Od autora - SETNY manif ożeszkurde - trochę łez i wzruszeń na początek
Serwus, ludu czytający CM Rev. Dziś nieco przydługawy wstęp, gdyż właśnie stuka SETA na liczniku moich manifestowych płodów. Tak więc na początek trochę lania wody - będą łzy wzruszenia, syk otwieranej pepsi, oraz lód stukający o ścianę szklanki. A więc jadziem z tym koksem. Jeżeli nie chcecie czytać wspominek, podziękowań i cukru, to śmiało przewińcie tekst na kolejny obrazek - tam już do akcji wkracza asystent Bałtyku Gdynia. Inna rzecz, że dziś manifest swoją obszernością Was nie powali :).
Tak właściwie, to zacznijmy od krągłości-okrągłości - a więc. Za dziesięć dni pukną równe dwa lata od dziesiątej rocznicy mojej rejestracji na CM Revolution :D. Kawał czasu, prawda? Przez te wszystkie dni które tutaj spędziłem zajmowałem się głównie zrzędzeniem i manifestowaniem, czym zapracowałem na jakże słodką rangę Zgreda Manifestanta. W międzyczasie spłodziłem jakieś poradniczki, artykuliki - nic właściwie specjalnego, ale przynajmniej ktoś miał co czytać przez chwilkę a i mógł się dowiedzieć choćby tegoo, jak poprawnie manifestować, czy okrasić owe manify skrinami i filmami. Oprócz tego w wolnej chwili pykło się do artykułów jakieś pierwsze wrażenia z FM12, czy też wspólny z Godmanem tekst o Football Managerze 2021.
Na CM Revolution poznałem sporo pozytywnych postaci, z którymi mam do dziś dobry kontakt - zarówno ten luźniejszy, jak i taki bardziej zażyły - tzn. mam na myśli to, iż z niektórymi Revolucjonistami zażyłem zupy chmielowej swego czasu i było to bardzo solidne polanie chmielu (lub też wylanie - pozdro Rejp ;)).
Trochę mi również głupio, gdyż w jakimś stopniu jestem odpowiedzialny za to, iż ludkowie tacy jak wspomnieni wyżej Godman i Rapechuck, oraz Pomstiborius, zostali przeze mnie w podstępny sposób odciągnięci od Football Managera i wylądowali w wirtualnych czołgach na polach bitew World of Tanks. W mojej opinii to spora strata dla serwisu, gdyż mózgi to niebanalne i czego jak czego, ale swoich manifestów i aktywności tutaj wstydzić się nie muszą - wprost przeciwnie. Inna rzecz, że za specjalnie się przed owym "przeniesieniem" na WoTa nie bronili ;).
I nie jest to cukier, tylko moja prywatna opinia z którą, jak myślę, zgodzi się całkiem sporo Revolucjonistów. Tak czy owak - CM Rev potrafiło (i chyba wciąż potrafi) przybliżyć znajomość z ludźmi, którzy współdzielą naszą pasję, czy jak tam nazwać uczucie wobec serii Championship Manager/Football Manager. Wszystkich pozytywnych ludzi nie wymienię tutaj w manifeście, gdyż znając moje roztrzepanie kogoś bym pominął - i poczuł się przez to źle.
Wielkie dzięki ode mnie dla tych wszystkich, z którymi było mi tutaj po drodze. Dzięki za wspólne granie w eFeMy, za dyskusje o wszystkim i o niczym, za Wasze teksty, komentarze oraz lajki :). Pozdrowienia równie wielkie dla ludzi, z którymi zdarzyło mi się zaiskrzyć i pójść na szabelki - nie było Was wielu, ale idiotyzmem byłoby z mojej strony, gdybym wieszał na Was psy - zwyczajnie nie zrozumieliśmy się w jakichś aspektach. Zresztą - każdy kto mnie zna wie, że ja się momentalnie wkurwiam (choć już nie tak szybko i często jak dawniej) i równie szybko mogę pójść z takim obiektem wkurwu na browarka ;).
Bardzo często zapadałem w "sen zimowy", w trakcie którego na CM Rev jedynie zaglądałem, lecz nie miałem zamiaru uczestniczyć aktywniej - czy przez komentarze, czy manifesty lub depesze. Tak to już ze mną bywa i również nie jest to ani nowość, ani żadna tajemnica. Dzisiejsza SETA to nie jest jakieś kosmicznie wielkie wydarzenie, ponieważ mogło być owych manifestów zdecydowanie wincyj - 200? 300? 400? Pińcet? Jednakże jest to SETA która ogromnie mnie cieszy - choć powtarzam, nie jest to niewiadomo jaki kosmos. Ale cieszy. Choć to nie wyczyn. To cieszy. Łapiecie? ;)
Do Football Managera mam dziś stosunek wybitnie zabawowy, zważywszy na mój wiek oraz mniejszą ilość czasu na granie niż dawniej. Mogę w niego tłuc dzień w dzień, ale potrafię także zapomnieć o nim na miesiąc, dwa, trzy. Niemniej jednak - zawsze ma miejsce na moim dysku i zawsze do niego wracam. To taki nałóg, ale z licencją na przerwanie ;).
Co by tu jeszcze... Dzięki dla włodarzy strony, że mają chęć oraz zaplecze by dalej, nieprzerwanie ciągnąć ten serwis do przodu. Wciąż sporo pracy przed nimi - choć jak każdy widzi najtrudniej jest o ludzi, którzy chcieliby bezinteresownie zrobić COŚ dla INNYCH. Ja to rozumiem - sam przecież od dłuższego już czasu jestem "redaktorem", który... nie jest redaktorem. Ot, taki zgred co to został kiedyś wywyższony, nie spełnił związanych z nim oczekiwań i nie wiadomo co z nim zrobić tero. Wyrzucić żal i strach, bo się jeszcze wkurwi. Kazać mu coś robić? Eeee, rozkazywali mu w wojsku, ale i to już przeszłość. To niech sobi wisi z "gruzinem" i okazjonalnie się przyda.
Dzięki dla ludzi, którzy znajdują chwilę czasu i czytają moje wypocinki - bawcie się przy nich choć po części tak, jak ja się bawię przy pisaniu. Ale to moja mantra którą powtarzam od dłuższego już czasu.
Dzięki dla tych, co dajecie mi słabiaka - jakby nie było, żeby dać słabola, to trzeba najpierw z automatu podbić licznik wyświetleń manifa ;).
Wielkie dzięki dla tych, co nie dość, że wejdą na manifa, ale go jeszcze przeczytają! Pisać zawsze starałem się (i staram) lekko - by tekst szybko się przewijał przed Waszymi oczkami - nie mówię, że okazjonalnie nie trzeba się nieco zastanowić nad tym, co autor miał na myśli, ale... zawsze primem ultimem była... dobra zabawa. Kuźwa, ludkowie - każdy z Was ma stresy, jakieś gnojstwo życiowe które go wk... - więc żal by mi było jeszcze Was dojebywać manifem! Jeżeli w trakcie czytania choć raz, jedyny raz pojawi się banan na Waszej twarzy - to warto było ów manifest spłodzić. I zdania oraz mojego do manifestowania podejścia nie zmienię.
Dzięki za oceny pozytywne oraz komentarze - doceniam ludzi którzy znajdą choć chwilę czasu na to, żeby skrobnąć jedno lub więcej zdań pod manifestem - z poradami, dobrym słowem - a nawet te z
lukrem, bo wciąż mnie bawią niezmiennie - tak jak
słabiaki bez komentarza ;).
Dzięki wielkie dla współmanifestujących ludków, gdyż dzięki Wam jest co czytać na CMRev. Zakładam, że każdy znajdzie tutaj coś ciekawego dla siebie. Od manifestów wypełnionych statystykami, po opracowania taktyczne od A do Z (dzięki, tts0 - czytam to jako "tetsuo", choć mam zupełnie inne podejrzenia co do genezy powstania tego przezwiska ;)), jak też manify lekkie, przyjemne, o czymś, o niczym, krótkie, długie, ze skrinami i bez - nie wierzę, że i Was to nie cieszy :). Jedyne czego mogłoby być wincyj na CMRev to skromności u niektórych użytkowników serwisu, oraz pewnej takiej... ogłady. Potrzeba także hamulca na rzucanie kurwami w komentarzach - jak tak okazjonalnie spojrzę w komenty, to jednak granica dobrego smaku zostaje w niektórych przypadkach przekroczona. Czepiać się nadmiernie i tatusiować jednak nie będę, gdyż w moich manifestach również mięso rozrzucam na lewo i prawo :D.
I to wszystko na dzisiaj słowem wstępu od Zgreda. Mam nadzieję, że za jakiś tam czas pyknie mi tu dwuseta, trzyseta i kolejne sety - a Wy dalej będziecie chcieli to czytać. Pozdro szeset i dzięki za poświęcony na moje zgredzenie czas :). Hip, hip! Ura, ura, ura!
Głowa nie potoczy się zbyt szybko - ponieważ asystent ma nosa
Jest dobrze. Wróć. Jest rewelacyjnie! Po sześciu ligowych kolejkach okopujemy się na miejscu PIERWSZYM w lidze - i będziemy tego bronić do krwi. No, bez przesady oczywiście. Trochę siniaków możemy na to poświęcić i ewentualnych otarć. Wrzuciłem sobie dzisiaj na tableta moją rozpiskę minionych już spotkań i wychodzi całkiem dobra seria. Może oprócz
wpierdoliady w Pucharze Polski oraz wbitki od MKSu Oława w lidze. Wszystkie inne wyniki to już zwycięstwa lub remis z Zieloną Górą. Czego jak czego, ale takiego początku sezonu absolutnie nie zakładałem. Poniżej rozpiska w wersji FULL PRO.
Po wygranej z Rakowem dostałem kilka pochwał od prezesa, oraz krótkie podziękowanie od
bossa. Z tym podziękowaniem to oczywiście nie był jakiś kosmos, gdyż zwyczajnie rzucił mi "dzięki" gdy przytrzymałem mu drzwi od szatni. Nie brzmi to jak początek wielkiej przyjaźni, ale jest to zdecydowanie krok w dobrą stronę. Dziś od rana jednak boss chodzi
wkurwiony na potęgę, gdyż jakiś buc napisał mu na drzwiach samochodu "
ty huju głupi". A właściwie to wyrysował, gdyż ewidentnie w użyciu był jakiś przedmiot typu gwóźdź. Nie zakładam by napis został wykoncypowany w jakiejś mądrej głowie - sugeruje to klasyczny już błąd ortograficzny w wyrazie "
chuj". Niezależnie od tego
wkurw bossa rozumiem, bo kto by się po czymś takim nie zdenerwował?
Tak czy owak dzisiejsza sobota przyniesie nam odpowiedź na pytanie, czy poprzednie wyniki to przypadek, czy jednak udało nam się z bossem poukładać zespół jak należy. Od samego rana kierownik drużyny, Mietek, biega po całym obiekcie i stara się doprowadzić co trzeba do jak najlepszego porządku. Widać, że się mocno ostatnio przejął moim
opierdolem za pijaństwo, bo dziś to nawet w daszek czapki pstryka i się kłania już z daleka. Można?
Mecz się zaczął o piętnastej. Patrzę na liczbę ludzi, gdzieś tak z 800 chyba będzie? Coś koło tego. Pogoda ładna, ponad dwadzieścia stopni, ale na szczęście daleko od cholernych, trzydziestostopniowych upałów. Do Gdyni zajechała ekipa
Jaroty Jarocin, która po sześciu kolejkach plasuje się na trzecim placu w lidze. Jakby więc nie patrzeć, to mecz na szczycie, choć nie tym absolutnym.
Od pierwszego gwizdka nasze chłopaki pokazują, że pierwsze miejsce w lidze to żaden przypadek, że tak ma być -
i chuj, możecie nam naskoczyć. Mecz się toczy żwawo, akcje z dwóch stron, lecz wynik się nie zmienia aż do
30. minuty. Rzut rożny wykonywał
Pietrycha, wrzucił w pole karne i po niewielkim zamieszaniu piłkę do bramki posłał
Daniel Kokosińki. I pięknie, jest prowadzenie.
Po gwizdku dalej ciśniemy ogórców. Moje piłkarzyki grają dobrą, dokładną piłkę. Widzę radość na twarzy
bossa, więc wszystko zdaje się naprawdę iść w dobrym kierunku. I proszę bardzo,
40. minuta spotkania. W pole karne wpada z piłką przy nodze
Krzysiu Bułka - oddaje celny strzał po długim i ... pyk!
2:0! Jest! Chwilę później gwizdek i wypad do szatni na przerwę. A tutaj wyjątkowo spokojny
boss, radosny prezes, oraz koledzy i koleżanki prezesa - wleźli jak do siebie i klepią, poklepują, gratulują, kopu... no, bez tego w każdym bądź razie. Myślę sobie, że burdel z szatni robią i nic więcej, ale na głos nie chciałem tego mówić. Ważne, że piłkarze w dobrym i bojowym nastroju.
W drugiej połowie trochę przysnęliśmy - czego na szczęście nie potrafiła wykorzystać Jarota. Inna rzecz, że świetnie bronił nasz
Osama - wyciągnął taką setę, że
aż jądra się złożyły do oklasków. Po końcowym gwizdku - euforia, że ojajebe! Są kolejne trzy punkty, zostajemy na pierwszym miejscu w lidze! Znając życie, to w prasie ponownie nastąpi wysyp faperskich wpisów o tym, jak to beniaminek z Gdyni leje frajerów aż miło. A co tam - coś się w końcu kibicom Bałtyku należy po latach posuchy! Łapcie tutaj meczową rozpiskę, a ja spadam na odprawę.
Żeby nam się dobrze działo. A że działo to armata, to żeby nam się armaciło
Ósma kolejka
II Polskiej Ligi Mistrzów Nad Mistrzami to kolejne, trzecie już domowe spotkanie z wrogiem. To naprawdę świetna sprawa, gdy nie musisz wozić rzyci po świecie, a po prostu importujesz sobie obiekty
wpierdolu. Przesadzam - przecież nie uderzyła nam do głowy sodówka? No dobra - trochę tak. Hej - czy każdy z Was nie chciałby tak seryjnie spuszczać komuś
wjeba? No właśnie. My również chcemy i póki co się to udaje, choć cztery zwycięstwa raczej nie powalają rywali na kolana. Najważniejsze, że wskoczyliśmy na top, to jest miejsce dające awans - i tegoż miejsca trzeba będzie bronić jak taniego piwa na przecenach w biedrze. Czy coś w podobie, mnie tam akurat stać na lepszego
chmiela.
Meczyk z
Energetykiem ROW Rybnik odbył się w niedzielę, przy bardzo dobrej pogodzie i temperaturze siegającej moich "ulubionych" trzydziestu stopni. Odprawę i rozgrzewkę prowadził
boss, ja dostałem bonusowy wolny czas, więc trzepnąłem z Mietkiem partyjkę w pokera i przegrałem jakieś siedem złotych z małym hakiem. Mietek kasę i tak wrzucił do puchy która stoi w szatni i świeci po oczach napisem "Zrzuta na grupową flachę co miesiąc". Owa "grupowa" flacha i tak się zazwyczaj kończy na tym, że Mieciu opracowuje ją z wyrywkowo wskazanym piłkarzem, okazjonalnie w nieco większym gronie trzech-czterech osób. Teraz jedynie powtarzam plotki, gdyż na żadnym opracowywaniu szkła nie byłem jeszcze. Widocznie nie jestem godzien.
Spotkanie ruszyło z kopyta o piętnastej, nie jest to też nic specjalnie nowego w tej lidze. Od początku wcisnęliśmy przyjezdnych w glebę - zwłaszcza po tym, jak w
10. minucie pięknął główką po rzucie rożnym popisał się
Wallace. To było jak w boksie - bum, bam i mocna
luta pod oko. Energetyk autentycznie siadł, a nasze grajki zaczęły oklepywać krzesełka za ich bramką. Trzeba przyznać, że z celnością strzałów to u nas tragedia. Nawet gdy coś już szło w prostokąt, to taki farfocel, że nawet ślepy golkiper nie miałby trudności ze złapaniem futbolówki.
W
41. minucie
Litmanen urwał gola z wapna - i na tablicę wskoczyło spokojne i pewne
2:0. Wszyscy liczyliśmy na to, że uda się jeszcze coś ukąsić, skoro tak dobrze żre. A gdzie tam. Po przerwie nastąpiło kolejne rozluźnienie, choć
boss powtórzył z pięć razy mantrę:
nie kłaść się, kurwa, cisnąć i dojebać. Najwidoczniej czegoś chłopaki nie zrozumiały i położyły się - dając im cisnąć i
dojebać. A piłkarze Energetyka i owszem,
dojebały, ale na nasze szczęście tylko zmniejszając rozmiary porażki w
69. minucie. Cały bajzel skończył się wynikiem
2:1 - i tak zostaliśmy na 1. miejscu w lidze, jako lider.
Boss po meczu był solidnie wkurwiony a ja musiałem przyznać mu rację - taki wynik jak dwa do zera do przerwy powinno się ciągnąć, dopunktować coś, a nie oddać rywalowi pole. Niemniej jednak - pierwszy plac utrzymany, trzy punkty wpadły, to jedynie idiota by tylko krzyczał o "porażce".
Różne (p)różnego różności
Sezon się buja ostro do przodu - po ośmiu kolejkach trzymamy pierwszy plac w lidze i czujemy się mocni i potężni jak ten skurwol Optimus Prime, co to w Transformersach spuszcza łomoty złym deceptikonom. Widzieliście to kiedyś? Te tostery co to się zmieniają w roboty, wiadomo. Litmanen na treningach pokazuje chłopakom co to znaczy technika oraz doświadczenie - podaje piłki co do centymetra a przy strzale gała leci ZAWSZE tam gdzie powie, by poleciała. Dziwne jedynie, że w czasie meczu leci zupełnie nie tak jak by sobie wymarzył. No, wtedy byśmy każdego jechali do zera dwucyfrówką - jak burą sukę, heh. Ok, nie może być za łatwo, gdyż wtedy się człowiek nie rozwija.
Po meczu z Rybnikiem Mietek przytargał do szatni pączki i zapojkę typu "hop kola" - zdziwiło mnie to i zapytałem, co się dzieje, że ognistej nie dotargał.
- Bo ile można kurwa pić - wycedził w odpowiedzi. Znam to, faktycznie picie każdego dnia może spowodować nie dość, że delikatną zgagę, to jeszcze i echo w portfelu. A jak każdy doskonale wie, najcięższą rzeczą na świecie jest właśnie pusty portfel.
Trzynastego września ruszamy w tripa, by spotkać się na wyjeździe z ekipą Nielby Wągrowiec. Może być ciężko, bo wyjazd to zawsze wyjazd. Jeżeli pogoda nie dopisze, to się po drodze ugotujemy w tym naszym "klimatyzowanym" autosanie. Heh - klima się odpala wtedy, gdy kierowca otwiera drzwi. A weź jedź z otwartymi, to ci zaraz jakaś straż miejska dojebie premią na pierwszej lepszej wiosce - i wtedy gdzieś trzeba będzie ciąć koszty. Baśka-księgowa uwielbia dopisywać straty tam, gdzie widnieją nazwiska sztabu szkoleniowego - owszem, ale na liście od bossa w dół, a kończąc na mnie. Kto więc obrywa po kieszeni? Właśnie. Trzymajcie się.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ