W porównaniu z
Turniejem Otwarcia w drużynie
Diablos Rojos nie doszło do wielkich zmian. Taktyka wydawała się już być idealnie skrojona na potrzeby tego zespołu, więc w najbliższej przyszłości nie planowałem w niej mieszać, a ze względu na ograniczenie w przepisach (między Fazą Otwarcia a Fazą Zamknięcia można sprowadzić maksymalnie dwóch zawodników) transferowo też za bardzo poszaleć nie można. Jeszcze w grudniu - biorąc pod uwagę ogromne zainteresowanie innych klubów
Maximiliano Valente - dołączył do nas
Pablo Batalla, któremu widocznie nie podobało się w Turcji, a może chciał zbyt wysoki kontrakt, więc od czerwca 2013 roku był wolnym zawodnikiem. Mogę jedynie dodać, że
Pablo był na testach w Independiente przed rozpoczęciem
Torneo Apertura, ale wtedy jeszcze nie zdecydowałem się na jego usługi.
NIEPOKONANI...
Sparingi przed
Torneo Clausura wypadły znakomicie (3 mecze, 11 bramek strzelonych, 2 stracone), więc do zmagań w lidze
El Rojo przystopili z wielkim animuszem. I choć w pierwszym meczu nie udało się pokonać odwiecznego rywala
Boca Juniors (
0:0), to było widać, że ta drużyna, w tym składzie personalnym będzie zdolna dokonać wielkich rzeczy. Niektórzy mogli być zawiedzeni, że w pierwszych 5 spotkaniach udało się wygrać tylko 2 razy, ale ja byłem zadowolony, że już nie traciliśmy głupich bramek, a co ważniejsze - piłkarze zawsze walczyli do upadłego, czasami brakowało trochę szczęścia, ale przecież nie zawsze tak miało być.
Grupa H w
Copa Libertadores, do której los rzucił
Independiente, była najłatwiejszą w jakiej przyszło mi grać za swojej kadencji. Wenezuelskie
Caracas i boliwijski
Bolivar raczej nie powinny sprawiać problemów, a jedyny trudniejszym przeciwnikiem było chilijskie
Colo Colo. Moje przewidywania co do szans na awans spełniły się połowicznie, bo wraz z ekipą z Avellaneda - nie przegraliśmy żadnego meczu - do dalszej fazy przeszło...
Bolivar. Poziom w tej grupie był dramatycznie słaby i żeby grać dalej wystarczyło wygrać 2 razy i raz zremisować. Dziwnym trafem, w kolejnej rundzie CL - już w systemie play-off - przyszło nam się zmierzyć z... tym samym
Boilvar.
W lidze świetną równą formę prezentowali boczni obrońcy -
Cuadrado i
Ferreyra - których dośrodkowania na gole najczęściej zamieniał tercet ofensywnych środkowych pomocników oraz jedyny wysunięty napastnik -
Facundo Parra. Dzięki wspaniałemu ułożeniu stopy każdy stały fragment gry wykonywany przez wspomnianego już
Osmana Ferreyrę stanowił zagrożenie dla bramki przeciwnika - jego zagrania najczęściej wtedy wykańczał duet środkowych obrońców -
Galeano i
Velazquez. Na tak sprawnie działającą maszynę sposóbu nie znalazło
River Plate (
4:0) oraz pozostali rywale, a w rozgrywkach
Copa Argentina kolejno z kwitkiem zostali odprawieni
San Martin (
2:1) i
Tigre (
3:1).
Do końca kwietnia
Independiente nie przegrało żadnego meczu i wliczając w to ostatnie mecze z
Fazy Otwarcia świetna passa trwała już od 27 spotkań. W takich to nastrojach ekipa
Diablos Rojos pojechała do La Paz na pierwsze starcie z
Bolivar.
...DO CZASU
Przyczyn takiego, a nie innego wyniku w pierwszym meczu pierwszej rundy
Copa Libertadores doszukiwałem się w lekceważącym podejściu do przeciwnika, z którym nie mieliśmy problemów w grupie. A może był to po prostu gorszy dzień prowadzonej przeze mnie ekipy, a zwłaszcza napastników (jedynego gola dla Independiente zdobył z rzutu karnego
Sergio Valdes). Choć też może nie bez znaczenia było to, że Buenos Aires leży tuż nad morzem (25 m n.p.m.), a La Paz jest najwyżej położoną stoicą świata (przynajmniej 3600 m n.p.m.) i akurat tego dnia aklimatyzacja moich piłkarzy nie przebiegła zbyt dobrze. Jednak te wszystkie dywagacje są bez znaczenia, bo jedyne co się wtedy liczyło, po porażce
1:2, był dobry występ w rewanżu. Dlatego też w spotkaniu ligowym, które odbyło się pomiędzy meczami CL (
1:1 z
Argentinos), w ogóle nie zagrał
Facundo Parra, którego zadaniem było wyeliminować
Bolivar.
Pokerowa zagrywka z
Parrą okazała się skuteczna, bo już w 18. minucie spotkania podwyższył on wynika na
2:0 dla
Independiente (pierwszego gola strzelił w 4. minucie
Olmedo).
Czerwone Diałby grały z zębem i całkowicie stłamsili boliwijskiego przeciwnika.
Facundo dorzucił jeszcze jedno trafienie z rzutu karnego w 51. minucie, a w 73. strzelanie dla Independiente zakończył
Esteban Castro.
Bolivar zdobyło jeszcze honorowego gola na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry, ale nie to było wtedy najważniejsze. W 83. minucie w starciu z obrońcą
Parra złamał kość przedramienia, co nie wyglądało zbyt przyjemnie i wyłączyło go z treningów na 4 tygodnie czyli właściwie już do końca sezonu, co nie było bez znaczenia w kontekście kolejnych meczów.
O ile w lidze przeciwko słabemu Olimpo (
4:1)
Lucas Villafanez grając jako wysunięty napastnik radził sobie przyzwoicie, o tyle w pierwszym meczu ćwierćfinałowym przeciwko
Atletico Mineiro doskonale było widać, że on to nie
Parra.
El Rojo pomimo przewagi w posiadaniu piłki i częstego goszczenia na połowie przeciwnika nie potrafiło sobie wypracować dogodnych sytuacji do strzelenia gola. Główna w tym zasługa
Lucasa, który pod bramką przeciwnika głupiał i już nie wiedział co zrobić z piłką (nota 5.7). Dodatkowo niezbyt dobrze (eufemizm, bo tragicznie) zagrał w bramce
Assmann (nota 5.0) przepuszczając praktycznie wszystko co leciało w jego kierunku. W wyniku takiej postawy rezultat
4:0 dla
Atletico praktycznie przesądził o losach całej rywalizacji.
Dlatego też w ćwierćfinale
Copa Argentina musiałem postawić na inne rozwiązanie i w ataku zagrał niezbyt doświadczony
Ashley Togaba, ale też był to najwyższy czas, żeby to doświadczenie zaczął zbierać. Manewr okazał się byc trafiony i napastnik rodem z Togo strzelił dwa gole pieczętując wygraną
4:1 nad
Banfield i również awans do ćwierćfinału, w którym - na neutralnym terenie - mieliśmy się zmierzyć z
Belgrano.
Wcześniej jeszcze czekał nas - teoretycznie tylko formalność - rewanż w
CL z
Atletico Mineiro. I gdyby tylko
Diablos Rojos mieli tego dnia lepiej nastawione celowniki, to wydawało się, że dokonanie niemożliwego i doprowadzenie do dogrywki w tym dwumeczu było w zasięgu ręki. Niemniej jednak plułem sobie w brodę, bo towarzyszyło mi dziwne przeczucie, że gdyby w pierwszym starciu w pierwszym składzie wybiegł
Togaba (choć brakowało mu zimnej krwi w decydujących momentach to dzięki niemu stwarzaliśmy groźniejsze sytuacje), to my cieszylibyśmy się z awansu do półfinału. A tak została tylko sportowa złość i chęć osiągnięcia więcej, ale już w przyszłym sezonie.
Półfinał Copa Argentina rozegrany na
Estadio Unico de La Plata, choć wynik zupełnie na to nie wskazywał, przebiegał całkowicie pod dyktando
Independiente.
Belgrano broniło się dzielnie, a szczęśliwie bronił ich bramkarz -
Sebastian Veiguelo. Wydawało się że gole zdobyte przez ekipę z Avellaneda są kwestią czasu, jednak tak się nie stało i po regulaminowym czasie wynik nadal brzmiał
0:0. Dlatego też mecz musiał rozstrzygnąć konkurs rzutów karnych, w których to
Belgrano nie miało już tyle szczęścia ostatecznie przegrywając
1:3.
A JEDNAK SIĘ KRĘCI
Fianł
Pucharu Argentyny odbył się na neutralnym obiekcie w Buenos Aires (stadion
Antonio Vespucio Liberti), gdzie spotkały się dwie ekipy z aglomeracji Buenos Aires -
Argentinos Juniors i
Club Atletico Independiente. Spotkanie było zacięte, nikt nie odstawiał nogi, jednak tego dnia nie było mocnych na
Osmana Ferreyrę - choć nominalnie grał jako lewy obrońca, to ciężar gry brał na siebie i można powiedzieć, że to on był głównym rozgrywającym w tym meczu. Celnie podawał i inicjował akce zaczepne, a w razie potrzeby przerywał ataki rywali. Po jednym z jego zagrań
Independiente ruszyło do ataku, a świetne podanie od
Sergio Valdesa w 18. minucie wykorzystał
Togaba. W 65. minucie
Ferreyra przypieczętował zwycięstwo
Diablos Rojos pewnie egzekwując jedenastkę i później mógł wznieść pierwszy w historii
Puchar Argentyny dla ekipy
El Rojo.
Choć w tym miejscu przyda się mała dygresja. Połudiowoamerykańska Federacja Piłkarska
CONMEBOL zdecydowała, że w roku 1970 wystartują nowe międzynarodowe rozgrywki klubowe:
Copa Granadores de Copa - odpowiednik europejskiego
Pucharu Zdobywców Pucharów. Dlatego też Argentyńska Federacja Piłkarska (
AFA) zorganizowała rozgrywki o Puchar Argentyny, który został rozegrany dwa razy: w roku 1969 i w 1970, żeby wyłonić uczestników do nowego turnieju. Pierwszą edycję wygrało
Boca Juniors, a druga edycja nigdy nie została dokończona. Rozgrywki zostały wznowione dopiero w sezonie 2011-12, a ich zwycięzca awansuje do Copa Sudamericana.
Ostatnie spotkanie ligowe z
Tigre (
4:1) warte wzmianki jest głównie z tego względu, że na listę strzelców już w
46. sekundzie meczu wpisał się
Togaba, co było najszybciej zdobytą bramką w tym sezonie. I tym zwycięstwem
Independiente zakończyło
Torneo Clausura bez ani jednej porażki z
bezpieczną przewagą na rywalami, tym samym pierwszy raz pod moją wodzą wygrywając
Fazę Otwarcia i
Fazę Zamknięcia w tym samym sezonie.
Najlepsza 11-stka Independiente w sezonie 2013/14
Graczem sezonu według kibiców Diablos Rojos został wybrany Osman Ferreyra (do swoich 13 goli - 7 z 7 wykonywanych rzutów karnych dorzucił 12 asyst i 9 razy był wybierany graczem meczu), który też znalazł się w 11-stce sezonu w Primera Division i zajął drugie miejsce w plebiscycie na najlepszego piłkarza całego sezonu. Królem Strzelców został co prawda Javier Chevanton (5 asyst), ale zdobył tyle samo goli co Mariano Pavone (1 asysta) i Facundo Parra (11 asyst) - po 15.
Za to ja po raz trzeci z rzędu zostałem wybrany Menedżerem Roku w Argentynie, a w Polsce po raz drugi (w poprzednim sezonie wygrał Adam Nawałka za zajęcie 2. miejsca w lidze tuż za Legią...).
Podsumowanie pierwszej części roku 2014 wygląda całkiem nieźle dla Club Atletico Independiente: kolejne mistrzostwo i kolejny puchar w gablocie El Rey de Copas - Króla Pucharów, jednak nie zmieniło to tego, że w przyszłym sezonie ten klub czekała mała rewolucja.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ