Ten manifest użytkownika Kolazontha przeczytało już 1004 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Inspiracją do napisania tego krótkiego tekstu był ten artykuł
Świątek, piątek czy niedziela. Nieważne. Brało się piłkę, skrzykiwało kumpli, zakładało trampki i szło pokopać. Nie miało znaczenia gdzie - mogła to być łąka z samodzielnie wykonanymi bramkami, plac zabaw, czyjeś podwórko. Czasami powiało luksusem i można było pograć na szkolnym boisku - ja i moi koledzy z tego zbytku staraliśmy się korzystać jak najrzadziej. W końcu kto normalny chciałby grać na asfaltowym boisku.
Do czego zmierzam? A do tego, że odczuwam coraz mocniej, że coraz bardziej dziadzieję. Chętnie udaję się w sentymentalne podróże do lat dziecięcych, w których wszystko było proste. Nie zastanawiałem się czy starczy do pierwszego, o czym pisać pracę zaliczeniową i nie przejmowałem się takimi "pierdołami" jak polityka, praca, samodzielne życie. Wracało się ze szkoły, oglądało Tsubasę, Dragon Balla i szło się młócić w piłę. Chętnych do gry nigdy nie brakowało. Pamiętam do dziś jak pisało się nazwy drużyn, w których rolę się wcielało (albo zawodników - zależało od dnia), pisało się te nazwy na piasku, przypisywało numerki i po chwili ktoś na ślepo wybierał, kto z kim ma grać. Czasami się zdarzały pojedynki o honor osiedla lub ulicy. Wtedy każdy wspinał się na wyżyny swoich umiejętności. Przecież takich spotkań nie można było przegrać. Zupełnym świętem było to jak "starsi" pozwalali Ci zagrać w swojej drużynie. Po meczu szło się opić zwycięstwo albo zalać porażkę. Królowała oranżada w kapslowanych butelkach. I lody barwiące język. I słonecznik - ileż to razy właściciel sklepu ochrzaniał nas za puste łupinki walające się pod sklepem.
A wieczorem jak już było ciemniej grało się chowanego lub bardzo popularnego - przynajmniej na moim osiedlu - "berka po blokach". Może też to znacie, ale pod jakąś inną nazwą. U nas polegało to na tym, że zbierało się jak najwięcej osób, losowało pierwszą parę berkującą i uciekało. Berkujący odliczali do iluśtam i ruszali w pogoń. Kogo zberkowali, ten przyłączał się do nich. Ileż się wtedy pozdzierało kolan i łokci na ciasnych zakrętach, czując oddech goniącego na plecach.
To były piękne czasy.
A teraz?
Dzieci wracają ze szkoły, odpalają kompa i siedzą w necie. Nie mówię, że sam tego nie robię (choć dzieckiem nie jestem), ale co innego można robić jak się wraca do domu po 22? Oczywiście czasem pójdzie się na halę pokopać ze znajomymi, ale to już nie ten klimat. Plac zabaw wygląda teraz zupełnie inaczej. Przynajmniej u mnie. Teraz królują tam babcie z ratlerkami na smyczy i wnuczkami w wieku przedszkolnym w piaskownicy. Kiedyś też tam przesiadywały, ale wiedziały kiedy należy zabrać psy i dzieci, żeby nie narazić swoich pociech na rykoszety czy niecelne strzały. Na łące, na której kiedyś stały pięknie ociosane bramki, a linie były znaczone piaskiem przed każdym meczem teraz straszą smętne kikuty słupków i kawałek połamanej poprzeczki.
A co Wy, drodzy Towarzysze macie do powiedzenia? Czy macie podobne wspomnienia? A może dla niektórych z Was to nie przeszłość, tylko teraźniejszość? I wreszcie - czy odnajdujecie siebie we wspomnianym na początku artykule?
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Śledź przeciwnika |
---|
W analizie pomeczowej zwracaj uwagę na sektory, w których najczęściej tracisz piłkę. Jeżeli odbierają ją boczni obrońcy, nacieraj środkiem, jeżeli środkowi pomocnicy, atakuj skrzydłami. Śledź konkretnych piłkarzy przeciwnika. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ