Serwus! Przy porannej kawie wpadłem dzisiaj na pomysł, by nieco odejść od tłuczenia opisów kolejnych karier, bo ani to specjalnie dla Was ciekawe, ani zajmujące - zresztą ten tekst również nie rzuci Was na kolana czy na glebę. Nie jest to oczywiście żadna nowość, jeżeli się chociaż pobieżnie przejrzy moje dotychczasowe wpisy na Rev, a również zdaję sobie sprawę z tego, że niewielu bywalców
FM Revolution miało odwagę (lub byli na tyle zdesperowani) by to zrobić. Tak czy owak - oprócz karier na
Rev będę wrzucał również teksty, który będą typowym już dla mnie zrzędzeniem
na tematy mocno lub też mniej zbliżone do Football Managera, lecz zawsze w jego okolicy. Przyszły ten cykl (srogi ze mnie optymista) musi mieć też nazwę. Zapraszam więc Was serdecznie na pierwszy wpis z wielkiego (mam nadzieję) zbioru przyszłego zrzędzenia pod jakże oryginalną nazwą -
ZGREDOTY.
Football Manager od wielu już lat jest dla mnie grą
nieobojętną emocjonalnie czyli taką, która budzi we mnie określone, mocno jednak skrajne emocje. Rozgrywając mecz w eFeMie w ciągu kilku minut potrafię przejść od euforii do złości, od absolutnego podniesienia ciśnienia do wyluzowanego wciskania przycisku KONTYNUUJ i rzadko kiedy stan mój można określić jako neutralny. Nie sądzę bym był odosobniony w takim a nie innym postrzeganiu tworu
Sports Interactive, ponieważ mam znajomych, którzy mogą napisać dokładnie to samo, a i widać to również w licznych wpisach na forum FM Revolution (głównie zaś w pewnym temacie o
miłości do Football Managera inaczej). Wszystko to co opisałem można było zobserwować podczas wielu godzin rozgrywki wieloosobowej - energia aż biła z głosu współgraczy na komunikatorze
mumble, gdy prowadziliśmy do boju wirtualne odpowiedniki drużyn Ekstraklasy w jednej z poprzednich części Football Managera (
FM12 i
FM13, gwoli ścisłości). Jeszcze wcześniej równie energetycznie bywało na czacie
skajpaja, gdy to z ekipą z
CM Rev obtłukiwaliśmy
Football Managera 2010.
Gier nieobojętnych emocjonalnie znam oczywiście więcej, ich lista nie może się przecież kończyć na Football Managerach czy dawniejszym Championship Managerze. Gdybym miał przedstawić kilka tytułów budzących we mnie prawdziwą burzę emocji, to na pewno nie mógłbym pominąć wszelkich gier akcentowanych zwłaszcza pod rozgrywkę multi. Seria
Battlefield chociażby. Nie wiem jakim trzeba być buddystą, by w trakcie wirtualnej wymiany ognia i grając z kolegami wrzeszczącymi do mikrofonu, nie poczuć najmniejszego zastrzyku adrenaliny, by w najmniejszym choć stopniu nie przeżyć dowolnych emocji. Gdy grywałem w takiego
Battlefielda 3 czy
Bad Company 2 ze znajomą ekipą z klanu, to nawet najspokojniejsze na codzień osobniki potrafiły się naładować niemałym agresorem i na kanale bywało niesamowicie gorąco. W ten sam nurt co Battlefieldy wpisuję oczywiście
Counter Strike'a,
Call of Duty,
Armę (w pewnych aspektach, gdyż jednak w
ArmA nade wszystko liczy się chłodna ocena sytuacji i taktyczny zmysł) czy inne FPSy (dawniej także obowiązkowe
Quake czy
Unreal Tournament).
Mamy także inne tytuły na rynku growym, gdzie przy rozgrywce dłonie zaczynają się silniej pocić, zmieniamy ton głosu na agresywny i niemalże czujemy jak serce wyrywa się z klatki piersiowej. Na ten przykład dawniej przeze mnie celebrowane "czongi", czyli białoruska gra
World of Tanks. Grając w klanie
Gloria Victis z solidną i zaprawioną w bojach sieciowych grupą zapaleńców (pozdro
Godman,
Pomstiborius i
Rapechuck) również wpadałem w stan euforii lub wpadałem w wir negatywnych emocji, których następstwem bywały takie wiązanki przekleństw na kanale głosowym, że uszy puchły i błagały o litość. Nie inaczej było z
War Thunderem, która to gra startowała na rynku jako tytuł lotniczy, lecz docelowo ma się w niej znaleźć połączenie wojsk pancernych, lotnictwa oraz marynarki wojennej. Całe szczęście dla mnie, że moja korba na takie obtłukiwanie myszki i klawiatury minęła jakiś czas temu i nie muszę przechodzić tego ponownie przy najnowszym tytule z gatunku pancernego MMO, to jest
Armored Warfare lub przy okręcikach od Wargaming (wspomniana wcześniej białoruska firma tworząca m.in. wojenne gry sieciowe),
World of Warships. Starszy się człowiek robi, zaczyna dbać o nerwy, odstawia używkę po używce, czasu brakuje, tyrać trzeba - powodów nigdy nie trzeba szukać, znajdują się same. A przy
Football Managerach jednak trwam, niepojęte.
Wniosek z tego płynie jeden - jedne z najbardziej
nieobojętnych emocjonalnie gier to te, gdzie głównym elementem rozgrywki jest rywalizacja między ludźmi. Jeżeli zaakcentować również to, iż wspomniane tytuły są typowymi grami akcji, to w tym momencie jasne staje się dlaczego są to produkcje wciągające i niezmiennie popularne. Człowiek aktywny musi przecież rywalizować z innymi ludźmi, musi być w centrum akcji, musi się coś dziać. Jasne, są na świecie tacy osobnicy którzy ponad wszystko cenią sobie spokój i wyciszenie, zarówno siebie, jak i najbliższego im otoczenia - mówimy na nich
ninja i na szczęście nie widuje się ich zbyt często. A człowiek aktywny... Cóż, specyficznie to brzmi w przypadku, gdy jakakolwiek aktywność co niektórych osobników kończy się na klikaniu myszką i masowaniu klawiatury, lecz żadna to nowość (stety czy niestety, nie będę tutaj Was moralizował, sam sporo gram) w dzisiejszym świecie zdominowanym przez elektronikę. Tutaj jednak również nie można powiedzieć, że za wszystko odpowiada jedynie rodzaj gry - zdecydowanie więcej zależy bowiem od cech naszego charakteru, co dziwić nie powinno w najmniejszym stopniu. Choleryk (czyli taki dawniejszy ja) przecież szybciej się
zagotuje w trakcie grania, niż człowiek z natury spokojny.
Do czego jednak zmierzam - sam się bowiem dziwię sobie, że
Football Manager potrafi we mnie obudzić najgorsze instynkty także gdy gram w trybie single. Znacie to. Biegnie po wirtualnej murawie wirtualny piłkarzyk, mija równie wirtualnego obrońcę, centruje wirtualną futbolówkę w pole karne, tam do piłki dopada napastnik i... i Ogniwo Sopot, piłka wędruje za stadion. Jęk zawodu na trybunach, prawi komentarz tekstowy, a z naszych ust płynie potok bluzgów na patafiana, co to nie potrafi urwać gola z dwóch wirtualnych metrów. Takich sytuacji w Football Managerze jest przecież całe mnóstwo. I nie tylko tych boiskowych. Weźmy pod uwagę choćby dziwne plagi kontuzji, niezbyt logiczne oferty transferowe, serie porażek jak to się popularnie mawia "z rzyci", czy inne tego typu wyskoki gry. Ok, jeden powie - przecież tak też bywa w życiu. Faktycznie, bywa, lecz my mamy w naszych głowach gracza zakodowane mimo wszystko, że to tylko gra, a więc jako taka powinna być logiczna, że wszystko to co odbywa się w grze powinno dać się wytłumaczyć i pojąć. A tutaj proszę bardzo - niezrozumiałe zachowania wirtualnych trenerów, irracjonalna ilość poprzeczek/słupków w jednym ze spotkań, stuprocentowe sytuacje marnowane na potęgę przez zawodników o fantastycznych atrybutach. I już rośnie poziom frustracji, nierzadko agresji. Te negatywne odczucia przenoszą się nierzadko na osoby z naszego najbliższego otoczenia i... konflikt gotowy. Winny? Kod. Zwykły, najzwyklejszy kod gry na zwyczajnym elektronicznym cacku zwanym pieszczotliwie
Pie
Cykiem,
a imię winowajcy Football Manager.
Już na wstępie moich dzisiejszych
rozterek Zgreda użyłem sformułowania, iż Football Manager jest grą nieobojętną emocjonalnie. Gdy się jednak zastanowić nad tym zwrotem to można ukuć tezę, że przecież każda forma elektronicznej rozrywki jest dokładnie taka sama, bo też i każda gra wyzwala w nas emocje. Jest w tym na pewno element prawdy, lecz nie przypominam sobie jednak, by taki
Pacman czy inne tam
Tetrisy powodowały we mnie chęć roztrzaskania klawiatury w drobny mak, wielkich euforii również brakuje przy stawianiu klocka (bez skojarzeń) czy pożeraniu kropek. Może więc powinienem napisać, iż FM jest
katalizatorem frustracji? Niestety byłaby to krzywdząca dla tegoż tytułu opinia. Przecież doskonale pamiętam stany radości, pozytywnych bardzo odczuć z wirtualnych bramek strzelanych przez moje wirtualne drużyny. Ile radości dawał zdobyte w ekstremalnie trudnych warunkach mistrzostwo Polski, czy zdobycie pucharu w Europie? Można się śmiać, ale nierzadko biłem pięścią powietrze po golu tego czy tamtego piłkarzyka ze
Znicza Pruszków w
FM10, czy młodego grajka sprowadzonego do
Walsall w
Championship Manager 97/98. Seria CM/FM pisząc już wprost zwyczajnie budzi w nas, graczach,
POTĘŻNE EMOCJE - i tyle. Skrajne oczywiście, bo też i to co się w grze odbywa nie można zaszufladkować jedynie do zwycięstw, czy do porażek, do odczuć jeno pozytywnych czy stricte negatywnych. Wspomniana przeze mnie radość z wirtualnych goli została jednak wyzwolona przez
katalizator wrażeń zwany
Football Managerem, a skończyło się to dla mnie
SUMĄ WSZYSTKICH EMOCJI*.
Na sam koniec dzisiejszych wypocinek przy kawie muszę zaznaczyć, iż
generalnie jest mi nieco żal siebie samego, że o emocjach piszę tutaj w związku z grą komputerową. Piszę bowiem o emocjach związanych z wirtualną rozrywką, zamiast, dajmy na to - o prawdziwym sporcie, teatrze, muzyce czy kinie. Z drugiej jednak strony... O czym miałbym pisać tekst na stronie poświęconej takiej, a nie innej serii gier? Ilu z Was zagląda na
FM Revolution w poszukiwaniu repertuaru w kinach czy teatrach? Ilu z Was wpisuje w wyszukiwarkę adres
www.cmrev.com żeby dowiedzieć się czegoś na temat premiery książki o przygotowywaniu, konsumpcji i wpływie pączków na organizm? Pytania oczywiście niech zawisną w powietrzu jako te pozbawione w tym momencie sensu, a ja wrócę do spijania kawy i dumania nad kolejnym meczem w
Football Managerze. Wszelkie uwagi, komentarze, pretensje, podziękowania i toasty jak zwykle mile widziane.
Dziękuję za uwagę i do przeczytania!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ