La Liga Santander
Ten manifest użytkownika Chod przeczytało już 736 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Temperatura przy wychodzeniu na boisko sprawiała że wcale nie czułem się lepiej, było naprawdę zimno. Najwyraźniej przyzwyczaiłem się do andaluzyjskich klimatów, gdzie zima to w skrajnych przypadkach pięć stopni. Rzadko kiedy spada poniżej, a jeśli by już spadła to mielibyśmy prawdziwe wydarzenie. Tęsknię za pogodą na Wyspach, tam przynajmniej pogoda była zawsze taka sama; zimno, mokro i przykro.
Wychodząc uświadomiłem sobie po raz kolejny że jestem wysoko, otaczali mnie gracze Malagi i Spartaku Moskwa. Pierwsza kolejka fazy grupowej Ligii Europejskiej, Stadion Łużniki. To miejsce to już nie Islandia, to prawdziwe, rosyjskie, zalane wódką piekło. Miałem uczucie że to już inny poziom rozgrywek; jeżdżenie po świecie, odwiedzanie stadionów, gra z najlepszymi w Europie.
Uścisnąłem rękę Karpina po czym powoli udałem się w stronę swojej ławki i usiadłem. Miałem nadzieję że nie zamarznę, a chłopcy będą mieli w sercach ogień który ich naprawdę rozgrzeje. Potrzeba nam było zwycięstwa, w końcu ten skład pozbawiony kilku ważnych graczy musiał uwierzyć w siebie. Nie było z nami Cazorli, Buonanotte i Baptisty. Mało? Wcale nie, dobrze wiedział o tym każdy związany z klubem.
Znowu to samo przemyślenie, czy skład i ustawienie są odpowiednie. Na bramce jak zwykle Kameni, on jest po prostu niezawodny. Po prawej stronie obrony Gamez, na lewej wracający po kontuzji Monreal. Środek Demichelis z Tobym, wierzę w tą formację bo jest naprawdę zgrana. Dalej grać miało dwóch defensywnych pomocników - Camacho z Toulalanem. Potem Sandro w roli środkowego pomocnika, wysuniętego trochę przed linię defensywnych. Na skrzydłach Affelay z Torresem a na szpicy Paloschi. Całość wyglądała dobrze, wiedziałem że byliśmy w stanie coś ugrać.
Gamez uścisnął dłoń z kapitanem Spartaka, po chwili gwizdek i zaczęło się. Gospodarze zaczęli pewnie, grając dobrą piłkę i dwa razy będąc bliskimi oddania strzału na bramkę. Dopiero w okolicach siódmej minuty dobrze przedarł się ten cały Hosny i uderzył, ale niecelnie. Odetchnąłem z ulgą, zacząłem pokrzykiwać do Torresa i Affelaya by wzięli się w garść.
Trochę przyspieszyliśmy, moje nawoływania usłyszał chyba też Sandro bo już parę minut później groźnie uderzył. Piłka minęła jednak bramkę i kibice w czerwonych barwach chyba przetarli oczy. Wiedzieli że mieli szczęście przy tym uderzeniu, znowu zaatakowali z dopingiem.
Wyglądało to lepiej po naszej stronie, jednak zawodnicy Spartaka nie odpuszczali pressingu nawet na chwilę. W 22 minucie coś się przełamało, nagle zrobiło się więcej miejsca. Affelay posłał dobrą piłkę w głąb pola karnego, pewnie wbiegł w nie Sandro i zgarnął ją. Nie czekał długo, przymierzył i...
Przez chwilę miałem wrażenie że grupa terrorystów zrobiła zamach na sektor gości. Euforia była niesamowita, prawie tak jak sama bramka. Czyste okno, piękny podkręcony strzał w wykonaniu tego niedocenianego gościa. Nie chciała go Valencia, nie chciał Tottenham - błąkał się. Teraz już nie mają wątpliwości, spieprzyli sprawę.
Ostudziłem ich radość, krzycząc że to dopiero początek meczu. Kilku rzeczywiście wyglądało na skoncentrowanych, wrócili na swoje pozycje i sędzia wznowił grę. Ponownie swoje zaczął pokazywać Hosny, ten Egipcjanin był naprawdę świetny. Jego rozegranie i kreatywność pokazywały że Spartak ma wyjątkowo mocny punkt w pomocy, a on nie był osamotniony.
W okolicach 33 minuty przeraziłem się - najpierw McGeady huknął w poprzeczkę, później interweniując Gamez upadł na murawę i nie podnosił się. Wbiegli tam medycy, po minucie został zniesiony na noszach. Dostałem informację że musi zostać zmieniony, bo doznał jakiegoś lekkiego urazu głowy. Musiałem wpuścić Bella, ten chłopak ma potencjał i jako jedyny umie grać na prawej stronie obrony.
Przed końcem pierwszej połowy dogasaliśmy już, była 39 minuta i piłkę przed polem karnym spokojnie prowadził Paloschi. Nagle obrońca Spartaka wszedł wślizgiem w jego nogi, ten upadł a sędzia odgwizdał rzut wolny. Alberto wstał po kilku sekundach, wskazał że wszystko z nim w porządku. Do uderzenia podchodził Affelay, zrobił rozbieg, zbliżył się i uderzył...
...drugi zamach na sektor gości. Piłka odbiła się jeszcze od muru i dzięki temu wpadłą do bramki. Wówczas Affelay podbiegł do mnie, uradowany wpadł w mojego objęcia. Poklepałem go po plecach, wspominając o tym że mecz się nie skończył i potrzeba koncentracji do końca. Znowu wrócili na swoje pozycje a sędzia wznowił grę. Było dwa do zera, wynik wymarzony.
Ledwie trzy minuty później Paloschi cofnął sie trochę przed pole karne, zgrał do nabiegającego na trzydziesty metr Bella. Ten dopadł piłki, zobaczył lukę w formacji defensywnej Spartaka i huknął.
Ci terroryści w sektorze gości wyjątkowo dzisiaj mieli dużo do roboty, trzecia fala euforii. Bell jednak zachował trzeźwość, uniósł rękę w górę i wskazał by wszyscy wracali na swoją połowę. Zaimponował mi tym, to zdecydowanie oznaka tego że nie jest gwiazdką, a solidnym, niemieckim piłkarzem.
Pierwsza połowa zakończyła się, a ja zadowolony schodziłem do szatni. Moja drużyna miała sporą zaliczkę, wiedziałem że trzeba zadziałać by ją utrzymali. W szatni jasno się określiłem - powiedziałem że podoba mi się ich gra, jednak wymagam od nich by zagrali skoncentrowani. W końcu nie takie rzeczy już się działy w światowym futbolu, szczególnie na tym poziomie.
Kiedy wychodzili wyglądali na uśmiechniętych, jednak mających pewny plan w głowach. Poklepałem kilku po plecach, po czym wyszedłem za nimi. Jeszcze w szatni Monreal powiedział mi że wolałby szybko opuścić boisko, bo kontuzja zaczyna mu dawać jakieś sygnały. Nie czekałem długo i kazałem Sergio Diazowi rozgrzewać się.
W momencie kiedy rozpoczynała się druga połowa byłem rozluźniony, jednak do ataku przystąpił Spartak. Wyglądął o wiele lepiej niż przed przerwą, grali pewniej i składniej. Ciągle błyszczał Hosny, aż w pewnym momencie McGeady wyłożył się jak długi blisko pola karnego. Do wykonania tego stałego fragmentu przystąpił on sam, dośrodkował piłkę...
...a ta ku radości kibiców Spartaka spadła pod nogę Tshabalali, który z trzech metrów wpakował ją do siatki. Zdenerwowałem się, Monreal zaspał i od razu kazałem Diazowi go zamienić. Chłopak co prawda jest wciąż nieopierzony, jednak daje z siebie wszystko. Kiedy Natxo schodził z murawy podziękował mi za zmianę, a ja mu za dobrą pierwszą połowę.
Dalej nie było wiele lepiej; Spartak dalej naciskał, a my rozpaczliwie się broniliśmy. W końcu jedna z naszych kontr doprowadziła w 60 minucie do rzutu rożnego dla naszej ekipy. Dośrodkowywał Affelay, a nabiegający na krótki słupek Demichelis bez problemów zmieścił ją obok bramkarza gospodarzy.
I to była czwarta ekspozja w sektorze gości, moi gracze w pełni skoncetrowani wrócili na swoją połowę. Sędzia po raz kolejny wznowił grę, a Spartak wrócił do swojej ofensywnej gry lekko podłamany. Zaczęli grać bez większej werwy, ta ich mdła piłka doprowadziła tylko do tego że wynik się nie zmienił.
...wróciłbym do domu...
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zaskocz pozytywnie |
---|
Na początku gry nie wyznaczaj sobie celów wyższych niż przewidywania mediów. W razie niepowodzenia nie zawiedziesz oczekiwań zarządu, w przypadku nieoczekiwanie dobrej postawy ucieszysz działaczy i kibiców. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ