Informacje o blogu

Let's have some Magicc

Widzew Łódź

LOTTO Ekstraklasa

Polska, 2011/2012

Ten manifest użytkownika Magicc przeczytało już 1166 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Witajcie. Niektórzy z was zapewne spytają kim jestem, innych zupełnie to nie zainteresuje. Nazywam się Jerzy Skowroński i całe życie jestem związany z futbolem. Do czego zmierzam? Otóż mam zamiar przedstawić wam swoją historię. Historię człowieka, który spotkał w życiu trzy miłości - jedna prawie go zniszczyła, druga pomogła mu podnieść się z dna, a trzecia kazała na siebie długo czekać. Ale wszystkie sprawiły, że jestem tym, kim jestem.

Miłość pierwsza to piłka nożna. W moim domu obecna była od zawsze - jako mały dzieciak obserwowałem swojego ojca podczas treningów i marzyłem o byciu kimś takim jak on. Na boisku występował jako bramkarz, nigdy nie był może zawodnikiem wybitnym, ale w ciężkich czasach był w stanie zapewnić całej rodzinie godny żywot. Imponował mi swoją pewnością siebie, siłą i władzą. Jeśli jego zespół wygrywał, było to w moich oczach jego zasługą, jeśli przegrywał, winni byli koledzy z zespołu, którzy nie stosowali się do jego poleceń. To właśnie ojciec zaprowadził mnie na pierwszy trening, ciężko mi stwierdzić czy słusznie. Zawsze dawałem z siebie wszystko na treningach i podczas spotkań, ale nie byłem w stanie pokonać granicy wynikającej z deficytu talentu. Skończyłem jako jeden z wielu wyrobników, do tego pechowy - moje kluby odnosiły sukcesy, ale dopiero gdy z nich odchodziłem. Wreszcie przyszedł dzień, w którym moja kariera się zakończyła. Było to podczas testów w jednym z klubów zaplecza najwyższej klasy rozgrywkowej, dobiegałem już trzydziestki i to był dla mnie ostatni dzwonek żeby jeszcze coś poza pucharami sołtysa osiągnąć. Cholernie mi zależało na zrobieniu dobrego wrażenia na trenerach, dosłownie gryzłem trawę i w końcu podczas jednej z interwencji doznałem złamania prawego piszczela. Bolało jak diabli, byłem nieprzytomny z bólu, ale to nie było najgorsze. Na skutek nieudolnego leczenia już nigdy nie byłem w stanie wyczynowo uprawiać sportu. Konował, który miał mnie poskładać, zrobił ze mnie kalekę i uniknął wszelkiej odpowiedzialności. Heh, do dzisiaj zauważalnie kuleję.

Po tym zdarzeniu moja psychika legła w gruzach. Gdzieś we mnie pojawiła się ziejąca pustką otchłań, której nijak nie dało się zapełnić. W jednej chwili moje marzenia całkowicie się rozwiały, nie zostało z nich nic. Ta gorycz porażki, świadomość zmarnowanego życia, cały ten burdel, który nagle zwalił mi się na głowę... To było przytłaczające. Zacząłem pić. Piłem dużo i często, aż przerodziło się to w prawdziwy nałóg, a z czasem w torturę. Wiedziałem, że wyrządzam sobie tym krzywdę, że całkowicie mnie to wyniszcza, ale nie byłem w stanie skończyć. Nie wiem jak by się to zakończyło, gdyby w odpowiednim momencie życia nie wziął mnie za kark ojciec, ale też gdyby nie pojawiła się miłość druga - Magda. Ha, anioł, nie kobieta. To jej cierpliwość, wytrwałość i uczucie pozwoliło mi ponownie wyjść na prostą i uporządkować swoje życie. Z pomocą ojca zrobiłem kursy trenerskie i znalazłem zatrudnienie jako trener młodzieży w łódzkim SMS-ie. Wreszcie wszystko zaczęło się układać. Pracowałem w dyscyplinie, której oddałem całe życie i pierwszy raz czułem się w tym spełniony. Nauczyłem się cieszyć z małych rzeczy, ale wtedy za sprawą ojca przypomniała o sobie miłość trzecia.

Żebyście to zrozumieli muszę wspomnieć, że wychowałem się w Łodzi, mieście podzielonym pomiędzy dwa kluby - Widzew i ŁKS. Od dziecka byłem wychowywany na widzewiaka, nieraz widziano mnie na trybunach stadionu z alei Piłsudskiego (a wcześniej Armii Czerwonej). Moim marzeniem były występy w czerwonym trykocie, ale nigdy nawet nie grałem przeciwko swojemu ukochanemu klubowi.

Skoro już wyjaśniłem tę kwestię, mogę opowiedzieć o pamiętnym telefonie od mojego staruszka. Było to pewnego letniego popołudnia roku 2011.

- Halo, Jurek? - głos Seniora zdradzał jego wyraźne przejęcie - Zamieniaj się w słuch, mam wieści!

- Tak? A jakieś to cudowne wiadomości chcesz mi przekazać?

- Znalazłem Ci nową robotę młody! Wiesz, pociągnąłem za kilka ważnych sznurków...

- CO!? A pomyślałeś może o tym, stary mitomanie, że w obecnej pracy jest mi dobrze?

- Cicho siedź i więcej szacunku. Nie chcesz pracować w Widzewie?

- W... W Widzewie...?

- Ano w Widzewie. Co, zatkało? Szukają tam trenera i są zdecydowanie zainteresowani Twoją kandydaturą. Kandydaturą złożoną przeze mnie, gwoli ścisłości.

- Ale w sensie, że co? Trenera do młodzików? Czy jak...?

- Dupa, a nie do młodzików. Niedoczekanie żebym Cię do dzieciaków odsyłał. Szukają trenera pierwszego zespołu. Wypieprzyli Michniewicza i jakoś tak nie mogą znaleźć nikogo w jego miejsce.

Warto tutaj dodać, że w tamtym czasie Widzew miał pewne trudności z wypłacalnością. Nawet najlepszy PR uprawiany przez zarząd nie był w stanie przykryć tego, że w zespole wprowadzano od jakiegoś czasu wariant oszczędnościowy. U potencjalnego trenera liczyły się nie faktyczne kwalifikacje, a gotowość pracy za czapkę gruszek. Mimo wszystko takiej oferty nie byłem w stanie odrzucić - zbyt długo czekałem na możliwość reprezentowania barw swojego ukochanego klubu. Kilka dni po rozmowie z Seniorem udałem się więc do siedziby klubu, gdzie spotkałem się z właścicielem, jego synem (o, przepraszam, DYREKTOREM SPORTOWYM) i prezesem. Wszyscy trzej roztaczali przede mną niemal mocarstwowe plany i górnolotne wizje, ale wszystko to wyglądało mizernie w obliczu udostępnionych mi do dyspozycji 30 tysięcy euro na wzmocnienia. Ach, właśnie! Jako pierwszy od dawna szkoleniowiec Widzewa miałem wolną rękę w kwestii transferów. Wyraz zaufania ze strony zarządu? Raczej sposób na zachowanie czystych rąk. W razie niewypałów transferowych (swoją drogą kogo można za takie grosze kupić?) cała odpowiedzialność spadłaby na mnie, a nikomu na górze żadna krzywda by się nie stała. Dodając do tego kadrę, wyłonioną na drodze łapanki, obraz Widzewa nie był wesoły. Ja jednak radośnie podpisałem kontrakt, uścisnąłem dłonie nowych szefów i udałem się na konferencję prasową. Usadowiłem się obok prezesa (właściciel wolał wszystkim kierować z tylnego siedzenia i nie pchał się w światła reflektorów), który od razu zaczął swoje marketingowe zagrywki. Zadziwiające jak szybką przeszedłem przemianę - z nieznanego trenera młodzieży stałem się nagle młodym, obiecującym trenerem o wielkich umiejętnościach, zwiastunem nowej ery w historii klubu. Biedny, nawet nie wiedział ile miał racji lejąc wtedy wodę. Wreszcie przyszła chwila, w której sam mogłem przemówić do zgromadzonych na sali dziennikarzy. Nachyliłem się na mikrofonem, obrzuciłem wszystkich obecnych spojrzeniem i odchrząknąłem.

- Witam wszystkich. Nazywam się Jerzy Skowroński i jestem nowym szkoleniowcem Widzewa. Cieszę się, że mogę tu pracować.

 

* * *

 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.