Championnat National
Ten manifest użytkownika Enzo przeczytało już 1781 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
P.S, na początku przepraszam za to, że zacząłem od końca, czyli od post scriptum, ale pewne sprawy muszą zostać wyjaśnione. Po pierwsze i ostatnie, chciałbym wytłumaczyć, że w tekście został zamieszony wywiad z głównym bohaterem. Nie jest on jednak wykonany estetycznie, ale głównie chodzi o jego treść, gdyż jest w nim wytłumaczone, dlaczego tą karierę nazwałem "Napoleon francuskiej piłki'. Wszyscy wiem, jak ważne są tytuły, dlatego poświęciłem jemu też trochę czasu.
-A więc zrobimy tak. - zaczął Dominic. - Ja i Benoit mamy dość dobre kontakty z szefem, więc...
- Ja mam dobre stosunki z Geronimim !? - przerwałem. - Widzisz Reginald, mówiłem ci, że to jakiś debil.
- Zamknij się. - uciszył mnie Dominic. - Źle to sformułowałem. Może nie masz dobrych stosunków z szefem, ale będzie dla ciebie miły, bo ma do ciebie pewną sprawę. Nie pamiętasz już jaką?
- Pamiętam. No i co z tego, że będzie miły? - spytałem kompletnie nie wiedząc o co mu chodzi.
- No to, że jak będziemy chcieli z nim porozmawiać, to będzie dla nas szczery. Wykorzystamy to i go podpuścimy. Zadamy mu parę pytań, w których przyzna się, że robi różne nielegalne interesy. Całą rozmowę nagramy, a potem, to się już domyśl sam. - odpowiedział wiceprezes.
- To nie jest zły pomysł. Tylko kiedy z nim porozmawiamy? - zapytałem.
- No nie wiem, ale najpierw musisz go przeprosić za tą całą sprawę z odejściem. - powiedział Dominic. - A i powiedz mu, że do rozmowy o przejęciu klubu przez Włochów wrócicie w lutym.
- Ok.
Potem wiceprezes wraz z Reginaldem wyszedł, a ja zostałem sam na sam z własnymi myślami. Pomysł był dobry, ale nie byłem do końca pewny, czy Dominic jest godny zaufania. W końcu doszedłem jednak do wniosku, że powinienem zaryzykować. Przecież, jeśli tego nie zrobię, to będę musiał odejść z klubu, tak, czy siak, bo nie będę przegrywał, dlatego, że ktoś chcę kupić Bastię, a jak cały plan wypali, to ten problem się rozwiąże.
4.12.2010 19:30
Przed meczem zdecydowałem się na pewne zmiany w taktyce zespołu. Otóż do przodu przesunąłem dwóch bocznych pomocników, którzy stali się skrzydłowymi. Spodziewałem się dlatego, że mecz ten może nam nie wyjść, gdyż nie wiedziałem, jak piłkarze zareagują na zmianę taktyki. Porażka, jednak, nie byłaby wielką tragedią, gdyż lider był daleko przed nami, a przewaga nad trzecim zespołem była spora. Na szczęście moje obawy były nie potrzebne, gdyż już w 18 minucie wyszliśmy na prowadzenie, które dał nam, strzałem głową po rzucie rożnym, Sans. W dalszej części I połowy my przeważaliśmy, ale to Amiens mogło zdobyć gola, gdyż w 46 minucie fatalny błąd popełnił Teddy Mezague, ale obył się bez konsekwencji. W drugich 45 minutach, graliśmy dobrze, lecz nieskutecznie. Myślałem, że mecz zakończy się naszym jedno bramkowym zwycięstwem, ale gola zdobył Barthelemy w 89 minucie. Po meczu mogłem powiedzieć jedno do moich zawodników: - Brawo chłopaki! Spisaliście się świetnie!
SC BASTIA 2-0 Amiens SC
1-0 18' Sans
2-0 89' Barthelemy
STATYSTYKI:
Wracając do domu, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to co się zaraz wydarzy będzie kolejnym już przełomem w moim życiu. Ciekawi was pewnie, co mogło się zdarzyć tamtej nocy, dlatego nie przedłużając, przejdę do opisu tamtej sytuacji. To było tak: do domu wróciłem lekko pijany, gdyż hucznie świętowaliśmy kolejne zwycięstwo w lidze. Usiadłem na kanapie w salonie, by chwilkę odpocząć, ale w tym momencie zadzwonił telefon.
- Witaj Anthony. - odezwał się obcy, kobiecy głos w słuchawce.
- Halo, kto mówi? - spytałem.
- No nie ładnie, że nie poznajesz starej przyjaciółki. To ja, Elisabeth.
- Aha, a która Elisabeth?
- Kurde Anthony. To ja, żona twojego najlepszego przyjaciela, Francois'a
- Aaa, to ty. Wiesz, ciężko mi było rozpoznać twój głos. Nie widzieliśmy się przecież od 15 lat. Jak tam się trzymasz po tym smutnym wydarzeniu?
- No masz rację. Jakim wydarzeniu?
- Rozumiem, nie chcesz o tym mówić, więc nie będę ciągnął tego tematu. W jakiejś konkretnej sprawie dzwonisz do mnie?
- Nie wiem o co ci chodzi, ale to nie ważne. Wiesz może, gdzie jest Francois?
- Czyli ty o niczym nie wiesz?
- O czym mam nie wiedzieć? - spytała Elisabeth.
- Francois nie żyje od kilku tygodni. - odpowiedziałem.
- Haha, czyli ciebie też tak okłamuję. Trochę ciężko mi w to uwierzyć, bo rozmawiałem z nim 3 dni temu. To wiesz, gdzie on jest, czy nie?
- C o ?
- Pytam się, czy wiesz, gdzie on jest? Proszę cię odpowiedz mi szybko.
- Nie wiem, gdzie jest. Czyli on żyje?
- T a k ż y j e i ma się dobrze, ale nie wiem, gdzie on się ukrył i widzę, że ty też nie wiesz. Skoro tak, to na razie,
- Cześć.
W pierwszej chwili zrobiło mi się słabo. Naprawdę nie wiedziałem, co sobie myśleć o tej rozmowie. Każde słowo Elisabeth rozkładałem na czynniki pierwsze. Kilka razy, na głos, powtarzałem sobie każde słowo w tej telefonicznej rozmowie. W głowie zaczęły mi się rodzić najróżniejsze pytania: - Czy on żyje? Czy on mnie oszukał? Jeśli tak, to po co? Dlaczego?... - pytałem sam siebie, choć na żadne z tych pytań odpowiedzi nie znałem. Pamiętam, że tamtej nocy, choć byłem strasznie zmęczony, nie zmrużyłem oka nawet na sekundkę, nie mogłem, po prostu nie mogłem. Po rozmowie z żoną Francois'a byłem prawie pewny, że on żyje, ale, to co spotkało mnie w środę upewniło mnie w 100%. Z klubu wróciłem o 7 popołudniu. Gdy otwierałem drzwi do domu, najwyraźniej zauważył mnie, znany w okolicy, listonosz, gdyż podszedł do mnie, mając na twarzy uśmiech od ucha do ucha. Był to siwy mężczyzna o przyjaznej twarzy, który zawsze sypał różnego typu, nie zawsze śmiesznymi, dowcipami. Na szczęście tamtego dnia nie miał najwyraźniej czasu na dłuższą pogawędkę, gdyż przekazał mi najświeższą pocztę, pożegnał się i odszedł. Najczęściej listów nie było wcale, a jedyne, co przysyłano, to rachunki. Wtedy jednak było inaczej, ponieważ dostałem niepozornie wyglądający list. Zaaferowany nim, niczym dziecko nowym prezentem, otworzyłem go, nie wchodząc nawet do domu. Miałem rację, że zrobiłem to na świeżym powietrzu, gdyż po przeczytaniu jego treści, było ono mi niezbędne. Kartka była pogięta i wystrzępiona, a pismo niestaranne, jakby pisał to 9 latek. Ja wyznawałem, jednak zasadę, że ważniejsza od formy jest treść, dlatego wygląd listu, w odróżnieniu od treści, wcale mnie nie interesował. Od razu powiem, że adresatem był, nie kto inny, jak Francois. Pisał w nim tak: "Drogi Anthony. Pewnie wiesz już dobrze, dlaczego musiałem uciekać i teraz rozumiesz, że nie miałem czasu się z tobą pożegnać. Z historii z wypadkiem wyszedłem bez szwanku, na szczęście, bo śmierć była, wtedy, naprawdę blisko. Pewnie chcesz się ze mną spotkać, dlatego od razu powiem ci miejsce i czas naszej najbliższej rozmowy. Jak pewnie wiesz, drugi mecz w nowym roku rozgrywacie na wyjeździe, spotkamy się jakoś tam, po meczu. Pozdrowienia Francois." Po przeczytaniu listu, stałem, jak wryty przez 2 minuty na chodniku przed moim domem. Choć nie okazywałem tego, to byłem, tak szczęśliwy, jak nigdy przedtem. Było to niebywałe uczucie. W jednej chwili okazało się, że w świecie, gdzie byłem zdany tylko na siebie i nie mogłem nikomu zaufać, nagle znalazł się jeden mój sojusznik, człowiek, któremu mogłem zaufać, a którego straciłem. Wiecie to coś niesamowitego i niedopisania, kiedy dowiadujecie się, że odzyskujecie coś, co straciliście, mogłoby się myśleć, że na wieki. Od dnia otrzymania listu zmieniłem się na lepsze. Humor mi się poprawił znacznie, byłem radośniejszy, a moje szczęście wpłynęło również na moich zawodników, którzy też czuli się lepiej. Najważniejszą ze zmian było to, że zacząłem do świata podchodzić znacznie optymistycznie, a to było mi bardzo potrzebne, gdyż mieliśmy zagrać z Boulogne w 8 rundzie Pucharu Francji.
12.12.2010 14:00
Po dwóch pierwszych spotkaniach z amatorami, wreszcie nadszedł poważny mecz w Pucharze Francji. Jak już wspomniałem, rywalem było US Boulogne, które w obecnym sezonie dość dobrze spisywało się w Ligue 2, zajmując tam 5 miejsce. Dla mnie osobiście był to arcyważny mecz, dlatego że miał nam pokazać, ile jeszcze brakuje Bastii do drużyn grający w Ligue 2. Głęboko wierzyłem w nasze zwycięstwo, ale okazało się, że nie tylko ja, ponieważ na Stade Armani Cesari dopingowało nas ponad 3300 kibiców, co było dotychczasowym rekordem frekwencji. Od samego początku spotkania ruszyliśmy do ataków, ale brakował nam, tego, co zwykle, czyli skuteczności. Muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony postawą USBCO, które kompletnie nie istniało w pierwszej, jak i w drugiej połowie meczu. Niestety nie wykorzystaliśmy tego i rozpoczęła się I część dogrywki, w której jednak nic ciekawego się nie działo. Co innego w II. W 114 minucie, stadion oszalał, gdyż pięknym strzałem głową po rzucie rożnym, prowadzenie dał na Matthieu Sans. Potem wydarzyło się coś przedziwnego. Boulogne rozpoczęło grę od środka, Gregory Thil zaczął biec z piłką i pięknym, naprawdę pięknym, strzałem z 45 metrów pokonał naszego rezerwowego bramkarza Dume Agostniego. Byłem już wtedy pewny, że mecz rozstrzygnie się w karnych i rzeczywiście nie pomyliłem się. Przenieśmy się trochę w czasie... 4 kolejka rzutów karnych, a właściwie jej koniec. Fabien z USBCO musi trafić, by goście mieli szans na zwycięstwo, ponieważ jest 4-2 dla nas w karnych. Chwila niepewności... i n i e t r a f i a ! Utonąłem w objęciach sztabu trenerskiego. Po meczu jeszcze długo publiczność nas oklaskiwała, choć nie wiem, za co, bo 9 runda Pucharu Francji to jeszcze żaden sukces. Zagramy w niej z Lorient, czyli drużyną z Ligue 1. Cieszyłem się z takiego losowania, gdyż dzięki temu Bastia wróci na piłkarskie salony.
SC BASTIA 1-1 (kar. 4-2) US Boulogne
1-0 114' Sans
1-1 115' Thil
kar: 4-2 dla Bastii
STATYSTYKI:
Po naszym zwycięstwie, wreszcie ktoś zainteresował się SC Bastia. Okazało się, że jakiś dziennikarze chce napisać o nas artykuł do L'Equipe, a jedną z części artykułu miał być wywiad z trenerem Bastii, czyli ze mną. Niestety dziennikarz, który to wszystko robił, miał przyjechać tego samego dnia, co mecz tylko, że później, dlatego nikt w klubie nie mógł porządnie świętować. W siedzibie miał panować idealny porządek, więc musiałem posprzątać w swoim gabinecie, co było zadanie wymagającym sporego wysiłku. Kiedy dziennikarz przyjechał było po 20. W klubie panowało napięcie. Oczywiście na pierwszy ogień poszedłem ja, gdyż Geronimi wysłał redaktor do mnie. Gdy go zobaczyłem pierwszy raz, zdziwiłem się bardzo. Był to młody chłopak. Miał może z 25 lat. Wyglądał przyjaźnie, a może wręcz poczciwie. Ciężko byłoby rozpoznać, że był dziennikarzem, a jedyne, co mogło go ujawnić to kapelusz, wiecie, taki dziennikarski. Przedstawił się, a sekretarka przyniosła mu kawę. Potem chwilkę luźnie sobie pogawędziliśmy, aż w końcu przeszyliśmy do tego, co najważniejsze. Może nie denerwowałem się , aż tak bardzo, ale napewno jakieś mały stres był, bo pamiętam, że pociły mi się dłonie. Na szczęście redaktor okazał się wyrozumiały, więc przed samym wywiadem próbował mnie uspokajać.
WYWIAD:
- Czy kiedykolwiek wcześniej był pan tak bardzo szczęśliwy jak dziś?
- Teraz jestem bardzo szczęśliwy, ale były momenty w moim życiu kiedy byłem bardziej. Cieszę się jednak z tego zwycięstwa, aczkolwiek to dopiero początek naszej drogi w Pucharze Francji.
- Czyli liczy pan na coś więcej w PF? Półfinał? Finał? A może zwycięstwo?
- Haha, aż tak daleko w przyszłości nie wychodzimy, a naszym jedynym i głównym założeniem jest granie w każdym meczu, tak jak najlepiej potrafimy. Najpierw zajmujemy się graniem w piłkę, a dopiero potem ustalaniem celów sobie i drużynie.
- Wie pan dlaczego wywiad ma tytuł " Napoleon francuskiej piłki"?
- Domyślam się, ale nie jestem do końca pewien.
- A wytłumaczyłby pan czytelnikom?
- Według mnie, chodzi o to, że nasz narodowy bohater Napoleon urodził się na Korsyce, a ja zaczynam swoją poważną karierę również na tej samej wyspie, ale w innym mieście. Nie wiem, czy to poprawna odpowiedź, ale tak mi się wydaje.
- Widzę, że maturę z historii zdał pan na szóstkę, odpowiedź jest w pełni poprawna. Nie był pan nigdy związany z piłką, więc jak się stało, że został pan trenerem?
- Historia o początkach mojej przygody trenerskiej nie jest jakaś niezwykła. Mój przyjaciel był właścicielem amatorskiego klubu i poprosił mnie, abym poprowadził jego zespół. Zgodziłem się i wykorzystałem swoją szansę, gdyż z tamtym klubem awansowaliśmy w pierwszym sezonie do wyższej ligi, a potem poszło już z górki.
- A w jaki sposób dostał pan pracę w Bastii?
- Klub spadł i właściciel szukał trenera ze świeżym spojrzeniem na piłkę i w jakiś sposób natknął się na mnie. Zaproponował mi pracę w Bastii, jako menadżera, a ja zgodziłem się na to bez wahania.
- Rozumiem. Zajmujecie na ten moment 2 miejsce w tabeli. To satysfakcjonujący wynik?
- Ja osobiście się z niego cieszę, ale wiadomo, że mistrzostwo byłoby wspaniałe, choć awans do Ligue 2 wystarczy nam w zupełności.
- Dobrze, że wspomniał pan o Ligue 2. Awans macie prawie pewny, ale czy zespół stać na utrzymanie się w wyższej lidze?
- Jestem pewny, że utrzymamy się. Już teraz w klubie gra wielu piłkarzy, którzy spokojnie poradziliby sobie w 2 lidze, a może nawet w Ligue 1.
- A wymieniłbym ich pan?
- Nie wiem, czy dobrze robię wyróżniając pewnych zawodników, ale ok. Napewno Wahbi Khaziri poradziłby sobie z łatwością w Ligue 1, mimo swojego młodego wieku. Myślę, że El Azzouzi strzelałby również bramki na boiskach 2 ligowych. Stephane Noro, który radził już sobie w barwach Hawru w Ligue 2. Mathieu Robail, który posiada ogromny potencjał, lecz do końca go jeszcze nie wykorzystał. Wiadomo jednak, że nasz obecny sukces zdobyliśmy tylko i wyłącznie grą zespołową, a wymienieni przez mnie piłkarz sami nie osiągnęliby nic.
- Pański kontrakt kończy się w czerwcu 2011 roku, czy rozmawiał pan z działaczami o przedłużeniu go?
- Jeszcze nie. Porozmawiamy o tym po zakończeniu sezon, gdyż według umowy, kontrakt będzie mógł przedłużony, jeśli awansuje do Ligue 2, a dopiero pod koniec sezonu będzie to wiadome.
- A nie myślał pan o pracy w nowym klubie?
- Nie zawracam sobie głowy takim odległymi marzeniami. Najpierw jednak chciałbym zrealizować, jak najwięcej z obecnym klubem. Za cel postawiłem sobie awans do Ligue 1 i dopóki nie dokonam tego, to z Bastii nie odejdę.
- Ambitne plany, ale może być o nie trudne z taką grą, jaką prezentujecie obecnie. Mimo, iż zajmujecie wysokie miejsce, to wasza gra nie przekonuje. Większość meczów wygrywacie, wyrywając je rywalom, a chyba nie o to chodzi. Dlaczego tak się dzieje?
- Hmm... Myślę, że jest to spowodowane tym, że drużyna nie zgrała się jeszcze do końca, a wymaga to sporo czasu i wielu treningów, Natomiast nasze nikłe wygrane są głównie przez niewykorzystywanie wielu stuprocentowych sytuacji
- Więc będziecie szukać wzmocnień do ataku?
- Nie do końca. Naszym największym problemem jest jednak gra obronna i to tą formację chciałbym wzmocnić najbardziej, niestety transferów zimą raczej nie będzie, a jeśli już to szukać będziemy zawodników wolnych.
- Czemu?
- Nie wiem. Proszę o to spytać ludzi za to odpowiedzialnych, czyli prezesa.
- Zbliżają się powoli święta, więc proszę powiedzieć, jaki prezent byłby dla pana wymarzony?
- Napewno zdrowia, bo ono jest najważniejsze. Jeśli chodzi o sprawy sportowe, to życzyłbym sobie łatwego awansu do Ligue 2, a potem dalszych sukcesów z Bastią.
Po skończeniu naszej rozmowy, zaprowadziłem redaktora Cuvillier'a, bo tak się nazywał, do gabinetu prezesa. Geronimi starał się być miły i uprzejmy. Zaproponował mu nawet szklaneczkę Whisky, ale Cuvillier okazał się być abstynentem i propozycja ta najwyraźniej nie spodobał mu się, gdyż opowiedział na nią utartym sloganem, że w pracy nigdy nie pije. Zaskoczony odmową, Geronimi zaczął się gubić. Jąkał się i mówił coś kompletnie niezrozumiałego, a przy tym ciągle ocierał pot z czoła i nosa. Męczyłby się jeszcze pewnie długo, ale jego katusze dostrzegł dziennikarz i w końcu przeszedł do sedna. Począł pytać go o sprawy związane z transferami i finansami klubu. Mój szef odpowiadał na pytania, kłamiąc, jak z nut, a że potrafił to robić, jak nikt inny, wszystko wyszło dość naturalnie. Widziałem, jak w duchu cieszył się ze zbliżającego się końca rozmowy. Nie przewidział jednego, tego że dziennikarz najtrudniejsze, a zarazem najciekawsze pytania zostawi na koniec. Cuvillier zapytał o rzekome przejęcie klubu przez tajemniczych Włochów i zamieszanie z tym związane. Prezes stał, jak wryty. Widziałem, jak jego olbrzymia gęba zaczerwieniała, z uszu zaczęła lecieć para. Stary po prostu zagotował się, a ja czekałem, kiedy w końcu wybuchnie. Pomyliłem się jednak.
- Odmawiam komentarza w tej sprawie - odpowiedział przez zęby Geronimi.
- Ja jednak prosiłbym o wypowiedzenie się pana w tej sprawie - ciągnął dziennikarz. - Przecież nie ma pan nic do ukrycia, prawda?
W tym momencie prezes nie wytrzymał: - Wynocha! - krzyczał Geronimi. - Wynoście się stąd i nigdy więcej się tu nie pokazujcie!
Zrobiliśmy to, co kazał i w pośpiechu wyszliśmy z gabinetu. Kilka dni później ukazał się w L'Equipe obszerny artykuł o Bastii, w którym nie zapomniano również wspomnieć o prezesie, "psychicznie chorym choleryku". Bardzo to go rozwścieczyło, ale nie mógł nic z tym zrobić i to było w tym wszystkim najśmieszniejsze. Po czasie, okazało się, że to Dominic opowiedział Cuvillier'owi sprawę z kupnem klubu i to on namówił go do zapytania o to prezesa. Cała ta sytuacja wpłynęła na wynik naszej wewnętrznej wojny w klubie, gdyż to ja, Dominic i Reginald prowadziliśmy 1:0 z naszym szefem. Sprawa ta nie osłabiła jednak pozycji prezesa, a sprawiła jedynie, że mieliśmy nad nim małą przewagę psychiczną.
22.12.2010 20:00
Na ten moment rozgrywek był to kolejny już najważniejszy mecz sezonu. Jeśli wygralibyśmy, to wciąż zachowalibyśmy szanse na mistrzostwo, a przy tym zyskalibyśmy coś więcej, przewagę psychiczną nad największym rywalem. Jeśli jednak wygrałoby Guingamp, to sprawa 1 miejsca zostałaby zamknięta i to tak na amen. Zaczęliśmy dobrze, ale to Guingamp w 1 minucie meczu mogło już prowadzić 1:0, ale z 5 metrów jeden z przeciwników przestrzelił. Taki zimny prysznic pomógł nam, gdyż to Bastia zaczęła przeważać. Po wymianie 10 podań z pierwszej piłki, Robail strzelił pięknego gola po mierzonym uderzeniu w sam róg bramki. Prowadziliśmy 1 bramką i nie zanosiło się na to, by Guingamp mogło dziś wygrać. Niestety w 40 minucie, Lionel Mathis doprowadził do remisu po wspaniałym uderzeniu w okienko z 30 metrów. Do końca I połowy utrzymał się już wynik remisowy. II cześć gry zaczęła się dla nas fatalnie, bo w 50 minucie, najlepszy zawodnik rywali, Bazile wyprowadził Guingamp na prowadzenia. Bardzo szybko zareagowałem na bramkę rywali i wprowadziłem dwóch świeżych zawodników, ale koszmar trwał dalej, 54 minuta, znów Bazile zdobywa kolejną bramkę dla gospodarzy po, chyba bramce sezonu, idealnym lobie z 25 metrów. To już chyba koniec meczu. Czara goryczy dopełniła się w 88 minucie, kiedy swoją trzecią bramkę zdobył Bazile. Wynik się już nie zmienił i skończyło się na wielkiej wtopie z naszego punktu widzenia.
EN AVANT DE GUINGAMP 4-1 SC Bastia
0-1 21' Robail
1-1 40' Mathis
2-1 50' Bazile
3-1 54' Bazile
4-1 88' Bazile
STATYSTYKI:
Szczerze mówiąc nie byłem zbytnio zmartwiony tym wynikiem. Być może nie docierało do mnie, że ponieśliśmy największą klęskę w tym sezonie i definitywnie straciliśmy, jakiekolwiek szanse na 1 miejsce. Na szczęście nie musiałem się tłumaczyć z tego wyniku przed Geronimim, gdyż od razu po przyjeździe do Bastii, wyjeżdżałem na święta do Bretanii, a wracałem dopiero 6 stycznia, więc nikt do tego czasu nie będzie pamiętać tego wyniku. Niestety przybył mi kolejny problem, który był nieunikniony, a kwestią czasu było, kiedy on do mnie przyjdzie. Choć pewnie domyślacie się, jaki to problem, to wytłumaczę skąd dowiedziałem się, że przyszedł. Był 23 grudzień, około godziny 14. Zamykałem właśnie drzwi do domu i w pośpiechu zacząłem iść do portu. Myślałem o tym, jak będą wyglądać święta. Z mojego zamyślanie zostałem wybity nagle i brutalnie, gdyż wpadł na mnie jakiś mężczyzna. Siła uderzenia była, tak duża, że mężczyzna upadł, a wraz z nim rozsypały się jakieś kartki do niego należące. Spojrzał się na mnie i momentalnie zaczął zbierać papiery. Pomogłem i na jednej z kartek, zupełnie przez przypadek, zobaczyłem swoje zdjęcie i dokładny mój opis. Udałem, że nic nie zauważyłem, choć widziałem wszystko. Oznaczało to, że ludzie Jean'a wiedzą, gdzie jestem, dlatego natychmiast zadzwoniłem do Reginald, by do 6 stycznia znalazł mi nowe mieszkanie, tym razem w bloku, bo dom już mi się znudził. Ze świąt wróciłem pozytywnie naładowany i bojowo nastawiony na czekające mnie wyzwanie. Pierwszym z nich, chyba najtrudniejszym, był Puchar Francji.
PUCHAR FRANCJI
8.01.2011 15:30
To już 9 runda Pucharu Francji i kolejny rekord frekwencji znów został pobity, gdyż na trybunach naszego stadionu zasiadło aż 4238. Mecz zaczęliśmy udanie, od śmiałych ataków na bramkę Lorient. Moi piłkarze w ogóle nie przestraszyli się znacznie wyżej notowanych rywali i już w pierwszych minutach mogliśmy prowadzić 1:0 lub 2:0. W 30 minucie stał się pierwszy cud, gdyż Sadio Diallo strzelił pierwszego gola dla nas. Czekałem, kiedy Lorient odpowie na to bramką wyrównującą. W 37 minucie wydarzył się kolejny cud, kiedy to po dośrodkowaniu Mathieu Sans strzelił drugiego gola dla naszej Bastii. Te 7 minut wstrząsnęło Lorient, gdyż nie podnieśli się już do końca spotkania, a na dodatek w II połowie, to my sprawialiśmy wrażenie lepszych i równie dobrze mogliśmy prowadzić 3 lub 4 bramkami. Kiedy sędzia gwizdnął po raz ostatni, stadion oszalał. Kibice, zawodnicy i sztab trenerski wspólnie świętowali awans do kolejnej rundy na murawie Stade Armand Cesari, aż do późnych godzin nocnych. Następnego dnia stało się coś jeszcze bardziej wspaniałego. Okazało się, że w 10 rundzie zagramy z.... Olympique Lyon, więc można to skomentować jednym zdaniem: Bastia wraca na salony, ale już na te największe salony!
SC BASTIA 2-0 FC Lorient
1-0 30' Diallo
2-0 37' Sans
STATYSTYKI:
22.01.2011 15:00
8882 osób. Takiej liczby kibiców na Stade Armand Cesari nie zanotowano od czasów, kiedy Bastia grała jeszcze w Ligue 1, czyli 7 lat temu. Szczerze mówiąc, zapełniony stadion po brzegi wyglądał imponująco i pierwszy raz w karierze nogi zatrząsł mi się podczas wejścia na ławkę. Byłem zdenerwowany, gdyż wiedziałem, że te 9000 osób naprawdę wierzy w zwycięstwo mojej drużyny i za wszelką cenę nie mogłem ich zawieźć, choć w momencie rozpoczęcie meczu, nic nie zależało ode mnie. Niestety moi piłkarze również czuli się stremowani i już w 13 minucie Gomis zdobył prowadzenie dla Lyonu. Wtedy przez głowę zaczęły przechodzić mi myśli, że mecz może zakończyć naszym pogromem. Na szczęście nie po raz pierwszy myliłem się w tej kwestii. I cześć gry jakoś przetrwaliśmy, choć OL przeważał. II połowa była natomiast koncertem naszej gry i od 46 minuty zepchnęliśmy Lyon do głębokiej defensywy. Niestety na potęgę marnowaliśmy nasze 100% sytuacje. Sam El Azzouzi 2 razy trafił w poprzeczkę w przeciągu 10 minut. W końcu jednak trafił, w 64 minucie i mecz rozpoczynał się od nowa. Poszliśmy za ciosem i w 79 minucie Sylla, który wszedł za kontuzjowanego Diallo, strzelił gola na 2:1 dla nas. Tak, jak mogłem się spodziewać OL rzucił się do ataku, ale przetrwaliśmy do końca i mogło się rozpocząć w świętowanie, a zapewniam, że było naprawdę huczne. Jakby nie patrząc ograliśmy lidera i wicelidera ( Lorient ) Ligue 1 i na wyciągnięcie ręki mieliśmy ćwierćfinał Pucharu Francji, gdyż w kolejnej rundzie przyjdzie nam zagrać z amatorami z Yzeure.
SC BASTIA 2-1 Olympique Lyon
0-1 13' Gomis
1-1 64' El Azzouzi
2-1 79' Sylla
STATYSTYKI:
Pomiędzy meczami z Lyonem odbyły się również dwa mecze 3 ligi, które okazały się dla nas łatwe, niczym przedsezonowe sparingi. U siebie graliśmy z US Orleans. , a na wyjeździe z Creteil. Nie warto jednak tym meczom poświęcać zbyt wiele czasy, gdyż przeciwnicy zostali przez nas ztłamszeni i praktycznie na boisku nie istnieli. W Creteil jednak miało się wydarzyć coś o wiele ważniejszego. Otóż po meczu, w nocy, miałem odbyć poważną rozmowę z Francois, przed którą denerwowałem się bardzo...
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Rozbudowa bazy treningowej |
---|
Rozbudowa bazy treningowej nie trwa zwykle dłużej niż kilka miesięcy (ok. pięciu), pozwala jednak wskoczyć na wyższy poziom standardów szkolenia w naszym klubie. Jedna rozbudowa równa się jednemu poziomowi wyżej. Najwyższe standardy określane są jako Doskonałe i Najnowocześniejsze. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ