Cześć, ludu czytający CMRev. Żeby zupełnie nie zgnuśnieć i Was nie zanudzić - wstęp będzie krótki, jedynie informacyjny. Zdążyliście już poznać głównego bohatera mojej "opowieści", to znaczy asystenta trenera klubu Bałtyk Gdynia, pana Marcina Martyniuka. W tym odcinku bohaterem będzie ktoś inny. Ktoś, kto w klubie jest nie mniej ważny niż prezes, boss czy główna księgowa, pani Basia. Ktoś, bez kogo morale piłkarzy pełzałoby po podłodze szatni. Panie i panowie - dziś w świat wielkiego, drugoligowego futbolu zabierze Was pan Mietek. A później wrócimy do asystenta.
Wszelką krytykę, sugestie, pochwały (dobra, bez pochwał) śmiało wypisywać w komentarzach lub słać donosem. Dla osób które się nudzą, oraz chcą zaistnieć w konkursie bez nagród (czyli pseudokonkursie) proponuję małą zabawę. Możecie w komentarzu zapodać wykoncypowany przez Was tytuł gazety sportowej, z której to dziennikarz pojawi się w jakimś przyszłym odcinku ;). Umówmy się, że nagrodą będzie dozgonna wdzięczność Zgreda oraz jeden dzień szacunu na dzielni :). Witajcie na moim festynie!
Serią będziem kosić
Gdyńskie bloki na Pułkownika Dąbka niczym szczególnym się nie wyróżniają. Bo czym się może wyróżnić rozrzucone po miejskim krajobrazie klocowisko? No dobra, budynek może być pociągnięty jakimś fikuśnym kolorem, może mieć na bocznej ścianie jebitne graffiti czy też mural. Blok w którym mieszka Mietek nie ma żadnego punktu zaczepienia wzrokowego, gdyż jest zwyczajnie nijaki. W niedzielne popołudnie do naszego bohatera wpadł z butelką rozweselacza Mietkowy sąsiad i dawny kolega ze stoczni, Kazik Przytulacz - i to nie tylko z nazwiska. Panowie usiedli w salonie i rozpoczęli żwawą konwersację, zaś kilka kieliszków później...
- Mietek! - wrzask z korytarza uświadomił pana Mietka, że do domu wróciła jego żona i zaraz, za momencik zacznie się zbieranie opierdolu za jakąś błahostkę. - Powiedz Kazikowi, że gdy jeszcze raz zostawi buciory na środku korytarza to...
- To już ty wiesz co - Mietek westchnął ciężko i klepnął przyjaciela w ramię. - Mogło być gorzej.
- Tia - mruknął Kazik, z którym to Mieciu nie jedną butelkę czystej rozpracował. - Po ostatniej akcji to przez tydzień wychodziłem tylko wieczorami, bo się na mnie czaiła ta twoja harpia. Gadaj co było na meczu ostatnio, bo wyjazd mieliście, a ja nie miałem ochoty tyrać do Kalisza.
- A idź ty w
pizdu - Miecio chwycił za flaszkę i rozlał po jednym szybkim. - Jadziemy tym autokarem, proszę ja ciebie. Boss jak zwykle
wkurwiony na asystenta, wiesz, tego Marcina co to kiedyś tam u nas w Bałtyku grał. Ten chudy taki, co ma włosy dłuższe niż krótsze. Upał jak cholera, bo waliło z nieba na jakieś trzydzieści stopni. Mecz na piętnastą, sobota, to już człowiek myśli o tym, jak sobie w bloczku pizgnie się na kanapę, weźmie buteleczkę i posunie żoneczkę, he he. A tu trzeba zapieprzać po
kaliszach. Zajechalim na miejsce gdzieś około południa i tyramy do szatni.
Stary na odprawie zanudzał, co było widać po chłopakach gdyż łby im tak zaczęły zwisać, że wiesz, na kimanie.
- Yhm - Kazik walnął kielona i odkaszlnął.
- No. Po odprawie poszli się rozbiegać, czy też pogibać, bo b
oss nalegał, by w mecz weszli z życiem. Byś zobaczył, jak Litmanen energetycznie
wszedł na murawę. Już po jego pierwszym skłonie zacząłem się z kibicami zastanawiać, czy się aby nie połamie. Ale gdzie tam, tylko sprawia wrażenie takiego krucholca. Powyginał się tam z resztą chłopaków i wrócili nazad, do szatni. Ja już dupy z trybun nie ruszałem, bo na cholerę, jak zajechał później autobus z ekipą. A właśnie, Zdzichu był i pozdrawia.
- Niech
spierdala! - Kazik wyrżnął pięścią w oparcie fotela. -
Jebaniec jeszcze mi oponę wisi, co mu ją do opla pożyczyłem. Wyjeździł bieżnik szmaciarz, ale zapomniał by się rozliczyć czy co. Wielki pan stoczniowiec,
kurwa.
- Nie nerwuj, Kaz, zaś przylezie Maryśka i będzie zrzędzić - Mietek rozlał kolejkę. - Czas podbiło do przodu, gwizdek poszedł, zaczęło się. Mecz to nuda taka, powiem ja tobie, niewiele się działo. My do nich, oni tam do nas, ale tak z akcentem na nasze. Ja, wiesz, patrzyłem głównie co ten
Litmanen pokaże. I powiem ci, że miał nosa ten nasz prezes, czy kto go tam nasprowadzał. Ale ma przegląd gry, jebaniec, wali takie patelnie, takie piłki, że nic tylko strzelać. Tyle tylko, iż nasi jak to nasi, wsio na wiwat, jak ruskie w czterdziestym piątym. W końcu poszła dynamika skrzydłem, piłę dograł
Kiełb, znalazł
Rydzaka i ten ładnie dość urwał. I widzisz, do przerwy do przodu już zostało. W drugiej połowie to już przysypiałem, bo flaszeczka pękła, słońce grzało w sagan a na murawie sen i mogiła.
- To co nasi grali? Na remis? - zdziwił się Kazik.
- Jak
kurwa na remis, jak do przodu było. Normalnie grali, swoje, byle te trzy wywieźć, to wywieźli, nie?
- No i
chuj - Kazik uniósł do góry kieliszek.
- Toteż i właśnie - odparł Mietek, przybił toast i zapodał pociska. - Cztery kolejki więc poszły, siedem punktów jak na beniaminka to już sukces, ale w tabeli nie skoczyli, dalej
ósmy plac. A ty wiesz, że
Pietrycha w końcu do nas trafił? Bo zapomniałem ci powiedzieć wcześniej, że go boss zaklepał jeszcze przed wyjazdem jakoś. I od razu debiut, choć rzyci powiem, że nie urwał. Tu masz, zobacz sobie wypiskę meczową i tego całego Pietrychę, bo asystent mi daje te papiery, żebym
wyjebał na kibel, jak to mawia.
Coś tak niewiele warta ta Warta, a kolejka piąta
- Dobra, Mieciu, weź no jeszcze strzel z ucha jak to było z tą Wartą w Sieradzu i spadam. Do tyłu jestem z tymi wynikami, nie miałem łba do tego - Kazik westchnął ciężko. - Znowu
chuje ludzi pozwalniali, bo redukcja. To te gnoje na górze powinny się zredukować, a nie czepialstwo takie. Poszło trochę dobrych chłopaków, część w sumie znasz, bo robili z nami.
- A dajże mi spokój z tym burdelem - Mietek dokonał otwarcia kolejnej połówki mocy w płynie i rozlał po równo. - Nawet nie będę zaczynał kolejnej dyskusji. Dobra, Warta, powiadasz. To ci powiem, że to samo co wcześniej. Upał w pizdu taki, że się kapcie w beton wtapiały. A, przesadzam. Trzydziestka była, ale koszulinka płynęła potem. Dachu na stadioniku nie uświadczysz, to waliło słońcem po mordziatym i tyle. I powiem ci jeszcze, Kaziu, że chociaż padło kilka bramek, mecz był nudny jak obrady sejmu. Jeszcze nie zdążyliśmy z chłopakami ogarnąć otwieracza do butelek, a już Warta wrzuciła na jeden do zera. Czekaj, jak on tam miał... - Mietek zanurkował w papierach i po chwili wyciągnął rozpiskę meczową, którą tak pieczołowicie przygotował asystent trenera. - Bogumił Ceglarek, o. Chwilę później, bo w trzeciej minucie sędzia zapodał żółty karton dla zawodnika Warty, a nasi w dziewiątej urwali na remis.
- A kto walnął? - zaciekawił się Kazik.
-
Rusinek, bo kto. Ma
jebaniec nosa na bramki, to mu trzeba przyznać - kieliszki stuknęły o siebie. - Sędzia wrzucił drugi karton chłopakom z Warty. Już kończyliśmy piwka i zbliżało się na koniec pierwszej połowy, gdy w doliczonym pierdolnął nie kto inny, a
Jari Litmanen! Skrzydłem poszedł
Kiełb, zgrał w karniaka do
Rusinka, ten wyłożył patelnię, więc Jari tak właściwie tylko kopyto dostawił. Ale to trzeba potrafić. Po golu od razu gwizdek na szatnię, a w drugiej połowie to już
chuj się dział. Nawet gdy powiem, że nudą wiało to już to będzie opis podkolorowany. Dramat po prostu. Za to w lidze skok na
trzeci plac, więc po
pięciu kolejkach już można powiedzieć, że w chyba zażarło jak trzeba. Dobra, Kaźmierz. Tu masz rozpiskę meczową, obejrzyj no sobie, wykończ kielona i kończymy na dzisiaj, bo mnie Maryśka
zajebie później. Jak siedzisz to jeszcze się hamuje, ale gdy się tylko za tobą drzwi zamkną, to
ojacieżpierdolę...
Bo pić to trza umić - a najlepiej to złopać wodę
- Coś pan taki niezbyt wyraźny jest dzisiaj, panie Mietku - przyjrzałem się uważnie naszemu kierownikowi, który przyszedł do szatni prawie na godzinę przed meczem i siadł bez słowa w ciemniejszym rogu sali. - Wątróbka?
- Nie, panie asystentu. Schabowy i żytnia - odparł zmęczonym głosem i zakaszlał. - Kazek miał urodziny wczoraj.
- Wczoraj miał urodziny, a pan żeś jeszcze dzisiaj umiera? - zdziwiłem się, ale w duchu pogratulowałem staruszkowi zdrowia. - Do do której trwały balety?
- Dziś, do piętnastej.
- Skończyliście balować dwie godziny temu?! W środku kurwa tygodnia?! Panie Mietku, wam to się naprawdę sufit w tym bloku na łeb obalił. Wiesz pan, że jest mecz, że stary będzie biegał i się pieklił, bo ostatnio dobrze idzie, a dziś na trybunach prezes będzie. Wiesz pan doskonale, że Raków to nie jakiś gównozespół z pipidówy. Do cholery jasnej z wami - zaaplikowałem kopa w szafkę.
- Cichaj, asystentu, cichaj - Mietek wstał z krzesełka i zachwiał się lekko. - Wszystko mam ogarnięte, zawinę się tylko tak, żeby boss mnie nie przyuważył. Tylko niech pan nie ryka, bo mi sagan rozpiździ za momencik...
- Idź pan do domu, Mietek. Wyśpij się pan, ogarnij, pogadamy jutro. Stare to a durne - mruknąłem do siebie gdy już zatrzasnęły się drzwi za kierownikiem drużyny.
Dziś więc domowy mecz z Rakowem Częstochowa, szósta kolejka II Ligi . Właściwie to mocna ekipa, ale atutem jest nasze boisko oraz to, że chłopaki się nabuzowały ostanimi czasu - zażarło w końcu i są wyniki. Punkty rosną, radość rośnie, prezes także - spaślak jeden. Co ciekawe, boss wziął się do roboty, dzięki czemu mocno mi odpuścił i dzisiejsze popołudnie mam spokojne jak nigdy.
Mecz zaczął się punktualnie o godzinie 19:00. Pogoda elegancka, to i ludzi się trochę nalazło na stadion. Na oko to będzie więcej niż 600, ale mniej niż 1000. To i tak dość dobry wynik jak na Bałtyk. I wszystko byłoby bardziej przyjemne, gdyby nie fakt, że w 35 minucie na prowadzenie wyszli goście. Napora urwał się obrońcom... Heh. Urwał się. Generalnie to wystarczyło, że się lekko rozpędził, bo te nasze środkowe kloce tyle mają gracji, co zakopany w błocie czołg niemiecki Tiger. Boss jak zapieprzył z kopa w bidon, to pod naszą bramką wylądował.
Do przerwy bez zmian, wciąż te 0:1. W szatni El Furiato dał taki popis, że gdy jutro przyjdzie konserwator Zbyszek i zobaczy stan szafek...
- Wam to kurwa nic się nie chce! - Zacharow wyprowadził kopniaka w śmietnik. - Snujecie się jak te małolaty pod Batorym, noż kurwa mać! W obronie dziury, pomoc to nie wiem co odpierdala dzisiaj! Czy ty kurwa Rusinek śpisz, czy dopiero się do spania szykujesz?!
- Ja... - zaczął Krzyś, ale boss nie dał mu skończyć.
- Morda teraz! Masz, ni mniej nie więcej, ZAPIERDALAĆ jak... jak... Po prostu ZAPIERDALAJ. Wypieprzać mi z szatni i grać coś, bo wyjdę z siebie.
Po przerwie coś się ruszyło. Chłopaki zaczęły trafiać w prostokąt i zdobycie kontaktowej bramki to była kwestia czasu. Udało się w 70. minucie, po faulu na Rusinku wapno wykorzystał sam poszkodowany. Boss nie zdążył wyjąć rąk z kieszeni, a już było 2:1. Znowu w akcji Rusinek - było widać, że jest nabuzowany i chce ZAPIERDALAĆ. To tym razem tak zajebał, że aż pajęczynkę w okienku bramki zdmuchnął. Ma skubany tego kopa.
Po drugim golu zaczęła się nudna wymiana niecelnych podań. Oni knocili, myśmy też. Oni kontrowali, my kontrowaliśmy ich nieudane kontry. I tak do zajebania, już powoli sen mnie łapał. Boss po meczu pogratulował chłopakom, a mnie tradycyjnie już zignorował. Dla mnie bomba, nie będę na wieczór humoru tracił.
Do mieszkania wszedłem tak zmęczony, że nie miałem już sił choćby na to by się rozebrać. Uderzyłem w kimono i obudziłem się nad ranem owinięty prześcieradłem, gdyż kołdra jakimś cudem wylądowała na podłodze. I właśnie dlatego nie chodzę spać na trzeźwo.
Od autorzyny - kilka słów na zakończenie manifka
To tyle już na dzisiaj. Do kolekcji głównych postaci w manifestach dołączył pan Mietek, ale myślę, że z czasem pojawią się następne - przecież muszę tutaj wcisnąć też jakiegoś dziennikarzynę, gdy już wybiorę nazwę dla gazety ;).
Jeżeli będzie się Wam mocno nudziło to możecie się określić w komencie czy ma to dla Was jakiekolwiek znaczenie, czy generalnie mam robić co tylko mi przyjdzie do łba, a Wy i tak będziecie to czytać.
Taka długość manifestów jak w poprzednim odcinku stanie się chyba standardem. Podobnie proporcja tekstu do skrinów. Dziś jedynie trochę krócej - wiadomo, niedziela, a człowiek nie wielbłąd, etc. Z czasem przejdę pewnie na system "co trzeci-czwarty dzień", lub też Pon-Śr-Pt-Nie - zobaczymy. Tabel jedynie nie wklejam, gdyż póki co opisuję ukończony wcześniej sezon - dopiero od trzeciego sezonu zacznie się pisanie "na żywca". Dzięki za uwagę - i do przeczytania!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ