Fortuna I Liga
Ten manifest użytkownika damianoshp przeczytało już 510 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
W sobotę 13 sierpnia o 15.00 przyszło nam podjąć przy Bukowej gości z Podkarpacia, mianowicie ze Stalowej Woli. Wyjściowa jedenastka pozostała bez zmian i prezentowała się w ten oto sposób: Sławik - Cholerzyński, Bodziak, Tomczyk - Gajowski, Stolarz, Sierka, Wijas, Zaremba - Jaromin, Tyc. Mecz rozpoczął się w ten sposób, że Stal grała, a my patrzyliśmy jak grają. I tak hasali sobie przy naszym polu karnym jak sarenki po łące, aż w 5 minucie Stefanik wyłożył Janikowi, a ten tak walnął, że zająca z łąki do lasu pogonił i było 0-1. Nie zdążyłem opanować nerwów i złożyć jakiegokolwiek zdania, a tu w 10 minucie faul na linii pola karnego, rzut wolny, strzela Mysiak w sam róg i ładuje piłkę do siatki. Jest 0-2, nikt nie wie co się dzieje, łącznie ze mną i wszystkimi na trybunach. O tym, że moi zawodnicy też, to już chyba wspominać nie trzeba. Wybuchłem w momencie jak Etna co kilka lat i wydzieram ryja głośniej niż fani na "Blaszoku" gdy awans świętowali. A potem gra się ożywiła i oba zespoły strzelały na bramki jak z karabinów maszynowych. "Stalówka" nie odpuszczała, ale ich pistolety tarcz nie dosięgały. U nas w 15 minucie Sierka przyłożył i bramkarz miał przy tym sporo roboty. Następnie dwukrotnie futbolówka mijała minimalnie słupki po próbie Stolarza z wolnego (jakieś 25m.) i Zaremby z narożnika pola. Tak to trwało do przerwy, goście pudłowali niemiłosiernie, a Sierka walił sprzed szesnastki, niby celnie, ale nie skutecznie. Przyzwolenie na swobodne rozgrywanie piłki gościom grało na moich nerwach jak Chopin za swych świetnych lat na fortepianie czy tam pianinie, w tym momencie nieistotne. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 0-2. W szatni zrobiłem terror, atmosfera była gorąca jak w Afryce przy Równiku. "k***a mać, jak nie zobaczę w drugiej części dyscypliny na boisku to głowy polecą! Tu jest GieKSa, rozumiecie?! GieKSa! Chcę widzieć ambicję i obudźcie się do chuja pana bo śpicie jak susły!" Grzmiałem tak dobre 15 minut. Podziałało tylko częściowo. Bo po wznowieniu gry Stal dalej grała piłką jak chciała i raz po raz tworzyli zagrożenie, na całe szczęście nie celowali w bramkę. Nasi zaczęli więcej biegać i tak w 51 minucie Wijas nieznacznie się pomylił nad poprzeczkę. A w 60' Stolarz obok słupka. Chwilę później Rosłoń otrzymał czerwo i goście grali resztę meczu w "10". Zmieniłem ustawienie na ultraofensywne, Stal się cofnęła i oczekiwałem rezultatów. A było ich jak na lekarstwo. W 73 minucie Tyc znalazł się w sytuacji sam na sam i trafił prosto w bramkarza. A później zmarnował jeszcze dwie szanse. W 77' identycznie miał przed sobą tylko golkipera, uderzył raz, bramkarz odbił, uderzył drugi raz i chyba zamiast gola chciał nos bramkarzowi rozwalić. W doliczonym czasie gry ponownie Tyc, ładnie zabrał się w pole karne, ale trafił w siatkę nie od tej strony co trzeba. I przegraliśmy zasłużenie i nie wiedziałem co mam zrobić i gdzie się ruszyć. Tym bardziej, że za tydzień gramy w Bielsku z Podbeskidziem, przy którym wyglądamy jak mały Dawidek przy wielkim Goliacisku. A jak wiadomo biblijne czyny bywają trudne do przełożenia na dzisiejszy grunt.
4. KOLEJKA: GKS Katowice 0-2 (0-2) Stal Stalowa Wola
(Janik 5', Mysiak 10')
Wybiegłem z Bukowej uderzając pięścią w blachę tak, że przez chwile z bólu tego żałowałem. Wybiegła za mną Magda wołając, żebym zaczekał. Nie chciało mi się na nic i nikogo czekać, waliłem prosto przed siebie. Dogoniła mnie po chwili i pyta gdzie idę. Mówię, że pić i wrócę późno. "Nie rób tego" powiedziała spoglądając na mnie wymownie. Znam ją 2 lata. Gdy ją poznałem byłem alkoholikiem, który pod naporem wszelakich trudności życiowych walił wódę w bardzo dużych ilościach. Wyciągnęła mnie z nałogu za co jestem jej bardzo wdzięczny, tak też zaczęła się nasza wspólna przygoda i mieszkanie razem. To dało jakąś stabilizację i względny spokój. Gen tej choroby jednak jakiś we mnie został bo choć nie potrzebuję już procentów na co dzień, to większy impuls znowu wyzwala pragnienie sztucznej ulgi. Po chwili złapała mnie za rękę i powtórzyła "nie rób tego". Pozostałem nieugięty i zniknąłem jej z oczu w gąszczu pobliskiego blokowiska.
Wieczór był ciepły. Siedzieliśmy z Krzysztofem i Marcinem na starej miejscówce. Jedna butelka stała już pusta, druga się otwierała. Krzysztof i Marcin to moi przyjaciele od piaskownicy. Z nimi zawsze ramię w ramię szedłem przez życiowe zakręty. To oni byli ze mną gdy wyprowadzałem się na żywą "ulicę" od patologicznych rodziców. Z nimi przeżywałem wszystkie wzloty i upadki. Sukcesy i porażki. Panowała między nami taka akceptacja wszystkich zachowań i działała w każdą stronę.
- To tylko jeden mecz, jesteście beniaminkiem więc normalne, że ligi nie zawojujesz, jak tak będziesz przeżywał każdą porażkę to ja tego nie widzę najlepiej - wyjechał Krzysztof
- Widzisz, bracie, ja to traktuję trochę inaczej. Wyobraź sobie, że każdy mecz to taki pewien okres twojego życia. I gdy tracisz gola to popełniasz błąd, który przybliża cię do dna. Gdy przegrywasz mecz to jesteś na dnie. Spadasz z ligi - umierasz z powodu własnych błędów. Identycznie było ze mną. Traciłem gole, przegrywałem mecze z kretesem, na całe szczęście obroniłem się przed spadkiem. A ten klub to cały mój świat i musi żyć - wyfilozofowałem na lekkiej bani
- A co jak spadniesz? - zapytał Marcin
- ... - przemilczałem.
Tej nocy nie wróciłem do domu. Chciałem oszczędzić Magdzie przykrych widoków. Wysłałem tylko sms "śpię dziś u Marcina, dobranoc.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Powołania dla ogranych! |
---|
Jeżeli jesteś selekcjonerem reprezentacji, zwracaj uwagę na procentową wartość ogrania zawodnika. Znajdziesz ją w ekranie taktyki przy wyborze składu. Wystawiając do gry piłkarza o niskiej wartości tego współczynnika, sporo ryzykujesz - może nie znajdować się w odpowiednim rytmie meczowym. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ