Pierwszym meczem w listopadzie była potyczka z
Elgin. Gospodarze tego spotkania ostatnio grają na niezwykle wysokim poziomie, odprawiając z kwitkiem takie zespoły jak
Cowdenbeath czy
Stenhousemiur. Naturalnie u siebie, na obcych boiskach jest już zdecydowanie gorzej. Nie zmienia to jednak faktu, że
Elgin jest zespołem, którego nie można ani zlekceważyć, ani też zbytnio się obawiać.
Naturalnie wystawiłem najsilniejszy skład, zabrakło tylko nadal lekko „utykającego”
Veganduzzo. Zastąpi go
McParland, dla którego będzie to kolejna okazja do ogrania się w lidze.
Niestety, ani on, ani nawet
Bajdziak nie pomogli, a nasz zespół przegrał 0-1. Mieliśmy szansę pokonać gospodarzy - my oddaliśmy 13 strzałów, ale tylko jeden celny.
Elgin zaś 6, w tym dwa celne. Ta statystyka ukazuje, w jak słabej dyspozycji jest
Ridgers – teraz poszukujemy już środkowego obrońcy i bramkarza.
Niestety, następny mecz to spotkanie z
Forfarem, który pogrążył nas kilka tygodni temu wygrywając z nami na Ochilviev Park 3-2. Byliśmy więc maksymalnie zmotywowani, nie mogliśmy sobie pozwolić na kolejną stratę punktów.
Spotkanie od początku było niezwykle dynamiczne. W 3 minucie łatwą okazję zmarnował strzelający jak zwykle na siłę
Grzegorz Piesio, a goście odpowiedzieli nam w 10 minucie niecelnym strzałem
Smitha. Jednak w 16 minucie
Winter podobnej sytuacji jak Smith nie zmarnował i było 1-0 dla
Forfaru. Mimo naszych usilnych starań nie wyrównaliśmy do przerwy, byliśmy po prostu nieskuteczni. Po zmianie stron gra nie uległa zmianie, a
Forfar zaczął nawet przeważać. Ostatecznie utrzymał się wynik sprzed przerwy i ponieśliśmy drugą porażkę z rzędu. Nic dziwnego – na 9 oddanych strzałów tylko jeden był celny.
Nie mogliśmy się jednak załamywać, czekały nas kolejne derby. Ale przed nimi spotkanie z
Dumbarton u siebie i rozmowa z
Marcelinnusem Obemem, który ma ochotę do nas przyjść. Nigeryjczyk ma za sobą epizod w
Polonii Warszawa, gdzie dużej furory nie zrobił. Zagrał póki co w 6 spotkaniach, nie wykazując się niczym specjalnym. Jednak do nas byłby idealny – dosyć wysoki i stosunkowo szybki, takiego środkowego obrońcy szukaliśmy. Pogadanka była krótka...nic nie rozumiałem. Postanowiłem zatrudnić tłumacza, ale tu kolejny problem – jedyny, na którego mnie stać będzie wolny dopiero za miesiąc...grrr...muszę się obejść smakiem póki co.
Marcelinnus Obem
Spokojnie ograliśmy
Dumbarton u siebie, co przerwało „czarną serię” dwóch przegranych spotkań. Zaczęło się nie ciekawie – od bramki
Rossa Clarka w 7 minucie. Jeszcze przed przerwą wyrównał Bajdziak, a po zmianie stron dołożył jeszcze dwie bramki naturalnie „zaliczając” hattricka.
Szkoda, że po kontuzji
Veganduzzo nie gra już tak jak wcześniej – brakuje nam drugiego skutecznego napastnika. Na celowniku mam
Mirka Wanię oraz Włocha
Diego Tedeshiego. Obydwaj jednak przyszliby do nas w przerwie zimowej, a nam snajper potrzebny jest już teraz. Próbowałem negocjować z
Milosem Vasiciem, który rzekomo znał Niko Bellica, co bardzo poprawiłoby renomę zespołu, ale
Milos oznajmił, że woli siedzieć na tyłku w Serbii niż ruszać do najbardziej skąpego kraju świata.
Milos Vasic
Kolejny mecz to drugie w tym sezonie derby ze
Stenhousemuirem. Najsilniejsze zestawienie, motywacja, perspektywa kolejnych upojnych wieczorów po zwycięstwie nad największymi rywalami – to miały być nasze bodźce na dzisiejszy dzień.
Poprzednie derby były całkiem niezłe, nie brakowało w nich walki i ciekawych sytuacji. 22 Listopada jednak moi piłkarze nie pokazali zbyt dobrego futbolu, co naturalnie obniżyło poziom tego widowiska. W końcu to nie
Stenhousemuir, tylko
MY napędzamy każde spotkanie.
East Stirlingshire zaczęło od mocnego uderzenia. Po wrzutce
Sean’a Andersona, zastępującego kontuzjowanego
Grześka Piesio doszło do zamieszania w polu bramkowym
Stenhousemuiru, co wykorzystał
Bajdziak, który po rykoszecie (piłka odbiła się od
Fergusona zanim wpadła do bramki, co ciekawe gol został zaliczony obrońcy Stenhousemuiru) umieścił piłkę w bramce. Od tego momentu kontrolowaliśmy grę z rzadka pozwalając się przedrzeć naszym rywalom w okolice pola karnego. Po przerwie jednak, tak jak w poprzednich derbach coś zaczęło się psuć.
Stenhousemuir grał zdecydowanie lepiej, mając pewnie te same bodźce, co my ( z naciskiem na ten ostatni). Efektem tej przewagi była bramka
Scotta Daizel’a w 92 minucie. Naturalnie zarząd nie był zbyt zadowolony, że straciliśmy gola w przedostatniej minucie spotkania, ale cóż...jak się nie ma, co się lubi, to się lubi to, co ma.
Tym razem wyższość nad sekretarką w oddziale naszych lokalnych rywali byłaby nieuzasadniona. W końcu jedyną bramkę, jaką strzeliliśmy był samobój, ale cóż...nieważne, że gol powinien być zaliczony
Bajdziakowi. Zresztą Pani Simpson za każdym razem, kiedy o tym mówiłem obrzucała mnie dziwnym spojrzeniem.
Następny mecz to kolejna okazja
Berwick do rewanżu na nas, tym razem w kolejnym meczu w pucharach. Dziś gramy w Pucharze Szkocji. Muszę jednak zmartwić miłośników tej jakże ambitnej w poczynaniach z nami drużyną. Bez żadnych problemów ograliśmy Berwick 3-1, a
Veganduzzo ustrzelił hattricka. Może teraz będzie się wymieniał z
Bajdziakiem? Raz on ustrzela hattricka raz
Veganduzzo...nie mam nic przeciwko.
Zbliża się spotkanie z
Annan. Jest to kolejny zespół, który bez żadnych problemów ograł nas w 1. rundzie rozgrywek. Teraz czas na odwet. Ja sam musiałem być perfekcyjnie przygotowany. Oddałem więc mojego świeżo nabytego chomika Kaliemu, który ubóstwia zwierzęta z futerkiem, naturalnie na jeden dzień. Do tego wziąłem moją gumową kaczuszkę jako oznakę szczęścia oraz mój ręcznik z wizerunkiem Strusia Pędziwiatra, który jest moim osobistym patronem. To musiało zapewnić nam tryumf!
Po meczu mogłem tylko powiedzieć, iż nie zawiodłem się na moich tajemniczych artefaktach. Kontrolowaliśmy grę od pierwszego gwizdka łysego arbitra w podartych bokserkach. W 23 sekundzie spotkania piękną bramkę strzelił
David Dunn. Nie zważając na błagalną minę golkipera
Annan, który wyraźnie bał się naszego rozgrywającego
David huknął z 20 metrów otwierając wynik spotkania. 10 minut później nieoceniony
Bajdziak, który zakochał się w mojej gumowej kaczuszce i próbował mi ją odebrać podwyższył wynik na 2-0. Swoją drogą bitwa o artefakt była dla niego świetną rozgrzewką, bo na początku drugiej połowy strzelił najpiękniejszego gola meczu, miesiąca, a kto wie, może i sezonu, Widząc wysuniętego, bojaźliwego golkipera
Annan uderzył z 35 metrów przy okazji nieziemsko podkręcając przy tym piłkę. Można było oglądać tę bramkę pare razy dziennie. 74 minuta – od bramki grę wznawia
Ridgers. Mocne wybicie piłki, przelobowanie defensywy rywali, przejęcie futbolówki przez Bajdziaka, strzał z ostrego konta i...naturalnie gol. To nasz niesamowity sposób na zdobywanie bramek
Tak więc wychodzi na to, że rzeczywiście
Bajdziak z
Veganduzzo będą się wymieniać hattrickami. Teraz czas na Argentyńczyka, który powinien się całkiem nieźle wykazać w wyjazdowym meczu z
Albion Rovers.
Swoją drogą spotkanie było horrorem tak emocjonującym, że nawet Hitchcock by się go nie powstydził. Może było nieco słabsze niż niedawny mecz Polaków z Norwegią, ale to i tak dużo.
Mecz lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy po atomowym uderzeniu
Donnely’ego prowadzili 1-0. W 18 minucie
Sean Anderson, który zastępował kontuzjowanego
Grześka Piesio wrzucając piłkę do
Bajdziaka przelobował golkipera
Albion i było 1-1. Swoją drogą
Anderson początkowo przeraził się tym, co zrobił. W końcu jego umiejętności nawet jak na 3. ligę Szkocką nie są za wysokie... W 31 minucie z dystansu uderzał
Veganduzzo, bramkarz
Albion dzielnie przyjął jego strzał na swoje wysłużone od zmywania w restauracji (w końcu to nie profesjonalny klub) pięści, ale przy dobitce
Bajdziaka już się nie podniósł. 2-1 dla nas. 6 minuty potem Coyne wykorzystał żałosny błąd
Pelosi’ego, który z konieczności grał na lewej stronie pomocy za
Parka i wrzucił futbolówkę w pole karne, gdzie czekał
Paul Walker.
Ridgers był bez szans i mamy 2-2.
Do przerwy utrzymał się remisowy rezultat. Obiecałem
Bajdziakowi kaczuszkę jak ustrzeli hattricka. Tego zadania jednak Piotrek się nie podjął....szkoda. Zabroniłem wiecznych dyskusji o Viście, bo ostatnio takowa miała miejsce na przegranym meczu z
Forfarem. Nie mogłem dopuścić do tego, aby tragiczny produkt Microsoftu burzył powszechne zrozumienie w naszym zespole. Tak więc na drugą połowę wyszliśmy zmotywowani dzięki mojej formułce „możecie wygrać”. Jak ich to nie nudzi...Wprowadziłem również zmiany. Pelosi pójdzie na lewą obronę, Kotarski do środka, a niezdolnego do grania na lewym skrzydle
Davida Kinga zastąpi
Ure – chyba najbardziej zasłużony dla
East Stirlingshire zawodnik w ostatnich latach. Do tego utykającego
Andersona zastąpi...nie mniej utykający
Piesio.
Już na samym początku drugiej części gry kontuzji nabawił się
Veganduzzo. Widocznie to podłamało nieco zespół, bo po kolejnym tragicznym błędzie
Kotarskiego (po tym spotkaniu wypadł z wyjściowej jedenastki – jest za niski) piłkę w bramce umieścił nie kto inny niż
Coyne, który rozgrywał mecz życia. Po tym golu wyraźnie skamlącego z bólu
Veganduzzo zastąpił
McParland. Nie mamy innego rezerwowego snajpera, to też Irlandczyk dostaje szanse w co drugim meczu. 63 minuta – piłkę przejmuje
Mysiak i podaje to
McParlanda i mamy remis! Znowu! 10 minut później piłkę z rzutu rożnego zagrywa
Piesio, zamieszanie w polu karnym i mamy 4-3! Nasz kapitan – 30 letni
Eddie Forest umieszcza piłkę w siatce. Nokaut! Wprawdzie
Albion Rovers próbowali jeszcze jakiś szaleńczych ataków, ale nic im z tego. Kolejne zwycięstwo naszej drużyny i umocnienie się na 1. w tabeli – oto nagrody za dzisiejszy „quest”.
Ostatnim spotkaniem drugiej rundy rozgrywek był mecz z
Montrose.
Bez problemu ograliśmy ten zespół 2:0 i odskoczyliśmy w od
Forfaru w tabeli na różnicę 3...bramek.
CDN...
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ