27.05.2012 Wembley
-Gol, kurwa gol! – krzyknąłem, później wyskoczyłem z ławki jak z bloku startowego i odruchowo objąłem Mark’a. Zawsze tak cieszyłem się po bramkach. Dokładnie w tej samej chwili strzelec gola , Pablo Counago, przeskoczył przez bandy reklamowe, zerwał z siebie koszulkę i również utonął w objęciach kibiców, a komentator Sky prawie tak głośno jak ja wykrzyczał w do mikrofonu „The Game is over, Rotherham United na 99,9% w Npower League 1” I właśnie ta jedna sekunda , 27 maja 2012 na Wembley przy 51 tys. widzów w 118 minucie spotkania pomiędzy Rotherham, a Cheltenham, na zawsze zmieniła moje życie i nabrała tak mitycznego znaczenia. Co do tej zmiany, to jest to pewne przekłamanie, bo przecież był to mój pierwszy rok pracy, jako menagera i wiele sukcesów, większy bądź mniejszych, było jeszcze przede mną, ale wiadomo, że ten pierwszy smakuje najbardziej. Co tamtego dnia stało się później? To nie istotne, a ja mówiąc szczerze nic nie pamiętam. A zresztą, co może robić 17 mężczyzn, z których żaden z nich nie skończył nawet 35 lat.
28.07.2012. Don Valley, trening
Jest 10 rano, słońce świeci tak mocno, że nie jestem w stanie patrzeć bez mrużenia oczu, ale mimo to z dumą i radością przyglądam się moim zawodnikom, bo osiągnęli sukces, pisany przez duże S. Nikt przecież nie spodziewał się, że drużyna, która zajęła 7 miejsce w fazie zasadniczej i w ostatniej kolejce zapewniła sobie udział w barażach, mogła nie tylko zmiażdżyć Oxford w półfinale, ale wygrać również na Wembley. Z tego błogiego stanu zamyślenia wybudził mnie mój, czarnoskóry (tak jestem rasistą, ale nie zmienia to faktu, że moim najlepszym przyjacielem jest właśnie on) asystent Mark Chamberlain, który zarządził małą gierkę 7 na 7 i wreszcie miał czas by odsapnąć, bo musicie wiedzieć, że ja sam nigdy treningu nie przeprowadzałem, tak z zasady.
- Coś ty taki szczęśliwy, Jack.- Zagaił wypoczęty i uśmiechnięty od ucha do ucha Mark. – Poczekaj, zaraz Ci zrzednie mina. Przygotowałem raporty. Zerknij tylko na chwilę.
-Weź się odwal. To, że jesteś pantoflarzem, a żona ucięła ci jajka i spierdoliłeś o 22 z imprezy, to nie powód, żeby mi psuć dobry humor. Awansowaliśmy do 3 ligi, to już wyższa sfera. Musimy się cieszyć i świętować. - odpowiedziałem, łapiąc go oboma dłońmi za twarz, a ostatnie dwa zdania radosnym, skacowanym głosem wykrzykując wprost w jego czekoladową, pucołowatą mordę . – Spójrz na tych piłkarzy. – Tu podniosłem ton, by zabrzmiało to jak przemowa. – Oni wywalczyli ten awans, osiągnęli coś, o czym ani my ani oni nie marzyli, a ty w takim momencie pierdolisz mi o jakiś raportach. Mark, co z tobą jest kurwa nie tak.
- Spójrz jeszcze raz na tych piłkarzy. Może i osiągnęli sukces, ale dobrze wiesz, że większość z nich w League 1 sobie nie poradzi. Mam tu raport. Ośmiu zawodnikom kończą się kontrakty, a najlepsi z nich to Jason Taylor i Danny Harrison. Kolejnych czterech wraca z wypożyczeń, a dobrze wiesz, że wśród nich jest też Sam Wood (najlepszy piłkarz Npower League 2) i Scott Grifiths. Będziemy mieli tylko 13 piłkarzy do gry, a wiesz, jakie mieliśmy problemy z obroną. Potrzeba wzmocnień i to wielu. Co ty na to?
Opuściłem głowę i zakryłem ją dłońmi. Zawsze tak robię, kiedy mam problem. Zamurowało mnie, przynajmniej w tamtej chwili. Nie mówiłem nic, w tamtej chwili zrozumiałem, że ten awans zaczyna zupełnie coś innego, kolejne wyzwanie, tym razem jednak trudniejsze. Podniosłem głowę i patrzyłem na piłkarzy. Wreszcie zobaczyłem, jacy są naprawdę. Po prostu słabi. Być może wystarczający na poziom 4 ligi, ale nic więcej. Uświadomiłem sobie, że Luke Foster, z całym szacunkiem dla niego, nie umie przyjąć piłki, a Paul Warne potyka się o własne nogi i tak naprawdę w piłkę to on ostatni raz zagrał 25 lat temu w lidze podwórkowej. Były to smutne wnioski, ale w pełni prawdziwe. Choć przyzwyczaiłem się do tych piłkarzy, traktowałem ich jak dzieci lub młodszych braci, to wiedziałem, że przyszedł taki czas, że trzeba się z nim pożegnać. Dla mnie młodego i niedoświadczonego trenera było to trudne przeżycie, ale pozwoliło mi zrozumieć, że w piłce tak jak w biznesie, nie ma miejsca na sentymenty.
- Masz rację, Mark. Od jutra bierzemy się do roboty. – powiedziałem i przyjacielsko poklepałem go plecach.
Proszę o komentarze, bo piszę manifesty po części też dla was - moich czytelników, więc jeśli komuś coś się nie spodobało lub spodobało, albo chce po prostu wyrazić swoją opinię czy o coś się zapytać, to nie duście tego w sobie, napiszcie niewielkiego posta pod moją pracą.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ