Niedzielny poranek dla Kuby Wilsona rozpoczął się od włączenia laptopa. Zawsze najpierw uruchamiał komputer, bowiem ten stary rzęch potrzebował wiele czasu aby się rozgrzać. Umycie zębów i twarzy odrobinę go orzeźwiło. Założył flanelowy szlafrok i wolnym tempem pomaszerował do kuchni. Wyciągnął kubek na herbatę, włączył czajnik, a następnie zajrzał do lodówki. Niestety, zastał w niej tylko światło oraz jogurt, który ostał się z dawno zrobionych zakupów. Na najniższej półce leżał jeszcze pomidor, ale wyglądał jakby za chwilę miał zacząć żyć własnym życiem. Zrezygnowany wyciągnął jogurt i zalał herbatę wrzątkiem. Raz, dwa, trzy…- liczył wsypane łyżeczki cukru do ulubionego kubka z herbem Manchesteru United. Wziąwszy herbatę i jogurt udał się do komputera.
Klik, klik, klik – uruchomił Youtuba, żeby posłuchać ulubionej muzyki, a następnie odpalił Facebooka. Wziąwszy skromny łyczek gorącej herbaty, zaczął dobierać się do jogurtu. Kiedy uporał się już z wieczkiem pojemnika, lewą ręką włączył zakładkę swojej poczty. Zaledwie jedna łyżka jogurtu dotarła do jego ust, podczas gdy reszta śniadania wylądowała na flanelowym szlafroku.
- O żeż ty k… mać. – zaklął pod nosem. Jednak zamiast zacząć sprzątać, jego uwagę przyciągnął jedyny mail, który przyszedł na jego skrzynkę.
Temat: Rozmowa o pracę. Od: ed.woodward@manutd.com
Czy to jakiś żart?! – pomyślał, bojąc się kliknąć w wiadomość. Dawno już zapomniał, że prawie cały umazany jest jogurtem. Wpatrywał się w e-maila, a świat jakby na chwilę zwolnił. Po chwili otworzył wiadomość, a gdy zagłębiał się w jej treść, nie wierzył własnym oczom.
- Zapraszają? Mnie? – dukał pojedyncze słowa do monitora. – Ale jak to? Dlaczego? Skąd oni w ogóle mają mój adres? – wszystko wydawało mu się kompletnie nierealne.
- Co?! – wykrzyknął nagle. Bilet na samolot? Na 07.07.2013… to jest… - zerknął w kalendarz wiszący na ścianie - DZISIAJ!?
Kompletnie nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. To wszystko było jak bajka lub sen, który w każdej chwili mógł się skończyć. Uszczypnął się, żeby sprawdzić, czy aby na pewno wstał już z łóżka.
- Aaaauć! – to chyba jednak jawa ocenił. - Zaraz, zaraz – kontynuował cały czas mówiąc na głos, jakby rozmawiał z kimś kto stoi obok niego – bilety są na dzisiaj, ale na którą godzinę?
Lotnisko Chopina, odlot o godzinie 12:35
Zerknął na zegar ścienny i z przerażeniem w oczach rzucił się do łazienki. Umazany w jogurcie szlafrok wylądował w koszu na brudne ciuchy, a on sam wskoczył pod prysznic.
- Jak ja mam się wyrobić w półtorej godziny?! – zapytał tym razem chyba samego siebie
- A matka zawsze mówiła, żebym wstawał wcześniej!
To był chyba najszybszy prysznic jaki Kuba wziął w życiu. Wyciągnął torbę spod łóżka
i nerwowo zaczął pakować przypadkowe ubrania. Skarpety, majty, portki, koszula – wyliczał to, co wrzucił już do torby. Latając po mieszkaniu w samej bieliźnie szukał swojej najlepszej koszuli, krawata, a także marynarki, która pasowałaby do całej reszty.
Kiedy jego strój był już kompletny, a torba zapakowana, chwycił komórkę, wrzucił laptopa do torby na ramię i wyszedł z domu. Nie musiał dzwonić po taksówkę, gdyż ich postój był tuż pod jego blokiem. Wskakując w tę, która stała jako pierwsza szybko rzucił do kierowcy dokąd ma jechać.
- Dojedzie Pan w 25 minut? – zapytał nerwowo zerkając na zegarek.
- Jak nie dojadę, jak dojadę! – odparł kierowca starego Forda. – Dziś niedziela Panie, to i korków raczej nie ma!
Na lotnisko dojechali pięć minut przed czasem. Oznaczało to, że chłopakowi zostało zaledwie dziesięć minut na odprawę i zajęcie miejsca w samolocie. Rzut oka na tablicę odlotów i już wiedział dokąd musi biec. Wystartował z bloków niczym sprinter na Igrzyskach Olimpijskich. Potrącając po drodze kilka osób dobiegł w ostatniej chwili. Stewardessa uśmiechnęła się do niego i bez słowa wyciągnęła rękę po bilet. Dopiero teraz, uświadomił sobie, że wcale go nie ma. Widział go tylko w wersji elektronicznej na swoim starym laptopie. Przez myśl przeszło mu nawet, że dał się wkręcić w jakiś głupi żart. Już miał się odezwać, by wyjaśnić dlaczego nie ma biletu, kiedy odezwała się stewardessa.
- Zapewne Pan Wilson? Zgadza się?
- Tttaaak. –wyjąkał Kuba.
- W takim razie bilet jest zbędny. Czekaliśmy jeszcze tylko na Pana. Skoro już Pan dotarł, zapraszam do biznes klasy. Życzę udanego lotu. – powiedziała na odchodne, uśmiechając się czarująco.
Dwadzieścia minut później, samolot powoli wzbijał się w przestworza. Podróż nie miała trwać długo, więc dla zabicia czasu, Kuba ponownie odpalił laptopa. Chciał jeszcze raz dokładnie przeczytać e-maila, który sprawił, że właśnie leciał do innego kraju. Analizując wiadomość po raz kolejny, zastanawiał się nad stanowiskiem jakie miałby objąć.
Woodward, ani razu nie wspomniał o funkcji, jaką miałby sprawować w klubie. Wyraźnie jednak zaznaczył, że jest to rozmowa o pracę oraz poinformował, że z lotniska odbierze go wysłannik klubu. Dopiero w połowie drogi chłopak zaczął odczuwać zdenerwowanie. W tym całym pośpiechu nie zdążył się nawet spokojnie zastanowić, w jaki sposób zamierza się zaprezentować. Będzie co ma być – pomyślał – w końcu chyba wiedzą kogo zapraszają. Odczuwając coraz większy głód, zamówił dziwnie nazywającą się potrawkę na obiad. Była pyszna.
- Biznes klasa - mruknął rozkładając fotel.
Kiedy wylądował na lotnisku w Anglii, faktycznie ktoś już na niego czekał. Jakiś facet z czapką szofera, wysoko nad głową trzymał kartonik z jego imieniem i nazwiskiem.
- James Wilson? – zapytał, kiedy Kuba zbliżył się do niego.
- Tak, to ja. – potwierdził.
- W imieniu klubu Manchester United, witam Pana serdecznie. Polecono mi, abym natychmiast po Pana przybyciu, zawiózł Pana na spotkanie z prezesem Woodwardem. Czy jest Pan gotowy?
- Chyba tak. – po raz kolejny Kuba odpowiedział twierdząco, choć tym razem jego kolana lekko zadygotały ze zdenerwowania.
- Jeśli jest Pan gotów, to zapraszam do samochodu. – zaordynował szofer i podążył do wyjścia.
Przed lotniskiem, stał zaparkowany piękny czarny Chevrolet. Kuba wiedział, że niedawno klub podpisał wielomilionową umowę właśnie z tą marką samochodów. Kiedy w zaciszu domowym czytał o tym wydarzeniu, wyobrażał sobie siebie za kółkiem jednego z nich. Nie przypuszczał jednak, że już niedługo na prawdę będzie w nim siedział. W aucie, rozmowa z szoferem raczej się nie kleiła. Kierowca był wyraźnie znudzony swoją pracą, a Kuba, zbyt przejęty tym co za chwilę się miało wydarzyć.
Nie pamiętał nawet jak długo jechali, kiedy jego oczom ukazał się ogromny kompleks treningowy, który wcześniej widział tylko na zdjęciach lub filmikach w Internecie.
- Jesteśmy na miejscu. Kiedy wejdzie Pan do budynku, na pewno ktoś się Panem zaopiekuje. - poiformował kierowca.
- Dzięki – wydusił z siebie Kuba otwierając drzwi pojazdu.
Stojąc przed głównym wejściem do budynku, zastanawiał się, co też czeka go w środku.
Teraz albo nigdy! – pomyślał i popchnął drzwi. Pomieszczenie w którym się znalazł, wyglądało bardzo prosto lecz nowocześnie. Siedząca w sekretariacie kobieta od razu go powitała. Wydawałoby się, że cały dzień nie robi nic innego tylko czeka na przyjęcie nowych gości.
- Witamy Centrum Treningowym Trafford – powiedziała na powitanie. Czy Pan Wilson?
- Witam, to ja we własnej osobie – odparł.
- Czy udał się Panu lot?
- Naturalnie, bardzo dziękuję. Nie była to zbyt daleka podróż.
- Skoro tak, to może od razu zaprowadzę Pana do gabinetu prezesa. Oczekuje Pana już od rana. Czy napije się Pan kawy? – zapytała pokazując w uśmiechu ładne śnieżnobiałe zęby.
- Nie, dziękuję – odpowiedział Jakub odwzajemniając uśmiech. – Najlepiej będzie, jak bez zwłoki zaprowadzi mnie Pani do prezesa. Przecież nie możemy pozowlić mu dłużej czekać. - powiedział obdarowując dziewczynę kolejnym uśmiechem.
- W takim razie, proszę za mną. - zakończyła rozmowę, będąc wyraźnie z czegoś zadowolona.
Droga do pokoju Woodwarda wiodła przez dwa długie korytarze, a jego gabinet, wyglądał raczej jak wielkie biuro. Kuba nie wykluczał, że pomieszczenie do pracy prezesa, było większe niż całe jego mieszkanie.
- Aaaaah, witam serdecznie! – powiedział Woodward wstając zza biurka, kiedy tylko zobaczył wchodzącego do pokoju Jakuba. – Oczekiwałem Pana, choć nie dostałem żadnej odpowiedzi, czy zamierza Pan przyjąć moje zaproszenie. Zdawałem sobie jednak sprawę, że moje zaprosiny były dość… - zawahał się jakiego słowa użyć -… niespodziewane. Cieszę się jednak, że dotarł Pan cało i zdrowo. Po przywitaniu się z prezesem, nastąpiła krótka wymiana uprzejmości. Następnie, usiedli przy biurku Woodwarda i zaczęli prowadzić rozmowę. Na początku, nie było żadnych konkretów. Wyglądało to jak zwykła pogawędka jednego mężczyzny z drugim. Dyskutowali chyba na wszystkie tematy oprócz… pracy. Po około trzydziestu minutach takiego dialogu, Jakub w końcu nie wytrzymał.
- Niezmiernie się cieszę, że mogę z Panem rozmawiać i być tutaj. Dla mnie, jako zagorzałego fana tego klubu jest to niezwykłe przeżycie. Jednakże, zżerająca mnie ciekawość nakazuje zadać mi dręczące mnie pytania. Jaki jest dokładny cel mojego przyjazdu tutaj? W wiadomości do mnie, wspomniał Pan o pracy, lecz ani razu nie nadmienił o jakie staowisko chodzi. Dodatkowo, wysłał mi Pan bilety lotnicze, zarezerwowane tego samego dnia, którego wysłany został e-mail z zaproszeniem. Musi Pan przyznać, że to wszystko wygląda wyjątkowo tajemniczo – zakończył z uśmiechem Kuba.
- Jest Pan niezwykle przenikliwy. Niczym Sherlock Holmes. – zażartował Woodward
- Niestety, nie mogłem wyjawić Panu prawdziwego celu tej wizyty w e-mailu. Gdybym napisał jakie stanowisko Panu proponuję, uznałby Pan, że zwariowałem. W najgorszym przypadku, mógłby Pan kompletnie zignorować wiadomość ode mnie, przypuszczając, że to jakiś głupi żart. Jeśli chodzi o bilety, to nie ukrywam tutaj, że czas nas nagli.
Zszokowany taką ripostą Jakub, nie wiedział co odpowiedzieć. Na szczęście Woodward kontynuował swój wywód...
- Oto dokumenty – w tym momencie wyjął teczkę z papierami - które musi Pan podpisać, aby zostać zatrudniony w Manchesterze United. Znajduje się tam także kontrakt, który zawiera czas jego obowiązywania oraz Pańskie wynagrodzenie. Sądzę, że najlepiej będzie jak sam Pan rzuci na to okiem. Proszę, śmiało – rzekł zachęcająco – niech Pan zajrzy do środka.
Woodward zamarł w oczekiwaniu, gdy Jakub Wilson zabrał się do przeglądania teczki.
W pierwszej chwili pomyślał, że prezes pomylił dokumenty, które mu wręczył. Lecz kiedy spojrzał na niego, uśmiechnięty mężczyzna tylko zachęcająco kiwał głową. Następnie zrobiło mu się słabo, gdy przerzucił kartkę i zobaczył kwotę wpisaną w kontrakcie obowiązującym od najbliższego wtorku, przez cały następny ligowy sezon. Czy ja dobrze widzę – przetarł oczy ze zdumienia – 115,000 tyś. funtów tygodniowo?! Skoro kontrakt jest do 30.06.2014 - szybko przeliczył to w pamięci - to łącznie, jest to ponad 5,000,000 mln funtów! Teraz już był pewien, że zaszedł jakiś okropny błąd.
- Stanowisko managera? – zapytał. - Pomijając fakt, że to jakaś wielka pomyłka, to wydawało mi się, że dopiero co zatrudniliście Davida Moyesa? – dodał.
- To Pan nie słyszał? David Moyes w piątek w nocy miał wypadek samochodowy i przez dłuższy czas nie będzie w stanie chodzić, nie mówiąc o prowadzeniu drużyny piłkarskiej.
W piątek wieczorem? – pomyślał. - W takim razie nie dziwne, że nic o tym nie wie, skoro całą sobotę ani razu nie odpalił komputera.
- Klub chce zatrudnić na miejsce Moyesa właśnie mnie?! – już prawie krzyczał z niedowierzania – Przecież ja nie mam żadnego doświadczenia w prowadzeniu jakiegokolwiek klubu, a co dopiero tak wielkiego jak Manchester United!
- Myślałem, że nie da się zdobyć doświadczenia nie dostając szansy – odparł Woodward. – Proszę się o nic nie obawiać. Klub dokładnie się Panu przyjrzał, a pańska kandydatura został poparta i podpisana przez zarząd. Nie wierzy Pan? Proszę – wyciągnął kolejny dokument spod całej reszty innych papierów leżących na jego biurku. – Oto podpisy.
Jakub, nie wierzył własnym oczom. W jego rękach spoczęła kartka papieru, która faktycznie zawierała podpisy takich person jak: Malcolm Glazer, Martin Edwards, Sir Bobby Charlton… - mimo, iż nazwisk było jeszcze kilka, Kuba wpatrywał się w dokument nic więcej nie widząc. Chaos jaki go ogarnął, był tak duży, jakby ktoś w jego głowie otowrzył Puszkę Pandory.
- Teraz już Pan wierzy? – zaczął Woodward – Prześwietliliśmy Pana od góry do dołu i wiemy o Panu wszystko. Marzenie o zostaniu zawodowym piłkarzem, w wieku 16 lat zniweczyła poważna kontuzja. Matka zapisała Pana na kurs trenerski, który zakończył Pan z oceną wzorową. Co więcej, sztuka ta udała się Panu w wieku osiemnastu lat, a muszę przyznać, że nie codziennie widuję nastolatków z papierami na trenerkę. Wiemy także, że jest Pan bardzo utalentowanym łowcą talentów, o czym świadczyć mogą Pana wyniki. Dodam jeszcze, że z tego co słyszałem, nie da się zdobyć doświadczenia nie dostając szansy – powtórzył to co już raz powiedział i mrugnął okiem.
Faktycznie mnie prześwietlili – pomyślał - od stóp po czubek głowy. Nie miał pojęcia skąd znali wszystkie szczegóły z jego życia, ale widocznie ktoś wykonał kawał dobrej roboty.
- Panie Wilson, zarząd jest zdecydowany i gotowy na współpracę z Panem. W przypadku podpisania kontraktu, może Pan liczyć na bezwarunkowe poparcie ze strony zarządu. Kontrakt, który został Panu przedstawiony jest nienegocjowany, lecz w przypadku osiągnięcia przyzwoitych wyników może zostać przedłużony. Kwota pańskich zarobków, także nie podlega negocjacjom. Bardzo mi przykro, ale nie ma Pan także zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji. Musimy ogłosić i zaprezentować, nowego managera Czerwonych Diabłów. Kibice nie mogą się już doczekać oficjalnego stanowiska klubu w sprawie wypadku Davida Moyesa, nie wspominając o mediach. Nie będę także ukrywać, że jest Pan naszym jedynym kandydatem. W związku z tym, także naszą jedyną nadzieją. Jeśli podpisze Pan kontrakt, zarząd wystosuje oczekiwania względem przyszłej strategii klubu oraz stylu prowadzenia zespołu. Dodatkowo, do Pańskiej dyspozycji zostanie wydany samochód, odpowiadający zajmowanemu przez Pana stanowisku w klubowej hierarchii. Otrzyma Pan także wynajęty apartament w centrum Manchesteru. Oczywiście tymczasowo, zanim czegoś Pan sobie nie znajdzie. No i co Pan na to? – powiedział wyciągając z szuflady biurka swoje wieczne pióro. Jest Pan gotowy skorzystać ze swojej życiowej szansy? – dodał wysuwając pióro w jego stronę?
Apartament, samochód, niebotyczny kontrakt oraz praca na którą czekałem całe życie. W dodatku, praca w klubie moich marzeń… - Kuba wyliczał plusy podpisania umowy.
Z drugiej jednak strony, co z moim życiem w Warszawie? Pracą, mieszkaniem oraz przyjaciółmi...
- Do trenowania juniorów w Polsce, zawsze może Pan wrócić. – powiedział Woodward, jakby dokładnie wiedział nad czym chłopak myśli. – Oferta z Manchesteru United może się już więcej nie powtórzyć. – zakończył kładąc pióro przed Wilsonem.
Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba - zacytował w głowie Aleksandra Fredro. Takiej szansy od losu nie mogę zaprzepaścić. – pomyślał sięgając po pióro, a następnie składając swój podpis pod kontraktem.
Wspaniale! – ucieszył się Woodward. Cieszę się, że udało mi się Pana przekonać. Coś czuję, że to będzie dobry sezon, a nasza współpraca ułoży się wyjątkowo udanie. To co może przejdziemy na „ty” – zaproponował wyciągając dłoń w jego kierunku. Mów mi Ed.
- James - uścisnął mu rękę Jakub. - Ja również się cieszę na tę współpracę.
- Więc James, zastanawiałeś się już jakim samochodem chcesz jeździć jako manager klubu z Old Trafford? – zapytał zadowolony Ed Woodward prowadząc go na parking.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ