Ten manifest użytkownika rapechuck przeczytało już 3022 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Po latach ciągłych niepowodzeń i po przegranych kolejnych eliminacjach, tym razem do Mistrzostw Europy 2020, z funkcją selekcjonera reprezentacji Polski pożegnał się Kazimierz Moskal, a zdając sobie sprawę z trudności jakie mają byli trenerzy Biało-Czerwonych ze znalezieniem kolejnej pracy (wskażcie mi palcem chociaż jednego, który udanie wrócił do piłki klubowej), zakończył karierę menedżera i wycofał się na z góry upatrzoną ciepłą posadkę w PZPN-ie. Akurat ta organizacja się nie zmienia, lata mijają, a partyjny beton zaraża swoją mentalnością - rodem jeszcze z PRL-u, z ustroju, o którym mało kto już pamięta - kolejnych trenerów i działaczy. Czas płynie, a systemu szkolenia jak nie było, tak nie ma i głównie w tym należy upatrywać przyczyny kiepskiej kondycji polskiego futbolu.
Faworytem mediów i kibiców na przejęcie schedy po Moskalu był pracujący w drużynie aktualnego mistrza Anglii - Bromley FC - Rap Echuck. Jego kandydatura była tyleż naturalna, co niepewna. Z jednej strony żaden polski trener nie osiągnął tyle, co on w ostatnim dziesięcioleciu, a z drugiej strony była to, i jest, osoba spoza układów, więc nasuwało się pytanie czy jego niezależność nie będzie przeszkadzać prominentnym osobom z zarządu związku. Kolejną wątpliwość budziło pytanie, czy zechce on w ogóle kandydować na stanowisko selekcjonera reprezentacji, która jest w widocznym dołku.
Wyzwanie podjęte
"Traktuję tę pracę jako nowe wyzwanie. Zdaję sobie sprawę z ogromu pracy jaki trzeba włożyć, aby wyprowadzić tę drużynę na prostą. Zwłaszcza po takim paśmie niepowodzeń, jakich doznał ten zespół" - mówił Echuck na swojej pierwszej konferencji prasowej w roli trenera Biało-Czerwonych, która miała miejsce 20 października 2019 roku. Apelował o spokój zarówno po wygranych, jak i po porażkach, które według niego, były więcej niż prawdopodobne. Deklaracja o oparciu składu głównie na zawodnikach występujących poza granicami Polski nie była zaskakująca zważywszy na to, że w najlepszych polskich klubach w większości prym wiodą obcokrajowcy, a w tych trochę słabszych graczom z polskim paszportem brakuje jakości.
Po losowaniu grup eliminacyjnych do Mistrzostw Świata 2022 w Australii, w których to los Biało-Czerwonym kazał grać z Kazachstanem, Albanią, Białorusią, Islandią i Hiszpanią, wyznaczony cel - awans do baraży - wyglądał na całkiem realny. Wszystkie drużyny, poza oczywiście Hiszpanią, wydawały się być w zasięgu Polski. Tak optymistyczne nastroje panowały po dobrym początku nowego selekcjonera, który dwa pierwsze sparingi (z Cyprem i Norwegią) wygrał, a trzeci z Rumunią zremisował. W reprezentacji debiutowali wtedy lewy skrzydłowy z Niemiec Sonny Kittel i urodzony w Kole, ale piłkarsko wychowany we Francji, Damian Piotrowicz.
Początek eliminacji był równie udany, ale o ile wygrane nad Kazachstanem i Albanią dało się przewidzieć, o tyle punkt uzyskany w starciu z mistrzami świata z 2010 i 2014 roku uznano za wielką niespodziankę i ogromny sukces. Hiszpanie nie mogli znaleźć sposobu na mądrze broniących się Polaków, a bramka Michała Pazdana zdobyta świetnym strzałem głową w 55. minucie spotkania po rzucie rożnym wykonanym przez Michała Żyro pewnie byłaby zwycięska, gdyby nie głupi błąd w obronie wykorzystany z zimną krwią przez Ikera Muniaina.
Po tym świetnym występie nastąpiło rozprężenie i po dwóch towarzyskich porażkach (z Portugalią i Ukrainą) przyszły katastrofalne występy. Najpierw na Białorusi (0:3), a później w Chorzowie przeciwko Islandii, w którym Polacy mieli mnóstwo szczęścia, że udało im się zremisować (4:4). Tragicznie wręcz grał Michał Pazdan, jednak Echuck bronił swojego stopera: "To świetny piłkarz, wierzę w jego umiejętności". Niektórzy komentatorzy sugerowali nawet, że powinien skończyć karierę, bo jest za słaby na grę w reprezentacji, a i żaden klub nie chce skorzystać z jego usług. Doszło nawet do tego, że Echuck namówił zarząd Bromley FC, żeby podpisano z Pazdanem kontrakt, aby miał gdzie trenować! Nawiasem mówiąc, trener miał nosa i Michał zdobył z The Lilywhites puchar Ligi Mistrzów...
Nastroje uspokoiły się po wyjazdowej wygranej 7:1 nad Kazachstanem, lecz pewna nerwowość pozostała. Po pierwsze: Polacy zajmowali ostatnie miejsce wśród zespołów zajmujących drugie miejsca i musieli się modlić o potknięcia rywali w innych grupach, żeby móc zagrać w barażach. A po drugie Piotr Parzyszek po brutalnym wejściu w meczu z Kazachstanem został zawieszony aż na 3 mecze.
We wrześniu 2021 roku rozbłysła jednak inna gwiazda. Damian Piotrowicz, mimo że w PSG nie grał pierwszych skrzypiec, a jak już wychodził w pierwszym składzie to nie imponował skutecznością, w Polsce został prawdziwym bohaterem narodowym. Najpierw walnie przyczynił się do wygranej 4:1 nad Albanią zdobywając 2 gole, a w kolejnym meczu już w 2. minucie zszokował kibiców zebranych w Maladze dobijając strzał debiutującego tym meczem w reprezentacji prawego skrzydłowego Macieja Wilusza. Piotrowicz po raz drugi wyprowadził Biało-Czerwonych na prowadzenie w drugiej minucie doliczonego do pierwszej połowy czasu i po raz trzeci w 63. minucie. Niestety, Hiszpanie za każdym razem doprowadzali do wyrównania, ale remis 3:3 i tak należało uznać za sukces.
Po udanym rewanżu (3:0) na Białorusinach losy awansu do baraży miały się ważyć w ostatnim meczy: z Islandią w Rejkiawiku.
Kiedy w 39. minucie tego meczu Julien Tadrowski otrzymywał drugą żółtą, a w efekcie czerwoną kartkę, a Polska przegrywała po bramkach Gylfiego Sigurðssona i Kolbeinna SigÞórssona 0:2 wydawało się, że historię o awansie Biało-Czerwonych na MŚ w tym roku należy włożyć między bajki. Nie wiem co wydarzyło się w szatni podczas przerwy, co takiego Echuck mógł powiedzieć swoim podopiecznym, ale tego, co zdarzyło się podczas drugiej połowy chyba nikt się nie spodziewał. Najpierw nastąpiły zmiany: za rozczarowujących Parzyszka i Poźniaka weszli Kamil Glik i Jakub Popielarz i to Glik w 53. minucie podał do Piotrowicza, który po bramce w spotkaniu z Białorusią wpisał się na listę strzelców w kolejnym meczu z rzędu. 6 minut później SigÞórsson, wydawało się, rozwiał nadzieję Polaków strzelając na 3:1, ale kolejne 6 minut było nieprawdopodobne w wykonaniu Wilusza. Najpierw po akcji zainicjowanej przez Piotrowicza, który podał do drugiego z rezerwowych - Popielarza - a ten asystował przy bramce na 3:2 polskiego prawoskrzydłowego, a następnie to już sam Maciej Wilusz obsłużył podaniem Borysiuka, który wyrównał stan rywalizacji. W 86. minucie, bohater ostatnich meczów, Piotrowicz odebrał wślizgiem piłkę islandzkiemu obrońcy, pognał na bramkę i nie dał szans golkiperowi gospodarzy. W drugiej minucie doliczonego czasu gry wszystkim mocniej zadrżały serca, kiedy SigÞórsson potężnym strzałem z dystansu obił poprzeczkę bramki strzeżonej przez Fabiańskiego. Wynik jednak już nie uległ zmianie, radości w polskim obozie tego wieczoru nie było końca, a sam mecz, myślę że na stałe wpisał się do historii polskiego futbolu. Zwłaszcza, że Włosi ulegli Anglikom 0:1 i to właśnie kosztem Squadra Azzurra Biało-Czerwoni awansowali da baraży, w których zmierzyć mieli się z ekipą Holandii.
Przed pierwszym spotkaniem Echuck mówił, że aby wywalczyć awans trzeba będzie wygrać w Chorzowie, a idealnym scenariuszem byłoby nie stracić gola i przed rewanżem mieć większą niż tylko jednobramkową zaliczkę. I o ile pierwszy warunek został spełniony i Oranje wyjeżdżali nie zdobywszy gola, to już postulat o większej niż jeden liczbie goli nie został spełniony. Biało-Czerwoni zmarnowali 3 stuprocentowe sytuacje, ale na szczęście był Piotrowicz, który wykorzystał jedną z okazji.
Przed rewanżem sytuacja w polskim obozie jeszcze się skomplikowała, kiedy to do kontuzjowanego już Wilusza dołączył Fabiański i w podstawowym składzie musiał wyjść Sandomierski. I kiedy to już w 2. minucie Sandomierski wyciągał piłkę z siatki, a parę minut później tylko słupek uratował go przed utratą kolejnej bramki, wydawało się, że Polska nie będzie miała w tym spotkaniu większych szans. Jednak udało się przyjezdnym uporządkować grę, ale to nadal ataki Holendrów były groźniejsze, gdyż Biało-Czerwoni nie mogli wstrzelić się w bramkę, nawet w stuprocentowych sytuacjach posyłając futbolówkę w trybuny. W 81. minucie, gdy chyba już wszyscy czekali na dogrywkę, Leroy Fer zdobył bramkę po rzucie rożnym. To tylko podrażniło ambicję Polaków i 4 minuty później nie kto inny jak Damian Piotrowicz strzelił gola numer 10 w swoim ósmym występie w reprezentacji, tym samym rozstrzygając losy rywalizacji.
Nerwowe oczekiwanie
Tak samo jak Engel miał swojego Olisadebe, a Janas Smolarka, tak Echuck miał Piotrowicza. Ten napastnik praktycznie w pojedynkę wygrał eliminacje w 6 meczach zdobywając 10 bramek i to w najważniejszych momentach, bo jego gole decydowały o zwycięstwach i również o awansie po barażach. I to dzięki Damianowi Polsce udało się po raz pierwszy od 16 lat (od 2006 roku) uzyskać awans na Mundial. Po wylosowaniu do grona zespołów, z którymi przyjdzie się zmierzyć Biało-Czerwonym na boiskach w Australii Chile, Demokratycznej Republiki Konga i... Hiszpanii, w kraju nad Wisłą zaczęto z niecierpliwością oczekiwać rozpoczęcia tego turnieju. Zaczęło się również, tradycyjne już zresztą, pompowanie balona oczekiwań.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Twoja Kariera |
---|
Kariera jest sercem Football Managera, a moduł Kariery jest centralnym miejscem Twojej aktywności na stronie. Stwórz karierę, opisz ją w kilka chwil i połącz z nią screeny, filmy, blogi - pokaż się eFeMowej społeczności z dobrej strony. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ