Manifesty użytkownika Shrynet przeczytało już 10937 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Większość kibiców przed dzisiejszymi meczami tylko dobierała przeciwnika Hiszpanii zupełnie ignorując waleczny Paragwaj. Jedynym pytaniem kolejnego mundialowego dnia było to czy naprzeciw dumnych zawodników prowadzonych przez Del Bosque w półfinale stanie Argentyna czy Niemcy. Jacyż my jesteśmy głupi! Jacyż butni i aroganccy byli przedstawiciele Półwyspu Iberyjskiego. Oczywiście przed meczem jeden przez drugiego powtarzali kurtuazyjne mowy, nikt nie przyznawał tego co myśli naprawdę, w końcu wszyscy oczekiwali powtarzanej niczym mantra formuły „Paragwaj będzie groźnym przeciwnikiem”. Jednak ktoś mądry powiedział „nie liczą się słowa, a czyny”, a te wskazały na kompletne zlekceważenie rywali.
Wszyscy byli oślepieni wspaniałym stylem prezentowanym przez Hiszpanów, do nikogo (po za skrzętnie wydzielonym terenem w Ameryce Południowej) nie docierała możliwość porażki Europejczyków, wszyscy zgodnie odhaczyli Paragwaj z turnieju i nikomu nie było w smak dokonywać korekt w myśleniu. Mimo, iż na nieskazitelnym wizerunku drużyny z ojczyzny corridy pojawiła się rysa w postaci Szwajcarii dużo więcej słyszeliśmy o kolejnych rekordach strzeleckich Villi niż o całej ekipie rywali.
Mecz rozpoczął się, minuty mijały, Espana waliła głową w mur, ale przecież to nie możliwe by herosi przegrali, czy zremisowali! To tylko chwilowy kryzys, zaraz geniusz się obudzi. Za to Paragwaj robił na mnie pozytywne wrażenie grając spokojnie, logicznie, mozolnie posuwając się do przodu. W tym momencie to oni ignorowali bajeczną technikę Hiszpanii, której gra rzekomo jest godna poświęcania wielu godzin. Pierwsza lampka w głowie fanatyków „geniuszy” zapaliła się wraz z nie uznaną w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach bramką Valdeza, która mogłaby uciszyć „hiszpańskiego byczka”. Do przerwy pat, 0-0. Widać część graczy skupiła się zdecydowanie bardziej na rozgrywkach klubowych kolokwialnie mówiąc, „olewając” mundial.
W drugiej połowie miało być lepiej, aż przypominała się piosenka ze spotu PO „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”. Niestety lepiej nie było, ba, to znów moi „ulubieńcy” byli bliżsi straty gola. Ewidentny rzut karny po głupim faulu Pique. Na linii jedenastu metrów piłkę ustawił Cardozo. Zmierzył Casillasa wzrokiem i niestety nie pokonał go. Stracił okazję wbicia noża pod żebro pysze. Kilkanaście sekund później sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie, tym razem przed szansą strzelenia z „wapna” miał Xabi Alonso. Ku mojej rozpaczy trafił, jednak sędzia „był z nami” i nakazał powtórzenie. Na szczęście pomocnik madryckiego rogacza trafił wprost w Villara. Emocje wróciły ze zdwojoną siłą. Kumulowały się gdzieś w nieznany miejscu by doprowadzić kibiców do euforii. Czegoś takiego oczekiwałem decydując się poświęcić prawie dwie godziny osobom dumnie zwanym piłkarzami.
Patos jednak wrócił. Przerwał go jednak przebłysk. Niczym błyskawica przy polu karnym Paragwaju nastał Iniesta. Minął jednego, położył drugiego, wreszcie wystawił trzeciemu. Opatrzność sprawiła, że Pedro trafił w słupek, ale w „złym” miejscu dla romantycznego futbolu stał Villa. Jeszcze odrobina nadziei tliła się, gdy piłka trafiła w słupek, umarła dość szybko. Goliat znów zatryumfował. Ku memu zadowoleniu było to przynajmniej pyrrusowe zwycięstwo okupione wysiłkiem i trudem. Była to też kolejna lekcja dla małych, by nie bać się stawić czoła dużym, po prostu wyjść na murawę z pragnieniem osiągnięcia celu i walczyć do utraty tchu. Dali mi też nadzieję, że szansę na puchar ma jeszcze najmniejszy z wielkich półfinalistów – Urugwaj i to im będę zaciekle kibicował. Na pohybel faworytom!
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zadbaj o zgranie |
---|
Dobrze jest nie pozostawiać treningu przedmeczowego na głowie asystenta w trakcie okresu przygotowawczego. Przed sezonem drużyna powinna intensywnie pracować nad zgraniem, podczas gdy asystent często od tego odchodzi. |