Informacje o blogu

Bez taryfy ulgowej

Bałtyk Gdynia

Polska II Liga

Polska, 2014/2015

Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 1932 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG



 
  Gdynia. Możecie mówić sobie co chcecie, ale to miasto ma swój urok. I według mnie jest pięknym dowodem na to, że warto marzyć i później ciężką pracą owe marzenia przekuć w coś jak najbardziej namacalnego. Gdy się pochodzi z małego miasta, takiego jak mój Puck, to przeniesienie się później do Gdyni to niemalże jak podróż do raju. Zwłaszcza dla takiego młokosa jakim ja byłem, gdy zaczynałem kopać piłkę w zespole Bałtyku, wiele lat temu. 

  Zacznę może od tego, dlaczego macie okazję czytać te słowa. Na napisania tegoż tekstu namówił mnie mój asystent, Marcin Martyniuk. Poczciwa z niego dusza, choć początek naszej znajomości nie należał do, że się tak wyrażę, najlepszych. Generalnie drażniła mnie jego obecność wszędzie tam, gdzie tylko musieliśmy funkcjonować tuż obok siebie. Tak właściwie - to wkurwiała mnie jego wiecznie zmęczona facjata oraz uwagi, które z perspektywy czasu były na całkiem wysokim poziomie, lecz zwyczajnie nie potrafiłem tego wcześniej dostrzec. Poprawka - nie chciałem tego zaakceptować. Wiecie jak to bywa - nie pojawiła się "chemia", coś nie zażarło jak trzeba. I choć miałem możliwość pozbycia się Martyniuka tuż po tym gdy przejąłem stery Bałtyku, to jednak coś mi mówiło, żeby dać chłopakowi szansę. Chłopakowi, dobre. Przecież Marcin jest ode mnie kilka lat starszy. Zresztą, znamy się z boiska, ze wspólnych występów w naszym klubie. 

 Karierę piłkarską zaczynałem w Zatoce Puck - małym klubiku z mieścinki w której się urodziłem i wychowałem. Klub może i mały, miasto może i nie największe, ale jednak z Pucka kilku chłopaków się w Europie pokazało, choćby Michał Biskup czy Daniel Dubicki. Pamiętacie może, jak ten ostatni urwał gola Parmie gdy był zawodnikiem Wisły? Moja kariera zaś - fakt, dość mocne słowo, lecz jednak jestem tutaj gdzie jestem. Nie zostaje pierwszym trenerem Bałtyku ktoś zupełnie anonimowy i nieznany, bez żadnej piłkarskiej przeszłości. Jeszcze przed dwudziestymi urodzinami zostałem piłkarzem Bałtyku właśnie. Klub dołował gdzieś w IV lidze, lecz dla mnie była to spora nobilitacja - wszak zespół grywał lata temu w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Jasne, że było to tak dawno temu, że i górale nie pamiętają - ale jest to historia którą można przecież sprawdzić. Sezony mijały, gniliśmy w czwartej lidze, a później trzeciej. W sezonie 2008/09 udało się awansować wyżej, do drugiej ligi, lecz radość nie trwała długo. W sezonie 2011/12 zajęliśmy 18. miejsce po fatalnej postawie i spadliśmy niżej. Był to mój ostatni sezon jako piłkarza Bałtyku. Rozpocząłem kursy trenerskie, prowadziłem młodzieżowy zespół SKSu - i tak dobrze mi szło, że przed sezonem 2013/14 zaproponowano mi posadę trenera pierwszego zespołu z Gdyni. Nie zastanawiałem się ani chwili, gdyż oczyma wyobraźni zobaczyłem nasz klub w lidze wyżej, a później jeszcze wyżej - i tak aż do samej Ekstraklasy. Jak wiecie już mój pierwszy sezon za sterami Bałtyku zakończył się awansem, choć nie było to ani niezwykle łatwe, ani też kosmicznie trudne zadanie. Graliśmy swoje, wykorzystaliśmy cały możliwy w danej chwili zasób szczęścia. 

  Plan na ten sezon również był mimo wszystko ambitny - nie spaść niżej. Brzmi to jak dowcip i przez długi czas tak to właśnie traktowałem. Generalnie sezon 2014/15 miał być takim zadomowieniem się w lidze wyżej. Chcieliśmy się ograć, nabrać doświadczenia po to, by rok później zaatakować I Ligę. Ku mojemu zdziwieniu "żreć" zaczęło od początku, nasze szpiony wyszukały ciekawych zawodników, Martyniuk podpisał kontrakt z Jarim Litmanenem - i choć wtedy szlag mnie mocno trafił, za działanie poza moim hełmem, to jednak Marcin pokazał, że ma nosa do piłkarzy oraz odwagę jak słoń jaja. Gdzieś tak w tym momencie zacząłem patrzeć na chłopaka nieco przychylniejszym wzrokiem, choć dalej kładłem mu kłody pod nogi i ustawiałem po kątach. Taki to już mój chamski charakter niestety. Ostatnio, jak wspominałem, nasza współpraca przestaje się opierać na wzajemnym warczeniu na siebie - i dokładam wszelkich starań, by było między nami więcej zgody oraz profesjonalnego podejścia do zawodu. Piłkarze śmieją się ze mnie po cichu, że próbuję zrobić z Bałtyku kolejną Barcelonę - co zważywszy na poziom naszej piłki faktycznie zakrawa na dowcip stulecia. Niemniej jednak - mam swoją wizję tego, jak ma funkcjonować nasz klub. I tego będę się trzymał cały czas.

  Wczoraj wieczorem Martyniuk przesłał mi na mejla nasze dotychczasowe dokoniania - które mam co prawda zanotowane zarówno w głowie jak też i na laptopie, ale jednak przygotował fachową rozpiskę i dzięki temu wszystko jest ładnie i przejrzyście wynotowane. Po piętnastu kolejkach ligowych wciąż tkwimy solidnie na pierwszym miejscu i na nim chcemy zakończyć rundę jesienną. Trzeba sobie wypracować jak największą przewagę na wiosnę, a później już konsekwentnie nabijać punkty w walce o awans do I Ligi. Martyniuk mocno nalegał na to, bym następne trzy ligowe spotkania opisał z mojego punktu widzenia - nie wiem dokładnie do czego mu to potrzebne, wspominał kilka razy o pamiętniku? Czy może materiałach do przyszłej książki? Coś w podobie. I chociaż talentu do pisania nie posiadam, to jednak mam nadzieję, że te moje koślawki do czegoś mu tam jednak posłużą.
 






Halo mobilki, jak tam dróżka od Bytowa?
 
 Piętnaste miejsce w tabeli, fatalna postawa w sezonie - i z takim zespołem mamy się zmierzyć na wyjeździe w 16. kolejce. Dla mnie bomba, gdyż zapowiada się, co prawda oddalony o jakieś 100 kilometrów od Gdyni, ale jednak spacerek. W autokarze panowała pozytywna atmosfera - czuć było, że chłopaki napakowali się energią która wskoczyło po ostatnim zwycięstwie z Chrobrym Głogów. Już przed tamtym spotkaniem postanowiłem chłopakom trochę poluzować śruby, żeby nabrali energii oraz by nieco podbić nadwątlone porażkami morale. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, więc by nie zmieniać nastawienia jak niezdecydowana małolata - postanowiłem zastosować lżejsze zajęcia również przed wyjazdem do Bytowa. 

  Po przyjeździe na miejsce i ogarnięciu szatni zarządziłem trening rozgrzewczy, który poprowadził Martyniuk. Ja wykorzystałem wolny czas na dopięcie zagadnień taktycznych na ostatni guzik. I tak to zazwyczaj wygląda nie tylko na wyjazdach, ale też przy meczach u siebie. Przecież nie będę tracił mojego cennego czasu na rzucanie chłopakom piłki. Inna rzecz, że od tego zazwyczaj jest Mietek, nasz kierownik. A właśnie, coś ten Mietek ostatnio nie swój taki i pija jedynie Tymbarki. Nie wiem, może wątroba siadła? Martyniuk jest z nim bliżej, to niech sprawdzi przy okazji.

  Mecz się rozpoczął punkt piętnasta, przy fatalnej absolutnie pogodzie. Co prawda deszczu nie ma, ale to tylko dlatego, że piździ jak skurwysyn to i chmury przegoniło. Czternaście stopni to również nie jest temperatura która by urwała jądra, lecz jednak wciąż daleko do plaż Majorki - cóż, październik, nie?

  Siódma minuta spotkania i piękną akcją indywidualną popisał się Krzysiu Bułka. Ma chłopak ten wygar w kopytach - tak przysmarował przy bocznej linii, że chyba nawet Bale miałby problem by go dogonić. Pięknie i zgodnie z planem, gdyż w tym meczu całą odpowiedzialność za wynik miały wziąść skrzydła mojego zespołu. O to kurwa chodziło, krzyczę z ławki. A, te moje rzucanie mięsem. Nawyk taki, pomaga mi się odstresować, więc co najwyżej później to Martyniuk wytnie jakoś z tekstu, czy zasmaruje jakimiś gejowskimi "kurkami" i "cholewami". Będę pisał "jak jest", jak Max Kolonko na jutubie. Choć on akurat mówi, jak jest - oj, wiadomo o co chodzi. W pierwszej połowie oprócz bramki Pieczywka nic ważnego już się nie wydarzyło - kontrolujemy grę, utrzymujemy się przy piłce, a Bytovię stać jedynie na strzały ostrzegawcze, w trybuny. 

  W przerwie meczu chwalę chłopaków za dobrą grę - to również wynik zmiany mojego do nich podejścia. Czasem trzeba co prawda jebnąć w stół, ale gdy idzie dobrze, to lepiej posmyrać ich po jądrach niż ściskać i patrzeć jak puchnie. Jest to oczywiście taka obrazowa przenośnia, bo nie mam najmniejszego zamiaru miziać ich po klejnotach, czy to jasne?

  Na drugą połowę wychodzimy na pełnej kurwie, by pokazać gospodarzom jak powinien grać lider tabeli. Od 51. minuty gramy w przewadze, gdyż arbiter wywalił na trybuny Mariusza Kryszaka. Chyba się chłopak za bardzo starał, lecz nie ogarnął jeszcze umiejętności wślizgu na wystarczającym do przeżycia poziomie.

  W 56. minucie wynik spotkania podwyższył Kamil Kurs, który ostatnio zdaje się być w bardzo wysokiej formie. Przyjął ładnie piłkę w polu karnym i urwał pod poprzeczkę tak, że aż ręcznik spadł z siaty. To mi się podoba, krzyczę, dawać dawać! Nieco wcześniej Jari otrzymuje żółtą kartkę i tak właściwie nie zauważyłem nawet za co. Pewnie szarpnął któregoś chłopaczka z Bytovii za kołnierz, lub nadępnął na bucik a tamten przyaktorzył, jak mawiał Radzio Majdan w wywiadzie na żywo. Sędzia ogólnie jakiś taki nerwowy. Troszkę później żółta kartka idzie na konto Bartłomieja Chwalibogowskiego, a my strzelamy trzecią bramkę. Znowu pokazuje się Kamil Szostek, nasz najlepszy strzelec poprzedniego sezonu.

  Do końca meczu już się wynik nie zmienia, za to kolejne kartki wędrują na konto piłkarzy Bytovii. Mówię, sędzia lekko taki niedojebany, dał piłkarzom za dużo luzu i weszli mu na głowę. Zarówno Wróbel jak i Michalski otrzymali kartki za pyskówkę z artbitrem. Ale tak to bywa, gdy na moment się kopaczom odpuści. Albo panujesz nad tym co na placu, albo spieprzaj sędziować rozgrywki podwórkowe, panie Czyżewski. Tak czy owak z wyjazdu przywozimy do Gdyni kolejne trzy punkty i pokazujemy, że jesienna runda będzie należała do nas. Niżej macie rozpiskę meczową, którą przygotował niezawodny Martyniuk. 

 

Rozpiska meczowa - XVI kolejka II Ligi Polskiej - Grupa Zachodnia




Nawet Przyszłość może wkurwić, gdy podejdzie się do niej bez respektu
 
  To miał być kolejny spacerowy wyjazd, a okazał się podróżą po wpierdol. Oczywiście to jak ciastko z niespodzianką - nigdy nie wiesz, co ciebie wyrucha. Tutaj oczywiście można było założyć, że rzyć zaboli po spotkaniu z Przyszłością, jednak kto by obstawiał taki wynik...

  Wycieczka miała być spokojna, bez większych emocji. Jechaliśmy do ligowego średniak i jedynie po to, by zgarnąć komplecik. Już na miejscu okazało się, że w szatni wali jak z murzyńskiej chaty - ktoś dzień wcześniej wpadł na pomysł, że grzyba na ścianie należy potraktować chlorem. Ok, czemu by nie - lecz nie wiem kto przeliczał proporcje na linii chlor-woda. Zjebał w każdym razie koncertowo. 

  Na boisko wyszliśmy mocno napizgani - i to nie pozytywną energią ani też chęcią do gry. No dobra - wypełzliśmy z szatni jak ostatnie fleje, lecz nikomu nie przyszło do łba, by czynić jakiekolwiek negatywne uwagi wobec organizatorów. Jak to się mówi - kto biednemu zabroni na bogato pocisnąć? I to nasze luzackie podejście zemściło się już w 20. minucie, gdy ładną bramkę zdobył zawodnik gospodarzy, Przemysław Gornowicz. Z chłopaków jakby powietrze zeszło, niemniej jednak kwadrans później strzelamy gola kontaktowego. Ponownie dał o sobie znać niezawodny w zeszłym sezonie Karol Szostek. Jak to prawią memy w internecie - MOSZNA? MOSZNA! I tak właśnie można było. Już poszedł zaciesz, że do przerwy skończymy rezultatem pozytywnym, gdy to w drugiej minucie doliczonego czasu gry urywa zawodnik gospodarzy, Kamil Pancer. Bam, jak pizda pod oko. Zabolało, lecz jeszcze na glebę nas nie rzuciło. W przerwie ładuję w chłopaków pozytywne emocje, klepię po plecach, rzucam fachowe uwagi - lecz moje oczekiwania jedno, a rzeczywistość jeszcze co innego. Mecz kończy się smutną wpierdoliadą o rozmiarze 2:1 dla wroga. Nic to - na treningach się odbijemy i w następnej kolejce muszą wpaść trzy punkty, nie ma chuja we wsi.



Rozpiska meczowa - XVII kolejka II Ligi Polskiej - Grupa Zachodnia




Wpierdol taki - po sąsiedzku, żeby się też nie spocić ponad stan
 
  Tym razem przyfarciło. Z Gdyni do Wejherowa to żaden wyjazd - i tak właściwie możnaby tę całą imprezę załatwić przez SKM-kę - i choć sam miałem taki zamiar, to jednak prezes powiedział wyraźnie - nie odpierdalajcie maniany, jedziemy na bogato, jak ludzie.

  No to zajechaliśmy do Weja z wielką pompą i fanfarami. I choć pora późna już była, to jednak na stadion przylazło ponad 600 luda - gdzie proporcje ułożyły się tak pół na pół. Pora późna, bo też i mecz się zaczął około godziny 19ej. Zimno, piździ, mżawka jakaś, jest coś w okolicy zera, bo suty sterczą jak wojsko na defiladzie. Niemniej jednak - przyjeżdżamy znowu na pełnej kurwie, chętni na wpierdol lokalny.

  W piętnastej minucie wychodzimy na prowadzenie, po wspaniałym golu Tomka Rydzaka. Leń to wielce śmierdzący, lecz jednak prawą nogę to ma skalibrowaną jak trzeba. Długo radość nie trwała, gdyż trzy minuty później stan remisowy uzyskuje Piotr Kosiorowski. Smutek i nędza na placu, jechać z kurwami, ryczę, więc chłopaki zamiast spuścić łby w dół, to podkręcają tempo jak trzeba.

  34. minuta, klepa przed polem karnym rywala, piłkę już na ósmym metrze otrzymuje Daniel Kokosiński i ładuje na 2:1. Szał i ogólna rozkosz na trybunach wśród przyjezdnych! Zacieszam jak popieprzony, jest wynik na plusie, czyli osiągamy plan minimum!

  W szatni miziam ich jąderne ego, gilam jak się da po pleckach - chłopaki czują, że boss jest zadowolony. A skoro jest zadowolony, to prezes także. A skoro i prezes ryja zaciesza, to wpadnie jakaś premia. I skoro premia będzie większa, to... A, pierdolone piramidy finansowe. Wiadomo, że radocha idzie od dołu w górę, a gówno spływa od góry w dół. Żadna filozofia. Jedziemy drugą połowę.

  W drugiej części spotkania działo się całkiem sporo. Sędzia walił kartonami jak popieprzony, ale to sobie możecie zobaczyć już na rozpisce. Najważniejsze jest to, że w trakcie drugiej odsłony spotkania wrzucamy jeszcze trzy gole. Z wapna w 57. minucie strzela Jakub Kiełb - i już z gry poprawia w 87. minucie. Do tego wcześniej, w 67. minucie pięknym gole popisuje się Karol Szostek i ten wyjazd kończymy wynikiem 5:1. Piękna masakra po sąsiedzku - kolejne trzy punkty. I jesień na pewno kończymy już na pierwszym miejscu. 

  Mam też nadzieję, że jednak nie będę musiał już tutaj pisać żadnych bzdetów i całość tego "pamiętniczka" wykończy i zredaguje sam Martyniuk. Inna rzecz, że można nawet do tego przywyknąć, ale... po chuj? No też właśnie. Dzięki serdeczne, ja wracam do swoich, niezwykle ważnych zajęć.


Rozpiska meczowa - XVIII kolejka II Ligi Polskiej - Grupa Zachodnia



Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.