W pokoju gościnnym siedziała jak zwykle cała nasza fantastyczna czwórka.
Ja - gitarzysta,
Tomeczek - klawiszowiec,
Kali - wokalista i
Matteo – perkusista. Mieliśmy niewątpliwy talent, tylko nie wiedzieliśmy jak go spożytkować. Zespół niestety nie pobił U2 tak, jak to sobie na początku obmyślił lider – Kali.
- Pecha mamy i tyle – zacząłem ambitną dyskusję.
- No jasne, przecież już było całkiem nieźle...byliśmy supportem The Budgie na koncercie...i nawet ktoś nam bił brawo! – niezwykle podniecił się Tomeczek. Nic dziwnego...jego ciekawi wszystko oprócz...kobiet. Stąd jego ksywka.
- Widocznie w Polsce nie lubią naszego stylu... – zastanowił się Matteo
- A gdzieś lubią? – zapytałem
- W Szkocji! – odparł wchodzący właśnie Kali – Chłopaki, jedziemy do Szkocji! Tam rozpoczniemy nowe życie, zaczniemy od nowa! Tu już nas nie polubią...widzisz Matteo, nie trzeba było rozbierać się przed koncertem Majki Jeżowskiej. -
- Już tyle razy mi to wyrzucaliście, że już pojąłem...no co, zawsze chciałem to zrobić – odpowiedział nasz skruszony perkusista
- Ale jak...kiedy? I gdzie tam mamy żyć? – zaniepokoiłem się nieco
- Już ja coś wymyślę...poinformujcie babcię, ciocię i kogo tam jeszcze chcecie... - zaczął Kali
- Żony... – wybiłem go z pantałyku. Istotnie poinformowanie małżonki, że na drugi dzień wyjeżdża się na Wyspy Brytyjskie nie jest łatwym zadaniem. – Ty poinformuj nasze rodziny, ja nawet nie wiem jak zacząć, żebym już dziś nie wyleciał.
- Może byś zadzwonił?? I wyjaśnił to jakoś... – zastanowił się Tomeczek
- U ciebie też trzeba żonę informować? – ironicznie zapytał Matteo
- Nie, ale Karol też musi wiedzieć...a chłopaki, może on pojedzie z nami? – zapytał nasz klawiszowiec
- Jemu już totalnie odbiło...zrozum, że jeśli będzie za nami chodził facet przebrany za różowego lizaczka to znowu nic nie osiągniemy! – zdenerwował się Kali
- To jutro jest wyjazd? – upewnił się Matteo
- Tak, o 8 żebyśmy po 2 dniach jazdy byli na miejscu – odparł Kali
- Jedziemy naszym niesamowitym busem zespołowym? – zapytałem
- Tak, nasza kochana drezynka będzie już na was czekała...jeśli chodzi o koszty, to się jakoś rozliczymy. Na razie wziąłem mały kredyt. – odpowiedział Kali
- A gdzie będziemy mieszkać? W pięknym, acz skromnym hoteliku? – rozmarzył się Tomeczek
- Idź ty! Będzie dobrze jak w samochodzie będziemy ulokowani! – zdenerwował się Matteo - Chyba, że masz jakieś pieniążki na hotel...mówiłeś, że ten Karol... –
-....nie! Nie będę od Karolka wyłudzał pieniędzy... – obruszył się Tomeczek
- Wolisz mieszkać w naszej drezynie? Albo spać na łonie natury? - podpuszczał go Kali
- Gdzie? Ja nie chcę...ja potrzebuję luksusów Karola! – rozpoczął swoją histerię kalwiszowiec
- No to wyłudź...powiedz, że bez tego nie przeżyjesz, a biedny Karolek będzie sam... – zaproponowałem
- No dobrze...ale jak odejdzie ode mnie... – dalej rozpaczał Tomeczek
- To mnie pobijesz – odparłem wiedząc, że ręka naszego chuderlawego kolegi jest cieńsza niż sznurek w stringach.
- Ha! Z chęcią! I ciebie Matteo też! – uradował się nareszcie Tomeczek
- Dobra, pamiętajcie. Jutro o 8. Tomuś przyniesie kasę, a my z niej należycie skorzystamy, nieprawdaż? No! A ja zadzwonię dzisiaj do waszych rodzin. Najwyżej to mnie zbluzgają. Karolek zrozumie? Jakoś nie mam ochoty słuchać jego głosu – zapytał Kali
- To niezwykle pojętny i inteligentny chłopiec, na pewno to zrozumie – odpowiedział Tomeczek
- A co mamy ze sobą brać? – zapytał Matteo
- Nie za wiele, tylko to, co wam do życia potrzebne. – odpowiedział nasz lider – nie Tomuś, nie weźmiesz Karolka –
- O jejku, jejku... – zmartwił się po raz kolejny nasz odmieniec
- Ile tobie można powtarzać... – odparłem znudzony już wypowiedziami Tomusia. – Czyli jedziemy w nieznane? –
- Można tak powiedzieć, Kropka – odparł lider. Kropka to był mój artystyczny pseudonim. Od nazwiska oczywiście. – Dobra, idźcie już do siebie. Przygotujcie się i bądźcie gotowi na jutro o 8!
- Tylko pamiętaj o telefonie... – dodałem
- No dobra, dobra – odparł Kali
Gdzie my mamy jechać? Po co? Dlaczego? Cały czas nie mogłem pojąć, po co to wszystko. Nawet nie wiem, do jakiego miasta jedziemy. I na ile? Na zawsze?? Będę musiał tam zostać...chyba. Ciekawy też jestem, co Kali wymyśli w sprawie telefonu. Gdy wróciłem do domu żona od razu obrzuciła mnie agresywnym spojrzeniem.
- Masz kogoś? – zapytała
- Co? Jakim cudem? – zaskoczony odparłem
- No jedziecie do tej Szkocji po jakieś laski do wyrwania? -
- Nie...co ci Kali mówił? –
- Że jedziecie z zespołem do Szkockich klubów nocnych –
- Czy jego już do reszty...nie! Absolutnie nie! Jedziemy tam zacząć nowe życie...pokazać się światu...
- Ty, 37-letni burak masz grać na gitarze w klubach nocnych?! -
- Nie w klubach nocnych...Aniu zrozum, że jedziemy tam tylko na jakiś czas...chyba –
- No właśnie. Może ja pojadę z wami? –
- Kali ci nie mówił, że nie możesz? Ale ja postaram się wrócić...jak najszybciej. Nikt nie rozumie, po co tam jedziemy. Chociaż rzeczywiście w Polsce nie mamy już szans na nic.
- Przecież możesz się zająć czym innym. Masz przecież jakąś tam licencję trenerską. To dobrze płatna praca chyba... –
- Na razie gram...potem zobaczymy. –
Chyba Kali nic nie pomógł - zadzwonił żeby zadzwonić. Sprytny jest. Dobra...czas zacząć pakowanie.
O 8 czekał na nas piękny „bus” naszego zespołu.
Trzeba przyznać, że Kali się postarał i nieco wyremontował naszą drezynę. Czekaliśmy tylko na naszego kochanego Tomeczka, który miał przecież największy wkład w to wszystko.
- Gdzie on jest?! Jak nie przyjdzie... –
- Uspokój się Kali...na pewno przybędzie tutaj z naszym ukochanym surowcem –
- Tak Matteo, a przy okazji przyciągnie tutaj Karolka. Pamiętacie jak się do mnie łasił?! –
- Już daj spokój Kropka...cóż, masz powodzenie –
- Idź! Bo jak cię... –
- O! Tomuś! –
- No nareszcie...masz? No wiesz co? –
- Tak, ale nie wiem czy wystarczy –
Zajrzałem do jego portfela...aż się przeraziłem.
- Chłopaki, dajcie mu spokój. Na pewno wystarczy –
- Dobra, ładujcie się! –
Podróż przebiegała dosyć spokojnie, jedynym mankamentem był z pewnością smród unoszący się w busie.
- Co ty tutaj wozisz? Kali! – zapytał odurzony smrodem Tomuś
- Zamknij dziób i siedź cicho! Jak się nie podoba to wysiądź, ja potrzebuję skupienia, przecież prowadzę... – odparł Kali
- Coś jakby...gnój? – nieśmiało bąknął Matteo
- Może i pare razy wykorzystywaliśmy ten samochód na wsi... – odparł lider
- Samochód?? – ironicznie zapytałem
- No już, Kropka. Ty też chcesz wysiąść? – zdenerwował się Kali
- No dobra już dobra. Obudź nas jak będziesz potrzebował zmiany przy kierownicy – odpowiedziałem i położyliśmy się wszyscy spać.
Z Łodzi do Świnoujścia łatwo dojechać nie jest. Po 8 godzinach musieliśmy przekroczyć granicę i kierować się do Hanstholm (północna Dania), gdzie mieliśmy prom do Szkocji. Samolotem byłoby 2x szybciej, ale Tomeczek i Matteo panicznie boją się latania.
- Kali, a gdzie konkretnie jedziemy? – zapytał Matteo, który po 7 godzinach ciągłej jazdy mógł wreszcie odpocząć.
- Jest takie miasteczko niedaleko Falkirk. Nazywa się Stenhousemuir. Tam się ulokujemy. – odparł Kali
- A czysto tam jest? – zapytał Tomeczek
- Jak u mamy, Tomuś – odpowiedziałem
- Jak to? –
- Nie myśl już o tym...idź spać, śnij o Karolku, o... –
- Nie kończ, nie kończ... – odpowiedział wyraźnie zniesmaczony Matteo. Chyba wiedział, co mam na myśli. Nie mogliśmy się doczekać nowego miejsca. Zmiana otoczenia z pewnością dobrze nam zrobi. Po dwóch dniach jazdy zespołowym busem i pływania promem dotarliśmy wreszcie do Stenhousemuir.
- Całkiem tutaj ładnie...tylko gdzie zamieszkamy? – zapytałem
- Czytałem o jakimś 2-gwiazdkowym hotelu. – odpowiedział Matteo - Chyba wystarczy, prawda Tomeczku?? –
- No może...a nie ma czegoś lepszego, bardziej luksusowego – zastanowił się Tomuś
- Jest, oczywiście, że jest. Widzisz ten stadion?
- Widziałeś kiedyś coś takiego? Tam w środku, w tym klubowym budynku są apartamenty. Tanie! To ty tam zamieszkaj, a my pójdziemy do jakiejś mniej luksusowej lokacji. – odpowiedziałem, ale nie spodziewałem się, że Tomuś nie zrozumie tego żartu –
- Na prawdę? Och dzięki! No to macie jeszcze po 100zł na drobne wydatki – ucieszył się Tomeczek
- Ej, chłopcze... – już miał wołać go Matteo
- Zostaw go, ciekawe jak sobie poradzi... – odparł Kali – Właśnie, stadion. Kropka, ty masz jakąś licencję, czy coś. Zapytaj się co i jak. Ty wiesz jaki to może być zastrzyk gotówki! –
- No też prawda. Ale pewnie mają już trenera... – zastanowiłem się
- Ale spróbować zawsze można. Przy okazji może znajdziemy szukającego apartamentu Tomeczka – odpowiedział Matteo i weszliśmy do budynku klubowego. Na ścianie Sir Alex Ferguson.
- A to ciekawe. On tu grał? – zastanowiłem się
- Poczekaj, pod tym jest jakaś tabliczka – powiedział Kali wskazując na złoty napis pod portretem Fergusona. „Tutaj swoją trenerska karierę zaczynał Sir Alex Ferguson”. Ładnie, ładnie, ciekawe czy coś osiągnął...
- Chodźcie! Tam jest jakiś sekretariat czy coś... – powiódł nas przed odrapane, drewniane drzwi Kali.
W pokoju było brudno i sztyniło jakimiś dziwnymi zapachami.
- Tutaj też przywiozłeś te zwierzęta ze wsi? – ironicznie zapytał Matteo
- Zamknij się! I czekaj...co to ma być? Tu są dwa oddziały: Stenhousemuir F.C. i East Stirlingshire F.C. Gdzie idziemy? – zastanowił się Kali
- Spróbujmy do tego Stenhousemuir’a. -odparłem, – ale chłopaki...czy ktoś umie angielski? Bo ja mam problemy.
- Tomeczek. Hej, Tomu...zaraz, gdzie on...ach no tak! Szuka apartamentu. Kurcze nie chce mi się go szukać. Kropka, próbuj – odpowiedział Kali
Przywitała nas sekretarka w średnim wieku, która od razu wydawała się osobą co najmniej ciekawą...
- yyy...dzień dobry, ja tu w sprawie pracy jestem...czy jest może jakaś wolna posada? – nieśmiało zapytałem. Sekretarka przewierciła mnie wzrokiem.
- A ma Pan jakieś preferencje? Jakieś dokumenty? – widać, że starała się wzbudzić w nas podziw, jako takiej „władczej asystentki”.
- Proszę – pokazałem jej moją niepełną, co prawda licencję UEFA Pro.
- O matko! Co to? – wykrzyknęła wyraźnie zaciekawiona dokumentem sekretarka – tak, zajmiemy się tym...ale nie tutaj. U nas jest już trener, w East Stirlingshire jest wakat –
Wyszliśmy i przenieśliśmy się na drugą stronę sekretariatu. Było tam jeszcze bardziej obskurnie.
Razem z Matteo spekulowaliśmy, że Kali rozwozi wszędzie ten swój wiejski smród, ale nasz lider na szczęście tego nie usłyszał.
- Słucham? – zapytała wyraźnie młodsza sekretareczka niż w pierwszym pokoju.
- Słyszałem, że nie macie trenera...może ja bym się przydał? – zdecydowałem od razu walić prosto z mostu. Nie wiem czy to spodobało się sekretarce, która poczęła na mnie patrzeć coraz dziwniejszym wzrokiem.
- A preferencje jakieś posiada? –
- A jakże – i pokazałem moją ukochaną licencję. Szkoda tylko, że poprzednia asystentka szefa idealnie ja wymięła.
- No proszę, proszę...- wyraźnie jej to zaimponowało – to ja Pana do szefa przekieruję.
Pokój prezesa był niewątpliwie ładniejszy, czystszy i mniej śmierdzący niż dwa poprzednie sekretariaty. Widać było, że szef East Stirlingshire jest człowiekiem majętnym.
- Witam, nazywam się Les Thomson. Czy to pan miał się do mnie zgłosić w sprawie pracy? – zapytał prezes
- Tak, nazywam się Andrzej Kropka i wprost marzę o pracy tutaj – wyrecytowałem
- No cóż...jest pan przyjęty! Nie spodziewałem się, że ktokolwiek przyjmie naszą ofertę...skąd się pan dowiedział? Z gazety czy z tego radia w Falkirk? – zapytał Thomson
- Sam tutaj przyszedłem i się zgłosiłem – odpowiedziałem, nadal nie wiedząc w to, co się stało
- No proszę, cóż za ambicja...witamy! Za chwilę podpiszemy kontrakt. Jutro o 13 pierwszy trening, a potem konferencja prasowa. –
Niedługo potem podpisałem kontrakt, razem z kolegami ulokowaliśmy się w pobliskim hotelu, a Tomeczek istotnie znalazł jakiś „apartament” w budynku klubowym. Świntuch już zdradza Karolka. Muszę zadzwonić do niego, albo nie! Jeszcze nam dopływ pieniędzy odetnie. Jednak jestem niezwykle uradowany, że nowym wybrankiem naszej najbarwniejszej postaci zespołowej jest...Les Thomson. Uff...to już wiem, dlaczego „mogę liczyć na bezwarunkowe poparcie ze strony klubu”.
CDN....
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ