Po pięciu kolejkach możemy być umiarkowanie zadowoleni z naszej pozycji w lidze. Oczywiście liczyliśmy na więcej w dwóch meczach na własnym stadionie, gdzie do tej pory zdobyliśmy tylko jeden punkt, ale na szczęście odbiliśmy sobie to dobrą grą na wyjazdach, gdzie zremisowaliśmy na bardzo trudnych obiektach w Halifax i Chester oraz wygraliśmy ważne starcie z Worcester. Brakuje nam jeszcze trochę zgrania i pewności siebie, ale to przyjdzie z czasem. Na razie chcemy ustabilizować formę i wygrywać jak najwięcej meczów. Jesteśmy na dobrej drodze i wszyscy dążymy do tego samego celu - wygrywania. Widzę w tej drużynie spory potencjał.
- Dawid Podsiadło na konferencji prasowej, 3 września 2012
Po pięciu kolejkach Colwyn Bay znajdowało się na 11. miejscu. Kolejny mecz rozgrywany był już trzy dni po starciu z Worcester. Na Llanelian Road przyjeżdżało znajdujące się na ósmej pozycji Guiseley. Dawid wiedział, że w tym meczu zdarzyć może się praktycznie wszystko, ale po cichu jak zawsze liczył na trzy punkty, bo rywal był jak najbardziej do ogrania. Na lewej obronie debiutował wypożyczony z Sunderlandu Callaghan. Dawid dał odpocząć bohaterowi poprzedniego meczu, Breeze'owi i posadził go na ławce. W ataku zagrali Berkeley z Goodhallem. W środku pomocy kolejną szansę dostał Evans.
Mecz zaczął się bardzo dobrze dla Colwyn Bay. W 15. minucie Goodhall został sfaulowany w polu karnym, a jedenastkę pewnie zamienił na bramkę doświadczony Sinclair. W doliczonym czasie pierwszej części jeszcze jedną okazję miały Mewy, ale po pięknym wejściu prawym skrzydłem Richardsona dobrze interweniował bramkarz Guiseley. W przerwie za poobijanego Evansa wszedł Breeze i była to świetna zmiana - w 74. minucie to właśnie Breeze ładnie podał do Goodhalla, a ten strzałem zza pola karnego pokonał golkipera gości. 2:0 dla Colwyn Bay i czwarty gol w sezonie Goodhalla. Worcester odpowiedziało jednak bardzo szybko - w 78. minucie po zgraniu głową Clarke'a bardzo ładnym strzałem z 15 metrów popisał się Wilson i rywale złapali kontakt. Ostatni kwadrans to właściwie 15-minutowy napór gości, jednak Mewy szczęśliwie dowiozły zwycięstwo do końca. Colwyn Bay - Guiseley 2:1!
W kolejnej kolejce Colwyn Bay gościło siedemnasty Boston United. Przed tym meczem do kontuzjowanych Lei i Hopleya dołączyli Evans (miesiąc przerwy) i Mannix (dwa miesiące). W związku z tym w obronie wystąpił Smyth, a w pomocy McKenna. Dawid dał odpocząć też Goodhallowi, a jego miejsce w ataku zajął Collins.
Pierwsza połowa przebiegła pod dyktando Colwyn Bay, które prowadziło po bramce z 23. minuty, kiedy to Breeze, który rozkręcił się i w końcu zaczął grać na miarę swoich możliwości, zagrał cudowne prostopadłe podanie do Ennisa, a ten pewnym strzałem wykończył koronkową akcję. Niestety tuż przed przerwą strzelec gola doznał kontuzji i musiał zejść z boiska. W 64. minucie fatalny błąd popełnił Sanna, który wypuścił z rąk lecącą prosto do niego piłkę, a do pustej bramki skierował ją Weir-Daley. Chwilę później jednak Mewy znowu prowadziły, gdy po pięknym zagraniu Freemana sam na sam wykorzystał Collins, strzelając swojego pierwszego gola w tym sezonie. W doliczonym czasie gry, gdy wydawało się że trzy punkty znowu zostaną w Colwyn Bay, stało się najgorsze - obrona zaspała, a niepilnowany w polu karnym Reed bez problemu strzelił wyrównującego gola. Po meczu Dawid nie opanował nerwów i używając wielu inwektyw poinformował zawodników co sądzi o takiej grze w końcówce spotkania. Po tym, co wydarzyło się w szatni miał nadzieję, że jego gracze więcej nie popełnią tego samego błędu.
Po meczu okazało się, że Ennis naderwał więzadła kolanowe i nie zagra przez 2-3 miesiące. Dawida irytowała już porcelanowość jego zawodników, ale nie mógł nic z tym zrobić. Jak tak dalej pójdzie, wkrótce będzie musiał grać juniorami.
Po pierwszej w tym sezonie dłuższej, a konkretnie siedmiodniowej przerwie zespół Colwyn Bay wyruszył na wycieczkę do Corby, by zmierzyć się z zajmującym dopiero 20. miejsce w ligowej tabeli miejscowym klubem. Mewy dobrze spisywały się w tym sezonie na wyjazdach, więc wszyscy wierzyli w zgarnięcie pełnej puli. To oczywiście jednak nie miał być łatwy mecz.
O tym meczu można powiedzieć niewiele ponad to, że się odbył. I padła w nim jedna bramka. W doliczonym czasie pierwszej połowy piłka jak po sznurku powędrowała trasą Breeze - McKenna - Goodhall - Berkeley, a ten ostatni wykończył akcję celnym strzałem. Poza tym jednak na boisku nie działo się zbyt wiele i Colwyn Bay zgarnęło cenne 3 punkty. To był już siódmy z rzędu mecz Mew bez porażki, które obecnie zajmowały ósme miejsce i znajdowały się coraz bliżej czołówki.
Ligową szarzyznę przerwał mecz Pucharu Anglii, w którym Colwyn Bay mierzyło się z ligowymi znajomymi z Chester. Dawid nie zamierzał odpuszczać tych rozgrywek i poza rezerwowym bramkarzem Comriem, który miał bronić właśnie w pucharach, wystawił najmocniejszy skład. W tym meczu nie mógł zagrać Smyth, który zatruł się i dołączył do okazałej listy kontujowanych.
Pierwsza połowa była dosyć emocjonująca, ale nie padła w niej żadna bramka. Tuż po wznowieniu gry w drugiej części padł gol dla gości - z rzutu rożnego piłkę wrzucał Baynes, a do siatki trafił Jarman. Po godzinie gry Dawid zareagował i przesunął do ataku dotychczas grającego w pomocy Breeze'a przechodząc na system 4-3-3. Zmiana przyniosła pożądany skutek i Mewy ruszyły do ataku. Bramka wisiała w powietrzu i udało się w 74. minucie, gdy Goodhall w polu karnym wypatrzył niepilnowanego Wilkinsona, a ten skierował piłkę do siatki. W ostatnim kwadransie Colwyn Bay nie spuściło z tonu, ale dobre okazje zmarnowali Breeze i Collins i mecz zakończył się remisem 1:1.
Powtórzenie tego meczu po czterech dniach było ostatnią rzeczą jakiej Dawid i jego zespół teraz potrzebowali. Przetrzebiona kontuzjami kadra wyszczupliła się przez co trener Colwyn Bay nie miał zbyt dużego pola manewru. Pozytywną wiadomością przed tym spotkaniem był powrót do treningów najlepszego napastnika w klubie, Roba Hopleya. Dawid postanowił jednak nie włączać go jeszcze do kadry na ten mecz.
Mecz zaczął się źle dla Mew, gdyż po 18. minutach z boiska z powodu kontuzji zejść musiał filar defensywy Sinclair. W pierwszej połowie nie padła żadna bramka, a najlepszą okazję miał w 23. minucie Lloyd, który jednak zmarnował sam na sam z bramkarzem gospodarzy. Druga połowa zaczęła się wspaniale - w 51. minucie z lewego skrzydła w pole karne wbiegł Collins, przytomnie wycofał na szesnasty metr do niepilnowanego McKenny, ten strzelił w środek bramki, ale mocno i goooooooolll! Colwyn Bay prowadziło 1:0! Kilka minut później McKenna odwdzięczył się Collinsowi pięknym podaniem, ale ten zmarnował stuprocentową szansę. Do końca meczu Colwyn Bay kontrolowało przebieg spotkania, a jedyne na co było stać tego dnia Chester to słabe strzały z dystansu. Mewy wygrały 1:0 i awansowały do kolejnej rundy Pucharu Anglii, a Dawida równie mocno co awans ucieszyło to, że kontuzja Sinclaira nie okazała się poważna i będzie mógł zagrać w najbliższej ligowej kolejce.
Ostatnie spotkanie we wrześniu Colwyn Bay grało u siebie z zajmującym szóste miejsce w tabeli Brackley. Było to więc ważne spotkanie w kontekście pozostania w ligowej czołówce.
Mecz zaczął się dla Colwyn Bay najgorzej jak mógł - w 4. minucie Winters zagrał do Robinsona, a ten po błędzie Meadowcrofta strzelił gola na 1:0 dla gości. Po tej bramce Mewy ruszyły do ataku, ale wyborne okazje zmarnowali Goodhall i Berkeley. Zemściło się to w doliczonym czasie pierwszej części gry, gdy po wrzutce z lewej strony Wintersa na 2:0 podwyższył Lock. Dawid musiał działać i w przerwie wprowadził na boisko trzeciego napastnika Collinsa. Gra zespołu nie uległa jednak poprawie, a w 61. minucie na 3:0 podwyższył Sandy. W 67. minucie nadzieję w serca kibiców wlał Collins który wykorzystał piękne zagranie Goodhalla, ale to było wszystko na co tego dnia było stać piłkarzy Colwyn Bay. Kluczowa była akcja z 79. minuty, gdy Goodhall w wymarzonej sytuacji zamiast strzelić kontaktowego gola uderzył prosto w bramkarza. Po tej sytuacji był załamany i w szatni dostała mu się bura od trenera Podsiadły - trener krzyczał wtedy straszliwie "co mecz, to on ma problemy ze skutecznością!". Po tej sytuacji Mew nie było już stać na więcej, a w doliczonym czasie swój zespół pogrążył Williamson, który próbując wybić piłkę spod nóg przeciwnika skierował ją do własnej siatki. Colwyn Bay na własne życzenie przegrało z Brackley 1:4, choć nie grało aż tak źle, jak wskazuje na to wynik.
Po 9. kolejkach Mewy znajdowały się na 10. miejscu w tabeli.
Gdyby zapomnieć o klęsce z Brackley, wrzesień był udanym miesiącem dla Colwyn Bay - ta porażka była pierwszą od aż 9 spotkań. Drużyna Dawida ustabilizowała formę i usadowiła się w środku tabeli mimo plagi kontuzji. Przed Mewami było jednak wciąż dużo pracy, gdyż ta ekipa ma potencjał na dużo lepsze wyniki. Czy październik będzie przełomowym miesiącem dla tego klubu? Czy Colwyn Bay opuści fatum kontuzji? Czy Mewy na stałe ugrzęzły w środku tabeli? O tym wszystkim dowiecie się już w następnym odcinku!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ