaj błędną symulację traktuję jako jedną anomalię na dziesięć, która normalnie nigdy nie miała by miejsca. Czasami jednak rzeczywistość potoczy się źle nawet dziesięciokrotnie, a dopiero za jedenastym podejściem powstanie właściwy rozwój wydarzeń. Resztę puszczam wtedy w niepamięć – jest ich tak wiele, że rozmazują mi się między sobą, przyćmione przez ten wyjątkowy przebieg, nadający teraźniejszości więcej barw.
***
Od jakiegoś czasu przeznaczenie stoi po mojej stronie. Praktycznie przestałem cofać czas. Już nie muszę tego robić – wszystko w klubie rozwinęło się do maksimum i działa jak w dobrze naoliwionej maszynie. Gablota z trofeami jest od dawna pełna, a przed stadionem mojego imienia kibice postawili mi pomnik.
To rzeczywistość, w której jestem Bogiem. Stworzyłem ją. Wiem tu wszystko. Mogę wszystko. Czuję się niezwyciężony.
Tylko czasami, w nocy, stają mi na moment przed oczami scenariusze, które przez te wszystkie lata odrzuciłem. Uspokajam wtedy sam siebie pytając – czy właśnie nie tak jak teraz powinno być? Czyż nie takie było moje przeznaczenie? Jeszcze raz analizuję po kolei całą swoją karierę. Zatrudniłem najlepszy możliwy sztab. Ściągnąłem gwarantujących sukces zawodników i poddałem ich niezawodnemu treningowi. Przekonałem prezesa do odważnych inwestycji, a komisję ligi i rywali do będących mi na rękę zmian. Zawodników motywowałem według najlepszych wzorców. Wreszcie wynegocjowałem taktykę od samego diabła. Nie było nikogo, kto odmówiłby mi wsparcia –
wszyscy, nawet czas, sprzyjali mojej osobie. Jeśli to nie jest przeznaczenie, to co nim jest?
W poszukiwaniu potwierdzenia jeszcze raz spojrzałem na marmurowy symbol moich sukcesów. Od tej pory jego widok zawsze napełnia mnie spokojem. I tylko diabeł czasem szepcze mi wtedy złośliwie do ucha:
Komu tak naprawdę go zawdzięczasz? Nam czy sobie?
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ