Ten manifest użytkownika Black przeczytało już 1358 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Chciałem nawiązać odrobinę do tematu manifestu, który popełnił Dzwoniu. Nie chcę się z nim kłócić czy udowadniać, że się myli. Chcę tylko przedstawić moje argumenty na to, że i wielkimi klubami (tytułowymi Goliatami) można grać z przyjemnością. Zaczynajmy.
Uno - legenda
Co trzeba zrobić, aby zostać legendą klubu? W małym zespole z prowincji wystarczyłoby awansować parę lig wyżej, wyprowadzić zespół z piłkarskiego zapragębia do ekstraklasy i pozostać tam na pewien czas. A jeżeli uda się zakwalifikować do Ligi Mistrzów i zająć tam jakieś miejsce powyżej fazy grupowej to już wszyscy kibice uznają Cię za Boga, w kraju będziesz rozpoznawany jako utalentowany menadżer, który stworzył z małego klubu krajową potęgę, ale w Europie? Będą Cię kojarzyć jako kolejnego menadżera, który gra ze swoim zespołem w Lidze Mistrzów i nic nie będzie ich obchodzić, że u siebie jesteś Bogiem. Będziesz po prostu kolejnym. Po prostu musisz wygrać LM, dopiero wtedy zauważą, ile jesteś wart. A w dużym klubie? Aby zostać legendą takiego Realu Madryt musisz zdobyć mistrzostwo parę razy, ba najlepiej dublet czy triplet. O wielokrotnym wygraniu LM nie wspomnę. To da Ci miejsce w pawilonie chwały klubu, jak i Europy. Pytanie teraz, która droga jest trudniejsza? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Jednak uważam, że tak samo trudno jest utrzymać się na tronie parę dobrych lat, co dojść do tego tronu. Na obydwie te rzeczy trzeba sobie zasłużyć i nawet pozornie nudna rzecz jak trzeci finał LM z rzędu jest satysfakcjonujący.
Dos - talenty
Dla Dzwonia to była jedyna rzecz przemawiająca za Goliatami. Dla mnie rzecz trzeciorzędna. Owszem, fajnie jest sobie kupić takiego Saiveta, Sakho czy inny powszechnie znany talent i patrzeć jak się rozwijają i strzelają bramki w barwach Twojego klubu, jednak ja wolę samemu szukać talentów. Mam potem z nich większą satysfakcję i sentyment (do Issara Dia'i z FM08, choć geniuszem wcale nie był). Po prostu wolę samemu szukać, choć oczywiście możliwość korzystania z gotowych talentów także jest przydatna. Jednak obojętnie, czy mówimy o regenach czy istniejących graczach - są Ci, którzych możemy sprowadzić do Dawida i zechcą tam grać. Oczywiście nie zawsze będą to zawodnicy klasy światowej, ale wprowadzając mały klub do Premiership możemy z utalentowanego juniora, którego łatwo sprowadzimy, stworzyć gwiazdę. Ale jednak duże klubu mają łatwiej. Więcej funduszy, reputacja, szkoła młodzików, która wyszkoli ich odpowiednio, duży przypływ własnych talentów. Goliaci mają łatwiej w tej kwestii, ale Dawid nie jest na straconej pozycji.
Tres - transfery
Wydaje się, że duży klub ma lepiej. Ma fundusze, może sobie pozwolić na sprowadzenie gwiazd, na stworzenie kolejnych Galacticos. Lecz zadam jedno pytanie. Po co? Nie lepiej przez najbliższe parę lat oprzeć swoją grę na składzie z gwiazd, których już się ma? Po co kupować Ronaldo czy Messiego, jeżeli samemu ma się paru zawodników na światowym poziomie? Wystarczy wzmocnić skład paroma mniej znanymi, ale solidnymi nazwiskami i już. I od pierwszego roku zaczać budować przyszły zespół poprzez sprowadzenie młodych, obiecujących graczy. Taka jest moja taktyka. Po co szastać pieniędzmi i kupować Kakę za €60kk, jak można samemu wychować jego następcę. Dla niektórych jest to prosty ciąg myślowy. Duży klub -> kasa -> transfery -> zespół pełen gwiazd. I to jest błędne myślenie. Duża ilość kasy nie oznacza od razu, że mamy ją trwonić na najlepszych piłkarzy globu. Lepiej wydać je na rozsądne wzmocnienia i juniorów. A Ci potrafią kosztować, zwłaszcza Ci najlepsi. Są regeni na najwyższym poziomie za €100k jak i za €5kk. Dlatego nawet mając dużo kasy trzeba być rozsądnym. I nieprawdą jest to, że grając Goliatem nie kupisz nikogo tanio. Owszem, można zapomnieć o transferach za €5k, bo nawet jak kogoś takiego kupisz, to nie będzie to gracz na odpowiednim poziomie. Wiele klubów zawyża ceny, gdy negocjuje z taką Barceloną, ale bez przesady. Za €500k spokojnie kupisz talent, a solidnego i ukształtowanego zawodnika za €5kk. Zawyżanie cen nie musi oznaczać, że nie zdołasz kupisz taniego, lecz dobrego zawodnika. Nie trzeba od razu wydawać €10kk.
Cuatro - finanse
Rzecz wydaje się prosta. Grając małym klubem musimy walczyć o każdy grosz, rozmyślnie planować wydatki, przemyśleć każdy transfer. Utrzymanie finansowej płynności klubu z Blue Square może być bardzo trudne. Natomiast w wypadku wielkiego klubu jest inaczej. Często mamy na koncie miliony, więc nie musimy tak bardzo dbać o finanse. Mamy kasę, możemy sobie pozwolić na wydatki. I tu spora część graczy popełnia błąd. Bardzo łatwo jest się rozleniwić i przesadzić. Wystarczy zatrudnić najlepszych trenerów z pensjami po €10k, sprowadzić paru graczy na światowym poziomie, podpisać z gwiazdami zespołu kontrakty gwarantujące im zarobki rzędu €90k tygodniowo. I choć na początku sezonu będziemy mieli dużo kasy, w połowie nagle się ockniemy, że zbliżamy sie do zera na koncie. A sezon zakończymy na plusie tylko dzięki premiom za zajęte miejsca. Przyznaję, że w małych klubikach z prowincji jest trudniej pod tym względem. Trzeba bardzo uważać na to, co się robi. Ale i w wielkich klubach trzeba być rozsądnym. Duża ilość pieniędzy to luksus, który sprzyja popełnianiu błędów. A one prowadzą do bankructwa.
Cinco - motywacja
Niektórzy stwierdzą, że grając potęgą szybko stracimy motywacje. Bo jak to? Co roku walczymy o to samo. Liga? Ciągle te same potęgi, raptem dwa-trzy zespoły się zmienią. Liga Mistrzów? Tu jest ciekawiej, ale nadal są podobne zespoły. Nic nowego w praktyce. Ale jednak za każdym razem coś się zmienia, nawet jak nieznacznie. I nie zawsze będziemy wygrywać, w grze jest tyle piękna, co brzydoty. Czasem możemy psioczyć na silnik FMa, ale to on sprawi, że nie będziemy się nudzić. Wystarczy jedna czerwona kartka dla kluczowego zawodnika i możemy przegrać z kretesem ważny mecz, a potem wypaść z rytmu. I już kariera się sypie. Dzięki tej grze jak i jej błędom, nawet grając wielkim klubem nie będziemy się nudzić. A co do małych... Dobrze, będziemy walczyć o życie, będziemy stopniowo awansować i utrzymywać się. Przy odrobinie szczęścia kiedyś dotrzemy do najwyżej ligi i tam ustabilizujemy się. I to będzie ciekawe. Będziemy się bronić przed spadkiem, potem włączać się do walki o puchary, o mistrzostwo, wreszcie stworzymy taką potęgę, że będziemy już tylko wygrywać ligę. Czyli dojdziemy do punktu Goliata. Dla kogoś, kto znudzi się ciągłym wygrywaniem i gra Dawidem kiedyś się znudzi, aczkolwiek po dużo dłuższym czasie. Ale zawsze. Ale ja jednak uważam, że każdy sezon jest inny i nawet jak wygrywamy, może być ciekawie. Taki jest urok tej gry, nieprzewidywalność. Każdy sezon i mecz są jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz co producent w postaci silnika włożyć do środka.
Seis - alternatywna rzeczywistość
Grając każdym klubem tworzymy alternatywną rzeczywistość. Kto nie cieszył się, gdy grał w FM07 i awansował Pelikanem Łowicz do ekstraklasy (pozdrawiam mój lokalny klub), zajmował nim miejsca w czołówce, a teraz spojrzy na 90minut.pl i widzi, że ten sam zespół gnieździ się w drugiej lidze? To naprawdę cieszy, gdy klub pod naszą kontrolą radzi sobie tak samo dobrze albo lepiej niż w rzeczywistości. Ale spójrzmy na Goliatów. Weźmy za przykład Manchester United. Każdy go zna, większość osób wie, kto stanowi podporę składu. Klub i każdy gracz w nim ma swoich fanów, jak i przeciwników. I właśnie dlatego gra nim jest piękna. Nie dlatego, że mamy gwiazdy i kasę, że wygrywamy. Dlatego, że tworzymy własną legendę. Że tworzymy zupełnie nowy, własny zespół na bazie istniejącego i dobrze znanego. Ja grałem ManUtd i cieszył mnie widok mojego własnego Manchesteru. Sprzedałem paru graczy, którzy w rzeczywistości grali w pierwszym składzie, sprowadziłem paru juniorów. To był Manchester i nie-Manchester jednocześnie. Mój własny zespół, który mogłem porównać z rzeczywistym, dostrzec wyraźne różnice w grze, składzie, w całym zespole. I to było w tej grze fascynujące. Ile razy psioczyliśmy na trenera oglądając mecz? "Mógł wystawić X a nie Y! Powinien dawno sprzedać Z." Teraz mamy szansę być na jego miejscu i wprowadzić w życie naszą wizję zespołu. Dzięki temu gra wielkim zespołem może być satysfakcjonująca.
Siete - ulubieńcy
Jakim klubem gra się najlepiej? Ulubionym, któremu się kibicuje. I to jest dla mnie najważniejsze. Nie jest ważne czy to Dawid czy Goliat, jeżeli kibicuję temu klubowi - cieszy mnie gra nim. I to jest naprawdę istotne. Co z tego, że wyjdziemy z VI ligi do I, jeżeli będziemy prowadzić bezbarwny klub z którym nie zdołamy się zidentyfikować? Co z tego, że zwyciężymy w Lidze Mistrzów klubem, którego nie lubimy? Gra nie będzie przyjemna. Najlepiej grać swoim ulubionym zespołem. Niezależnie jakiej klasy
Ocho - podsumowanie
Nie chcę udowadniać, że gra Goliatem jest przyjemniejsza od gry Dawidem. Przeciwnie. Czasem gra Dawidem jest bardziej satysfakcjonująca. Ale warto też spróbować gry wielkim klubem. Warto czasem zobaczyć, jak jednak trudno grać potęgą. Choć mamy gwiazdy i kasę, trzeba nimi rozsądnie dysponować. A tworzenie własnej historii jednej z czołowych firm świata także może by pasjonujące.
Moim przesłaniem nie jest "Porzućcie kluby z prowincji!". Moim przesłaniem jest "Gra wielkim klubem nie musi być nudna". I to właśnie chciałem przekazać.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zasada ograniczonego zaufania |
---|
Jeżeli nie jesteś przekonany co do umiejętności swojego asystenta, nie pozostawiaj mu przedłużania kontraktów. Może sprawić, że zwiążesz się z niechcianym zawodnikiem na dłużej lub możesz przeoczyć koniec kontraktu kluczowego gracza. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ