Stado czarnych ptaków krążących nad Centenario rzucało mroczny cień na niebieskie trybuny. Joao stanął pośrodku świeżo skoszonej murawy i zamknął oczy. W powietrzu unosił się podniecający zapach zwycięstwa. Jego aorty zaczęły pompować krew ze zdwojoną siłą, a przedsionki serca pękały od ciśnienia. Wziął głęboki oddech i uniósł triumfalnie obie ręce wydychając powietrze z ulgą.
- To jest Estadio Francisco Stedile, czyli po prostu Centenario – rzekł Camello i rozkładając ręce zatoczył kręgi w powietrzu, ogarniając kantem dłoni całe otoczenie – nazwa naszego stadionu została nadana w hołdzie włoskim osadnikom, którzy przybyli do Rio Grande do Sul.
- I ja tu będę grał w kopanego?
- Nie, ty tu będziesz uczył naszych piłkarzy jak się gra w kopanego. A jak już ich nauczysz, to oni będą grać, a ty będziesz im wydawał polecenia z ławki trenerskiej.
- A gdzie będę mieszkał?
- Klub, po podpisaniu kontraktu, daje ci mieszkanie służbowe. Do tego dostaniesz obiadokolację, skuter, dwa karnistry paliwa na tydzień, a moja żona przygotowała ci całą stertę przetworów – kompoty, dżemy i marynowane warzywa. Jak będziesz czegoś potrzebował więcej, to wal do mnie jak w ogień. Jestem do Twojej dyspozycji.
Joao usiadł po turecku, złożył ręce do modlitwy i zamknął oczy mrucząc pod nosem melodię pochwalną dla wielkiego ducha. Camello usiadł obok i uważnie przyglądał się poczynaniom chłopaka.
- Czy moglibyśmy pójść do szatni? Drużyna się właśnie przebiera i...
- ...duchu wielkiego tygrysa, składam ci w ofierze najbliższe dni. Bądź mi towarzyszem w doli i niedoli, wspieraj mnie w działaniach, bym godnie reprezentował plemię Jinga w krainie wielkiej cywilizacji.
Szatnia była niewielkim, obskurnym pomieszczeniem z połamanymi ławkami i spróchniałymi szafkami, bez zamków. Na ścianach spacerował grzyb, podłoga była przyozdobiona drobnymi krzewami, które usilnie przeciskały się przez szczeliny wpuszczając do środka najwymyślniejsze insekty. Wzdłuż wschodniej ściany stały czarne od brudu umywalki. Każda w towarzystwie kranu i miejsca na lustro. Bambusowe drzwi były zamykane na kłódkę przez stróża nocnego, który akurat w szatni uwił sobie gniazdko lokując koc i poduszkę w kącie, w miejscu w którym spoczywały piłki.
Kadra Caxias nie budziła żadnych zastrzeżeń. Drużyna była nafaszerowana młodymi, zdolnymi chłopakami, których trzeba było poukładać i przyporządkować do poszczególnych pozycji. Taktyką miał zając się Camello, zaś prowadzeniem treningów, ustalaniem pierwszego składu i rozmową motywującą Joao Jinga.
Pierwszy trening rozpoczął się zaraz po śniadaniu. Brazylijska starszyzna człapała właśnie w stronę świątyń, by oddać bogu co boskie, a dzieci wylewały się na ulice niczym strumienie gorącej magmy. Joao, odziany w skórzane spodenki, wskazał palcem na małą treningową bramkę i krzyknął:
- A teraz każdy z was ustawi piłkę na tej linii i spróbuje trafić w poprzeczkę. Kto tego nie zrobi robi piętnaście pompek.
- Przecież połowa z nich nie potrafi celnie trafić w piłkę, a co dopiero w poprzeczkę – rzekł Camello drapiąc się po łepetynie.
- Pompek też nie potrafią?
Skład Caxias przedstawiał się następująco:
- A teraz będziecie biegać dookoła stadionu i udawać, że zrywacie grzyby. Dwa kółka. Później macie się podzielić na trzy drużyny i zagracie w dziada. A ja idę zjeść banana – Joao wydał polecenia i usiadł na kamiennym murku zatapiając zęby w słodkim owocu. Dowodzenie ludźmi podobało mu się bardziej niż polowanie na bawoły. Tutaj wszyscy go słuchali, każdy wypełniał polecenia i nikt nie szydził z jego lokowanych włosów. Camello stał z boku i bacznie przyglądał się poczynaniom drużyny.
- Joao, a kim jest Vanessa? – spytał, siadając obok Brazylijczyka.
- Vanessa jest... - chłopak podrapał się po czuprynie odpływając w myślach – kimś najważniejszym w moim życiu. To tak, jak byś chciał grać w piłkę i czekał, aż ktoś ci ją uszyje, rozumiesz?
- Mhm.
- To tak, jak byś chciał polować, ale nie potrafił chodzić. Wódz Tępa Strzała mawiał, że kiedy poczujesz, że lewa pierś – wskazał palcem na sterczący na wietrze sutek – będzie kuła, to znak, że będą dzieci.
- Dzieci?
- Tak. Że kobieta, z którą siedzisz, niedługo urodzi Ci dzieci. I mnie kuło. I kuje dalej. Ale Luiz... niech go szlag jasny trafi.
- Kto to Luiz?
- A Ciebie coś kiedyś kuło? JEDEN DO ŚRODKA! – warknął na chłopaków zbierających się w koło.
- W krzyżu mi strzyka. I czasem boli brzuch – zarechotał Camello.
- To sraczka. Zdecydowanie.
Caxias zostało od razu rzucone na głęboką wodę. Zazwyczaj po okresie przygotowań przedsezonowych następują mecze sparingowe. W Brazylijskiej Lidze Stanowej Jinga już na starcie musiał podołać wyzwaniu pokonania znanego Gremio Porto Allegre.
- Paulo, jak sądzisz – spojrzał na drużynę przebierającą się w szatni – czy oni coś potrafią?
- No, coś z pewnością. Ale co, okaże się w dzisiejszym meczu, drogi Joao. Dziś jest twój debiut – Camello chwycił chłopca w ramiona i potrząsnął nim serdecznie.
- Co to jest debiut?
- To coś, czego jeszcze nie robiłeś.
- W plemieniu Jinga byłem jednym z niewielu, który nie pchał od tyłu swoich kompanów. Czyli, gdybym ich pchał to by był mój debiut?
Asystent zakrztusił się herbatą.
Pierwszy skład:
Ricardo
Edu Silva – Sergio Damiani – Neto Gaucho – Alisson
Alberoni – Edenilson
Diogo – Pedro Henrique Konzen
Cristian Borja - Adriano
- Panowie – rozpoczął Camello – dziś jest wielki mecz z wielkim zespołem. Zdaję sobie sprawę, że Gremio to utytułowany klub, z wielkimi nazwiskami. Fabio Rochemback, Victor, Lucio, Leonardo. Ale nazwiska nie grają. Tworzycie kolektyw i dzięki silnej współpracy wspólnie osiągniemy wyznaczony cel. Prawda? PRAWDA?
W Sali panowała grobowa cisza. W odpowiedzi na pytanie Adriano puścił furczącego bąka.
Na Olimpico Monumental słupek rtęci łechtał nieznacznie trzydziesty trzeci stopień Celsjusza. Pan dos Santos trzykrotnie upewniał się, że obie drużyny przygotowały odpowiednie zaplecze wodno-sanitarne, po czym gwizdnął po raz pierwszy.
Joao usiadł wygodnie na skórzanym fotelu i wyrzucił nogi na zgrzewki napojów. W tym samym momencie Borges wpakował piłkę do siatki Caxias.
- O bogowie – syknął zdenerwowany odkręcając butelkę z wodą.
W drugiej połowie ponownie w roli głównej wystąpił Borges. Po podaniu Lucio rosły napastnik plasowanym uderzeniem z 30 metrów dał trzy punkty sławnemu rywalowi.
- Gdyby tak posiąść magiczny napój sporządzany przez szamana... - Joao siedział na parapecie swojego gabinetu ze spuszczonymi nogami i drapał się po kroczu. Dzikie pnącza porastające drzewo przypominały mu czasy dzieciństwa, gdzie wspólnie z Luizem pili magiczny wywar i z nadludzką siłą polowali na dzikie zwierzęta.
- Duchu Wielkiego Tygrysa, ześlij mi na ziemię coś, co pozwoli zwyciężać – uniósł ręce ku niebu zataczając dłońmi kręgi na wietrze. W dole zebrała się spora grupa gapiów, lecz nikt nie powiedział nawet słowa. Czekali uradowani, aż Jinga skoczy i się zabije.
- Duchu Wielkiego Tygrysa przyzywam Cię. Ześlij mi na ziemię coś, co pozwoli zwyciężać. Przyzywam Cię, przyzywam Cię!
Nagle niebo poczerniało, a nad dachami Caxias do Sul zaczęły zbierać się czarne chmury. Joao otworzył oczy i spojrzał na znikający w zakamarkach budynków tłum. Ludzie biegli ile sił w nogach wpadając do swoich domów. Niebo przeszył piorun. Joao zerwał się na równe nogi i wyciągnął ku niebu ręce – Duchu Wielkiego Tygrysa przyzywam Cię! PRZYZYW... – drugi piorun rąbnął wprost w chłopca. Joao stał na parapecie targany elektrycznym uściskiem i krzyczał jak gwałcona nastolatka. Z jego ust wylatywały kłęby czarnego, śmierdzącego dymu. Po chwili ziemię pokrył rzęsisty deszcz a okiennice budynków zaczęły trzaskać od porywistego wiatru. Joao padł na kolana i stoczył się do pokoju zrzucając bezwładnym ciałem talerz batatów.
- Duchu Wielkiego Tygrysa – szeptem, przez łzy uniósł jeszcze raz rękę w górę. Z jego palców trysnęły iskry a na niebie pojawił się wielki łeb dzikiego kota pod postacią czarnej chmury.
- Boże drogi, chłopcze, słyszysz mnie? – do środka wpadł Pirata, jeden z trenerów - Joao, słyszysz mnie? Medyka! Dajcie mi tutaj medyka!!! – ryczał, usiłując unieść chłopca na rękach.
- Jezus Maria – Carlos Fabiano stanął w progu zatykając z przerażenia usta dłonią – on nie żyje? Prawda? On nie żyje?
- Wszystko widziałem! - Osvaldo Voges, prezes drużyny wybałuszał gały usiłując znaleźć w kieszeni spodni telefon komórkowy.
- Już za późno – Pirata przyłożył ucho do piersi Joao – już za późno.
Zapanowała grobowa cisza. Camello usiadł na podłodze chowając twarz w dłoniach. Zaszlochał. Carlos wykonał krzyżyk na czole, ustach i piersi i przykucnął przy ciele Brazylijczyka gładząc go po kędzierzawych włosach.
- Trzeba wezwać pogotowie, policję, straż pożarną, kurwa nie wiem co jeszcze – komórka w dłoniach prezesa drżała jak galareta.
Pirata odpalił papierosa i podszedł do okna. Dziki kot powoli rozpływał się po nieboskłonie gnany promieniami gorącego słońca.
- PATRZCIE! – ryknął Voges opierając się o ścianę. Ciało Joao uniosło się w powietrzu i przybrało kolor purpurowy. Z jego palców u nóg i dłoni strzelały iskry. Nagle cały pokój wypełnił się ostrym, jasnym światłem. Budynek drżał jak podczas trzęsienia ziemi.
- Vanessa... Vanessa... uh, gdzie ja jestem? Co wy tutaj wszyscy robicie? Ktoś umarł? – Joao spojrzał zdziwiony na zgromadzonych i wstał z podłogi, odrzucając do tyłu opadające na ramiona włosy. - Przecież zaraz mamy trening. Nie marnujcie tutaj czasu. No już – klasnął w dłonie – na murawę. I niech mi żaden nie próbuje uciekać do domu!
Nad stadionem Centenario krążyły czarne ptaki. Kasy biletowe sprzedały blisko pięć tysięcy biletów, a wiatr rozrzucał po okolicy śmieci i butwiejące liście. Był trzynasty stycznia, dwudziesta, a mecz z drużyną Cruzeiro miał poprowadzić Pereira da Costa. Joao wszedł do szatni przed spotkaniem i rzekł:
- Panowie, proszę o ciszę. Zamknijcie oczy.
- Po co? – Adriano wzruszył bezradnie ramionami.
- Zamknijcie oczy, tak jak was prosiłem. A teraz skupcie się, weźcie głęboki oddech i nie wypuszczajcie powietrza aż nie powiem „ już”.
Kiedy wszyscy wykonali to o co prosił Joao uniósł obie ręce, zatoczył krąg w powietrzu, ścisnął zwieracze i z całej siły machnął w stronę drużyny prawą ręką. Z jego palców trysnął blady, niebieski promień światła i ogarnął wszystkich piłkarzy. Lewą rękę położył na piersi i rzekł:
- Dobry Duchu Wielkiego Tygrysa, od tej pory jesteśmy Twoimi sługami. JUŻ!
Pierwszy skład:
Ricardo
Edu Silva – Marcelo Oliveira – Neto Gaucho – Alisson
Alberoni – Ramon
Diogo – Pedro Henrique Konzen
Rodrigo Paulista – Maiquel
Przez pierwszy kwadrans spotkania gra toczyła się do jednej bramki. Fabio Rampi latał między słupkami wyciągając Cruzeiro z licznych opresji. W 38 minucie po podaniu Ramona w sytuacji sam na sam Rodrigo Paulista wpakował futbolówkę między nogami golkipera gości. W 50 minucie Neto Gaucho przepięknym uderzeniem z blisko 35 metrów wpisał się na listę strzelców. Kropkę nad "i" postawił w 75 minucie Diogo. Szybką przekładanką minął ostatniego stopera Cruzeiro, wyłożył Rampiego i mocnym strzałem pod poprzeczkę zdobył trzeciego gola. Futbolówka odbiła się jeszcze po drodze od lecącego na szczupaka Carlosa Rogerio, więc sędzia uznał tego gola jako trafienie samobójcze.
Cztery dni później przy akompaniamencie czterech tysięcy gardeł Caxias zagrało ze słabiutkim Inter SM. Joao postanowił zagrać takim samym ustawieniem, zmieniając jedynie zmęczonego – Marcelo Oliveirę na Cacapę. Na Baixada Melancolica w Santa Maria pan dos Santos czterokrotnie wskazywał na środek boiska. Pierwsze trafienie zaliczył Cacapa z rzutu wolnego. Chwilę później Diogo pięknym lobem wpakował piłkę za kołnierz bramkarza. Trzecie trafienie było dziełem rosłego Neto Gaucho. Piłka zatrzepotała w prawym okienku bezradnie spoglądającego na nią bramkarza. Ostatnie słowo należało do Edenilsona. Po rykoszecie do piłki dopadł Rodrigo Paulista, przerzucił ją nad sędzią, zgasił na kolanku i posłał potężną bombę w spojenie. Do odbitej piłki najwyżej wyskoczył Edenilson i na tablicy pojawił się wynik:
- Dobra robota – Camello chwycił Joao za ramię i potrząsnął nim jak penisem.
- Jak Ty to robisz chłopcze? – Adriano sznurując buty spojrzał w stronę trenera posyłając mu zalotny uśmiech.
- Wy się skupcie na grze, ja się skupię na taktyce i motywacji.
- Ale Ty przecież gówno wiesz o taktyce – Pirata stanął między Joao a Adriano mrużąc gniewnie oczy.
- Dobry człowieku... nie takie majtki się ściągało.
Czwarte spotkanie w Brazylijskiej Lidze Stanowej Gaucho odbyło się na Centenario. Tradycyjnie na meczu pojawiła się garstka kibiców, tradycyjnie też spotkanie poprowadził Pereira da Costa. Jinga postawił na następujący skład:
Ricardo
Ismael – Cacapa – Neto Gaucho – Alisson
Alberoni – Edenilson
Diogo – Pedro Henrique Konzen
Adriano – Cristian Borja
Festiwal bramek rozpoczął się od 16 minuty, kiedy to Fabao strzelił samobójczego gola, obniżając morale swojej drużyny. Później festyn trwał w najlepsze, a do siatki trafiali kolejno: Borja 2, Neto Gaucho 2, Adriano i Aloisio (wpuszczony w 70 minucie w miejsce Diogo). Wynik poszedł w świat, a Joao Jinga po raz pierwszy pojawił się w brukowej prasie.
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić! |
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich! |
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera. |
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny. |
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie! |
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj! |
69 online, w tym 0 zalogowanych, 69 gości, 0 ukrytych
Urodziny obchodzą dziś:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ