To był ciepły, czerwcowy wieczór. Leżałem na wygodnej kanapie, oglądałem mecz fazy grupowej Euro 2008. Towarzyszyły mi jedynie butelki po piwie (w większości puste), wczorajsza sałatka i pilot. Dzień jak co dzień. Było już dobrze po 22, przebywałem w domu sam, więc zamknąłem drzwi wejściowe na klucz i delektowałem się pokazem prawdziwej piłki w wykonaniu Czechów i Turków. Nagle emocjonujące chwile przerwał mi dźwięk dzwonka do drzwi.
- Kto to może być o tej porze...? - zdziwiłem się.
Dyskretnie zbliżałem się, aby otworzyć, zupełnie nie mając pojęcia, któż raczył mnie nawiedzić. Po paru chwilach dzwonek zadzwonił raz jeszcze, wydając intensywniejsze odgłosy. Dało się usłyszeć także głośne pukanie.
- Kto tam? - zapytałem.
- Proszę nie pytać kto, lepiej będzie, jak otworzysz drzwi.
Zamarłem. Stałem jak zamurowany, do głowy przychodziło mi różne dziwne myśli. Nie wiedziałem, co mam zrobić, co odpowiedzieć. Moje tętno było porównywalne z tętnem osoby, która zaraz wykona skok na bungee.
- Radzę otworzyć, to naprawdę nie potrwa długo. - powtórzył tajemniczy mężczyzna.
Spokojnie i powoli przekręciłem klucz. Osoba z drugiej strony gwałtownie szarpnęła za klamkę i otworzyła drzwi.
- Ty! - krzyknął wysoki, ubrany w czarny garnitur z ciemnymi okularami facet. Uśmiechnął się i po chwili milczenia rzekł: - Ty pójdziesz z nami.
Dopiero wtedy zorientowałem się, że za nim stoi dwóch podobnych wzrostem osób, ubranych tak samo.
- Aleeee... O co chodzi? To jakaś pomyłka! Ja naprawdę nic... - starałem się bronić.
Nie zdążyłem dokończyć zdania, kiedy trzech groźnie wyglądając mężczyzn chwyciło mnie, po czym związali, zakleili usta i wrzucili do bagażnika swojego samochodu. Wystraszony pojechałem w nieznanym kierunku.
- Spokojnie, nie bądź taki delikatny. Nic ci się nie stanie! - krzyknął ktoś siedzący na tylnim siedzeniu.
Droga niepokojąco się dłużyła, zupełnie nie miałem pojęcia, kim oni są, czego chcą i dlaczego akurat mnie. Myślałem o wielu rzeczach, ale świadomość, że "chyba nic mi nie będzie" podtrzymywała mnie przy duchu. Byłem cały mokry, chciałem złapać trochę świeżego powietrza, ale taśma na mojej twarzy skutecznie to uniemożliwiała. Po kilku godzinach poczułem, że auto zjeżdża z głównej drogi, a chwilę potem się zatrzymało. Któryś z facetów otworzył bagażnik. Było już bardzo późno, zostałem rozwiązany i zdjęto mi taśmę.
- Słuchaj. To jest miejsce, w którym zostaniesz na długo. Zaprowadzimy cię do tego budynku, a później to już twoja wola, czy chcesz żyć, czy szef każe nam się tobą zająć. Polecamy ci to pierwsze. - tłumaczył mi jeden z nich. - Idziesz z nami i żadnych sztuczek.
- Mógłbym się chociaż dowiedzieć, co to za akcja?
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu. Ktoś na ciebie czeka. - usłyszałem odpowiedź.
Trójka facetów w czerni prowadziła mnie ku wysokiemu, wykonanemu głównie ze szkła wieżowcowi, na którym widniał wykonany złotymi literami napis: GRAVEYARD PLAZA. Weszliśmy do środka, windą pojechaliśmy na piętro. Dotarliśmy do pomieszczenia z numerem 272. Mężczyzna zapukał i otworzył drzwi.
- Szefie, mamy go! - rzekł dumnie.
- Wspaniale, w takim razie dawajcie mi go tu i spadajcie już!
Zostałem wprowadzony do gabinetu, gdzie ktoś już czekał na mnie. Pokój był dosyć przestronny, na ścianach widniały dyplomy, na półkach puchary i medale, a także koszulki piłkarskie. Za wielkim, dębowym biurkiem siedział pewien szczupły gość w średnim wieku.
- Witaj towarzyszu. Zapewne najadłeś się sporo strachu, ale spokojnie, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, nic ci nie powinno zagrozić. - te słowa brzmiały dosyć niepewnie. - Nazywam się BARTOSH!, jestem prezesem klubu piłkarskiego CM Revolution. Nasza drużyna właśnie dostała się do ekstraklasy, kosztem wyrzuconego Zagłębia Sosnowiec. Mamy wszystko, zgraną drużynę, ładny stadion, duże pieniądze. Nie mamy jednego - trenera, który się tym wszystkim zajmie. Słyszałem, że pan, panie...
- Pawisco. Jestem Pawisco.
- A tak, tak, doskonale wiem. No więc, panie Pawisco, doszły mnie słuchy, że parę lat temu skończył pan kurs trenerski i posiada licencję UEFA pro. Szkoda, że nigdzie nie zrobił pan wcześniej kariery, ale postanowiłem, że ja dam panu szansę.
- Nie bardzo rozumiem... - słuchałem go, ale w głowie ciągle miałem wydarzenia sprzed kilku godzin i nie potrafiłem sobie wszystkiego ułożyć.
- Cóż, zostanie pan trenerem mojego zespołu. Nie widzę nikogo lepszego na tą posadę, niestety, nie mam jeszcze, eee... takiej reputacji, aby rozmawiać z ludźmi z nazwiskiem. Rozumiem, że zgadza się pan, chyba nie ma pan innej opcji.
- Ja... No tak... Chyba nie mam. - pamiętałem o ostrzeżeniach czarnego mężczyzny. - Cieszę się, że mogę wrócić do tego, co kocham. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie się dobrze układała.
- Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak będzie. - z uśmiechem na twarzy odparł prezes. - W takim razie jutro... właściwie to już dzisiaj, punkt 8.00 u mnie, dogadamy szczegóły i pójdziesz na trening.
Spojrzałem na zegarek. Było już po 2. Otrzymałem klucze do służbowego mieszkania, a także samochodu, więc szybko udałem się do nowego lokum i poszedłem spać. Ten dzień był naprawdę wyczerpujący i pełen wrażeń. Mam ogromne obawy, że to dopiero początek...
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ