część 1.
Kiedy ostatni wieczór finału "UEFA Champions League" wypełniały setki transmisji
telewizyjnych ze stadionu w Monachium, przypomniałem sobie, że dwa miesiące temu
przeprowadziem ciekawy eksperyment...
Real Madryt już wówczas pozostawał za Barceloną, a Jose Mourinho głowił się jak podejść
do kolejnych meczów derbowych (by nie powtórzyła się klęska z rundy jesiennej 2010/2011).
Postanowiłem sprawdzić jak to jest być na miejscu trenera drużyny "królewskich"
w sezonie 2011/2012. Za maszynę czasu i przestrzeni - posłużył mi krążek
z aplikacją o znanym tytule "Football Manager 2012."
Ruszamy więc w czaso-przestrzeń!
Od dwóch lat mieszkałem w Madrycie. Z pracą było krucho, pierwszy rok na zmywaku w restauracji
w pobliżu Stadionu Santiago Bernabeu. Mieszkałem w mieszkaniu sezonowych
pracowników budowlanych. Mały duszny pokój dzieliłem z dwoma rodakami tynkującymi pobliski kościół.
Cieszyłem się, że pracuję do późnych godzin nocnych, bo kiedy wracałem do mieszkania wszyscy
już spali, a kiedy ja wstawałem mieszkanie było już puste.
W tym czasie co miesiąc wysyłałem podania do firmy zarządzającej stadionem "królewskich."
Interesowała mnie każda praca, która pozwoli mi z bliska poczuć zapach murawy tego pomnika
piłkarskiej historii...
Pielęgnacja murawy, sprzatanie toalet, takie funkcje pragąłem objąć by tylko zbliżyć się
do magii klubu tego formatu. Przez rok nie dostawałem nawet odpowiedzi.
Jednak pewnego jesiennego wieczoru, w restauracji było pusto z powodu rozgrywanego meczu
Champions League. Nie była to restauracja "sportowa" tylko elegancka i spokojna.
W taki wieczór zazdrościłem tym, którzy mogą być teraz na stadionie i oddychać atmosferą
widowiska sportowego najwyższej rangi.
Pracy na zapleczu nie było prawie wcale dlatego kierownik poprosił mnie bym pomógł barmanowi
na sali. Zdjąłem więc fartuch pomywacza i ruszyłem na salę.
W klimatycznym przyciemnionym oświetleniu zauważyłem tylko kilka osób na sali.
Jedna rodzina z dwójką dzieci przy większym rodzinnym stole, i w rogu para zakochanych
pewnie nieszczęśliwie ludzi, o czym świadczyły łzy dziewczyny na policzkach.
Przy barze stało czterech mężczyzn w średnim wieku, starali się nauczyć mnie nowych przkleństw
w madryckim slangu. A moje powtarzane sylaby kwitowali rubasznym śmiechem.
Jeden z nich krzyczał coś do słuchawki telefonu. Na przeciwnym krańcu baru starszy pan
wpatrywał się w bezruchu w stojący przed nim kieliszek zaprawionego ziołami brandy "Ponche".
Całość ta tworzyła klimat bardziej przypominający bary z książek Charles'a Bukowskiego
niż madrycki wesoły klimat.
Przebrałem się w strój pracownika dbającego o czystość w biurach przy
Santiago Bernabeu.
Zaopatrzyłem się w magnetyczną kartę pracownika, która była "kluczem" do większości
drzwi w czasie przeznaczonym na sprzątanie. Wlałem do wiadra gorącą wodę z płynem
do "konserwacji powierzchni płaskich." I tak w jednej dłoni trzymając mop'a
w drugiej wiadro na kółkach, ruszyłem na piętro gdzie znajdują się biura pracowników Realu Madryt.
Postanowiłem poczekać aż mrok ogarnął "Estadio Santiago Bernabeu," minąłem
recepcję i po kilku minutach dnalazłem gabinet samego "The Special One."
Biuro nie zaskoczyło mnie nadmiernym przepychem. Panował tam artystyczny nieład.
Na biurku leżał słynny notes...
jednak nie sięgnąłem po niego. Mam szacunek do prywatnych notatek.
Nawet jeżeli jest on własnością Jose Mourinho, człowieka uwielbianego przez jednych
i znienawidzonego przez innych jednocześnie.
Moją uwagę zwróciła wysoka szafa, której uchylone drzwi zapraszały by zajrzeć
do środka. Ujrzałem tam garnitur pana Mourinho. Bez zastanowienia pozbyłem się
swojego niebieskiego kombinezonu, pod którym miałem prawie wyprasowaną koszulę
idealnie pasującą do tej marynarki.
Po chwili wcisnąłem się w marynarkę Jose... Nagle zaszumiało mi w głowie, ostre światło
oślepiło mnie niemal całkowicie...
Nie znalazłem się jednak w sali przesłuchań.
Szumem okazał się tłum fanów na stadionie, a ostre światło to nic innego
jak mocne oświetlenie płyty z Estadio Santiago Bernabeu!
" Wcisnąć się z trudem w garnitur Jose Mourinho
i sprawdzić jak to jest być trenerem dziewięciokrotnego zdobywcy "Champions League"
"Realu Madryt."
Czy naprawdę nie mieli szans by wyprzedzić odwiecznego rywala
w drodze do kolejnego tytułu Mistrza Hiszpanii, czy pucharów Europy?
Na odpowiedź czekałem tylko jeden wirtualny sezon...
Taktyka ma:
Postanowiłem ustawić taktykę na ofensywne 4-4-2
z wysuniętymi skrzydłami. Boczni dośrodkowują, w środku pomocy jeden ofensywny,
drugi bardzo defensywny. Obrona środkowa to mur plus atak przy stałych fragmentach gry.
Polecenia automatyczne. I obiecałem sobie że będę prowadził osobiście jedynie
"Wielkie Derby" czyli mecze z Barceloną
i ewentualnie lokalne derby.
A w Champions League" grają sami - ja wkraczam dopiero na ewentualny finał...
I jak myślicie? Jak potoczył się sezon "królewskich"? No właśnie...
Niebawem ciąg dalszy.
cdn...