La Liga 1|2|3
Ten manifest użytkownika Jacko przeczytało już 693 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Kiedy byłem młody marzyłem o byciu piłkarzem. Gdy nastąpiłem możliwości występować w coraz to lepszych ekipach krajowych, wywalczając sobie w nich pewne miejsce, zacząłem myśleć o grze w reprezentacji Polski, zdecydowanie odrzucając możliwość gry dla Stanów Zjednoczonych. Przecież należy być patriotą, a nie sprzedajnym idiotą... Po pewnym czasie wytężonych treningów, zaangażowania w grę, dostąpiłem szansy debiutu w kadrze. Miałem wtedy nieco ponad 18 lat, a już byłem zawodnikiem uznanej w Polsce i niegdyś w Europie - Wisły Kraków. Zastanawiałem się, czy mój debiut jest szansą na coś nowego, lepszego? Zważywszy na to, że mój największy rywal i jednocześnie idol właśnie kończył karierę, nawet kibice namaszczali mnie na następcę krakowskiej legendy.
Kolejne dwa lata były pasmem sukcesów. Pewne miejsce w podstawowym składzie krakowskiego klubu, dwa mistrzostwa Polski. Niestety, nie mogliśmy się przebić do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Za to w kadrze szło mi coraz lepiej. Można powiedzieć, że wtedy byłem już rutynowo powoływanym. Zawsze, w każdym meczu, prezentował zaangażowanie, walkę i determinację, co z pewnością wiązało się także z agresywną grą i częstymi kartkami. Nie byłem przyjemnym rywalem, na pewno wielu przeciwników po meczach z nami rozmasowywało sobie poobijane nogi... od piłki. Pomimo młodego wieku dysponowałem świetnym, niemal bezbłędnym odbiorem.
Następny rok, w którym osiągnąłem 21, a potem i 22 lata był dla mnie przełom, nawet zwrotem, poprzez który znacznie zwiększyłem tempo swojego piłkarskiego rozwoju. Z zespołu odeszło kilku bardziej doświadczonych zawodników - uważali, że bez wzmocnień Ligi Mistrzów w Krakowie nie będzie. Prezes z kolei mówił, że bez fazy grupowej wspomnianych rozgrywek nie będzie wzmocnień, bo inwestował rok w rok, a polskiego zespołu w tych elitarnych rozgrywkach dalej nie było, więc i nie było zysków. Przez to wszystko, ja zostałem jednym z najdłużej grających piłkarzy w zespole. Ale byłem dość zaskoczony, gdy zostałem mianowany nowym kapitanem zespołu. Cóż, zdeterminowało mnie to do jeszcze lepszej gry, wkładałem w każdy mecz serce.
Nie tylko ja tak grałem, zespół został wzmocniony młodzieżą, która była niezwykle ambitna i dzięki walce na boisku, o każdą piłkę, zdołaliśmy awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Byliśmy z siebie dumni. Kolejne tygodnie. Euforia. Niestety, w samych meczach grupowych nie poszło już tak kolorowo. Tylko dwa punkty i odpadliśmy z pucharów. Ale nie było powodów do wstydu. Awansowaliśmy, jako pierwszy polski zespół, po tylu latach!
Zacząłem rozmyślać nad zmianą barw klubowych, na zagraniczne? A może jeszcze 2,3 lata w Krakowie? Przecież jestem tu Bogiem. Tak, byłem na szczycie polskiej piłki. Sezon skończyłem jako najlepszy zawodnik ligi. Korony króla strzelców nie zdobyłem... cóż. Pozycja defensywnego pomocnika ma już to do siebie, że dużo się nie trafia. Chociaż wykonywałem rzuty wolne, rożne... no i karne! Siłą rzeczy, to i owo wpadło.
Wakacje! Wreszcie wypocząłem, cały kraj uważał mnie za wielki talent. 23 lata to chyba dobry czas na spróbowanie swoich sił za granicą? Tak! Moim marzeniem była gra w Wielkiej Brytanii, najlepiej Premiership. Zgłosiło się moje ukochane Leeds United, które wracało do Premiership. Z ciekawymi planami, a nie tylko walką o utrzymanie.
W mediach zrobiło się gorąco, kibice byli niezadowoleni, że za 6 milionów euro odchodzę do Anglii. Trudno - myślałem. Jeszcze kiedyś tu wrócę, może. Na pożegnanie z polską piłką czekał mnie mecz o Superpuchar Polski. Wygraliśmy, z Cracovią Kraków: 3-1. Strzeliłem bramkę z rzutu karnego ustalając wynik. Niestety, gdy było już po meczu, przy samochodzie, przeżyłem spotkanie z kibicami Craxy. Chociaż nie, to byli pseudokibice. Hieny, gnoje. Byli wściekli, że ich ukochana drużyną znów poległa, że znów Kraków jest Wisły. Chociaż powinni się już przyzwyczaić, w końcu to tyle lat... Przy użyciu drewnianych kijów baseballowych wyrazili swoja agresję na mnie. Obudziłem się kilka dni później. Nie czułem nóg, nie miałem w nich władzy. To było straszne. To był koniec mojej kariery piłkarskiej... Koszmar.
Moje życie się zmieniło. Media o mnie zapomniały. Kibice? Mieli nowe bożyszcza. A ja... dwa miesiące przebywałem w szpitalu. Rdzeń był uszkodzony, ale nie złamany. Ale ja nie chciałem walczyć. Nie miałem już szans na transfer do Leeds. Ba, nie chodziłem! Byłem żałosnym inwalidą. Chciałem umrzeć. Jak miałem teraz żyć?! Pierwsze miesiące były strasznie trudne. Wspierała mnie rodzina. Długo mnie namawiała, no i chyba tylko im, mojej wyjątkowej żonie, która mnie nie opuściła i własnej waleczności zawdzięczam wyjazd do USA. Miałem amerykańskie obywatelstwo, rodzinę, choć nie najbliższą. Ale pomogli załatwić klinikę. Zacząłem rehabilitację. Trwała półtora roku. Ale udało się. Wróciłem, stanąłem na własnych nogach. Wróciłem do Polski. Na przekór wszystkiemu. Za kilka dni były derby Krakowa. Dostałem oficjalne zaproszenie od władz klubu. Przybyłem tam. Ale nie siedziałem w proponowanej loży VIP-owskiej. Tylko wśród kibiców. Na trybunie przeznaczonej dla najbardziej zagorzałych fanów Wisły Kraków. Wygraliśmy. 3-0. Miałem łzy w oczach, gdy każdy ze strzelców dedykował gola właśnie mi. Był to piękny mecz, godny finału Pucharu Polski. Najpiękniejszym momentem był ten, gdy poproszono mnie o wzniesienie trofea dla najlepszej drużyny Pucharu Polski.
Takich chwil się nie zapomina, wróciły wszystkie wspomnienia. Przeżywałem je na nowo. To dobre, te złe. To wszystko było takie niesamowite. Ale zmieniłem się, stałem się realistą, mocniej stąpającym po ziemi. Mój powrót jako zawodowego piłkarza... był absolutnie niemożliwy. Cóż. Samo to, że od czasu do czasu mogłem pograć z przyjaciółmi było dla mnie wyjątkowe. Postanowiłem jednak wrócić do piłki. Postarałem się licencję UEFA Pro. Co prawda nie prowadziłem klubu z niższej ligi, ale wykorzystałem zapis o wybitnych zasługach. Czas już na kolejny krok. Poszukam sobie klubu, który poprowadzę do zwycięstw. Chcę wygrać ligę, puchary krajowe, a nawet Ligę Mistrzów. Jeszcze nie wiem gdzie. Wiem jedno: musi mi się udać!
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Stawiaj na dwie taktyki |
---|
W okresie przygotowawczym warto przyuczać piłkarzy do dwóch taktyk – np. domowej i wyjazdowej. Piłkarze łatwiej będą dostosowywać się do zmiany ról w trakcie sezonu i będą lepiej przygotowani taktycznie do spotkań. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ