To się zaczęło kilka lat temu. Był ciepły wieczór, aż się chciało wciągnąć większą ilość powietrza i powiedzieć: tak dobrze. Nie było parno. Było okej. Siedziałem wpatrzony w monitor, a oczy miałem świecące. Miałem przed sobą skład mojego zespołu w Football Managerze 2008. Właśnie wtedy zrobiłem to pierwszy raz. Było niesamowicie i niezapomniane. Od tamtego momentu robiłem to wielokrotnie i bywało lepiej niż na początku. Tak zaczyna się moja historia z prowadzeniem Leeds United. Trudno powiedzieć ile razy już nimi grałem.
Za każdym razem było inaczej. Początkowo był Delph, który był wart 250 tysięcy euro. Taki cholerny młokos. Zbudowałem wokół niego drużynę. Było świetnie. Chociaż to tylko League One. Pieprzona trzecia liga. Dla tak zasłużonego wobec futbolu klubu. Skandal i profanacja futbolowa.
Potem Fabian Delph odszedł. Porzucił Yorkshire jako wielki talent i udał się do Birmingham. Z łzą w oku patrzę na niego teraz. Taki drwal, wykosić, zapomnieć i grać. Zero finezji i polotu. Zaprzedał swoje ideały w imię czego? Gry w Premier League. Aston Villa i tak spadnie, to pewnie. Za rok czy dwa. Jakie to ma znaczenie? Czuję, że klasę niżej wychowanek Leeds będzie jeszcze lepszy. Cholernie mi przypomina Alana Smitha. Większego zdrajcę w historii niż Rio Ferdinand.
Polubiłem ten klub. Najpierw wirtualnie, potem zacząłem się nim interesować szerzej. Czytać o poczynaniach zespołu na jedynej polskiej stronie, jaką znalazłem. Od czasu do czasu mieli problem z opłatą za serwer, bo raz byli online, potem nie i tak regularnie w kółko.
UMARŁ KRÓL NIECH ŻYJE KRÓL
Skończyła się era młokosa ze środka pola. Byli za to inni zawodnicy, z którymi starałem się utożsamiać. Mniej lub bardziej. Johny Howson, Bradley Johnson, Robert Snodgrass czy Jermaine Beckford. Znów moje ideały rozbiły się niczym jajka o kostkę brukową. Ten jakże skuteczny napastnik odszedł do Evertonu, gdzie kompletnie sobie nie poradził. Ale i tak zapamiętam jego bramkę w krajowym pucharze, gdy pokonał Kuszczaka i Leeds United wyeliminowało Manchester United. Odwiecznego rywala, który przez lata był pasożytem na zdrowym organizmie. Przykład? Eric Cantona. Wykradziony z Elland Road za naprawdę niewielką kwotę. Już na Old Trafford z przeciętnego wydawałoby się piłkarza stał się wielki. Pominę rzeszę innych piłkarzy. Ferdinand, Smith, o których już wspominałem.
Wspaniałym człowiekiem dla Leeds był Gary Speed. Nosił The Peacoks głęboko w sercu. Do samego końca. Klub godnie go pożegnał. Zasłużenie, walijski pomocnik zagrał dla Leeds 248 meczów. Wynik wspaniały. W całej Premier League zagrał 535 razy!
Część moich wirtualnych idoli poszła do Norwich City. Cały tercet walczy tam teraz o spokojny byt. Może po przejściu Van Wolfswinkela będzie im łatwiej? Oby. Tego im życzę.
Nie zapominam też o innych talentach. Młodych i gniewnych. Joe McCann utknął gdzieś w szarzyźnie niskich lig, nigdy nie wychodząc tak naprawdę poza rezerwy ukochanego klubu. Inaczej sprawa ma się w przypadku pewnego Irlandczyka. Aidan White to wyjątkowo szybki piłkarz. Właściwie to nic poza tym sobą nie prezentuje. Ale ma umiejętności, żeby grać w średniaku typu... Norwich. Ja go akurat po dwóch sezonach gry sprzedałem do Burnley, za świetnie pieniądze. Bo 6 mln euro. Za takie drewno!
Pamiętam to dokładnie. Najpierw nie mogłem grać z Howsonem, którego udało mi się jakoś zastąpić. Potem odszedł Robert. Wielki skrzydłowy. To był cios w samo serce. A Johnson? Nigdy go nie lubiłem. Dziwię się, że klub z bądź co bądź jednej z lepszych lig świata w ogóle na niego spojrzał. Potem, gdzieś tam z tyłu, był jeszcze mało urodziwy, średnio skuteczny Becchio. Zabawne. Też wylądował w Norwich. Jako transakcja wiązana za Morisona. Ten napastnikiem na Premier League nie jest i nie będzie. Niby wszystko okej, niby drybluje, biega, strzela celnie. Ale porusza się generalnie jak mucha w smole i trudno mu będzie to zmienić.
W mojej najnowszej leedsowej rozgrywce został królem strzelców Championship. 35 goli zrobiło wrażenie. Ale wiedziałem, że czas idzie na przód. Nie można żyć w ckliwych sentymentach i cóż - sprzedałem go do Swansea. 4 miliony euro były 1/4 tego, co wydałem na wschodzącą gwiazdę brazylijskiej piłki. Ademilson kosztował mnie dokładnie 17 mln euro. Rozwija się powoli, ale jest progres!
Właściwie z bandy moich pupilków nie ma już nikogo z wyjątkiem angielskiego defensora. Tom Lees to wychowanek Leeds. Najlepiej scharakteryzować go jako solidnego. Bez szczególnych atutów i wad. Na pewno jest szybki, więc dobrze sobie radzi z partnerem na środku defensywy, który jest dobrze zbudowany i porusza się jak mucha w smole. Zresztą, taki duet to optymalne zestawienie środka obrony. Pień z błyskawicą.
Nie zapominam w tym wszystkim o innym znienawidzonym rywalu Leeds. Galatasaray Stambuł, to rywal, który na początku XXI wieku dał powody, aby nienawidzić go bardziej niż Czerwonych Diabłów czy The Blues. Wielka walka na boisku w nieistniejącym już pucharze UEFA plus śmierć kibiców z Yorkshire w Stambule przelały czarę goryczy.
Zawsze miałem marzenie. Dostać ich w europejskich pucharach. Koniecznie w fazie pucharowej. Udało się za sprawą Football Managera 2013. W sezonie 2014/2015 w drugiej rundzie ligi europejskiej. Dwa razy po dwa do zera. 4-0. Upokorzyłem ich i mogłem skakać pod sufit. Ale nie robiłem tego. Czułem niedosyt. Praktycznie byli dla nas tylko tłem, zero walki i ambicji. Czegokolwiek.
Głęboko ubolewam, że klub nabyli panowie z Bahrajnu. Cel jest jasny. Wywalczyć awans niewielki nakładem finansowym i opylić klub z zyskiem. Bates zdezerterował. Zaprzedał klub dla srebrników. Podobnie było, kiedy Chelsea przejmował Roman Abramowicz, choć tamtej decyzji starego raczej nikt z tamtejszych kibiców nie żałuje. Londyńczycy ze średniaka stali się zespołem z czołówki, który wygrał ligę, puchar krajowy, a nawet Champions League. Jest wielce prawdopodobne, że okaże się najlepszym zespołem ligi europejskiej. Szkoda!
Jest mi źle także dlatego, że Leeds United wrócić do czołówki potrafi tylko dzięki mojej pomocy. Kiedy gram kimś innym, oczywiście w innej lidze, bo w Anglii tylko LEEDS! To nie dość, że nie awansują to zostają zwykłym ligowym średniakiem, który po pewnym czasie wraca znów do League One.
Tak nie może być. Dlatego muszę działać. Postawiłem sobie za cel co roku sprowadzać wielki talent, który po kilku latach będzie świetnym będzie piłkarzem klasy światowej. W pierwszym sezonie gry, tj. 2012/2013 udało mi się sprowadzić za 4 mln euro Carlosa Fierro z Chivas. Jestem pewien, że nie muszę go wam przedstawiać i doskonale pamiętacie go z ubiegłorocznej edycji produkcji Sports Interactive. Poziom utrzymał, a może nawet trochę podniósł. Ale rozwija się mniej efektownie. Zimą roku 2013 pojawiły się dodatkowe fundusze po zmianie celu sezonowego i udało mi się sprowadzić kogoś, kto miał dać nam spokój w środku pola... na ja wiem? 15 sezonów. Był drogi, nawet bardzo. Za drugoligowego kopacza zapłaciłem 11 mln euro. William Hughes udowadnia, że jest wart takich, a nawet większych pieniędzy. Zresztą, nie na darmo nazywają go nowy Frankiem Lampardem!
Po awansie do Premier League nabyłem wspomnianego już Ademilsona. Dzięki dobrej grze wśród elity angielskiego futbolu, udało nam się zakwalifikować do wspominanej już kilkakrotnie ligi europejskiej. Znalazły się też odpowiednie środki na sprowadzanie kolejnych młodych gwiazdek. Za 20 mln euro dołączył Fischer z Ajaksu Amsterdam. Kibice byli zachwyceni, że udało mi się wyrwać go tak "okazyjnie". Ale to nie był koniec hitów w tamtego lata. Lampard i Cole odeszli na wolny transfer ze Stamford Bridge. Z chęcią ich przygarnąłem. Każdy z nich wynegocjował sobie dobre pieniądze - po 50 tysięcy euro tygodniowo. Niemal. A z dalekiego kraju zwanego Hiszpanią zawitał mistrz świata. Victor Valdes, który postanowił poszukać nowych wrażeń, gdzieś poza Katalonią. Ten z kolei dostaje 75 tysięcy euro. Muszę przyznać, że po pół roku gry jestem nim bardzo rozczarowany. Spodziewałem się dużo, dużo więcej. Będzie to raczej jego ostatni sezon na Elland Road. Jak widać, nie pomylili się ci, nazywający go mocno przereklamowanym i niekoniecznie pasującym do Barcelony. Tej wielkiej.
Prowadząc Leeds wcześniej zawsze miałem jednostkę wybitną. Raz był nim Antoine Griezmann, potem Vaclav Kadlec. Obaj doprowadzali mnie do łez. Gdy się ekscytuję bardzo często się pojawiają. Mimowolnie. Bardziej niż Francuza pamiętam jednak walecznego Czecha. Bodaj w Football Managerze 2011 w wieku 23 lat miał wartość rzędu 25 mln euro. Coś nieprawdopodobnego - biorąc pod uwagę, że we wcześniejszych eFeMach zmiany wartości zawodnika stanowiły nie lada problem. To był gracz kompletny. Wielokrotnie upokarzał wielki Manchester United. Nawet w Teatrze Marzeń aplikując im niegdyś dwa gole z rzutów wolnych. To dzięki niemu zacząłem darzyć wyjątkowym szacunkiem piłkarzy niezwykle walecznych. Tym bardziej jestem dumny, że ktoś taki trafił na Elland Road i za sprawą mojej aktualnej rozgrywki. Na pewno daje radę i ma ochotę na więcej.
Nie byłbym sobą, gdyby zabrakło nawiązania do popularnych newgenów. Podczas tylko tej rozgrywki przez 3 lata narodził się tylko jeden wielki talent. Wcale nie po rozbudowach i unowocześnianiu bazy treningowej obraz obiektów młodzieżowych. Tylko na początku. W marcu, krótko po przybyciu z Derby County Hughesa. Jest to niezwykle przydatny zawodnik. Może grać w środku, po lewej i prawej stronie obrony. A nawet na pozycji libero i defensywnego pomocnika. Obecnie przyucza się także do roli prawego pomocnika. Uniwersalność to jego drugie imię.
Zawsze kiedy biorę się za ten klub, taki bodźcem wymuszającym działanie jest Sir Alex Ferguson i jego klub. Taka rywalizacja jest bardzo istotna. Daje dodatkową motywację, żeby podjąć rękawice i walczyć. Nie poddawać się i dążyć do wyznaczonego celu. Chociaż muszę przyznać, że od początku gry z edycji 2013 nie mam z nimi problemu. Po powrocie do Premier League w debiucie odprawiłem ich 2:1. Obie bramki zdobył Fierro. Następnie spotkaliśmy się w pucharze, gdzie po 2:2 wyeliminowaliśmy ich w karnych. A już w rundzie rewanżowej na Old Trafford padł taki sam wynik, choć prowadziliśmy po dwóch trafieniach Ademilsona. W aktualnym sezonie udało nam się kolejny raz ich ograć, kolejny raz także za sprawą Fierro, 1:0. W drugiej części sezonu pierwszy raz od dawien dawna w Derby Rose zwyciężyły Czerwone Diabły. Ale do czasu, bo nie zamierzam się poddać i chcę ich zdetronizować na długie lata. To mój cel i tego się trzymam!
Na koniec mała dygresja. Prócz piłki klubowej w wydaniu iście brytyjskim moją głowę zaprząta również ta reprezentacyjna. Po mistrzostwach świata, które w 2014 roku odbywały się na boiskach w Brazylii, powstało dużo wakatów. Francja, Włochy, Brazylia, Szwajcaria, Ukraina... ja szczególnie zainteresowałem się czterema innymi. Rosja, która została mistrzem świata, a w 2018 będzie gospodarzem kolejnego Mundialu, a do tego jeszcze: Argentyna, Meksyk i Anglia, z której Hodgson kończył karierę, co ogłosił przed turniejem. Jemu udało się zrobić półfinał. Całkiem nieźle. A potem... jak to u Anglików, przegrali z Niemcami. Moje zaloty spotkały się z uznaniem tylko i wyłącznie Argentyńczyków i Meksykańczyków. Długo się namyślałem. Ostatecznie wybrałem Meksyk, jako opcję bardziej ambitną i w dalszej perspektywie - newgeńsko bogatszą. Czego i wam życzę!
***
Klikajcie mocne/słabe. Jeśli się podobało lub nie. Macie też ulubione kluby w Football Managerze? Sympatie wirtualne przeszły do realu? Zapraszam do dyskusji w komentarzach!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ