Championnat National
Ten manifest użytkownika Enzo przeczytało już 746 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Była już noc, kiedy podszedł do mnie nieznajomy i zaproponował papierosa. Grzecznie odmówiłem, lecz ów mężczyzna oczekiwał rozmowy ze mną, bo powiedział:
- Witam, nazywam się Micheal Le Tissier.
- Dzień dobry. Coś pan ode mnie chciał? - odpowiedziałem niegrzecznie, gdyż nie miałem ochoty na rozmowę z nowo poznaną osobą.
- Widzę, że pan nie w sosie. W jakiejś konkretnej sprawie płynie pan na Korsykę? - spytał na siłę ciągnąc rozmowę.
- Nic konkretnego, jadę na wakacje. A pan? - zadałem mu pytanie, lecz nie dlatego, że mnie to interesowało, ale z czystej uprzejmości.
- Jadę do rodziny. -odpowiedział.
Potem chwilę jeszcze rozmawialiśmy. Do swojej kajuty przyszedłem. po 1 w nocy. Od razu zasnąłem po tym wyjątkowo męczącym dniu w, który przejechałem oraz przepłynąłem około 350 km. Obudziłem się wcześniej, około 7 rano. Prom dopływał już do celu mojej podróży. Zjadłem śniadanie, a kilkanaście minut później stanąłem na suchym lądzie. Na kartce, którą otrzymałem od Francois'a, oprócz imienia i nazwiska człowieka, z którym miałem spotkać się już w Bastii, znajdował się jeszcze jego numer. Zadzwoniłem i umówiliśmy się na godzinę 10 na placu St-Nicolas. Miałem stać przy pomniku Napoleona Bonaparte. Byłem w umówionym miejscu o wpół do 10. Czekałem może z 25 minut, kiedy zjawił się on, Frederic Niccolli.
- Witam, to pewnie ty jesteś zabójcą syna jednego z największych gangsterów w południowej Francji. - zaczął mówić z lekka zaciągając po Włosku, a może raczej po Sardyńsku.
- Raczej b y ł e m tym zabójcą. Teraz jest zupełnie kimś innym. A tak właściwie, to jak Pan mnie rozpoznał w tym tłumie turystów. - zapytałem.
- Jaki Pan, mówi mi Frederic. Francois powiedział mi, jak wyglądasz.- odpowiedział.
Chwilę trwała jeszcze ta wymiana uprzejmości, a przy tym pierwsza rozmowa poznawcza. Później poszliśmy do jego mieszkania, bo tam miał zrobić mój nowy dowód. Był to mały obskurny domek. Wnętrze pozostawiało wiele do życzenia. Zeszliśmy do piwnicy, gdzie znajdował się cały jego sprzęt potrzebny do zrobienia dowodu. Jak się okazało był on gotowy, gdyż moje zdjęcie, nowe imię i nazwisko oraz CV wcześniej już przesłał Francois. Od tego momentu nazywałem się Benoit Rimbaud i prowadziłem już wcześniej kilka drużyn z niższych lig francuskich oraz jedną z Serie C. Frederic zaproponował mi bym spał u niego, lecz wolałem wynająć sobie pokój w jednym z pensjonacików w centrum miasta. Kupiłem sobie piwo, zamówiłem pizze i pochłonąłem się w oglądaniu telewizji. Około 21 poszedłem spać, by być wypoczętym na najważniejsze spotkanie w moim życiu. Obudziłem się po 8, lecz na dworze było już bardzo ciepło. Tym właśnie różniła się Korsyka od reszty Francji. Było tutaj zawsze o 5 stopni cieplej. Spotkanie z prezesem SC Bastii miałem umówione na 10. Wyszedłem godzinę wcześniej by mieć pewność, że na pewno dotrę na czas. Siedziba klubu mieściła się obok stadionu, a właściwie rzecz ujmując to w nim. Usiadłem w poczekalni, niczym u dentysty i czekałem, kiedy sekretarka pozwoli mi wejść. Zabijając czas przyglądałem się pamiątkowym zdjęciom, gablocie z pucharami i zaszklonymi historycznymi koszulkami. W końcu młoda dziewczyna pozwoliła mi wejść do biura prezesa klubu Pierre-Marie Geronimi. Oprócz niego w gabinecie znajdowały się dwie osoby : vice-prezes klubu oraz mężczyzna, który miał podejmować za mnie wszystkie decyzje. Prezes pozwolił mi usiąść. W gabinecie panowała cisza. Trójka mężczyzn przyglądała mi się. Czułem przeszywające całe moje ciało ich spojrzenia i nie były to spojrzenia przyjazne mi, a bardziej wrogie.
- Więc przysyła Pana Francois'a? - spytał prezes, wciąż przyglądając się mi dogłebie.
- Dokładnie tak. - odpowiedziałem spokojnym głosem.
- Proszę nam powiedzieć czego Pan ode mnie oczekuje w takim razie? - znów zapytał.
- No pracy trenera klubu SC Bastia. - powiedziałem pewniejszym już głosem.
W tym momencie cała trójka zachichotała pod nosem.
- No dobrze. - spojrzał na moje CV i rzekł. - Pracował Pan w podrzędnych klubach francuski i miał Pan jeden epizod w trzecie lidze włoskiej i teraz chce Pan pracować w jednym z największych klubach francuskich? - spytał czerwieniąc się coraz bardziej na twarzy, a raczej ogromnej mordzie.
- Dokładnie tak, chcę podjąć pracę w Bastii i wyciągnąć ją z kryzysu. - odpowiedziałem.
- Hehe. Każdy trener w poprzednich 6 latach miał wyciągnąć Bastię z kryzysu i wrócić do Ligue 1. A Tobie akurat miałoby się to udać? Trenerowi, który nigdy nie prowadził zawodowego klubu. - ironizował.
- Właśnie tak, bo ja wiem wiem, jak Pan czuje się, gdy pański ukochany klub jest na skraju przepaści. - odpowiedziałem, bo wiedziałem, co czuł, gdyż moje AS Cannes gniło w tej samej lidze, co Bastia.
- Właśnie, że nie wiesz, co ja czuję gnojku. - wybuchł. - Ty nie wiesz, co to znaczy spaść na samo dno. Ty nic nie wiesz. - dokończył i schował ogromną twarz w porównywalnie wielkich łapach.
Nastąpiła cisza. Dwoje mężczyzn: vice-prezes i drugi, młodszy, ubrany w garnitur, który za chwilę będzie podejmował za mnie decyzje patrzyli na mnie ze złością, że doprowadziłem ich szefa do łez.
Ale masz tą pracę. - powiedział łkającym głosem. - Ale pamiętaj mam Cię na oku, bo już na samym wejściu zrobiłeś złe wrażenie, - dokończył,
- Wyjdźcie wszyscy, a ty Andre pokaż mu jego gabinet i wytłumacz, co ma robić w pierwszych dniach pracy. - rzekł wciąż zły, a zarazem rozżalony mój nowy szef.
Wychodziłem ostatni, kiedy zamykałem drzwi powiedział na odchodne Geronimi:
- Byłbym zapomniał. Powiedz Francois, żeby choć raz sam tu przyjechał i odwalał tą jebaną robotę, a nie zostawiał wszystko mi.
Cała ta rozmowa wstrząsnęła mnie. Szedłem z Andre przez korytarz, na którym znajdowały się wszystkie gabinety. Milczeliśmy.
- Słuchaj frajerze. Jeśli myślisz, że ty tu będziesz rządzić, to się grubo mylisz. Będę cie pomagał, bo tak kazał mój szef, ale zapamiętaj sobie, to, że jeśli chociaż raz podwinie Ci się noga, to się zwolnią, ja już się o to postaram... Twój gabinet. Za pół godziny masz pierwszy trening, ale asystent już ustalił, co będziecie na nim robić. - powiedział i skręcił w prawą stronę, idąc do swojego gabinetu.
Ja tymczasem otworzyłem drzwi do swojego. Nie był okazały, ale mi w zupełności wystarczał. Z okna widać było stadion. Patrząc przez okno, zacząłem marzyć. O różnych rzeczach, o awansie do Ligue 2, a potem Ligue 1, o samodzielnej pracy trenera, znów pełnych trybunach na stadionie Bastii. Z zamyślenia wyrwał mnie mój asystent.
- Dzień dobry, szefie. Nazywam się Reginald Ray i będę pańskim nowym asystent. - zaczął.
- Oh, Witaj. Nie słyszałem, jak wszedłeś. Zamyśliłem się. - odpowiedziałem.
- Każdy się zamyśla się przy tym oknie od kilku lat, lecz jeszcze nikomu się nie udało spełnić swoich marzeń, Od razu przepraszam za ciekawość, ale chciałbym się Pana spytać, czy Andre już pana nastraszył? - zapytał się.
- Nie wiem, jak innych straszył, ale mi powiedział, że po pierwszej porażce będę od razu zwolniony. Czyli on każdemu tak mówi? - tym razem ja zapytałem.
- Proszę Pana, to jest jego stara śpiewka. Odkąd jego tatuś jest prezesem SC Bastii, uważa się za nie wiadomo kogo, bo prowadził dwa zespoły z trzeciej ligi francuskiej, lecz bez żadnego sukcesu. Wrócił, więc do tatusia, a ten zaproponował mu pracę, jako doradce trenera, więc zawsze, jak odchodzi trener, to właśnie Andre ma zostać menadżerem Bastii, ale boi się mu dać tak odpowiedzialną rolę, bo wie, że "młody" nie da sobie rady. - odpowiedział Reginald na moje pytanie.
- Ale Trenerze choć my już na trening. Musi Pan poznać chłopaków. - zakończył rozmowę Rey.
Z mojego gabinetu na stadion, bo to tam zawsze odbywał się pierwszy trening w nowym sezonie, było 2 minut drogi spokojnym tempem. Na początku drogi nie czułem stresu, Szedłem spokojnie, wydłubując sobie brud spod paznokci. Droga była prosta. Parę kroków prosto, potem skręt w lewo, potem w prawo i było się już na stadionie. Kiedy ujrzałem stadion nogi stały się z galarety. Uświadomiłem sobie, że zostanę trenerem, czyli tym kim zawsze marzyłem, żeby być.
Stadion Armand Cesari. To właśnie tam gra drużyna przez mnie prowadzona. Stadion pamięta czasy, gdy przyjeżdżały na Korsykę takie kluby, jak PSG i OM. Czy uda mi się powrócić do tego? Na to pytanie ciężko odpowiedzieć.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zaskocz pozytywnie |
---|
Na początku gry nie wyznaczaj sobie celów wyższych niż przewidywania mediów. W razie niepowodzenia nie zawiedziesz oczekiwań zarządu, w przypadku nieoczekiwanie dobrej postawy ucieszysz działaczy i kibiców. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ