Informacje o blogu

Bez taryfy ulgowej

Bałtyk Gdynia

Polska II Liga

Polska, 2014/2015

Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 1934 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG



Słowo na czwartek
 
  Przede wszystkim - dziękuję wszystkim pozytywnym duszom, które sympatycznie zareagowały na mój poprzedni manifest. Świetnie jest wrócić tutaj po dłuższej przerwie i przeczytać, że wciąż są ludzie którym się podoba to, co udało mi się napłodzić. Manifest nie był zbyt długi, do tego raczej w takim telegraficznym skrócie, ale potraktujcie go po prostu jako wprawkę, trening. Dzięki serdeczne za komentarze oraz wyrozumiałość :).

  To co przeczytacie w tym i kolejnych manifestach, to tzw. fikcja literacka - ludziom którzy posiadają mózg i potrafią z niego korzystać właściwie - nie trzeba tego pisać. Informacja jest więc dla tych ludków, którzy wpadną tutaj i broń bołgu uznają, że opisuję faktyczne przeżycia istniejących w rzeczywistości ludzi. Nope. Wszystko co tutaj przeczytacie to farmazony wydumane przeze mnie plus trochę nawiązań do tego, co nas otacza i dzieje się na naszych oczach. A więc - bierzta wszystko na miętko i życzę niniejszym udanej lektury. Mam nadzieję, że będziecie się w trakcie czytania bawili równie dobrze, jak ja podczas pisania tychże wypocinek. Zdjęcia użyte w manifach pochodzą z internetów.
 



II Liga niemalże samych Mistrzów
 
 - Ależ to jest pierdzielony skurwol - warknąłem do siebie ze złością i aż zagryzłem wargę. - Będzie mnie pieprzony gnojek ustawiał, gwiazda wielka się po awansie zrobiła - kopnąłem leżącą przy ławce trenerskiej butelkę z wodą. - Widział pan kiedyś coś takiego, panie Mietku?
 Pan Mietek pokiwał głową. Mietek - chyba każdy klub w Polsce posiada takiego Mietka. Jest to osobnik najczęściej w podeszłym już wieku, zniszczony życiem i napojami wyskokowymi. Snuje się po obiektach klubowych i rozdaje dobre rady, maca meble i dba o wysokie morale sprzątaczek. Nie inaczej było w przypadku Mietka Bałtykowego, jak pieszczotliwie nazywali go piłkarze. 
 - Wie pan, panie asystentu - Mietek zaciągnął się wyżebranym gdzieś papierosem typu skręt - temu Zacharowu to po awansie nikt w klubie nie podskoczy. Reno... Renomo... no, ma teraz wiele szacunku u prezesa i kibiców.
 - Szacunku - parsknąłem. - Zdzieraniem gęby i gnębieniem sztabu szkoleniowego nie zdobywa się szacunku, a jedynie wrogów. No tak, bo przecież awans do drugiej to tylko jego osiągnięcie, nikogo innego. Przyjedzie taka miernota ze swojego puckiego zadupia i wielkiego Fergusona tu będzie odstawiał. 
 - Panie Marcinie - Mietek przerwał swoją wypowiedź by wyartykułować z siebie serię kaszlnięć oraz chrząknięć. - Pan się nie denerwuje się. Młode to, ledwie po trzydziestce, to się nauczy. Pan masz prawie czterdziestkę na karku, bądź pan ten mądrzejszy.
 - Martyniuk! Dawaj tu do mnie - rozległ się wrzask, gdzieś z drugiego końca boiska. 
 - I już mnie szuka, jebaniec - westchnąłem ciężko, poprawiłem pomarszczoną od siedzenia bluzę dresową i ruszyłem na spotkanie z El Furiato, Piotrem Zacharowem, menago Bałtyku Gdynia. 

 
  Sezon 2013/14 był dla mojego Bałtyku długi i ciężki, ale zakończył się w najlepszy możliwy sposób - awansem do wyższej klasy rozgrywkowej. Jako asystent w klubie miałem, wedle własnego uznania, bardzo duży wkład w to co zaprezentował nasz zespół w ciągu minionego roku. Inne zdanie ma za to boss Bałtyku, szanowny pan Zacharow Piotr, nowa gwiazda na Wybrzeżu, alfa, omega i BMW polskiej piłki nożnej. Piszę to z wielkim sarkazmem, ponieważ zupełnie między nami nie zażarło. Z całej chemii jedyne co między nami powstało - to kwas. 

  Po awansie w klubie zapanowała krótkotrwała euforia i generalnie wszyscy biegali szczęśliwi, część pijana a jeszcze inni poszli na dziwki - pełen profesjonalizm można powiedzieć. Ja natomiast postanowiłem odciąć się od tego wszystkiego i tylko gdzieś w głębi siebie machałem radośnie flagą zwycięstwa na lewo i prawo, jak ruskie żołdaki po zdobyciu Berlina. A właśnie, ruskie. Ten Zacharow od razu nie przypadł mi do gustu, z tym wschodnim nazwiskiem, skłonnością do zdzierania ryja, zaczynaniem zdania od "nu" i posiłkowaniem się cytatami z "Paragrafu 22" Josepha Hellera. Mądrala taki, zjeb genetyczny jak zwykłem mawiać. Dziwię się w sumie, że mnie nie pogonił z klubu już na początku współpracy, ale widocznie uznał, że będę mu potrzebny jako ten bufor, na którego można zwalić ewentualne niepowodzenia. Niepowodzeń za wiele nie było, więc jedynie porażka w Pucharze Polski poszła na moje konto. Zwycięstwa i awans - na rachunek bossa. Takie życie, kurwa. 
 
 
Początek sezonu - sparole oraz Puchar Polski

  W nowy sezon weszliśmy z ostrą walką na zgrupowaniu. W ramach cięcia kosztów owo zgrupowanie odbyło się w Gdyni, więc chociaż nie spędzaliśmy większej ilości czasu na podróżach, jak cygańskie tabory. Czasu przed Pucharem Polski wystarczyło ledwie na trzy sparingi - domowe zwycięstwa z Olimpią Sztum, Aniołami Garczegorze oraz z Pogonią Lębork. Barcelony to nie były, ale wyniki 5:0, 3:1 i 2:0 ucieszyły zarówno zarząd, jak i bossa, który nie raczył się na mecze pofatygować i zlecił tę męczarnię mnie. 


  Po meczach kontrolnych przyszła pora na Puchar Polski. Pierwsza runda eliminacyjna i wyjazd do Aleksandrowa na mecz z tamtejszym Sokołem. Spokojne 3:0, wszyscy szczęśliwi - a najwięcej oczywiście boss, gdyż tak świetnie przygotował zespół do sezon. Kutas. 



  W drugiej rundzie gościliśmy piłkarzy Siarki Tarnobrzeg. Pierwsza połowa to nasza absolutna dominacja i zero bramek. Strzały były, ale chłopaki snuły się po placu jakby śniadania nie jedli. Po kilku ostrzegawczych strzałach urwali coś w końcu, ale to już w drugiej połowie. Wrzuciliśmy dwie piguły, Siarka odpowiedziała jednym farfoclem - i oczom naszym objawił się awans do pierwszej rundy PP. Boss szczęśliwy, zarząd radosny, ja wkurwiony - zapowiadało się na typową sytuację w tym sezonie, ale nie uprzedzajmy faktów, jak prawił imć Wołoszański. 



  Po meczu z Siarką boss biegał po klubie wielce szczęśliwy. Klepał wszystkich po plecach, rzucał dyrdymały które, w jego przynajmniej mniemaniu, miały nas podnieść na duchu. Generalnie w temacie motywacji znał się tak, jak ja na tenisie. Wiem co to, ale ale nigdy nie brałem w tym udziału. 

  Na Wybrzeże zajechała ekipa Okocimskiego Brzesko - po cichu liczyliśmy pewnie na to, że przyjadą pijani w sztok, ale zdziwili nas swoim profesjonalnym podejściem do piłkarskiego rzemiosła oraz tym, że spuścili nam solidną wpierdoliadę. Na własnym obiekcie wyłapaliśmy trzy plomby, choć prowadziliśmy od dziesiątej minuty jeden do zera. Niestety Okocimski miał w składzie Tatara, a właściwie Tatarę. Kacpra Tatarę. Tak, tego właśnież Kacpra, który dawniej miał zadatki na klasowego grajka, a skończył na fuszkach w Brzesku. Niemniej jednak - oklepali nas jak Kubica auto. Moje chłopaki były spięte niczym żydowski bicz - nastrzelali się więcej, lecz niestety niecelnie. A Okocimski? Proszę bardzo, snajperzy jak się patrzy. Cztery strzały, trzy celne, trzy gole, senkju myster. 


Mamy trochę piłek i pompek, to będziem handel robić - transfery

  Trochę z tym wszystkim wybiegłem do przodu, ale jestem trenerem a nie pisarzem, więc odrobinę chaosu będziecie musieli mi wybaczyć. Do tego chodzę podminowany, gdyż boss po raz kolejny wezwał mnie na dywanik i skrytykował mój sposób prowadzenia treningu. 

  Zdajecie sobie pewnie doskonale sprawę z tego, że w niższych ligach w naszym kraju pieniędzy nigdy za dużo. Co ja pieprzę - najczęściej pieniędzy nie ma, lub jeszcze się je komuś zalega. W naszym przypadku premie za awans... nawet nie pamiętam czy były. Ktoś zajechał pod klub, wiecie - tacy ponurzy, w garniturach, zostawili coś-komuś-nikt-tego-nie-widział. 

  W poprzednim sezonie boss skomponował swoje tzw. CIA - czyli sekcję szpionów, którzy to mają jeździć po kraju i szukać piłkarzy. Jeździli, szukali, znaleźli jakieś popychadła. Postanowiłem odkopać kilka znajomości w piłkarskim światku i tak do klubu trafiło kilku grajków - nie są to może Ronaldinha czy inne Krystiany, lecz założyłem wielce optymistycznie, iż w klubie się przydadzą. Zapakowałem więc do busa piłek, pompek i kilka flaszek czystej - i tak się zaczęła moja biedna, asystentowa dola. 

  Boss gdy usłyszał o tym co zaplanowałem - wkurwił się solidnie, że odpieprzam samowolkę. Wytłumaczyłem mu jak to ma wyglądać i nieco zdryfował. Za to powedział, iż ma na oku świetnego grajka który się nazywa George Gilmore. Chciałem sprawdzić kto zacz, więc wpisałem w gugla jego nazwisko i jedyne co mi wyskoczyło, to zapytanie "kurwa, kto?". Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem czy ów gagatek trafił do klubu, jak wyglądał i co sobą zaprezentował. Zanim zdążyłem zareagować, to zakończył karierę, o ile mi wiadomo. Koleś był prawie jak Nieboszczyk w namiocie Yossariana, jeżeli ktoś czytał "Paragraf 22", czyli ulubioną książkę bossa. Ja przeczytałem, by wiedzieć o czym do mnie mówi na treningach. 

  Z mojego wyjazdu wyszło jak wyszło. Wykonałem kawał solidnej roboty - i tak do klubu zameldowała się pocieszna ekipa tych, których nikt inny nie chciał. 

  Puszcza Niepołomice zgodziła się na to, żeby wypożyczyć nam do końca sezonu swojego rezerwowego środkowego obrońcę, Wallace'a. Wallace był swego czasu zawodnikiem Arki Gdynia, tak więc wrócił przynajmniej do miasta, w którym wie gdzie można się tanio nabrzdąkać. Do nas trafił jako zapchajdziura, ponieważ potrzebowaliśmy piłkarza z doświadczeniem, a tylko takiego udało się zakontraktować.

 
  Yannick Foe - były zawodnik klubu o jakże pociesznie brzmiącej nazwie Kozakken Boys. Do klubu sprowadziłem go na lewe skrzydło, choć tak właściwie jest to środkowy napastnik. Kogo to jednak obchodzi? Boss oczywiście kręcił nosem, że importuję szrot - ale przypomniałem mu o jego pomyśle z Nieboszczykiem i od tej chwili był spokój. Teoretycznie miał się tymi transferami zajmować szumnie nazwany dyrektor ds. sportowych, pan Killar,  ale boss wolał mnie w to wpieprzyć. Jak się okazało - to była jego najlepsza decyzja odkąd trafił do Bałtyku - mój brak skromności musicie mi wybaczyć.

 
  Tutaj zadziałałem trochę z partyzanta. Znajoma fabryka w Chinach jorgnęła się w ilości koszulek klubowych które dla nas zamówiliśmy, więc coś trzeba było zrobić z ich nadmiarem. Trochę pogoniliśmy na festynach, część się rozeszła po krewnych i znajomych. Pozostałe kilkaset sztuk trzeba było spożytkować, więc otworzyliśmy pod stadionem kramik. Pan Mietek markerem pomaział na plecach nazwiska co lepszych naszych grajków, a ja mu strzeliłem z ucha, żeby zrobił wielu kiełbów. Po cichu liczyłem na to, że ludzie się jorgną i pomyślą, że do Bałtyku z Korony Kielce ściągnęliśmy Jacka Kiełba. Dupa Jasiu - lud Gdyni nie jest głupi i sprawa się rypła, a Kiełb, ale Jakub - okazał się wielce dla klubu przydatny, więc i tak wyszedłem na swoje. 
  

 
  Na prawą obronę ściągnąłem do klubu Jakuba Kozołupa. Zważywszy na pewne animozje wobec muzułmanów które da się zaobserwować na świecie, to nazwisko ma chłopaczyna mocno zadziorne, lecz dość o polityce. Jakub. Młode to, nie poradziło sobie w Widzewie, a nawet później w Piaście Strzelce Opolskie. Postanowiłem jednak dać mu szansę, gdyż motorycznie chłopak zdał się być przygotowanym jak trzeba. Nie jest to oczywiście piłkarz klasy światowej, ale w regionie powinien być rozpoznawany na zakończenie sezonu. I nie mam tu na myśli regionu Knajpa-Impreza-Dom Handlowy.



Słowo kończące - a w zasadzie zdań kilkanaście

  Wzmocniliśmy się więc jak kabanosy przed sezonem - a w międzyczasie boss zdążył jakoś przełknąć pigułę porażki w Pucharze Polski i zagonił wszystkich do roboty. Na moje barki spadło przygotowanie zespołu do pierwszej kolejki II Ligi - Grupy Zachodniej. Wysłałem więc szpiona, by obadał czym może nam ewentualnie zagrozić ekipa Przyszłości Rogów.

  Boss pojechał na ryby - nie wiem, czy łowić, czy sprzedawać, niespecjalnie mnie to zainteresowało, a przynajmniej miałem spokój. Mecz dopiero drugiego sierpnia a Zacharow zagroził, że wróci na kontrolę dzień wcześniej. Zyskałem więc odrobinę czasu dla siebie i postanowiłem zająć ustaleniem reżimu treningowego, próbą dogadania się z Yannickiem Foe (gdyż mameja ta po polsku oczywiście ni w ząb, a jedyne języki jakie zna, to francuski i holenderski, z których to ja żadnego ni cholery) oraz wysłuchiwaniem słusznych i mniej słusznych żalów pana Mietka. Ale o tym to już w kolejnym odcinku moich wspominek asystenta. 

Słowo od autora

  Ludkowie złoci - bądźcie tak uprzejmi i poświęćcie po lekturze tego manifestu chwilkę swojego czasu - napiszcie proszę w komentarzu jak widzicie taki rodzaj narracji. Wiem, że wszystkim nie dogodzę i każdy znajdzie jakiś powód do pomarudzenia, ale... Krótko, po żołniersku - w kilku słowach. Podoba Wam się takie podejście do tematu? Czy wincyj statystyk a mniej fabularnie? Czy dłuższe manify i rzadziej, czy krótkie i często? Jeżeli często, to jak często? :) Dzięki z góry za ewentualny odzew! Pozdro szeset!
 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.