Vyšejšaja Liha
Ten manifest użytkownika Margo przeczytało już 1446 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Po zdobyciu pierwszego mistrzostwa naszym kolejnym celem było powtórzenie tego wyczynu i udowodnienie, że rok temu nie mieliśmy tylko szczęścia. Do łatwych do zadanie na pewno nie należało.
Tym razem dokupiłem kilkunastu piłkarzy, z których dałoby się ułożyć kolejną jedenastkę, niewiele gorszą od podstawowej. Wiedziałem, że szeroka kadra się przyda, bo graliśmy na wielu frontach. Większość z nowych nabytków nie przekroczyła dwudziestego roku życia, ale umiejętnościami nie odstawali od starszych kolegów. Niestety jeden z nich, chorwacki skrzydłowy, na którego liczyłem najbardziej ,Dragan Peric nie wziął udziału nawet w treningu. Widać, białoruski klimat lub jedzenie niespecjalnie mu pasowały. Już po zaledwie dniu pobytu poważnie zachorował i na jego debiut musiałem poczekać do następnego sezonu. Musieliśmy się też pozbyć niektórych kopaczy. Do BATE musiałem sprzedać naszego kluczowego obrońcę, Martynovicha. Nie chciałem tego robić, ale klub miał liczne problemy finansowe. Odeszła też nasza młoda gwiazda, na której chciałem budować drużynę, Czech Jirousek, ale jego pozbył się zarząd, akceptując ofertę Slavii Praga bez mojej zgody. Oprócz niego klub zmienili jeszcze nasi rozgrywający, Rybałka i Kislyak, których nikt inny nie zastąpi. Mimo wielu strat, okienko uważam za bardzo udane.
Podczas okresu przygotowawczego spisywaliśmy się wyśmienicie. Przez osiem spotkań, włączając w to Puchar Federacji, nikt nie potrafił pokonać naszego golkipera. Z łatwością doszliśmy do finału tych rozgrywek, gdzie na naszej drodze stanęło BATE. Nie wiem kto wymyśla te durne zasady, ale na pewno nie lubi Witebska. Od kilku lat ostatni mecz tych rozgrywek musimy grać na wyjeździe. Mimo ogromnej przewagi przegraliśmy po szczęśliwym trafieniu Nekhaychika, ostatniego zawodnika ze składu, który w swoim czasie zaszokował Europę. Nie zdenerwowała mnie sama porażka, lecz fakt, że zrobiliśmy to z klubem Goncharenki. Zaledwie po trzech dniach czekał nas dwumecz z FK Homelem w Pucharze Białorusi. Nie udało im się sprawić niespodzianki i w półfinale spotkaliśmy się z Szachtiorem. Spotkanie w Soligorsku było niezwykle wyrównane. Identyczna ilość strzałów, posiadanie piłki i w pełni sprawiedliwy wynik 2:2, praktycznie dający nam pierwszy finał w historii klubu. W Witebsku skromnie wygraliśmy 1:0 dzięki Degretevowi. W międzyczasie Dynamo uległo klubowi z Borysowa i mieliśmy szansę zemścić się za wcześniejsze upokorzenie, ale na to musieliśmy poczekać.
W międzyczasie rozpoczęła się Najwyższa Liga, którą rozpoczęliśmy od porażki z Ripo. Praktycznie sami przegraliśmy. Najpierw czerwona kartka nowego napastnika, Kofomarty, któremu debiut chyba nie wyszedł. Do tego doszedł „karniak”, na szczęście obroniony i dający nam nadzieję na pozytywny rezultat, ale nasi obrońcy tak nie myśleli. Stwierdzili, że MTZ miało lekkiego pecha i od razu po wybronieniu futbolówki, pozwolili wykonać rzut karny raz jeszcze. W 58 minucie Korkishko strzelił bramkę kontaktową, ale na więcej nie było nas stać.
Potem udało nam się powrócić do dawnej formy. Mimo wpadki z beniaminkiem, Dorpedo Żodlino, miałem dobry humor. Zdobyliśmy cenne 3 punkty z Dynamem w Mińsku. Zawsze robiliśmy to z wielkim trudem. Po kilku meczowej rozgrzewce po raz kolejny pojawiliśmy się w stolicy, aby zdobyć Puchar Białorusi. Przyszło nam grać przy pełnym stadionie. Już po kwadransie prowadziliśmy dzięki swojakowi Dery, a po chwili Platonov podwyższył na 2:0. Myślałem, że już można zacząć świętować. Do przerwy niezły wynik i gra, nie zanosiło się na nic specjalnego, jednak były zawodnik Witebska, Johnny, pokazał, że jeszcze nie ma się z czego cieszyć. 15 minut przed końcem dał kontakt, aby po chwili już wyrównać. W drugiej połowie to BATE przejęło inicjatywę. Bombardowało naszą bramkę i cud, że dotrwaliśmy do dogrywki, w której obraz gry się nie zmienił. Podobnie jak wynik. Czekała nas seria rzutów karnych. Chłopcy perfekcyjnie wykonywali jedenastki, trafiając raz za razem. Zwycięstwo dał nam Gavrilov, broniąc „bombę” Molosha. Już mogliśmy się cieszyć z pierwszego trofeum, ale to wciąż za mało…
Następnie powróciliśmy na ligowe boiska. Graliśmy jak na mistrza kraju przystało, pięknie i skutecznie, ale denerwowały mnie niektóre bardzo pechowe remisy ze słabszymi ekipami z Homelu lub Mohylewa, jednak ciągle utrzymywaliśmy się w czołówce. Nie udało nam się zrewanżować MTZ-owi, który dwukrotnie odbierał nam punkty w ostatnich minutach. Bardzo mnie cieszył jeden punkt wywalczony w Borysowie i zdobyty w 92. Minucie przez Volodzkę. Warto odnotować też zwycięstwa nad Sawitem, Mińskiem i Niemenem.
17 lipca 2013 będzie datą na zawsze zapamiętaną przez białoruskich kibiców. Rozpoczęcie eliminacji do fazy grupowej Ligi Mistrzów przez Lokomotiv Witebsk. Na początek czekał nas pojedynek z mistrzem Islandii, Kevlafikiem, gładko pokonanym na Białorusi, jak i u siebie. Rywal niezbyt wymagający, z resztą kogo można się spodziewać na tym etapie? W drugiej rundzie trafiliśmy na rywala umiejętnościami dorównującego czołowym białoruskim klubom, czyli najlepsza słoweńska ekipa, NK Maribor. Przekonałem się, że jeżeli oni są równi, to my jesteśmy dużo, dużo równiejsi. Przed własną publicznością pogrom 4:1 i awans prawie zapewniony. Wprawdzie na wrogim terenie polegliśmy, ale to nie miało żadnego znaczenia. Plan minimum wykonany, czas powtórzyć wyczyn Borysowian. Jednak to nie było takie łatwe. W ostatecznej fazie na drodze stanęła Crvena Zvezda, zdecydowany faworyt. Potwierdziła to już na serbskiej Marakanie, ogrywając nas 3:1, ale czy to bezpieczny wynik? W końcu u siebie potrafimy pokonać prawie każdego z łatwością. Okazało się, że nie. Kolejna strzelanina w naszym wykonaniu i mega sensacja. Mistrz Serbii ośmieszony 4:1 odpada i FK Witebsk po raz pierwszy w historii będzie grał w fazie grupowej Ligii Mistrzów! Nasza radość była przedwczesna, gdyż trafiliśmy do grupy śmierci. Zdobycie choćby gola z takimi rywalami jak Bayern Monachium, Juventus Turyn czy Celtic Glasgow można uznać za ogromny sukces. Tym, co się następnie działo, nie wypada się chwalić. „Tylko” 2:0 z Juve, 7:0 z Bayernem, 6:1 ze Szkotami, ale obiecuję: kiedyś się na was zemszczę!
W dalszym ciągu dzieliliśmy i rządziliśmy na domowych stadionach. Gromiliśmy największych rywali w walce o tytuł .Zmiażdżenie Szachtiora czy BATE nie dawało nam liderowania. Zajmowaliśmy dopiero piątą lokatę. Jednak było jedno „ale”. Rozegraliśmy dziesięć spotkań mniej niż prowadzące z niewielką przewagą Ripo czy siedem mniej niż Borysów. Mieliśmy to nadrobić w październiku. Tego miesiąca nie zapomnimy już nigdy. Czy normalnym jest, aby rozgrywać mecze CODZIENNIE?! Okazało się, że białoruski ZPN wcale nie jest gorszy od sławnego PZPNu. Męczarnie rozpoczęły się od pokonania Soligorska, jednakże potem nie było tak łatwo. Częste straty punktów, ponad 10 kontuzji i brak chęci do gry. Mieszałem kadrą jak mogłem, aby tylko nie tracili całych sił, wprowadzałem wielu juniorów, testowałem nowe taktyki. Dopiero w takich momentach mistrz kraju pokazuje prawdziwą twarz. Po koszmarnym październiku i zdobyciu cennych, przelanych potem i krwią punktów, wreszcie mogłem powiedzieć: mamy mistrza! To tylko liga białoruska, ale mistrzostwo na pewno dużo więcej warte niż te zdobywane przez Real Madryt, Manchester czy Inter Mediolan, które z bardzo szeroką kadrą grają raz w tygodniu. Wyjazd na wakacje jeszcze nigdy nie był tak przyjemny. Możemy być dumni z tego osiągnięcia.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Stawiaj na dwie taktyki |
---|
W okresie przygotowawczym warto przyuczać piłkarzy do dwóch taktyk – np. domowej i wyjazdowej. Piłkarze łatwiej będą dostosowywać się do zmiany ról w trakcie sezonu i będą lepiej przygotowani taktycznie do spotkań. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ