Artykuły

Piątek. Tego dnia poranek znacząco odróżniał się od poranków, które nastąpiły bezpośrednio przed nim, gdyż wyraźnie górowało na niebie słońce, przypominające o tym, że jeszcze kilka tygodni wcześniej jego moc przyciągała rzesze ludzi z całej Europy na ten niewielki skrawek lądu otoczony zewsząd morzem. Rzadko miewam okazję oglądać poranki z racji swojego wieczorno-nocnego trybu życia, ale ten dzień miał być wyjątkowy. Przekąsiwszy coś, wsiadłem na rower i wyruszyłem ku miejscu mojego przeznaczenia. Zaopatrzony byłem tylko w dwa artefakty: paszport oraz niewielką zieloną kartkę papieru, na której jedynym, co dla mnie zrozumiałe, było moje imię i nazwisko. Cel mój – w pierwotnym założeniu – znajdował się niedaleko, toteż stwierdziłem, że krótka poranna przejażdżka rowerem, pomimo listopadowej aury, nie powinna spowodować dyskomfortu. Pogoda – jak już napisałem wyżej – była tego dnia mało listopadowa, jakby wiedziała, że nie do końca będzie tak, jak sobie to zaplanowałem, i postanowiła mi uprzyjemnić drogę, którą miałem do przebycia. Droga ta, nie okazała się jednak krótka, gdyż cel mojej podróży – mianowicie urząd pocztowy Ayia Napa – został przeniesiony w inne miejsce, którego na dodatek nie znałem. Nie zraziło mnie to, gdyż ciągle czułem w kieszeni moc tej zielonej karteczki, którą odebrałem w recepcji hotelu dzień wcześniej. Lekki powiew przedpołudniowego cypryjskiego wiatru orzeźwiał zaspany mózg, który nagle musiał zwiększyć obroty celem odnalezienia miejsca przeznaczenia. W tym miejscu mógłbym ze skrupulatnością księgowego wyliczać, ilu ludzi pytałem się o drogę, ile razy źle skręciłem, a także jakiej marki była stacja benzynowa, którą bardzo zaskoczony zastałem w miejscu, w którym rzekomo powinna być rzeczona poczta. Koniec. Dotarłem. Wyjąłem swój artefakt, pan urzędnik wziął go i ruszył w kierunku blaszanej szafy, w której były różne paczki i listy. Zaczął je wertować, ale ja już widziałem gdzie jest obiekt, na który czekam. Taśmy z logo gram.pl wyróżniały się spośród szarych kopert pełnych korespondencji obywateli tego wyspiarskiego kraju.

Mam. Dzierżę w dłoniach coś, co przebyło tysiące kilometrów, abym mógł się tym czymś cieszyć przez ostatnie miesiące pobytu na emigracji. Jeśli ktoś czytając do tego momentu nie wpadł jeszcze (choć uważam to za mało prawdopodobne) czym jest ten przedmiot pożądania, to łopatologicznie wyjaśnię, że jest nim Football Manager 2007. Dokładnie dwa tygodnie po premierze.

Po co ten długi, godzien Elizy Orzeszkowej, wstęp? Z dwóch powodów. Pierwszy, wybitnie egoistyczny. Chciałem gdzieś zachować opis cypryjskiego poranka. Drugi, mający być swego rodzaju wytłumaczeniem, czemu od ostatnich „Wykwitów” minęło tyle czasu. Powód był prozaiczny – czekałem na FM-a, ale nie chciałem tak po prostu napisać „sorry, nie miałem FM-a, więc nie było felietonu”. A, że felieton – jak zresztą cała seria – nie będzie przyjemny i miły, to chociaż wstęp chciałem aby był sielski i anielski.

Dobra, koniec nudzenia. FM 2007 dojechał. Odpaliłem. Pewnego rodzaju oczekiwanie było, ale – nie ukrywam – aż takiego podniecenia, jakie towarzyszyło chociażby poprzedniej wersji, nie było. Powody są dwa – po pierwsze, widziałem demo, więc wiedziałem czego się spodziewać, po drugie – jak się w FM 2006 ma sezon 2019/20, to trochę ciężko to przerywać, zwłaszcza, że FM 2006, jest grą fantastyczną. Jego następca miał być według założeń oraz logiki – jeszcze lepszy. Wszelkie przesłanki ku temu prowadziły. Przede wszystkim to, że SI Games ukierunkowało prace nad nowym FM-em poprawiając najbardziej kulejące kwestie, takie jak skauting czy moduł medialny. Uprzyjemnienie gry drobiazgami graficznymi też przemawiało na plus. Równanie wydawało się być proste i oczywiste: silnik FM 2006 + nowe elementy = superhit. Niestety...

Primum non nocere

Jedno z najbardziej znanych tzw. praw Murphy'ego mówi: „jeżeli udoskonalasz coś dostatecznie długo, to na pewno to zepsujesz”. Ta zasada jak ulał pasuje do tego, co przygotowali nam panowie ze Sports Interactive. Czysto ludzkie pragnienie dłubania w czymś, co powinno zostać pozostawione sobie, w większości znanych mi przypadków kończy się katastrofą. Tu może katastrofy nie ma, ale jest takie irytujące niedowierzanie: „po co?”...

Tak się czepiam i czepiam, gromy rzucam, a nawet nie powiedziałem, co mnie tak ubodło. Każdy mi powie: „nowy FM ma mnóstwo świetnych nowych opcji, poprawione transfery, media, interakcja z graczem, itepe, itede, itepe”. Tak, to prawda. Większość czasu spędzonego przy FM 2007 był czasem bardzo przyjemnym, wertowanie list transferowych, szukanie wyspecjalizowanej kadry trenerskiej, szczegółowe informacje o rywalach czy piłkarzach miłe łechce korzonki. Możliwość wydelegowania połowy składu rezerw Zenitu Sankt Petersburg do Arki Gdynia, by tam się ogrywała kopiąc Wisłę czy Legię, powoduje niemal ekstazę. Irytacja, że nie mogę wysłać skauta do Argentyny, bo mi prezes nie pozwala, jest irytacją przyjemną, bo wiem, że takie prawo prezesa nie pozwolić. Moje prawo się wściekać, ale miło, że gra pozwala na takie emocje, bo wcześniej tego nie było. Jednak, pomimo tej litanii zalet, którą podejrzewam, szanowny czytelnik widział już w dziesiątkach artykułów, czy to na SIGames.com, czy to w ramach „Tygodnia z FM 2007” na gram.pl, czy też na naszych łamach, nie daje spokoju jedna, wręcz sakramentalna uwaga. Uwaga, która również powtarza się jak mantra w tekstach o FM-ie, jeszcze kiedy ten nazywał się CM-em: „NAJWAŻNIEJSZY JEST MECZ”. Truizm tak banalny, że aż klawiatura się zaczerwieniła ze wstydu, kiedy napisałem to zdanie. Ale jak mam reagować, kiedy po 13 sezonach w FM 2006, po rozegraniu weń ponad 700 meczów, przyzwyczajenia się do – moim zdaniem – naprawdę solidnego silnika meczowego, bardzo inteligentnie reagującego na schematy taktyczne, zrównoważonego pod względem dyscypliny (irytujących zjawisk typu 15 do 2 w strzałach i wynik 0-0 nie można nazwać zarzutem, jak obejrzy się mecz Arsenalu Londyn z CSKA Moskwa z ostatniej kolejki Ligi Mistrzów, zresztą wcale często nie występowały), gdy – mogę tak powidzieć bez kozery – mecze w FM 2006 były świętem, dostaję coś co – w teorii – jeśli nie jest lepsze, powinno być przynajmniej takie samo, a okazuje się być jakimś zakalcem! Ja rozumiem, że Walentin Iwanow jest najlepszym rosyjskim sędzią, i że jeśli wywala jedną trzecią zawodników Holandii i Portugalii na MŚ, to liga rosyjska powinna wyglądać tak jak jego sędziowanie. Co kolejka to przynajmniej 2-3 czerwone kartki, a czasem i dwie w jednym meczu się zdarzą. Piłkarze nie wiedzieć czemu tylko biją, kopią bez piłki, albo wchodzą z obu nóg. Gra przestaje być przyjemnością, kiedy zamiast czekać na strzelenie gola, modlisz się, by sędzia nie wyrzucił ci środkowego obrońcy, albo modlić się, żeby uczynił to rywalowi gdy grasz na gorącym terenie. W FM 2006 czerwone kartki zdarzały się sporadycznie, oczywiście powodowały frustrację, trzeba było kombinować, ale nie stawało się to obsesją.

Pewnie znajdą się tacy, co uznają, że przesadzam, że chociażby do tychże zaliczę kolegę z łamów CM Revolution, Jurka „Jaya” Cichockiego chcącego wykorzystywać FM-a jako symulator sędziowania. Odpowiem: okej, nie widzę przeszkód, ale symulacji niech dokonują na silniku FM 2006. Iwanow to ewenement, nie reguła.

Uczepiłem się tego sędziowania, ale w sumie nie tylko to mi się nie podoba. Nie rozumiem na przykład, dlaczego zawodnikowi, który ma bardzo wysoki współczynnik „technika”, piłka odskakuje niczym Kosowskiemu. To może i są drobiazgi, ale... czemu w ogóle są?

Silnik 2D towarzyszy nam od CM4. Na początku kulał, ale z wersji na wersję stawał coraz pewniej na nogach. Poprawę się czuło od razu za każdym razem. Widać było, że jest to oczko w głowie programistów SI, co – że wspomnę jeszcze raz moją zaczerwienioną ze wstydu z powodu pisania banałów klawiaturę – nie dziwi. Tyle, że mam wrażenie, w FM 2006 doszli do poziomu granicznego. A to bardzo niebezpieczny poziom, bo zaczyna się wonczas kombinowanie na siłę. Programiści przy piwie obejrzeli sobie wyczyny pana Iwanowa, i natychmiast olśniło ich, że jest czym się bawić. Tak! W ten sposób silnik meczowy znowu znalazł się na etapie poprawiania: „A dodajmy to, a może jeszcze tamto”, „a ja zrobię, że będą rezerwowi biegać dookoła boiska”, „o fajne, to może ja dorzucę gole ze spalonego”, itp. itd. I tak biedny silnik meczowy padł ofiarą swojej doskonałości. I tu wracamy do pana Murphy'ego. Zaczęło się poprawianie, dodawanie i co mamy? Armię Walentinów Iwanowów, boiska pełne brutali, nie wiedzieć czemu rozgrzewających się rezerwowych bramkarzy (o tym, że to trochę głupio wygląda, pan programujący przy piwie już zapomniał), ech...

Halo, baza, zgłoście się

Druga kwestia, która została przez panów z SI Games zmodyfikowana w sposób godny wańki-wstańki to dziwnie uzasadniane zniknięcie możliwości wyboru bazy zwanej „ogromną”. Nie będę tego przytaczać, w skrócie powiem, że pojawił się problem z proporcjonalnym odtworzeniem ilości graczy kończących kariery (poprzez stworzenie „regenów”), gdyż gra tworzy wtedy mnóstwo piłkarzy bez kontraktu, którzy dość szybko kariery kończą i trzeba ich zreplikować. No i znów moje pytanie brzmi – czemu w FM 2006 tego problemu nie było, a pojawił się teraz? A jest irytujący. Jeśli uruchamiam grę na dużej bazie mając włączone 5 lig, nagle okazuje się, że w bazie już nie ma miejsca na zbyt wiele spoza tego, co wybrałem! Efekt? Piłkarz, którego kupowałem do swoich klubów od czasów CM3 (każdy ma na pewno takiego), nie istnieje, bo nie załadował się do bazy klub w którym gra! No przepraszam, ten klub nie gra w piątej lidze Malawi, tylko w pierwszej lidze francuskiej! To co, żeby mieć pewność, że mój ulubiony gracz zaistnieje w grze, musze wybrać aby załadowano wszystkich graczy jego narodowości?! Jaki będzie tego efekt? Baza zostanie przeładowana graczami z amatorskich klubów holenderskich i znowu zniknie jakiś istotny klub czy piłkarz, bo zabraknie dlań miejsca z powodów wyżej wymienionych. Kwadratura koła. Skończy się tym, że włączę trzydzieści aktywnych lig, żeby mieć spokój i skoczę do najbliższej biblioteki po „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta, by zająć się czymś podczas przetwarzania wyników. I znów pytanie retoryczne: po co?

Ile można słuchać utyskiwań graczy piszących na CM Rev: „w mojej grze nie ma gracza Iksińskiego albo Igrekowskiego”. Aż strach zacząć uzupełniać bazę talentów do FM 2007, bo może się okazać, że pod każdym z opisanych piłkarzy będzie można przeczytać opinie o wspólnym wątku „gram na dużej bazie i tego piłkarza nie ma, co mam zrobić?”. Bo co my możemy? Pisać listy otwarte do SI Games, aby znaleźli wyjście, bo nas czytelnicy taczkami wywiozą...

W kwestiach bezsensownych prób ulepszania czegoś, czego ulepszać nie ma sensu wdepnę na momencik na nasze polskie poletko. Mam kuzyna, z którym widzę się raz czy dwa razy w roku z okazji świąt, a przez telefon rozmawiam jeszcze rzadziej. Łączy mnie z nim jednak to, że razem zaczynaliśmy zabawę z managerami (CM2), kiedy on posiadał komputer a ja jeszcze nie (pomimo osłabienia kontaktów nadal jednak corocznie nabywa on nową grę stajni SI). Rzeczony krewny pofatygował się, aby zdobyć mój cypryjski numer telefonu, zadzwonił do mnie i zadał jedno krótkie pytanie: „Kto to, k***a, jest odgrywający?!” Determinacja, aby mi to pytanie zadać, wyjaśnia, myślę, jak mocno ta sprawa go wprawiła w zdębienie. Nie ukrywam, mnie także. Tak idiotyczny opowiednik angielskiego zwrotu „target man” mógł wymyślić chyba tylko fan talentu Grzegorza Rasiaka. Pytanie mojego kuzyna odbija mi się w uszach za każdym razem, jak widzę Fatiha Tekke, który dostaje piłkę do nogi, ogrywa 3 obrońców i oddaje strzał. Do kogo on ma, przepraszam, odgrywać? Do kibiców siedzących za bramką, jak mu piłka z nogi zejdzie? Czemu, być może słownikowo nieidealne, określenie „Snajper” z FM 2006, które było bardzo trafnym skrótem myślowym opisującym to, kim jest Target Man, zostaje zdeformowane do roli zbijacza piłek? Panie Houllier, co pan zrobił ludziom z mózgów, wymyślając styl gry Liverpoolu polegający na posyłaniu długich piłek na Emile'a Heskeya...

Starczy? Też tak myślę. Publicystyczna manipulacja zawsze charakteryzuje się wyolbrzymianiem zjawisk pasujących do założeń, kosztem tych niepasujących, celem uzyskania poparcia tez, które się stawia na samym początku. Nie piszę o tym, co jest miłe i fantastyczne, bo od tego był „Tydzień FM 2007” na gram.pl. Poza tym, ja na początku pisałem o słońcu, więc jakie tezy? Chciałbym w podobnym tonie zakończyć. W jaki sposób? Najprościej jak się da – czekajmy na łatkę, która będzie na pewno. Łatki są stałym punktem programu, zawsze coś umyka programistom (sam nim jestem, więc wiem coś o tym), poza tym pojawiają się narzekania graczy i one powodują rewizję niektórych pomysłów twórców. Ale pomimo łatek i poprawek, nikt nie odpowie mi na podstawowe pytanie, które brzmi: „Po co?”...


Słowa kluczowe: 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

Szukaj nas w sieci

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.