Ten manifest użytkownika Kolazontha przeczytało już 817 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Nastały ciepłe dni, miasto się zazieleniło, a we Włoszech zaczynała się wiosna. Zima na Sycylii upłynęła pod znakiem nieustannych wojenek z frajerami z Neapolu. A to spłonęła komuś limuzyna albo jeden z zamtuzów uległ delikatnemu przemeblowaniu. Jednym słowem - nie mogliśmy narzekać na brak zajęć. Nawet Kolumbijczycy przyjechali do nas na Nowy Rok, bo na swoim terenie nie mieli co robić. Jednak nieubłaganie zbliżał się marzec i sparing z Niemiaszkami.
Początek mediolańskiego zgrupowania.
- Widzę misie moje kolorowe, że przez zimę trochę tłuszczyku się Wam nazbierało - popatrzyłem na Patałachów z lekkim niezadowoleniem - mam nadzieję, że do mistrzostw będziecie jak spod igły.
- Życie szefie, życie - odpowiedział Criscito - przecież warstwa tłuszczu daje trochę ciepła. A przecież mieliśmy zimę stulecia we Włoszech.
- Taa, jasne. Raptem 10 stopni poniżej zera i 30 dni padania śniegu. Pojechałbyś kiedyś do Polszy, to zobaczyłbyś prawdziwą zimę. Nawet jakbś roztył się do rozmiarów Darcheville'a to nic by Ci to nie dało. A teraz panowie, najważniejsze pytanie. Jesteście gotowi na spuszczenie tęgiego lania tym miłośnikom golonki i Oktoberfestu?
- Szefie, jeszcze pytasz? Mocny rywal to i mocno po dupie dostanie - powiedział Marchiso i wykonał dość niecenzuralny gest.
- No to na co jeszcze kurwa czekacie? Jazda na boisko. Do jutra macie nie mieć boczków!
Usiadłem na ławce i leniwym wzrokiem obserwowałem trening. Mauro z Alexem rzeczywiście potrafi wycisnąć z chłopaków siódme poty. Ale z jaką dla nich korzyścią! Ta dwójka pewnie i tych leniwych, polskich bolków zrobiłaby kopaczy z krwi i kości. Ale PZPN-u nie stać na utrzymanie takich fachowców, pomyślałem. Może kiedyś wrócę do Polszy i pokażę im, na czym ten sport polega.
26 marca 2014, Włochy - Niemcy, San Siro, Mediolan.
- Gigi, Tobie jednak trzeba jebnąć czasem z bańki - powiedziałem, rozcierająć czoło - jak patrzę na te Twoje krzywe ręce, to nie wiem czy mam się śmiać czy płakać.
- Ale szefie - Buffon stał ze spuszczoną głową - to nie moja wina. To wszystko przez tego brazylijskiego ciecia, co udaje Włocha. To on ma krzywą głowę. Ja tylko próbowałem ratować sytuację!
- Do mnie pedale pijesz? Ja Ci zaraz kurwa pokaże brazylijskiego ciecia - i krzesełko łagodnym łukiem poleciało w stronę Gigiego. Felipe okazał się jednak marnym snajperem, gdyż krzesełko trafiło w okno i poszło w pizdu.
- Panowie, jeszcze raz coś takiego odpierdolicie, to Wam nogi z dupy powyrywam! Marco, daj kolegom ściereczkę spreja. Dziś wyręczą Cię w Twojej robocie.
- Dzięki szefie - powiedział Verratti, który chyba powoli miał dość tego sprzątania. Chyba już mu daruję. Ale jeszcze się nad tym zastanowię.
- A teraz już na spokojnie. Panowie, rywal był z najwyższej półki, więc jestem zadowolony z wyniku. Ale parę rzeczy wymaga jeszcze dopracowania. Trenujcie porządnie w klubach, bez opierdalania się. Pamiętajcie, że moje wtyczki nie próżnują. Widzimy się przed mundialem, na sparingu z kangurami.
W międzyczasie na Sycylii.
- All in.
- Fold.
- All in.
Chuja a nie all in. Co to za leszcze, pomyślałem patrząc na swoje dwa asy i na leżące na stole dwa kolejne. Ktoś tu chyba myśli, że ma mocną rękę. Takiego wała.
- Sprawdzam Was, misie kolorowe - powiedziałem ze stoickim spokojem. Alberto i Padre wyrzucili swoje karty. Para dwójek u Berta. Matko, czy on się kiedyś nauczy grać w pokera? Przynajmniej szef trochę już kuma. Z parą króli mógł już trochę poszarżować. Ale nie ze mną te numery.
Nagle usłyszałem brzdęk tłuczonego szkła, a po chwili na koszuli szefia wykwitła czerwona plama. Jebany snajper i pierdolone Neapolitańce, pomyślałem chwytając leżącą na stole berretę.
- Berto, dzwoń po karetkę. Ja się zajmę tymi skurwielami.
Nie było czasu na myślenie. Byłem pewien, że to te jełopy z Neapolu nasłały snajpera. Widać nie dotarło do nich, że głowy rodów miały być nieruszane, że mieliśmy załatwiać tylko tych, którzy walczą na froncie. A bolkom z ochrony kupię nowe buciki. Betonowe. Wskoczyłem do samochodu i ruszyłem z piskiem opon.
Dorwałem mendę. Telepała się boczną drogą jakiś złomem. Nawet nie starałem się go zatrzymać. Wywaliłem cały magazynek w przednią szybę. Samochód zatrzymał się na najbliższym drzewie i stanał w płomieniach.
Kilka godzin później, szpital Santa Klara Tvoia Starra.
- Doktorze, czy on z tego wyjdzie - zapytałem lekarza, gdy zostaliśmy sami w gabinecie - mi może pan powiedzieć całą prawdę.
- Dobrze, wobece tego powiem krótko. Pana szef stracił dużo krwi. Gdyby był młodszy to może by się tego wylizał. A tak, możę pan liczyć tylko i wyłącznie na cud. Jeśli nie nastąpi, to don pożyje jeszcze kilka godzin.
- Zróbcie wszystko, co będzie można. Ja mam coś do załatwienia - wyszedłem, myśląc tylko o jednym: vendetta!
***
- Berto, nie ma co się patyczkować z tymi tępymi ćwokami - trzeba ich zajebać, dopóki jeszcze się cieszą ze swojego sukcesu.
- Ale jak chcesz to zrobić? Połowa naszych ludzi na urlopie, a pozostali są zajęci wynagradzeniem jełopów z ochrony.
- Mam swoje sposoby.
***
- Buenos dias.
- Hola, Carlo. Que pasa?
- Juan, potrzebuje ze dwa wozy bojowe. A najlepiej człog.
- Amigo, co się dzieje? - w głosie Grande Mayonesa słychać było niepewność.
- Te jebaki leśne z Neapolu zorganizowały zamach na Padre. Niestety chyba udany. Lekarz daje mu niewielkie szanse.
- No to rzeczywiście niedobrze, cabron. Niech pomyślę....Chyba mam, w którymś z magazynów pod Turynem amerykańskiego Abramsa. Może być?
- Jeszcze się pytasz? Kiedy mogę go odebrać?
- Podstawię Ci go jutro na lawecie pod Neapol.
- Dzięki, stary druhu.
- Nie dziekuj. Tylko pozdrów ładnie tych idiotów ode mnie.
***
Nie spodziewałem się, że ta kupa żelastwa ma taką moc. Dwa strzały i rezydencja tych frajerów zamieniła się w kupkę gruzu. Dobrze, że Juan dołożył te pociski burzące. W sumie mogłem zrobić wjazd na pełnej piździe w parę samochodów i rozegrać to trochę inaczej. Ale stwierdziłem, że nie ma sensu się z nimi patyczkować. Podłożyłem ładunki pod czołg i przesiadłem sie do swojej barchetty. Mayones prosił, żeby po akcji zatrzeć ślady.
***
- Carlo, to Ty?
- Tak szefie, to ja.
- To dobrze - głos Padre słabł z sekundy na sekundę - chciałbym Ci powiedzieć..
- Nic nie mów szefie, oszczedzaj się. Są szanse na to, żebyś z tego wyszedł.
- Synku, nie pierdol. Dobrze wiem, że zaraz skończy się mój czas. I dlatego chciałbym Ci powiedzieć, że masz przejąć interes.
- Ja? Przecież ja się nie nadaje. Niech zajmie się tym Alberto albo Domenico.
- Tak, Ty, To jest moja ostatnia wola i masz ją do kurwy nędzy wypełnić. Inaczej będę Cię nawiedzał w koszmarach sennych i nie dam Ci normalnie żyć....
I w tym momencie na ekranie ukazała się pozioma, ciągła linia....
Kilkanaście dni później.
- Panowie. Wszyscy dobrze wiemy, jak wielką stratą była dla nas śmierć Padre. Wiem też, że nie wszyscy są przekonani co do mojej osoby, jako głowy rodziny. Szczerze mówiąc, sam nie jestem do końca przekonany do tego, czy decyzja dona była właściwa. Ale muszę ją uszanować. I Wy chyba też.
- I co teraz będzie? - zapytał Domenico.
- Jak to co? Pokażemy całemu światu, że nie warto z nami zadzierać. Że ostatnie wydarzenia nas nie osłabiły, tylko jeszcze bardziej wzmocniły. Czas rozkręcić karuzelę!
- Tak jest, szefie - odpowiedzieli wszyscy chórem.
Mam nadzieję, Padre, że nie będziesz żałował swojej decyzji, pomyślałem, siadająć w wielkim, skórzanym fotelu....
***
Tym oto, krótkim odcinkiem kończę sycylijską przygodę. Wiem, że niektórzy będą zawiedzeni :D , ale jakoś nie miałem motywacji do ciągnięcia tego sejwa i tej historii dalej. Niedługo zobaczycie jednak, coby się stało, gdyby Carlo podczas opuszczania Polski nie wsiadł do samolotu lecącego do Włoch, tylko do.....ale przekonacie się o tym w kolejnym odcinku.
Do następnego.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Lubisz to? |
---|
Jeżeli korzystasz z Facebooka, wpadnij na profil CM Rev, kliknij "Lubię to" i bądź na bieżąco ze wszystkim nowościami dotyczącymi świata Football Managera oraz oficjalnej strony serii w Polsce. Jest nas już ponad 12 tysięcy. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ