LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika przemkoo przeczytało już 1228 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Dzień przed meczem o Superpuchar miałem pewność, że zawodnicy dadzą z siebie wszystko, dlatego oddałem ich w pomarszczone ręce Ryśka, który miał ich trenować na czas mojej nieobecności. Razem z Prezesem i dyrektorem sportowym pojechaliśmy na losowanie II rundy kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej. Na szczęście daleko nie jechaliśmy, bo tylko do Berlina. Oczywiście podróż nie należała do ciekawych, przez trzy godziny Kadziński i Pogorzelczyk tworzyli arcyciekawe dialogi:
- Bardzo ładna pogoda, prawda Marku?
- Ależ oczywiście szefie, bardzo ładna.
- Bardzo ładna droga, prawda Marku?
- Ależ oczywiście szefie, bardzo ładna.
To były tortury. Po tych nieszczęsnych trzech godzinach byłem na wyczerpaniu nerwowym, ale na szczęście dojechaliśmy już do celu. W sali znajdowała się przeogromna liczba ludzi, na szczęście była olbrzymia i nie mieliśmy tu spędzić dużo czasu. Przeciskając się na nasze siedzenia słychać było paplaniny po niemiecku. Po krótkim czasie na podwyższeniu stanął specjalnie zaproszony na uroczystość Louis van Gaal. Po wylosowaniu pierwszej pary Viking - Sporting niespodziewanie szybko nadeszła kolej na nas. Louis chwilę poczekał dla lepszego efektu po czym stwierdził od niechcenia (oczywiście po holendersku):
- Lech Poznań zagra ze zwycięzcą pary Randers FC i Keflavik.
Po przetłumaczenia mi tego zwrotu przez Prezesa, szeroko się uśmiechnąłem. Prędzej Sting z Top Gear pobije na ringu Mariusza Pudzianowskiego niż przegramy z tymi skandynawskimi outsiderami. Martwiło mnie trochę, że Skandynawia nie zaczyna się za rogiem i nie będziemy mieli przyjemnej podróży, ale nie można mieć wszystkiego. Zjedliśmy syty obiadek i ruszyliśmy z powrotem do domu. Trochę żałowałem, że nie mieliśmy czasu na rozmowy z gośćmi, gdyż ci naprawdę byli pierwszej klasy. Wróciliśmy do Poznania o 23 i od razu po powrocie do domu zasnąłem.
Autobus do Warszawy był zaklepany już na godzinę szóstą, więc za długo nie pospałem. Wybierając tą porę dnia sugerowałem się tym, żeby moi piłkarze mieli czas na odpoczynek, przed meczem który odbędzie się wieczorem. Nie mieliśmy mieć żadnego treningu w Warszawie, w przeciwieństwie do Wisły, która przyjechała trzy dni wcześniej. Podróż minęła bardzo szybko, gdyż praktycznie każdy miał ze sobą laptop lub PSP. Zakwaterowali nas w jakimś podrzędnym hoteliku dla bogatych inaczej, ale na szczęście mieliśmy tu spać tylko jedną noc. Na stadion wyjechaliśmy już o 17, by mieć więcej czasu na rozgrzewkę. Pierwszy skład miał wyglądać tak: Burić - Kikut, Arboleda, Bosacki, Gancarczyk - Peszko, Injać, Bandrowski, Stilić, Wilk - Lewandowski
Największe wątpliwości miałem przy wyborze bramkarza. Ani Burić, ani Kasprzik nie prezentowali mitycznego international level, ale nie miałem aż tyle pieniędzy na ewentualne wzmocnienia.
Spotkanie miało się za chwilę zacząć. Piłkarze wrócili już do szatni, ale ja musiałem chwilę porozmawiać z dziennikarzami TVP, który przeprowadzał transmisję. Po kilku krótkich pytaniach zagadałem jeszcze Maćka Skorżę.
- To co Maciek, pociągniemy was piąteczką?
- Nie licz na jakieś fory - uśmiechnął się - Przez tą ubiegłoroczną klęskę z Lechem nie odpuszczę wam do końca życia.
Taaa. Zamieniliśmy jeszcze parę zdań i wchodząc do szatni ujrzałem piękny widok. Dziesięciu piłkarzy w niebieskich koszulkach i jeden w żółtej, wszyscy gotowi do gry. Niektórzy wiązali sznurówki, niektórzy poprawiali włosy, inni po prostu czekali.
- Dobra chłopcy - zagrzmiałem - Pamiętajcie o tym co mówiłem na odprawie, a będzie dobrze. Atakujemy i jeszcze raz atakujemy. Jedziemy z nimi!!!!
Rozległ się gwizdek. Musieliśmy już wyjść z szatni. Krzyknąłem jeszcze do Lewandowskiego:
- Jak nie strzelisz dzisiaj gola to stawiasz mi hamburgera!
Tylko się uśmiechnął. Po pierwszym gwizdku zdecydowanie ruszyliśmy do ataku. Tak jak nakazywałem, większość akcji była przeprowadzana lewą stroną. Alvarez grał jednak zaskakująco dobrze i na nic zdawały się ataki. Nakazałem grać przez środek boiska, po czym gra wyglądała lepiej. Jednak to my zostaliśmy ukarceni kontratakiem. Piłkę przejął Radosław Sobolewski i podał prostopadle do Pawła Brożka, który nie zmarnował okazji.
- Kurwa mać! - mruknąłem
Od tego momentu gra wyglądała skrajnie inaczej. Wisła cofnęła się do obrony i czekała na kontrataki i to my przejęliśmy inicjatywę. Nie musiałem długo czekać na efekty. Sławek Peszko przejął piłkę w okolicy 40 metra, po czym wrzucił piłkę w pole karne. Robert Lewandowski przepchnął Jopa i nogą skierował piłkę do bramki, tuż obok Pawełka. Tylko się uśmiechnąłem. Wiszę Robertowi hamburgera.
Spojrzałem z radością na Macieja Skorżę. Zdawał się lekko osłupiony i ogłupiony po utracie tej bramki. Krzyknął na swoich podopiecznych i nakazał im grać długie piłki. To końca pierwszej połowy nic już się nie zdarzyło.
- Dobra chłopcy, jest nieźle. Ciśniemy ich, tylko kurwa, dobijcie ich! Na tą połowę wychodzimy z odwagę i determinacją. Pokażmy całej Polsce na co nas stać!
W przerwie zmieniłem Dimitrije Injacia na Jana Zapotokę. Brakowało w grze łącznika między atakiem i obronę, a tą rolę miał spełniać właśnie Słowak. Druga połowa zaczęła się bardzo nudno. Widać było, że drużyny nie są jeszcze w pełni gotowe do sezonu. Czego jednak nie zrobiliśmy umiejętnościami, to wywalczyliśmy sprytem. Po faulu Sobolewskiego na Lewandowskim ruszyła do niego cała drużyna. Sobolewski odepchnął Bartka Bosackiego za co dostał czerwoną kartkę. Od tego momentu zaczęły się nerwy. Parę minut później po faulu na Peszce czerwoną kartkę dostał Cantoro. W tym momencie byli już nasi. Wprowadziłem na boisko Tomasza Mikołajczaka za zmęczonego Semira Stilicia. Ciekawie zaczęła się robić dopiero pod koniec meczu. W polu karnym został faulowany Robert Lewandowski i mieliśmy rzut karny. Jeszcze bardziej ucieszyło mnie zachowanie Macieja Skorży, który niemal chciał wbiec na boisko. Do jedynastki podszedł Bartek Bosacki. Tuż przed strzałem odwrócił się w kierunku sztabu i pomachał nam. Podbieł do piłki spokojnie i strzelił w lewy róg bramki Pawełka.
- Jest, kurwa, jest!!!
Do końca meczu nie było już większych emocji. My nie chcieliśmy atakować, a Wisła najwyraźniej nie miała sił. 2:1! Kiedy piłkarze schodzili do szatni wszystkich uściskałem, a potem podszedł do mnie Skorża.
- Dobra młody, teraz wam się udało, ale w następnym meczu nie będziecie mieli szans.
Tylko uśmiechnąłem się ironicznie. Miałem teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Wszedłem do szatni i zawołałem: ''We are the champions!''. W pomieszczeniu panował wielki chaos, od głosów radości do bólu kiedy Marcin Kikut przywalił głową w lampę.
Mecz był naprawdę wyrównany
Czas jakby nagle przyśpieszył. Ani się obejrzałem aż znalazłem się w naszym pięknym hotelu, a potem w drodze powrotnej do Poznania. W mojej głowie kłębiła się uporczywie jedna myśl: Malinowski tak łatwo nie wykopie mnie z Lecha. Po zaledwie miesiącu pracy zdobyłem pierwszy puchar. Fakt, że właściwie mój udział był nikły, bo Puchar Polski wywalczył jeszcze Smuda, ale to koniec wieńczy dzieło. Powrót odbył się bez żadnych ciekawych wydarzeń, wyłączając z tego picie, picie i jeszcze raz picie. Ale w końcu kto zabroni wypić po sukcesie?
Po powrocie do mojego biura zastała mnie wiadomość: Kamil Wilczek zgodził się na nasze warunki i jutro przyjeżdża do Poznania żeby podpisać kontrakt. Oznaczało to, że do drużyny dołączy młody, zdolny zawodnik ze sporymi perspektywami. Nie ukrywałem zadowolenia, bo wiedziałem że nikt nie da mu miejsca w składzie za darmo i umocni to rywalizację w składzie.
Skoro już miałem środkowego pomocnika, to przydałby się jeszcze skrzydłowy. W tym celu udałem się do Ryśka, który znał mnóstwo piłkarzy i niezłe znajomości. Zastałem go w dziwnej pozycji, ze spodniami opuszczonymi do kolan i w koszulce Manchesteru United. O sposobie spędzenia tego poranku bezwstydnie świadczyły puste butelki po Martini.
- O, cześć! - zaślinił się, a kiedy zobaczył moją minę zaczął się tłumaczyć - Właśnie świętowałem i......hik......dowiedziałem się....hik....że...... hik.... doznał kontuzji...hik. - seplenił Rysiek, nie mogąc przestać czkać.
- Kto doznał kontuzji, do kurwy nędzy? - zapytałem z wielkimi oczami, czując w żołądku wielką gulę.
- Seweryn Ga-Gancarczyk - wystękał - Będzie g-gotów-wy do gry za trzy miesiące.
Poczułem się gorzej niż źle. Gancarczyk? Nasz najlepszy lewy obrońca? Zostawiłem w spokoju Ryśka, żeby wyleczył kaca, a ja udałem się do gabinetu. Moim celem było przejrzeć wszystkie wiadomości sportowe, w celu olśnienia. Przejrzałem moje notatki o transferowych celach. Na liście pisało wyraźnie: środkowy obrońca, prawy pomocnik, środkowy pomocnik, prawy obrońca. środkowy obrońca. Hmm. Cholera, Kamil Glik! Piast zarzekał że nie sprzeda nigdzie Glika, ale przecież tak samo mówił o Wilczku! Bingo!
Przez następne dni nie działo się prawie nic ciekawego. Rengifo dostał papiery i na OB przelało na nasze konto 850 tysięcy. W sytuacji Glika Piast grał na zwłokę. Mówiło się o zainteresowaniu Glikiem innych zespołów, ale wydawało się że to tylko plotki. Zgodnie z zaleceniem Mateusza nikomu nie zdradzałem naszych planów transferowych. Bodzio Kaczmarek twierdził że znalazł na Bałkanach ciekawego zawodnika, na prawą obronę. Niestety Bodzio, jak to Bodzio, nie wgłębił się w szczegóły, na przykład takie jak się nazywa ten obrońca. Trudno, w końcu to nie jest takie ważne.
Mimo że nie byliśmy gorszym zespołem, to przegraliśmy z Feyenoordem. Trudno, nie zawsze się wygrywa.
Nasz przedostatni sparing mieliśmy rozegrać z Feyenoordem w Poznaniu. Tym razem wystawiłem - jak się wydaje - optymalny skład. W zespole miał zadebiutować Kamil Wilczek, w miejsce Dimitrije Injacia. Po dłuższej chwili wahania nie wystawiłem w składzie Fredsona, gdyż nie miał szans wygryźć ze składu Stilicia, Wilczka i Bandrowskiego. W bramce znowu grał Burić, który w meczu z Wisłą spisał się więcej niż przyzwoicie. Kontuzjowanego Gancarczyka miał zastąpić Ivan Djurdjević.
Pierwszą bramkę zdobyliśmy w 17 minucie po strzale głową Semira Stilicia. Świetnie w tej sytuacji zachował się Lewandowski który mógł strącić piłkę, ale zostawił ją Semirowi. Potem to Feyenoord atakował raz po raz, ale fantastycznie bronił Burić. Niestety i on skapitulował w 39 minucie po strzale Jon Dahla Tomassona. W 48 minucie drugą bramkę strzelił Tomasson, wydaje się że po spalonym. Wyrównał Udeze w 78 minucie strzałem głową po rzucie rożnym. Jednak Feyenoord grał do końca i ukarcił nas dwoma kontratakami, które skończyły się bramkami.
Po porażce zachowywałem się zaskakująco dobrze, nikogo nie opieprzyłem po meczu. W moim rozumowaniu zagraliśmy dobry mecz z wymagającym rywalem i polegliśmy, ale takie mecze będą procentować w przyszłości.
Mam nadzieję, że kurupt wybaczy tą straconą bramkę w meczu o Superpuchar i nie naśle na mnie towarzystwa z Wronek.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Rozmawiaj z reprezentantem |
---|
Do rozmów między menedżerem a zawodnikiem powinno dochodzić nie tylko w klubie, ale również w reprezentacji. Wybierając opcję "Prywatna rozmowa (rep.)", możesz zasygnalizować graczowi, że musi grać lepiej, by pozostać w kręgu Twoich zainteresowań. Najczęściej są dumni ze swoich występów, ale zdarza się, że odnosi to pożądany skutek. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ