Informacje o blogu

Bez taryfy ulgowej

Bałtyk Gdynia

Polska II Liga

Polska, 2014/2015

Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 2197 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG




Gdynia. Wczoraj.


 Być może przyjdzie kiedyś taki dzień w moim życiu, gdy obudzę się bez bólu głowy spowodowanego wieczornym kieliszkiem wódki. Kogo ja okłamuję - nigdy nie idę spać po jednym kieliszku. W myśl zasady "nie piłeś-nie śpij" zasypiam zazwyczaj po obaleniu połówki gorzkiej żołądkowej. Jestem alkoholikiem, jestem trenerem, jestem bez mocy by obserwować ten świat na trzeźwo. Żona nie może na mnie patrzeć, ja nie nie mogę patrzeć na nią, lecz żyjemy wspólnie siłą już chyba rozpędu. Zbyt zmęczeni życiem by coś z tym zrobić nawet. Nie, nie jestem w stosunku do niej agresywny - ani słownie, ani siłą fizyczną. Każde ma swój kąt w mieszkaniu i tylko mijamy się w korytarzu, czy w kuchni, a nawet okazjonalnie damy sobie jakiś prezent czy wymienimy kilka zdań. 

 - Cześć, jak tam?
 - Piwo w lodówce.
 - Dzięki, pa. 
 - Acha.
 
 Resztkę mojej energii kieruję na prowadzenie Bałtyku, walczymy teraz o awans do pierwszej ligi i wszystko jest na dobrej drodze, przynajmniej w tym zakresie. Niestety wszędobylska bieda w klubie, zawodnicy lenie, prezes idiota i erotoman, asystent który chyba mnie nienawidzi i wiecznie pijany Mietek, kierownik drużyny - to wszystko spędza mi sen z powiek. Dlatego usypiam się wódką. Wypalony psychicznie i fizycznie. Samotny wśród ludzi.  
 
 Zwlokłem się z łóżka i wziąłem szybki i zimny prysznic - tak tylko, żeby zmyć z siebie resztkę snu i poczuć choć przez chwilę, że żyję. Po toalecie gorąca kawa i przegląd prasówki, którą rano zostawiła na stole żona. Jakieś gówna typu Viva, czy pani domu, polityka. A może newsweek? Jeden bełkot. Doda ma nowy kolor włosów, ktoś tam się rozstał, ktoś wziął ślub, gender, blender i orzeszki, a na świecie chujnia i kryzys. Trzeba wskoczyć w dres i może przebiec się do klubu, myślę. Lecz chęć na sport momentalnie się ulatnia. Kończę kawę, wrzucam na siebie jeansy, koszulę i marynarkę. Cofam się jeszcze z klatki schodowej by ubrać także buty. Przez chwilę walczę z myślą by nakarmić psa którego przecież nie mamy. Było coś o tym w prasie, widocznie coś mi się w głowie popieprzyło do reszty.
 
 Droga do budynku klubowego zleciała mi szybko, chociaż ciśnienie podniósł mi jakiś idiota na rowerze, który uważał, że chodnik to świetny tor wyścigowy. Gwałtowną wymianę poglądów przerwał patrol straży miejskiej, obyło się bez rękoczynów na szczęście, jeszcze bym się spocił, czy coś. 
 
  Ledwo się usadowiłem w fotelu we własnym gabinecie, gdy sekretarka poinformowała mnie, że prezesa dziś nie ma i jutro nie będzie i pojutrze nie będzie i popojutrze także - jakby nie mogła idiotka skrócić tę tyradę do "prezes będzie za kilka dni". Sprawdziłem pocztę elektroniczną, pustki. I świetnie. Z pendrajwa zgrałem napisany wczoraj wieczorem plan zajęć treningowych na dzisiaj i chciałem wydrukować. Brak tuszu w drukarce. Wołam więc sekretarką - ona nie ma tuszu, skończył się wczoraj, a może przedwczoraj, a jest także szansa, że przedprzedwczoraj. Wypierdalaj, ciśnie mi się na usta, lecz milczę. Najwyższym chyba wysiłkiem umysłowym wykoncypowała sobie, że jestem wściekły i rzekła, że zaraz się tym zajmie, zamówi albo pójdzie kupić, albo pójdzie kupić i zamówi i dowiozą, albo...
 - Niech pani wyjdzie, błagam - wydusiłem z siebie. Na jej szczęście spełniła moją prośbę chociaż zauważyłem, że nie chciała wyjść bez ostatniego słowa. Nie czekając na tusz zacząłem przepisywać plan zajęć na kartkę. Długopis się wypisał. Biorę więc drugi, spadł mi na dywan, więc schylam się, zaczynam się prostować - i tak grzmotnąłem w blat biurka, że aż mi w oczach pociemniało. 
 - No żesz kurwa jego mać... - wstałem z fotela i przez długą jak wieczność minutę wykrzykiwałem swoje żale, całą złość i frustrację jaka się we mnie gniotła. - ... i kurwa chuj - zakończyłem smętnie. Na cholerę ja się męczę z tym przepisywaniem, dotarło do mnie i ruszyłem z pendrajwem by zlecić to zadanie sekretarce. Jej pomieszczenie zastałem puste, poszła po tusz. 
 
* * *
 
 - Człowiek się męczy, zapieprza po godzinach, a tu takie o - sprzątaczka Wandzia ujrzała na korytarzu przewrócony kosz na śmieci, którego zawartość rozsypała się po sporej części klubowego korytarza. Pokiwała z dezaprobatą głową i zaczęła sprzątać. 
 




XXVII kolejka II Ligi Polskiej - Grupa Zachodnia


Gdynia. Dzień meczowy.

 
 Mecz dopiero o szesnastej, a mnie już nosi. Przed treningiem porannym posłałem asystenta Martyniuka by doprowadził do stanu używalności Mietka, który ponoć był na urodzinach. To doprawdy zastanawiające, że kierownik drużyny ma aż tyle znajomych, by codziennie lądować na popijawie. I co ja takiemu mogę powiedzieć, jak sam za kołnierz nie wylewam? Nie przychodzę jednak do kluby nagwidżony do nieprzytomności, jestem profesjonalistą w każdym calu. Jak piję to także profesjonalnie. 
 
 Gonię dziś chłopaków jakby spotkanie z Odrą miało być meczem o mistrzostwo wszechświata. Słabo to wszystko wygląda, chociaż jesteśmy już na ostatniej prostej sezonu. Mówię im, że to zaprocentuje w przyszłości; choćby i w kolejnym sezonie. Może i po awansie jeżeli utrzymamy formę. Klną, snują się po boisku ale robią co mówię. Tak ma być, nie ma opierdalania sje, jak prawił pewien mięśniak na youtubie. Kiełb, Foe czy Szostak odstają od reszty zespołu - w pozytywnym sensie. Są ponad nimi, jeżeli brać pod uwagę zarówno motorykę, jak i umiejętności. Gdyby nie bramki Szostaka, to te rozgrywki mielibyśmy stracone już na starcie. Foe robi zaś różnicę na skrzydłach, płuca wypluwa, ale zapierdala aż miło. Takich mi trzeba, walczaków, atletów, gladiatorów co prawda dla ubogich, lecz jednak facetów z jajami. Wygląda to za czymś, więc trening kończę nieco szybciej niż zazwyczaj, niech mają trochę dobrego i ode mnie. 
 
 Do meczu czas płynie szybko, miałem bowiem co robić. Wciąż nie ma w klubie Martyniuka z Mietkiem, lecz nie zwracam już na to uwagi. Liczy się dobry występ przeciwko ekipie z Opola. W szatni tuż przed pierwszym gwizdkiem cisza i skupienie. Trochę więcej skupienia czuć od strony Osamy, naszego golkipera, lecz to pewnie przez kadzidła które cały czas zapala w swojej szafce. Przypomina mi to pewnego bejsbolistę z filmu "Pierwsza Liga", czy coś tam w podobie. Z Sheenem, tym od słynnego ojca, Martina i nieco mniej sławnego brata. Leguizamo? Nie pamiętam, za dużo alkoholu i kawy. 
 - Założenia na mecz znacie, panowie - przewróciłem kartkę w notesie i wyczytałem wyjściową jedenastkę. - Rusinek zaczyna dziś na ławie, na treningu miałeś problemy z odbiorem, co za cholerę mi się nie podoba i zalecam zwrócić większą uwagę na ten element. Nie mam większych uwag do pozostałych piłkarzy, więc nie będę tutaj nadmiernie ciągnął odprawy. Odra ostatnio gra dobrą piłkę, ale mecz gramy na własnym placu, weźcie to łaskawie pod uwagę. Deszcz nie pada, chociaż jest pochmurnie, więcej możemy grać piłką i po ziemi. Nie wypieprzajcie proszę piłek na zapalenie płuc, tak się nie gra współcześnie. I co z tego, że to druga liga? To nie znaczy, że nie możemy podejść do zawodu jak profesjonaliści. Wiedzie co robić? To dobrze. Asystent ma dziś wolne, więc cały mecz słuchacie mnie. Jazda.
 



 Początek meczu ułożył się po naszej myśli. Centra Kiełba otarła się o któregoś z obrońców Odry Opole i wywalczyliśmy rzut rożny. Piłkę w polę karne wrzucił Daniel Pietrycha, w zamieszaniu w polu bramkowym najprzytomniej zachował się Kiełb właśnie - i od trzeciej już minuty wychodzimy na prowadzenie. 
- O to chodzi, o to chodzi! - krzyczę z ławki. - Cisnąć teraz!
 




 Po wyjściu na prowadzenie ciśniemy dalej. A raczej chcielibyśmy cisnąć, ponieważ dzieją się jednak cuda niestworzone. Jesteśmy przy piłce, wszystko idzie dobrze do momentu strzału. Piłkę albo wyłapuje golkiper gości, Damian Primel, albo futbolówka wędruje w trybuny. Krzyczę, by strzelać celnie, mierzyć i walić dopiero, gdy będą kopacze pewni bramki. A gdzie tam. Cały czas spierdoliada po całości. Po kwadransie obraz ulega zmianie i do głosu coraz śmielej dochodzą goście. Zaczyna się również twarda i bezpardonowa walka, sędzia gwiżdże coraz to częściej, gra mojej drużyny traci płynność. Do szatni jednak schodzimy wciąż z niewielkim prowadzeniem. 

* * *

 Druga połowa zaczyna się podobnie jak pierwsza - spychamy gości do głębokiej defensywy. W przerwie dokonuję tylko jednej zmiany i na boisku za Antoniego Krajnyka melduje się Paweł Rasmus. Staramy się grać swoje, kontrolować przebieg wydarzeń, lecz cały czas zachęcam do strzelenia drugiego gola, by postawić "kropkę nad i" i spokojnie zgarnąć trzy punkty. Ja swoje, chłopaki swoje, goście swoje, a szczęście poszło się jebać. 

 Przyszła 86. minuta, Odra przeprowadza kontrę. Piłka idzie klepką, barceloniada jak się patrzy, pyk, pyk, pyk. Gol. Remis. Kop w jądra. Sebastian Deja doprowadza do wyrównania. Patrzę na to wszystko i nie mogę uwierzyć. 
- Co kurwa?!!! - krzyczę w niebiosa, lecz nie otrzymuję odpowiedzi. Chwilę po wznowieniu gry w świetnej sytuacji Szostak zachowuje się jak kompletny amator, piłka w trybuny, Ogniwo Sopot kurwa jego mać! - Po ziemi nie mogłeś, cholera?! - Szostak wzrusza ramionami. Nie rozumie, nie chce rozumieć, albo po prostu nie usłyszał mojej kwestii. 




 
 Czas ucieka, od końcowego gwizdka dzielą nas już tylko sekundy. Nie było wiele akcji spornych w meczu, więc arbiter Martynowicz nie doda pewnie bonusu dłuższego, niż minuta-może dwie. Mocno mi jednak opada szczęka gdy widzę, że sędzia doliczył aż pięć minut. Nie dokonuję już jednak żadnej zmiany, a jedynie zdzieram gardło by moje kopacze spróbowały coś wbić. Bez szans jednak. Dochodzi do strzału, piłka dla kibica, idźcie wy w chuj z taką grą... 

  Jeszcze nie przebrzmiał ostatni gwizdek, gdy już praktycznie byłem w szatni. Nie będę jednak wypisywał tego wszystkiego co musieli usłyszeć moi piłkarze, ponieważ takiego nadmiaru "mięsa" to by i sierżant z "Full Metal Jacket" z siebie nie wyrzeźbił.

- Jak kurwa można grając u siebie, z wcale nie najmocniejszą ekipą przyjezdnych, z taką do chuja przewagą przepierdolić prowadzenie, kończyć remisem i...







"Chyba nie myślałeś, że cię tak zostawię, Michael?" 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution