Artykuły

Deszcze niespokojne #4
Rdeq 17.03.2010 14:17 3816 czytelników 0 komentarzy
3

Lekki podmuch wiatru poruszył leżącymi na ulicy liśćmi. Kilka kropel, które zdecydowały się opuścić potężną szarą chmurę, stworzyło małe kręgi na wodzie po kontakcie z kałużą. Szara codzienność szarej Polski, gdzie każdy miał pieniądze, ale nigdzie nie można było nic kupić. Kolejny podmuch zrzucił kilka liści z drzew rosnących wzdłuż ulicy. Ktoś przeszedł przez ulicę, ktoś otworzył okno. Ciszę tego popołudnia przerwał jadący z dużą prędkością Polonez, co nie było częstym widokiem na tej bocznej ulicy. W środku siedziało dwóch mężczyzn, jeden zdecydowanie starszy od drugiego.

- Słuchaj – odezwał się kierujący pojazdem starszy mężczyzna. - Wisła to wielki klub z wielką historią, a wśród jej kibiców można znaleźć wielu wybitnych ludzi. Nikt nie każe ci ich lubić, jednak powinieneś mieć szacunek dla tego, co robią.
- Niby dlaczego? - oburzył się młodzieniec.
- Chociażby dlatego, żeby oni szanowali Cracovię. Pięścią wszystkiego nie załatwisz.
- Łatwo się mówi. Nie nauczę się szacunku do nich, jeżeli ich kibice nami gardzą. Nigdy nie chciałem być chłopcem do bicia.
- Uważasz, że rozmowa i pokojowe rozwiązywanie problemów jest oznaką słabości?
- Na pewno nie jest zaprezentowaniem siły – rzekł młodszy, a kierowca umilkł. Jego towarzysz nie potrafił zauważyć, że czasy, w których władzę sprawowali najsilniejsi dominując słabszych, doprowadziły do zła, wojen i nienawiści. Dzisiaj sąsiedzi nie mogli ufać sobie nawzajem, bo nawet najbliższy znajomy mógł bez skrupułów wbić nóż w plecy. Społeczeństwo nie może się podnieść, gdy nawet wspólna pasja zamiast łączyć - dzieli.
- Słuchaj – odezwał się starszy. – Musisz zacząć myśleć o konsekwencjach. Każdy, nawet najmniejszy twój czyn może mieć straszliwe skutki. Uważaj na to, co robisz i mówisz.
- Nie boję się...
- Nie! - przerwał mu kierowca. – Ja nie o tym. Chodzi mi o twoje decyzje na ławce trenerskiej. Wydawać by się mogło, że po pierwszym gwizdku sędziego wszystko zależy od piłkarzy, od tego, co w danym momencie robią i jakie decyzje podejmują. Ale to, by one były słuszne, powinno wynikać z waszej wcześniejszej pracy - Tutaj starszy na chwilę zamilkł, gdy mijali kolejne skrzyżowanie. - Jeśli napastnik marnuje kolejną sytuację to znaczy, że niedostatecznie dużo czasu poświęciłeś aspektowi wykończania akcji. Jeśli pomocnicy opadają z sił to znaczy, że nie przygotowałeś ich odpowiednio pod względem fizycznym. Jeśli drużyna gra słabo i nieporadnie to znaczy, że zawodzi taktyka. Przewidywanie, poparte baczną obserwacją przeciwnika i jego taktyki oraz twoich zawodników, i ich umiejętności, jest niezwykle istotne przy ustalaniu twojej strategii, a nawet programu treningów.

Dojechali do stadionu Cracovii. Jeden udał się na sam stadion obejrzeć trening pierwszej drużyny, drugi na boisko treningowe. Henryk Stroniarz zrezygnował z prowadzenia drużyny rok wcześniej, gdy Cracovia zawitała już w drugiej lidze. Jeszcze przez lata kolejni trenerzy nie utrzymywali tego stanowiska dłużej niż rok (za wyjątkiem Stanisława Zapalskiego w 1989 roku). Dwudziestokilkuletni Rysiek Ross już trzy lata wcześniej podjął się trenowania drużyny juniorów krakowskiej drużyny i dwa razy w tygodniu miał z nimi zajęcia. Na początku pracy miał problemy z frekwencją swoich zawodników, jednak po krótkiej rozmowie wychowawczej umotywował swoich podopiecznych do regularnego chodzenia na treningi. W tej drużynie było wielu młodych i utalentowanych piłkarzy, a niektórym z nich Ross wróżył karierę w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej. Szczególnie wyróżniała się linia obrony, gdzie grali niezwykle uzdolnieni czternastoletni Arek Kubik oraz trzynastoletni Tomek Rząsa.

Ryszard wprowadził drużynę do najwyższej ligi juniorskiej, gdzie teraz walczyli o jak najwyższą lokatę. Świetnie dogadywał się ze swoimi zawodnikami i nie miał wątpliwości, że zawsze dają z siebie wszystko. Pomagał mu jego przyjaciel, Kamil. Nie był on typem człowieka, który był gotów rzucić się w wir walki, nie będąc przekonanym o sensie potyczki, wszystko wolał dwa razy przemyśleć i nie ryzykować, gdy nie jest to konieczne. Był niezwykle szczery, zawsze się uśmiechał. Idealnie uzupełniał cichego zazwyczaj Rysia, zarówno jako przyjaciel, jak i współpracownik. To właśnie Kamil podrzucał koledze najlepsze pomysły oraz wybijał mu z głowy te gorsze.

Chłopcy wychowali się na tym samym krakowskim osiedlu, mieszkali kilka kamienic od siebie. Zawsze trzymali się blisko siebie, niezależnie od tego, czy byli w pobliżu inni ich przyjaciele, czy nie. Jeden cichy, ale porywczy, wiecznie gotowy do walki, drugi oczytany, spokojny i wiecznie wesoły. Oboje wiedzieli, że zawsze mogą sobie ufać. A to było niezwykle potrzebne w tych trudnych czasach.

To właśnie w połowie lat 80. Rysiek poznał trzecią z tajemnic sukcesu każdego trenera. Najlepsze pomysły zawsze wydają się całkowicie oczywiste zaraz po tym, jak na nie wpadniemy. Stroniarz nie powiedział nigdy swojemu uczniowi, jaki element stoi między taktyką i psychiką a tym czwartym, najważniejszym. Ross, uciekając pewnego dnia przed milicjantami, zrozumiał, że tym elementem jest kondycja fizyczna. Przebiegł kilkaset metrów, zanim znalazł uliczkę, w której mógł się spokojnie schować. Wtedy jednak osunął się na ziemię i próbował złapać powietrze. Nie wytrzymał tego biegu i uznał to za osobistą porażkę, że będąc trenerem i oczekując pełnego zaangażowania od zawodników, sam opadł z sił pokonując równowartość kilku długości boiska. Zaczął robić częste fizyczne treningi swoim zawodnikom, samemu na nich ćwicząc. Jednak gdy zaczął w ten sposób tracić czas, który potrzebny był mu na treningi taktyczne, wpadł na jeszcze lepszy pomysł.

Rotacja. Częste zmiany zawodników w ramach szerokiego składu. Młodzieniec dla poszerzenia składu nie chciał ściągać do klubu przeciętniaków, wolał wybrać paru zdolnych dzieciaków z drużyn juniorskich. Stworzenie dwóch równorzędnych składów, zawierających zarówno solidnych zawodników, jak i młodych o dużym potencjale, gwarantowało odpoczynek dobrym zawodnikom oraz nabycie doświadczenia młodszym. W meczach z mocniejszymi rywalami grał skład złożony z najlepszych chłopaków z obu składów; będąc pewnym faworytem grywał zazwyczaj skład młodych, jednak kilku zawodników czekało na ławce, by w razie potrzeby odmienić wynik spotkania. Rotacja niezwykle spodobała się wtedy trenerowi juniorów Cracovii, stosował ją odtąd przez długie lata u kolejnych roczników tego klubu oraz w klubie z holenderskiej Eredivisie – Sparcie Rotterdam.

 

***

 

Piłka zawisła wysoko nad głowami ludzi. Powoli przeleciała jeszcze kilka metrów, gdy zaczęła opadać. Kolejne sekundy utwierdzały tylko kibiców, że może to być moment, w którym odwrócą się losy klubu i zamiast zmierzać w dół, trener w końcu pociągnie drużynę ku górze ligowych przestrzeni. Nerwowość w grze zawodników była zrozumiana, polski menedżer nie był zbyt zadowolony z ich postawy i dzisiaj chcieli pokazać jak największe zaangażowanie. Piłka się rozpędzała mknąc prosto w zieloną przestrzeń pola karnego FC Utrecht. Do kuli już miał dopaść Poepon, już wyskakiwał, by uderzyć ją głową i skierować do bramki. Piłka jednak nie trafiła na głowę Holendra, spokojnie opadła na zieloną murawę, z której zgarnął ją bramkarz. Gwiżdżąc sędzia podbiegł szybko do napastnika Sparty, który został przed chwilą znokautowany przez obrońcę gości. Wskazał ręką na biały punkt oddalony od bramki o 11 metrów. Gol zdobyty z rzutu karnego przez Yildirima w 36.minucie zapewnił Sparcie zwycięstwo nad Utrecht 2:1, tym samym dał pierwsze ligowe zwycięstwo drużynie z Rotterdamu.

Trzeba przyznać, że byłem szczęśliwy z tego co robiłem. Podążałem kamerą za białą kulą, którą z zaangażowaniem kopali podopieczni mojego przyjaciela. Wiele lat uczyłem się zawodu by w tej chwili być tu gdzie jestem. Miałem całkiem przyjemne mieszkanie w okolicy wybrzeża, gdzie mogłem w spokoju wypoczywać. Często brałem udział w filmowaniu różnych przedsięwzięć sportowych na terenie całej Holandii, jednak momentami pracowałem wyłącznie przez trzy dni w ciągu dwóch tygodni – przy montażu sprzętu, w dzień meczu oraz dzień następny. W międzyczasie chodziłem na kursy, chciałem bowiem zostać operatorem decydującym, które ujęcia pojawią się na ekranach telewizorów kibiców na całym świecie. Gdy tylko miałem możliwość wyjeżdżałem do Polski, do rodzinnego Wrocławia, by spędzić trochę czasu z rodziną czy ze starymi znajomymi.

Klub Ryszarda Rossa powoli zyskiwał zaufanie kibiców. Nie był on faworytem w spotkaniu z FC Utrecht, który dotąd przegrał tylko z Realem Madryt w przedsezonowym sparingu. Kibicom spodobała się zmiana oblicza drużyny, która zapowiadana była jako ligowi chłopcy do bicia, a która, jak się okazało, była w stanie rozegrać mecz na przyzwoitym poziomie oraz zakończyć go zwycięstwem. Pesymiści wciąż kręcili głowami, przeciwnicy polskiego trenera czekali na jego pierwsze potknięcie, jednak kibice byli gotowi wybaczyć mu wiele. Jednak ich zaufanie zawodnicy wystawili na potężną próbę przy okazji następnego meczu, w którym Spartę podejmowało Vitesse Arnheim.

Media rozdmuchały afmosferę tego meczu, zapowiadając go jako pierwszy stopień na schodach do chwały. Rozpalone zostały nadzieje kibiców, którzy oczekiwali widowiska. W gazetach pojawiło się mnóstwo wywiadów z zawodnikami i trenerem Sparty, których większość stanowiły zmyślone wypowiedzi. Piłkarze na boisko wyszli pewni siebie. Zbyt pewni. Już w 8. minucie niejaki Santi Kolk wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie, w 60. minucie Onur Kaya dobił Spartę. Oglądałem ten mecz z wysokości trybun, razem z innymi kibicami wspierałem piłkarzy mimo mrozu. Jednak wynik meczu już się nie zmienił, widziałem na własne oczy tych wszystkich zawiedzionych kibiców, którzy ze smutkiem wychodzili ze stadionu.

Na bankiecie następnego dnia podszedł do prezesa Petera Bonthuisa pewien mężczyzna w garniturze i bordowym krawacie. Ze spokojem zaczęli rozmawiać, dopóki dyskusja nie zeszła na sytuację klubu.
- Myślę, że dobrze by było, gdyby jednak ktoś inny prowadził drużynę – stwierdził mężczyzna, odsuwając się lekko od zdenerwowanego prezesa.
- Pan sobie, mam nadzieję, żartuje? - zawołał głośno prezes Sparty.
- Ja wiem, jak to brzmi, ale nadszedł chyba moment, w którym pozostawienie go na stanowisku mogłoby zaszkodzić reputacji klubu.
- Ustalaliśmy coś przed sezonem, na wszystko się zgodziliście – wycedził prezes. - Ufam temu człowiekowi, nie zwolnię go.
- Widział pan, jaka się stworzyła burza w mediach wokół jego osoby?
- Bo nie spełnia oczekiwań brukowca? Nikt tutaj w klubie nie ma do niego pretensji, kibice także. Nie widzę powodów, dla których...
- Wie pan, co wyniknie ze spadku reputacji tego klubu? - przerwał mu ze spokojem mężczyzna. - Spadek zainteresowania potencjalnych sponsorów. To zawsze się tak zaczyna, trener mówi jedno, robi drugie, media przestają go lubić. Nieprzychylność mediów to chyba najgorsza rzecz dla klubu w takiej sytuacji.
- Najgorsza rzecz dla klubu, w każdej sytuacji, to strata wiernych kibiców. Ich zaufania. Proszę mi wierzyć, że co by się nie działo, dotrzymamy umowy z Ryszardem.
- Proszę to jeszcze przemyśleć. Jeśli taka sytuacja będzie trwała, to jedynym wyjściem dla firm, które reprezentuję, będzie wycofanie się ze sponsorowania klubu. A to może oznaczać pożegnanie z Eredivisie.
- Bylibyście gotowi podjąć tak drastyczne kroki? - przeraził się Bonthuis. Gdy mężczyzna przytaknął, prezes dodał: – Tak więc będę musiał jeszcze to przemyśleć. Ale proszę, wstrzymajcie się jeszcze trochę - po czym pożegnał się i opuścił bankiet. To był dla niego szok, że po w miarę satysfakcjonującym początku sezonu, sponsorzy stawiają go w takiej sytuacji przez działania głupich mediów. Jeżeli drużyna nie zacznie wygrywać lub jeśli Ross nie ociepli swojego wizerunku w prasie, klub będzie musiał się z nim pożegnać albo może stracić istotnych sponsorów. Peter Bonthuis zawsze chciał być uczciwy wobec swoich pracowników i ta sytuacja bardzo mu się nie podobała.

Ryszard niczego się nie spodziewał. Kolejnego dnia przyszedł jak zwykle do pracy, jak zwykle poprowadził trening i jak zwykle zajął się pracą w biurze. Kolejne kartki pełne raportów pracowników klubu, a to o przyszłym rywalu, a to o postępach juniorów, a to raport kondycyjny zawodników pierwszego składu. Kiedy prowadził swoją pierwszą drużynę juniorską w Krakowie, skupiał się wyłącznie nad własną taktyką, a sposób gry przyszłych przeciwników poznawał jedynie po opowieściach znajomych. Wtedy zaczynał dopiero uczyć się istoty taktyki, nie znał analizy rywala i nie spodziewał się, jak wygląda praca prawdziwego trenera. Dzisiaj był zadowolony, nawet gdy musiał zostawać w swoim biurze kilka godzin dłużej niż ktokolwiek inny, a notatki i zapisy wideo był zmuszony analizować jeszcze w domu.

- Chciałbym, żeby każdy mecz był traktowany osobno, indywidualnie – mówił Ryszard Ross przed meczem z PSV Eindhoven. - Żeby patrząc na wyniki nie dostrzegać tylko pasm zwycięstw czy porażek, ale każdy wynik z osobna. Apeluję w tym miejscu, by patrząc na wyniki pamiętać o grze, poświęceniu i zaangażowaniu zawodników, którzy dają z siebie wszystko - Tutaj Polak się zamyślił. Na koniec dodał: – Mam nadzieję, że zobaczymy dzisiaj dobre widowisko.

Trener nie wiedział, że ten mecz ma zadecydować o jego przyszłości. Losy setek tysięcy szarych kibiców leżały w rękach jednego człowieka, któremu całkowicie ufali, a jego los był za to w rękach sponsorów, którzy mieli ostatecznie większy wpływ na prezesa Bonthuisa niż fani Sparty. Gdyby Polak o tym wiedział, nie przeraziłby się, że jego posada zależy od jedenastu mężczyzn oddelegowanych na pole gry. To on ich przygotował i jeśli nie spełnią jego oczekiwań, to będzie to wyłącznie jego wina. Dobrze wiedział, że są już gotowi na ten mecz. A był to mecz nie byle z kim, bo PSV było przecież obrońcą tytułu, tak więc poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko.

Niewiele osób spodziewało się, że mecz będzie wyglądał tak, jak wyglądał. Spodziewano się efektownej gry i przekonywującego zwycięstwa drużyny z Eindhoven, jednak ekipa Rossa miała trochę inne plany. Już około 15. minuty kolejnej efektownej akcji Sparty nie zdołał zatrzymać bramkarz PSV i Poepon mógł cieszyć się ze zdobytej bramki. Na trybunach kibice szaleli z radości. Do końca połowy to właśnie ich drużyna była tą lepszą, silniejszą. Dopiero po przerwie zawodnicy PSV zaczęli się podnosić i wyprowadzać coraz groźniejsze akcje. Zaraz po meczu, dnia następnego, a nawet z większej perspektywy czasu zarówno kibice jak i media byli zgodni – remis w tym meczu był wielkim sukcesem drużyny, mimo straty bramki w ostatnich minutach meczu. Bramka Afellaya była ciosem, jednak nie przeszkodziła ona Rossowi w pozostaniu w klubie.

Zachwyceni grą swoich ulubieńców kibice mieli jeszcze wiele powodów do świętowania. Następny mecz drużyna Sparty Rotterdam wygrała w Groningen 2:0, a w kolejnym odesłała do domu zawodników De Graafschap z bagażem trzech bramek. Polski trener skutecznie zamknął usta krytykom i wprowadził swoją drużynę do górnej połowy tabeli. Był szczęśliwy, jednak cały czas wyglądał jakby coś go martwiło. Zapewne nawet podczas naszych spotkań zawsze myślał o następnym meczu, o kolejnych przeciwnikach i wyzwaniach. Bardzo twardo stąpał po ziemi i pilnował, żeby wśród zawodników nie zapanowała zbyt duża pewność siebie. Fakt zdobycia siedmiu punktów w trzech kolejnych meczach i remisu z PSV napawał wielkim optymizmem wszystkich związanych z Kasteelheren. Jednak potwierdzić zwyżkową formę drużyny mógł tylko kolejny mecz, którym było spotkanie z AZ Alkmaar, aspirujące do zdobycia mistrzostwa kraju.

Atutem Sparty Rotterdam było przygotowanie taktyczne. Sama strategia czy schematy, zarówno w ataku jak i w obronie, były dopasowane indywidualnie do każdego rywala, jednak pewien zamysł był konsekwentnie realizowany przez zawodników w ciągu wszystkich meczów. I choć często ulegało zmianie nawet ustawienie, to drużyna nigdy nie traciła tego polotu w rozgrywaniu piłki, który został wypracowany na kolejnych treningach z polskim trenerem. Swoją drogą dziwne jest to, jak bardzo różnią się definicje pięknego futbolu. Dla jednych piękno może być drogą do zwycięstwa, dla innych zwycięstwo jest nagrodą za piękno, dodatkiem do niego. Jednych fascynuje konsekwencja taktyczna w obronie i irytują dziesiątki podań w środku pola, z których długo nic nie wynika, innych fascynuje polot i finezja w grze, a nie podoba im się murowanie bramki i nieporadne zazwyczaj kontry. Ross wiedział, ze musi wypośrodkować swoje założenia tak, żeby jego drużyna mogła bronić się przed silniejszymi rywalami, a jednocześnie potrafiła wyprowadzić przyjemne dla oka akcje. Z braku wirtuozów, polot w grze jego zawodników był tak naprawdę wytrenowanymi schematami, wymagającymi niesamowitej konsekwencji taktycznej.

Wbrew pozorom, sukcesy polskiego trenera w Kraju Wiatraków nie były odbierane zbyt pozytywnie, szczególnie w środowisku trenerskim. Podczas gdy w Polsce śledzący holenderską Eredivisie zaczynali krzyczeć, ze mamy trenera z potencjałem, dzięki któremu może wyrosnąć na bohatera polskiej piłki, w samej Holandii uznawany był on raczej za ofiarę nieczystych gier między zarządem Sparty a jej kibicami; jego sukcesy zaś odbierano za niewyobrażalne szczęście, które uwłacza ciężko pracującym trenerom. Podobną opinię mieli tez kibice wielu klubów, którzy nie spodziewali się, że drużyna tak dokładnie przebudowana i prowadzona przez tak niedoświadczonego trenera, jest w stanie wyprzedzić ich ulubione kluby w ligowej tabeli. Na czele tych kibiców stali ci z Rotterdamu, dla których rywalizacja pomiędzy Feyenoordem a Spartą już dawno nie miała miejsca na murawie stadionu. Fakt, iż drużyna prowadzona przez znienawidzonego Polaka niebezpiecznie zbliżała się do Feyenoordu, szczególnie irytował pewnego holenderskiego kibica – Johana, a jego zdanie podzielane było zawsze przez kilkunastu innych zagorzałych kibiców tego klubu.

Mecz z AZ Alkmaar miał dać wiele odpowiedzi. Wynik miał wyznaczyć granice między dotychczasowym szczęściem a efektami ciężkiej pracy, której nikt nie mógłby Rossowi odmówić w przypadku zwycięstwa. Solidnie przygotowani i niezwykle umotywowani zawodnicy wychodzili tego dnia ze świadomością, że w tym meczu do wygrania jest coś więcej, niż tylko kolejne trzy punkty, oddalające ich od strefy spadkowej. Drużyna, będąca przed sezonem największą niewiadomą, mogła w tym meczu wygrać szacunek, na który z pewnością zasługiwała. W opinii trenera i samych zawodników AZ był w ich zasięgu.

Mecz jednak nie zaczął się dobrze dla podopiecznych Ryszarda Rossa. Już w 7. minucie błąd przy wyjściu do piłki po dośrodkowaniu w pole karne popełnił van der Smar, co wykorzystał napastnik AZ, Mounir El Hamdaoui. Spartę czekała długa droga, zawodnicy bardzo się męczyli, nie odpuszczając żadnej piłki. W przerwie meczu Polak chwalił postawę zawodników, ale cel wyznaczył im jasno: - Panowie, co tu dużo gadać, dwie bramki i jesteśmy w domu!
Niezwykle krucha jest jednobramkowa przewaga i często zapewnia ona większy dyskomfort, niż poczucie bezpieczeństwa. Przekonała się o tym drużyna gospodarzy, która już w 51. minucie straciła bramkę po silnym strzale z dystansu Rosjanina Alexeya Smertina. Jednak zwycięstwo w tym meczu oddali z własnej woli, faulując w 74. minucie w polu karnym Huberta Dijka, wprowadzonego chwilę wcześniej na plac gry. Karnego na gola zamienił Yildirim, dając Sparcie zwycięstwo.

Ryszard był uradowany wynikiem. Zadzwonił do mnie i umówiliśmy się na piwo. Zawsze musiał jakoś odreagować, gdy po tygodniu stresu i ciężkiej pracy oraz po niezwykle emocjonującym meczu, chciał nabrać motywacji do kolejnego takiego tygodnia. Dużo mówił o drużynie, o zawodnikach, o nowych pomysłach. Mówił o emocjach z ostatnich meczów, czy spotkaniach z zarządem. Kojąca dla niego była możliwość rozmowy w ojczystym języku, dla mnie, nie ukrywam, również. Tego dnia umówiliśmy się o dosyć późnej porze, ponieważ Rysiek musiał jeszcze wrócić samolotem z Alkmaar. Znajomy kierownik małego pubu, swoją drogą kibic Sparty, z chęcią zamknął lokal godzinę później ze względu na Rossa. Nie wiedziałem wtedy, że może to być straszliwe w skutkach.

Rozstaliśmy się około godziny drugiej, ja zmęczony poszedłem w kierunku mojego mieszkania, Ryszard poszedł w drugą stronę. Szedł powoli, ciągle spoglądając w czyste niebo i podziwiając gwiazdy. Chciał w ten sposób nacieszyć się tą nocą, jego drużyna przecież wygrała niezwykle istotny mecz. Otaczającą go ciszę przerywały przejeżdżające rzadko auta. Gdy dzwony w jednym z kościołów uderzyły trzy razy, skręcił w jedną z ciemnych uliczek, praktycznie był już obok swojego domu.


Wtedy jednak poczuł uderzenie w plecy, coś pchnęło go z dużym impetem. Obrócił się. Od razu poznał ten tępy wyraz twarzy. Za sobą usłyszał też jakiś śmiech. Już rozumiał cala sytuację – był otoczony przez blisko dziesięciu chuliganów, którzy w imię Feyenoordu byli gotowi solidnie go poturbować. Szukał wzrokiem tego jednego...
- Piękna noc... - w tej chwili Johan wyszedł przed innych, uśmiechając się szyderczo. – ... nieprawdaż, panie trenerze?
- Tak też uważam – odpowiedział ze spokojem Ross. - Co was, panowie, sprowadza do mojej dzielnicy?
- Chodzą plotki, że często uczestniczyłeś w różnych ustawkach. Ba, sam je organizowałeś! - Ryszardowi przed oczami mignęła jakaś scena z przeszłości, wspomnienie, którego bardzo chciałby się pozbyć.
- Stare czasy...
- Jednak my jesteśmy bardzo ciekawi twoich umiejętności! - Tutaj kilku kiboli zaczęło się śmiać. Ross schylił się ze spokojem na chwilę, żeby poprawić sznurowadło w bucie.
- Jak zapewne wiesz, nie są to już moje metody – Polak uśmiechnął się szczerze do Johana. - Jestem teraz taktykiem, strategiem.
- I ciekawe, jaką taktykę obierzesz w tej sytuacji. Będziesz wołał o pomoc, czy próbował uciekać?
Ryszard spokojnie się rozejrzał. Drogę z obu stron zamykało mu po czterech wielkich mężczyzn. Jeden miał nawet metalową rurkę, jednak co jakiś czas oglądał się nerwowo za siebie. Oprócz nich stał jeszcze przed nim najniższy, Johan, wciąż z szyderczym uśmiechem.
- Jeśli wszyscy u was w Feyenoordzie tak spłycają znaczenie strategii w każdym działaniu, to nie dziwię się, że wkrótce wyprzedzimy was w lidze - Johan przestał się uśmiechać, wszyscy jego koledzy zrobili mały krok w przód. Wszyscy za wyjątkiem tego, który miał w ręce metalowe narzędzie. Jego najbardziej obawiał się polski trener. To był dla niego swego rodzaju sygnał - Mogę wam pokazać pewna sztuczkę, która wskaże wam wyższość strategii właśnie nad brutalną siłą.

Wszyscy ze zdziwieniem obserwowali jego rękę, którą uniósł teraz wysoko. Dopiero w tej chwili zauważyli, że schylając się wcześniej podniósł z ziemi kamień, który teraz z całej siły cisnął w kierunku najbliższego okna. Pękająca szyba nie przeraziła ich tak bardzo jak fakt, iż było to okno antykwariatu, należącego do starego, przewrażliwionego Niemca. Od razu usłyszeli dźwięk alarmu. Ross się uśmiechnął.
- No, panowie. W tym rejonie zawsze jest sporo patroli policji, jak tu szedłem spotkałem co najmniej trzy radiowozy. Więc w tej chwili macie jakieś... - Tu się zamyślił, powoli oglądając przerażone miny fanatyków. – ... dwie minuty, zanim pojawi się pierwszy uzbrojony policjant. Jeśli podoba wam się na wolności, polecałbym jednak uciekać nie dalej jak za minutę. Do tego czasu jestem do waszej dyspozycji - Ryszard spojrzał na zegarek i pokiwał głową. Wiedział, że minuta to mnóstwo czasu, dlatego ucieszył się słysząc, że metalowa rurka upada na ziemię, a jej właściciel ucieka. Po chwili wszyscy zaczęli uciekać. Johan pragnąc zostawić jeszcze po sobie pamiątkę trenerowi, rzucił się w jego stronę. Zapomniał niestety, że plotki o waleczności Polaka były prawdziwe i sam uciekał po chwili ze złamanym nosem.

Ryszard usiadł obok wejścia do antykwariatu. Musiał ochłonąć po całej tej sytuacji. W ciągu dziesięciu minut nie pojawił się żaden policjant, więc trener spokojnie wstał i z uśmiechem na twarzy udał się w kierunku mieszkania. Pasmo jego życiowych sukcesów już dawno ograniczało się tylko do spraw zawodowych i jego relacji z ludźmi z Rotterdamu. Sukcesy jednak tak głośne rodzą niesamowitą zawiść, przez która wciąż był narażony na tego typu ataki. Jednak wciąż sobie powtarzał, że co go nie zabije, to go wzmocni. Był dumny z tego, jak żyje.
 


Słowa kluczowe: 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

Szukaj nas w sieci

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.