To był szalony sezon. Szliśmy łeb w łeb z City i kiedy wydawało się, że mistrzostwo jest już po za zasięgiem naszych rąk, udało się - City się potknęło. Mój eFeMowy, wirtualny rok ligowy bardzo przypomina ten, który się zakończył parę miesięcy temu w realnym świecie i właśnie to, czyni go tak wyjątkowym. Ale wszystko po kolei...
W półfinale najstarszych rozgrywek świata urządziliśmy prawdziwą masakrę, zapowiedź finału i tego co się może w nim dziać.
Przeszliśmy się po Wigan elegancko jak modelka na wybiegu. The Latics byli bez szans, to i tak cud, że drużyna z Championship zaszła tak daleko w Krajowym Pucharze. W finale jednak
daliśmy plamę, jakich mało. Zespół w ogóle nie przypominał tego, który jeszcze parę tygodni wcześniej rozbijał wszystkich w drobny mak. Bramki, które dostaliśmy na początku spotkania, ustawiły nas w bardzo trudnym położeniu. Później, kiedy wydawało się, że łapiemy kontakt dostaliśmy kolejną. Byłem rozczarowany. Odkąd objąłem West Ham wygrałem z nimi Championship, trzy razy pod rząd Carling Cup, ale nie FA Cup. Najstarsi kibice wciąż pamiętają ostatni triumf w tych rozgrywkach w 1980 roku. Ale wiedziałem, że w przypadku zwycięstwa w Europa League gorycz porażki zostanie szybko zapomniana.
W rewanżowym spotkaniu ćwierćfinału LE z Arsenalem, spokojnie kontorolowaliśmy losy dwumeczu i bez problemów wywalczylismy awans do kolejnej rundy. W półfinale spotkaliśmy się z naszym starym znajomym - VfL Wolfsburg'iem, z którym graliśmy w sierpniu w ostatniej rundzie kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów. Remis na Volkswagen Arena i minimalne zwycięstwo na własnym stadionie dało nam możliwość gry w wielkim finale. Tam czekał już na nas Sporting Lizbona z Pappisem Cisse, van Wolfswinkel'em i Matíasem Fernándezem na czele. Kopacze jednak zamiast wyjść i pyknąć na pewniaku
Portugalczyków? klub rodem z Portugalii,
wybiegli ze związanymi nogami i pampersem na dupie. Druga połowa finału jest dosyć kompromitująca dla eFeMa i czuję się oszukany, chociaż to zbyt łagodne słowo, abyście wyobraźili sobie uczucia jakie mną wtedy targały, wiec...
czuję się wyruchany w dupe. Drugi finał z rzędu w tych śmiesnynch pod każdym względem rozgrywkach i drugi raz przegrywamy w ostatecznym meczu.
Na finishu ligowych zmagań szlismy łeb w łeb z miliarderami z City. Ograliiśmy Blackburn i po zaciętej walce Newcastle. Zgubiliśmy punkty na Stadium of Light. Byłem pewny, że klub z Etihad wkońcu straci punkty grając w ostatnich spotkaniach z Chelsea, United, Liverpoolem i Arsenalem.
Mina mi zbrzydła, kiedy wszystkie te mecze The Citizens wygrali. W międzyczasie kontrakt z drużyną podpisał Gaston Ramirez. Utalentowany, urugwajski skrzydowy przeprowadzi się do Wschodniego Londynu 1 lipca, dzień po wygaśnięciu kontraktu z jego obecnym klubem Bologną. Po drodze pokonaliśmy bez większych problemów Leicester oraz Queens Park Rangers. W końcu nadeszła ostatnia kolejka. Mieliśmy taką samą ilość "oczek" co Manchester City, tylko że lepszym bilansem bramkowym mogł sie pochwalić ich menedżer, co dawało im pozycję lidera i najprawdopodobnie mistrzostwo kraju. Obywatele wyruszyli na Reebok Stadium na konfrontacje z Boltonem, który wciąz nie mógł być w 100% pewien utrzymania. My natomiast pojechaliśmy do Birmingham, żeby zagrać z niebieską częścia tej metropoli. Ekipa z St. Andrews spadła z ligi kilka tygodni wcześniej, ale piłkarze chcieliby sie godnie pożegnać z Premier League.
I faktycznie popularni "The Blues" wyszli na prowadzenie w początkowej fazie spotkania, lecz później do siatki trafiali tylko moi zawodnicy. O wiele ciekawiej było ponad 100 mil dalej, po golu Davida N'Goga Bolton prowadził 1-0 z City. Czas mijał, a na sektorach zajmowanych przez kibiców West Hamu wyraźnie dało sie czuć narastającą nadzieję. Zupełnie inne nastoje panowały na sektorach zapełnionych błękitnymi barwami - smutek, rozczarowanie, a gdy w 75 minucie Jamie Murphy podwyższył wynik na 2-0 jeszcze rozpacz. Po ostatnim gwizdku wybuchła prawdziwa radość. Kibice wbiegli na murawę stadionu by razem z piłkarzami świętować
mistrzostwo kraju. Była wileka feta, więcej szampana rozlanego, niż wypitego, śpiewy, tanće, przytulasy, ale prawdziwa impreza rozpoczeła się dopiero późnym wieczorem, kiedy klubowy bus wjechał do wschodniego Londynu i trwała do białego rana.
Reasumując, był to ciężki, długi, ale ciekawy, fantastyczny sezon, nieprzewidywalnie zakończony jeszcze. Kolejnym celem jest zdobywanie kolejnych pucharów, ze szczególną uwagą skierowaną na Ligę Mistrzów i FA Cup. Długo zwlekałem z dokończeniem tego ostatniego wpisu, ale wszystko przez okres wakacyjny, który żądzi się swoimi prawami oraz brakiem checi. Ponadto jestem już kilka sezonów dalej w karierze i nie mogę zaczerpnąć więcej informacji o niektórych, dawnych meczach, gdyż fm po prostu mi na to nie pozwala, a screeny które kiedyś zrobiłem z przyczyn niewiadomych znikneły z mojego dysku. Więc ukazuję światu to co się zachowało.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ