Premier League
Ten manifest użytkownika Black przeczytało już 1298 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
"Zemsta rzeczą ludzką."
Tym razem starcie z Liverpoolem FC nie miało aż takiej medialnej otoczki. Postanowiłem się nieco wyciszyć i nie udzielałem wywiadów tak chętnie jak ostatnim razem. Bo to było moim błędem, byłem zbyt pewny siebie i pozwoliłem mediom na zbytnią dekoncentracje mojego zespołu. Dlatego tym razem prawie nie było wywiadów. Nie żeby media się nie interesowały tym pojedynkiem, przeciwnie. Byłem napastowany przez dziennikarzy, ale konsekwentnie odmawiałem komentarza i to samo zaleciłem piłkarzom. Pozwoliłem sobie tylko na jeden wywiad i konferencję, gdzie zapewniłem, że jesteśmy w stanie wygrać i zamierzamy atakować od pierwszej minuty. Nic więcej, żadnych przechwałek. Musieliśmy się w pełni skupić na meczu.
Trenowaliśmy ciężko przez parę dni i gdy nadszedł dzień meczu, wierzyłem, że jesteśmy w pełni gotowi.
Media wskazywały, że to zespół z Anfield Road, gdzie notabene miał się odbyć mecz, będzie faworytemjednak my chcieliśmy pokazać, że nie mają racji.
Składu obu drużyn zostały podane do wiadomości godzinę przed meczem i wyglądały następująco:
Nie byłem w pełni przekonany co do Canalesa, ale musiałem go wystawić. Zawieszenie Carricka, kontuzja Haargreavesa sprawiły, że nie miałem kogo wystawić na pozycji defensywnego pomocnika. W sumie wahałem się nad Ferdinandem, ale doszedłem do wniosku, że potrzeba go w obronie. Zwłaszcza, że zawieszony za kartki był młody Sakho. Dlatego młody Hiszpan, który nie miał doświadczenia, ale za to w ostatnich meczach ligowych spisał się zadowalająco, wystąpił na tyłach linii pomocy.
W szatni nie powiedzałem zbyt wiele. Powiedziałem tylko, żeby trzymali się naszych wcześniej ustaleń. Grali ofensywnie, lecz rozsądnie. Grali agresywnie, ale nie brutalnie. Żeby wygrali dla kibiców! I wyszli na boisko, a ja stawałem się kłębkiem nerwów...
Zaczęło się. Mecz początkowo był wyrównany. Oba zespoły na zmianę zawzięcie atakowały. Raz my, raz oni, raz my... I tak przez całą drugą połowę. Obie drużyny tworzył bardzo groźne akcje, gdyby nie bramkarze i ich dobra postawa to mielibyśmy już istnie hokejowy wynik. Ale na to my pierwsi strzeliliśmy gola! Ronaldo wykazał się niezwykłym zmysłem orientacji i podał piłkę do ustawionego przed polem karnym Fabregasa. Ten dwudziestometrowym strzałem w długi róg posłał piłkę do bramki! 22min i 0:1! Jednak już dwie minuty później zaczynaliśmy od początku. Strzał Babela i jest remis 1:1. Wynik utrzymał się do końca pierwszej połowy. Mecz był wyrównany. Teoretycznie to my atakowaliśmy częściej i znacznie dłużej bylismy przy piłce, ale to Liverpool stwarzał groźniejsze akcje. Tak więc, wynik pozostawał niewiadomą.
W szatni starałem się ukryć nerwy. Nerwy stresu jak i nerwy złości na brak skuteczności. Nie wie czy mi się to do końca udało, ale powiedziałem tylko, żeby zagrali jak dawniej. Z polotem, z radością gry. Niech gra ich cieszy. Z taką myślą w głowach wysłałem ich na boisko.
Druga połowa nie różniła się znacząco od pierwszej. Wyglądała podobnie - falowe ataki obu zespołów. Raz jedni, raz drudzy. I tak na okrągło. Kiedy już wydawało się, że konieczna będzie powtórka meczu, stał się cud. Cud w 83min. Fabregas wykonywał rzut wolny z boku pola karnego. Posłał piłkę do ustawionego pod bramką Saiveta, który odważnie strzelił w stronę bramki. Reina z trudem zdołał sparować strzał, jednak piłka trafiła do Teveza. Ten, będąc na trudnej pozycji, spróbował podać do któregoś z lepiej ustawionych kolegów. Na jego szczęście, Babel próbował zablokować do podanie, lecz niechcący posłał piłkę do własnej bramki! Jose Reina bez szans! Babel najpierw wyrównał, a potem strzelił samobója... "Od bohatera do frajera!" jak wyrwało się mojemu asystentowi. Po tym wydarzeniu Liverpool rzucił się do ataku. Nawet ofensywna taktyka nic nie pomogła. Dowieźliśmy wynik do końca!
Byłem zachwycony. Choć mecz był wyrównany, chłopaki wygrali w znakomitym stylu. Tak jak dawniej cieszyli się grą. Mecz obfitował w efektowne akcje i goli powinno być dużo więcej, na co narzekali niektórzy fani. Ale miażdżąca większość była wniebowzięta. Wybiegli na ulicy świętując zemstę na Liverpoolu. Niektórzy także narzekali na sporą ilość błędów obu zespołów,
ale nie były one aż takie wielkie. No poza tym Babela. Dlatego kibice jak i prasa byli zadowoleni z naszej postawy.
Wg mnie na szczególną pochwałę zasłużył Fabregas, który notabene został wybrany Zawodnikiem Meczu. Strzelił jedną z bramek i pomógł przy zdobyciu drugiej. Zagrał świetny mecz. Ale nie ujmujmy zasług Ronaldo - pochwalił się wieloma rajdami, Vidicowi - podporze defensywy oraz całego zespołowi. Tak prezentowały się ich statystyki i oceny prasowe.
Podsumowując: zagraliśmy dobry mecz. Można było lepiej, ale jestem w pełni zadowolony. Wygrana na Anfield Road to nie lada wyczyn!
Także zarząd był zadowolony z tego zwycięstwa, bo odniósł się przychylnie do mojej prośby dotyczącej klubu filianego. Zezwolił na kolejny, już piąty. Poleciłem Ohayamę FC. Choć będziemy musieli im zapłacić aż 1,41kk rocznie, na pewno się opłaci. Zespół filiany w takim kraju jak Japonia zwróci się z nadwiązką. Zyskamy na popularności oraz będziemy czerpać zyski ze sprzedaży gadżetów. Czysty zysk!
Następnego dnia odbyło się losowanie czwartej rundy FA Cup. Znowu źle trafiliśmy. Tym razem mieliśmy zmierzyć się z Tottenhamem Hotspur. Parę dni temu ich pokonaliśmy, ale mecze z nimi zawsze były trudnymi starciami. Dlatego nie uśmiechał mi się ten mecz. Ogólnie losowanie było ciekawe. Na osiemnaście zespołów z Premier League, aż pięć z nich musiało się pozegnać z rozgrywkami, bo trafiły na rywala z najwyższej klasy rozgrywkowej. Następne rundy mogł być ciekawe.
Narastało niezdrowe zainteresowanie wokół Naniego. Real Madryt, Valencia, wreszcie Barcelona. Wszyscy go chcieli. Cena doszła aż do 13kk. Jednak ja nie zamierzałem się go pozbyć, dlatego ustaliłem cenę na zaporowe 33kk.
Szybko nadszedł czas na kolejny mecz, tym razem w Pucharze Ligi. To był już półfinał z Fulham Londyn. Poprzedni mecz z nimi w lidze wygraliśmy aż 4:0, więc pozwoliłem sobie na wystawienie rezerwowego składu. Nie złożonego z młodzików, ale rezerwowego. Większość gwiazd była, mówiąc wprost, padnięta po meczu z Liverpoolem i potrzebowali odpoczynku. Dlatego skład był jaki był.
Jeżeli bym powiedział, że w pierwszej połowie zagraliśmy nieskutecznie, skłamałbym. Zagraliśmy okropnie nieskutecznie. W czasie tych 45min oddaliśmy 14 strzałów (w tym jeden zaklasyfikowany jako stuprocentowa sytuacja), a przeciwnik zero. Przeważaliśmy też w statystykach posiadania piłki. Mieliśmy przewagę i nie potrafiliśmy jej wykorzystać. Na tablicy widniał wynik 0:0. Dodatkowo straciliśmy Scholesa, która odniósł kontuzję.
Druga połowa była ironiczna. Fulham wyraźnie się ożywiło i także atakowało, ale to my strzelaliśmy. Pierwszą bramkę strzelił Rooney w 65min efektownym strzałem z dwudziestu metrów. Drugie trafienie dołożył Evans po rzucie rożnym w 70min. Te dwie bramki były jedynymi. Atakowaliśmy i my, i rywale, ale nie zmieniło to wyniku.
Jak na całkowicie poboczny skład to było nieźle. Zmarnowaliśmy wiele niezłych okazji, ale i tak udało nam się wysoki wygrać. Byłem zadowolony, zwłaszcza z Evansa, który został zawodnikiem meczu. Spisywał się nieźle, będzie z niego porządny obrońca.
Za nami byty dwa trudne mecze, teraz miało być nieco z górki. Możnaby teoretycznie powiedzieć, że połowę sezonu w Anglii mamy już za sobą. Wszystkie zespoły poza dwoma mają już za sobą 19 spotkań. Dwa z nich - oba z Manchesteru, mają do rozegrania zaległ mecz derbowy. Dlatego można pokusić się już o podsumowanie połowy sezonu - nas ten mecz nigdzie nie ruszy w tabeli, a rywale z ManCity mogą conajwyżej podskoczyć o jedno miejsce.
Tabela wygląda następująco:
Można by rzec, iż jest sensacyjna. Na czele jesteśmy my z rekordową liczbą 17 zwycięstw. Za nami są gracze z Liverpoolu ze świetnym wynikiem aż 39 strzelonych bramek przy zaledwie 7 straconych. Dodatkowo są jedynym zespołem bez porażki w lidzie i jedynym, który nas pokonał. Na kolejnych miejscach są niespodziewanie West Ham United i Newcastle United. Media zapowiadały im odpowiednio 11. i 12. pozycję, więc ich wynik dziwi. Tak samo zaskakuje zaledwie 5. miejsce Chelsea i dopiero 9. Arsenalu. To miał być zespoły, które włączą się do gry o mistrzostwo, a jak na razie wszystko zapowiadało na to, że powalczą zaledwie o kolejne miejsca premiowane awansem do Ligi Mistrzów, albo nawet do Pucharu UEFA. Druga połowa sezonu zapowiadała się fascynująco. Czy czarne konie rozgrywek utrzymają swe poyzycje? I co z faworytami? Było naprawdę ciekawie.
Statystyki drużyn
Statystyki zawodników
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zadbaj o zgranie |
---|
Dobrze jest nie pozostawiać treningu przedmeczowego na głowie asystenta w trakcie okresu przygotowawczego. Przed sezonem drużyna powinna intensywnie pracować nad zgraniem, podczas gdy asystent często od tego odchodzi. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ