Od ostatniego tekstu sygnowanego tytułem "Wykwity Banity" minęło, bagatela, cztery i pół roku. Oddaje to idealnie przesunięcie priorytetów życiowych oraz zmniejszenie ilości wolnego czasu, którego w listopadzie roku 2006 mi nie brakowało (low season na Cyprze, mało pracy, dużo nudy). Rola moja w redakcji także przeewoluowała. Z redaktora stałem się w zasadzie administratorem, chociaż - nie ukrywam - ciągnęło mnie do lasu zawsze, tyle, że zapał zwykle niestety był zaledwie słomiany...
W końcu człowiek postanowił jednak się zmobilizować i przelać swoje ostatnie przemyślenia na - hm... papier? Jak archaicznie brzmi dziś ten idiom, kiedy wszyscy niemalże używają komputerów do pisania... W każdym razie - przyszła refleksja, że wypada się przypomnieć czytelnikom.
Tytuł tego artykułu - dość przewrotny, jak przeczytacie w dalszej części - zapożyczyłem (i strawestowałem) od mojego ulubionego polskiego poety, Stanisława Grochowiaka. Oczywiście nie będę tutaj wchodzić w analizę i intepretację tego utworu, tudzież przeprowadzać akademickiej rozprawy pt. "Poezja Grochowiaka a Football Manager 2011". Po prostu...
JA SAM, SAM W TEJ NORZE
Pierwsze primo ultimo, jak mawiają niektórzy: nie gram w FM 2011. Posiadam, ale nie gram. Rozkochany od sierpnia zeszłego roku, kiedy to, doczekawszy się w końcu oczekiwanego od połowy czerwca TopSellera, będąc chyba ostatnim członkiem redakcji, który nie zaznał jeszcze gry w tę wersję - ciągle czas wolny spędzam przy Football Managerze 2010. W maju 2011 jestem już zapewne w zdecydowanej mniejszości wobec armii tych, którzy namiętnie zdobywają trofea w ostatniej wersji serii. Co, niestety (tu też częściowo przytyk do kolegów redaktorów), powoduje, że czuję się, jako gracz - dyskryminowany. Niepozornie, na pewno też nie celowo. Ale jednak. Tak jak wchodząc do kabiny podczas wyborów, gdzie ZAWSZE czeka na mnie długopis przywiązany sznurkiem do PRAWEJ STRONY, zawsze wybieram tę po prawej stronie, po to by - bezczelnie - przeciągnąć pod zasłonką oddzielającą kabiny, ten długopis, który jest w kabinie lewej.
Tu jest podobnie. Nikt niby nie robi mi celowo psikusów, ale - dyktatura "świeżości" jest wszechobecna. Pisze się TYLKO o nowej wersji, wrzuca się dodatki, talenty, grafikę TYLKO do nowej wersji. Gdzieś z rzadka, może przypadkiem, albo z rozpędu - trafi się jakiś dodatek do starszych edycji gry, ale jest to zdecydowanie sytuacja wyjątkowa. Dlatego postanowiłem zaprotestować: Koledzy! Gracze! Nie samym eFeMem Dwa Tysiące Jedenaście żyje świat! Nie zapominajcie o tej, może mniej licznej, ale równie ważnej grupie, jaką są gracze w wersje starsze. A co z tymi, co grają w FM 2009? 2008? A może są jeszcze jacyś zapaleńcy, co namiętnie klikają w CM 01/02?
SERCA W MAŁE MOTOCYKLE
Ja rozumiem ten fenomen. Jest on świetnie obudowany marketingowo przez producentów wszelkich gier czy filmów. Kontynuacje czegoś fajnego kuszą. Do kin wchodzą teraz kolejni "Piraci z Karaibów". Co z tego, że wtórne? Co z tego, że zapewne fabuła będzie miałka? Ale i tak każdy ten film będzie chciał zobaczyć. Podobnie jest z różnymi wydawnictwami gier, które oparte na dyktaturze "kolejna wersja co rok", powodują, że czasami człowiek nie zdąży się nacieszyć jedną wersją, a już stawia się przed nim dylemat pt. "grać nadal w tę starszą, czy kupić nowszą". Bo koledzy już grają. Bo nie wypada nie mieć najnowszej wersji, bo obciach. I tak się tworzy pewnego rodzaju efekt "owczego pędu" za świeżoscią. Świeżością, definiowaną w sposób - jak pisałem - przewrotny. Świeżością narzucaną nam odgórnie przez marketingowców, speców od reklamy i promocji, itp. Dyktatura świeżości powoduje ciśnienie u graczy, którym w pewnym momencie zaczyna się tworzyć pewnego rodzaju strach, że "nie zdążą się nagrać w jedną wersję, a już wyjdzie nowa". Nie ukrywam, przez pewien czas ulegałem tej presji. Wydawało mi się, że nieodpalenie FM-a w dniu premiery jest jakąś fanaberią, no bo jak to? Ja, eFeManiak, nie mam gry w dniu premiery? Co za afront! Do dziś pamiętam jak - będąc wtedy na Cyprze - gryzłem paznokcie, wiedząc, że moi koledzy w Polsce już grają, a ja czekam, bo paczka z Gram.pl leci na pocztę w Ayia Napa już kilkanaście dni...
ŻEBY KTOŚ WPADŁ, KWIATY RZUCIŁ
Tak było. Ciężko było tej presji nie ulec. Tu dzwoni kuzyn i z uczuciem wyższości pyta "grałeś już? bo ja już gram od wczoraj", tu na forach armia komentarzy dotyczących "ciepłych pudełeczek", pierwszych wrażeń, recenzje na stronach. No i ulegasz. A potem, jak raz ulegniesz, to już każdego roku jesteś pierwszym, który zamawia grę w pre-orderze, żeby tylko móc zadzwonić do tego złośliwego kuzyna i móc mu się odpłacić za wcześniejsze szyderstwa.
Na tym psychologicznym efekcie żerują właśnie firmy producenckie. W efekcie wolą wydać coś niedopracowanego, byle wyrobić się w terminie. Potem gracze są zdziwieni, że jakoś niewiele się ta nowa wersja różni od starej, że ma dużo błędów, że da się w nią grać dopiero po dwóch łatkach. Sorry - ale sami jesteście sobie winni. Było nie ulegać dyktatowi. Poczekać. Przecież nic was nie goni, macie tę poprzednią, lubianą przez was, wielokrotnie naprawianą łatkami, wersję. Przecież ciągle cieszy, prawda? Lubicie w nią grać, nie znudziła się. W końcu więc przerywacie ten zamknięty krąg. Nie kupujecie nowej wersji w dniu premiery. Mija miesiąc. Dwa miesiące. Nadal gracie w poprzednią. Mamy nowy rok. Nowa wersja już jest porządnie ołatkowana. Poprzednia powoli zaczyna się przejadać, więc zaczyna się myśleć o kupnie tej nowej. Ale może chwilę jeszcze poczekać, będzie przecena. Następuje ewolucja w głowie. Czerwona pigułka. Jednak można się uwolnić z tego Matrixa, że da się obojętnie trwać obok dziesiątek znajomych, którzy w pewnym momencie już nawet nie zawracają głowy rozmową o najnowszej wersji: "- Ja gram w dziesiątkę ciągle. - Aha.". Potem sobie cichaczem tę najnowszą wersję w końcu kupujemy, ale robimy to z własnej, nieprzymuszonej woli, która jest efektem tego, że po prostu, naturalnie, starsza wersja się zaczyna przejadać. Szkoda tylko, że producenci tego nie dostrzegają.
I TYLKO TA TĘSKNOTA, TA ZŁOTA TRĄBKA SERCA
Człowiek, który swoją karierę gracza rozpoczynał wraz z premierą Championship Managera 2, przeżył tyle już wersji gry, że naturalną rzeczą powinien być brak ekscytacji kolejnymi wydaniami. Znam wielu graczy, którzy ciągle z rozrzewnieniem wspominają dawne CM-y, którzy deklarują, że nowe wersje ich nie kręcą, że jest za dużo efekciarstwa, a za mało miodności, itp. Ja myślę, że problem leży - jak to zwykle bywa - pośrodku. Gracze, którzy sięgają do starych wersji, po prostu w pewnym momencie przestali ulegać tej dyktaturze. Stopień skomplikowania gier uległ zmianie. Kiedyś można było dość szybko rozegrać sezon, dziś na jeden mecz czasami potrzeba pół godziny, jak nie więcej. Czas delektowania się rozegraniem kilku sezonów rozwlókł się. Zwiększył się realizm, zwiększył się czas potrzebny do przeprowadzenia pewnych procesów. Jedyne co nie uległo zmianie, to częstotliwość wydawania nowych wersji gry. Szkoda, że twórcy nie dostrzegają tego dysonansu. Gdyby go zauważyli, być może doszłoby do tego, że Football Manager ukazywałby się rzadziej, ale był bardziej dopracowany, pełen większej ilości zmian i nowinek. Aby się na niego naprawdę niecierpliwie czekało. Ja nie czekam teraz na FM 2012. Dociera wręcz do mnie, że może się okazać, że w dniu premiery FM 2012 jeszcze nie odpalę FM 2011, albo zacznę w niego wtedy grać. Panie Jacobson, panowie Collyer - nie idźcie tą drogą...
ŻEBY KTOŚ TAK SUKNIĄ MOCNO ZAWIAŁ NA UDRĘCZONY POEZJĄ AKSAMITNY PYSK
Wiem. To manifest nierealny do spełnienia. Dziś wszyscy gonią za zarobkiem. Ma się zgadzać stan konta, a nie stan zdrowia gracza. Ten musi się nagrać w rok. Więc musi szyć całymi dniami, aby się wyrobić. Pytanie tylko, czy nie nastąpi w końcu przecięcie tego węzła, polegające na tym, że nagle nową wersją gry nikt się po prostu nie zainteresuje...
Nie życzę tego producentom FM-a. Ale niech mają świadomość ryzyka. Nie da się bez końca sprzedawać tego samego ciastka, bo w końcu to ciastko spleśnieje. I wtedy nieświeżość stanie się dyktaturą, przed którą tak bardzo chcieli uciec. A tacy jak ja w końcu zdążą wyrobić się z graniem we wszystkie wydane do tego czasu wersje. Nawet jeśli miałyby to być wersje ostatnie.
P.S. Śródtytuły pochodzą z wiersza Stanisława Grochowiaka "Tęsknota za świeżością".
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ