Jak zapowiadałem w poprzedniej części w przerwie letniej doszło do kilku znaczących zmian personalnych. Pracę straciło zaledwie dwóch kopaczy – Sergio Berti – musiałem go wyrzucić, gdyż miałem zbyt dużo zawodników z zagranicy oraz fenomenalny rumuński obrońca, wielokrotny reprezentant swej ojczyzny – Matei Mirel Radoi. Kwota transferu to całkiem przyzwoita sumka, bowiem 15 mln dolców nie leży na ziemi :).
Za tę kasę mogłem znacząco wzmocnić zespół, i tak, zakupiłem tych oto kopaczy:
Emilio Mora z Cruz Azul $1.1 M (świetny napastnik, reprezentant Meksyku)
Pablo Galdames z Cruz Azul za $2.3 M (reprezentacyjny, defensywny pomocnik pochodzący z Chile, świetna inwestycja)
Tomasz Iwan z Polonii Warszawa bosman (dobry polski pomocnik)
Jarosław Piątkowski z Wisły Kraków za $3 M (przyszłość polskiej piłki)
Łukasz Załuska ze Stomilu Olsztyn za $750 K (młodziutki, polski bramkarz, poważny konkurent Matyska)
Marco Simone free transfer (doskonały napastnik, znany na całym świecie)
Paweł Strąk z Wisły Kraków loan (rezerwowy obrońca)
Paweł Skrzypek z Legii Warszawa za $500 K (bdb polski defensor)
Michał Żewłakow free transfer (wiadomo – czołowy polski obrońca)
Maciej Wasilewski z Amiki Wronki za $100 K (defensywny pomocnik/obrońca – wiążę z nim duże nadzieje)
Przed rozpoczęciem sezonu rozegrałem zaledwie jedno spotkanie kontrolne, z KP Konin na wyjeździe. Zgodnie z oczekiwaniami - pewne zwycięstwo 4:0 (Simone 2, Piątkowski 2) Nowi gracze spisali się bardzo dobrze, co umocniło mnie w przekonaniu, że były to naprawdę trafne wzmocnienia. Sądząc po postawie moich podopiecznych w spotkaniu towarzyskim, w tym sezonie powinno pójść mi nadzwyczaj dobrze. Cel może być tylko i wyłącznie jeden – tytuł mistrza Polski!
Przed pierwszą kolejką Ekstraklasy sprzedałem jeszcze Siergieja Omeljanczuka do Górnika Zabrze za $500 K. Chłopak nie mieścił się w kadrze, więc po co miał się marnować w drużynie rezerw. Wypatrzyłem jeszcze jedną polską perełkę, a mianowicie Tomasza Moskałę. Bez chwili zastanowienia wykupiłem go z GKSu Katowice za $1 M. Skład naprawdę bardzo mocny i wyrównany.
Listkiewicz i spółka przydzielili Kolejorza do grupy B, w której oprócz mnie występować miały: Górnik Zabrze, Hetman Zamość, Wisła Kraków, Groclin Grodzisk, Widzew Łódź, Zagłębie Lubin oraz Ruch Chorzów. Po losowaniu byłem bardzo zadowolony, gdyż praktycznie każdy team w grupie bez problemu mogę pokonać.
Potwierdziło to pierwsze spotkanie ligowe, z Ruchem Chorzów na wyjeździe. Kolejorz wybiegł na to spotkanie w następującym składzie: GK Załuska – DL Sznaucer DC Wasilewski DR Wiśniewski – DMC Pablo Galdames – MC Iwan MC Grzelac MC Citko – SC Bebo SC Simone SC Mora. Taką jedenastką oraz ławką rezerwowych (Matysek, Skrzypek, Piątkowski czy też Moskała) poszczycić mogliśmy się tylko my. Spodziewałem się wygranej, ale nie w takim stylu... Sześć goli na wyjeździe to trzeba przyznać nie lada wyczyn. Tak, chorzowianie schodzili do szatni z bagażem 6 bramek! Honorowego gola wbił Mariusz Śrutwa, cudem pokonując debiutującego w barwach Kolejorza Załuskę. W drugiej kolejce spotkałem się z Zagłębie Lubin, również na wyjeździe. Wygrałem skromnie 1:0, po bramce z karnego. Pewnym wykonawcą okazał się sam poszkodowany, Kheled Bebo (’26). Do końcowego gwizdka moi podopieczni kontrolowali grę na boisku, nie pozwalając rywalom zagrozić bramce Łukasza Załuski. Pierwszy mecz w tym sezonie, rozgrywany na stadionie przy ul Bułgarskiej, wygrałem pewnie 4:1, z łódzkim Widzewem. Rozstrzygnięcie zapadło już w pierwszym kwadransie gry. Dwie bramy Simone (‘6, ’12) i po jednym trafieniu Grzelaka (’15) oraz Bebo (’17) zapewniły nam trzy punkty. W lidze idzie bardzo dobrze, 3 mecze i 9 punktów, dawały Kolejorzowi pierwsze miejsce w tabeli, zaraz za nami uplasowała się Wisła, Górnik oraz Groclin.
Po miłych perypetiach ligowych czas na Puchar UEFA. W rundzie
eliminacyjnej wylosowałem estoński klub FC Kuressaare. Pierwsze spotkanie rozegrałem w Poznaniu. Jak było można się spodziewać pewna i łatwa wygrana 3:0. Identyczny wynik padł również w meczu rewanżowym. Końcowy wynik w dwumeczu to 6:0 dla poznaniaków, tak więc mój debiut w europejskich Pucharach można uznać za jak najbardziej udany.
Z europejskich boisk trzeba (niestety...) wrócić na krajowe stadiony. Zwycięstwo nad Górnikiem 5:1 (home), napawało mnie optymizmem przed zbliżającym się mega-hitem – Wisła Kraków (2th) – Lech Poznań (1th). Niestety – krakowianie, jako pierwsi w tym sezonie pokonali moich podopiecznych 3:2. Cały mecz był bardzo wyrównany, jednak bramkarz Wisły – A. Bledzewski – rozgrywał swój życiowy mecz. Mimo tej porażki pochwaliłem zespół, po prostu wiślakom tamtejszego dnia sprzyjało szczęcie i... sędzia.
Kilka dni temu Real Madryt opuścił podstawowy obrońca – Fernando Ruiz Hierro. Długo się nie zastanawiając postanowiłem sprowadzić tego wielokrotnego reprezentanta Hiszpanii na Bułgarską. Polskie media długo rozpisywały się o tym wydarzeniu – faktycznie – jest o czym mówić. Legendarny piłkarz występować będzie w polskiej ekstraklasie. To już druga gwiazda światowego formatu po Marco Simone, która występować będzie w Wielkopolskim Klubie Piłkarskim.
W kolejnym pojedynku zmierzyłem się z Grocilnem Grodzisk. Derby Wielkopolski po raz pierwszy w tym sezonie, tym razem odbyły się w ramach ligi i to na boisku w Poznaniu. Grupka kibiców Dyskoboli odjeżdżała do domów z fatalnych nastrojach, bowiem ekipa z Bułgarskiej rozgromiła rywali 5:3. W 90 minucie Piątkowski strzelił 6 gola, jednak sędzia go nie zaliczył. Mało tego, niedoszły strzelec kilkanaście sekund później sfaulował jednego z piłkarzy Groclinu i musiał opuścić plac gry. W następnym meczu ligowym pewnie pokonałem Hetman Zamość 3:1 (away).
Czas na krajowe Puchary. W 3 rundzie P. Ligi wylosowałem wroniecką Amikę. Postanowiłem sobie odpuścić, już rok temu walczyłem na trzech frontach i efekty były nie najlepsze... Zamiast polskich Pucharów lepiej zdobyć tytuł Mistrza oraz dojść jak najdalej w Pucharze UEFA. Wystąpiłem więc w rezerwowym składzie. Mimo tego do przerwy wynik był korzystny dla nas – 1:0. Po zmianie stron na kilkanaście minut musiałem (dosłownie) ściągnąć bramkarza (przesunąłem go do linii ataku). Efektem były trzy gole w wykonaniu Amiki.
Moją europejską przygodę w Pucharze UEFA rozpocząłem od pojedynku z chorwackim NK Dinamo. Pierwszy mecz rozgrywany był w Poznaniu. Na stadion przyszło blisko 16 tysięcy kibiców. Już od pierwszego gwizdka moi podopieczni, niesieni dopingiem kilkunastotysięcznej publiczności, zaczęli atakować bramkę gości. Nic z tego nie wynikało, bowiem w bramce bardzo pewnie poczynał sobie Tomislav Butina. Przyjezdni w pierwszej połowie praktycznie tylko raz zagrozili Łukaszowi Załusce. Abramovic strzałem z woleja próbował pokonać młodziutkiego bramkarza Lecha, jednak rosnący gwiazdor polskiej piłki, jak zawsze był na miejscu. Po zmianie stron mecz był bardziej wyrównany. Rozstrzygnięcie zapadło dopiero w 74 minucie, kiedy to Jarosław Piątkowski pięknym strzałem umieścił piłkę w bramce Dinama. Do końca spotkania stroną przeważającą byli poznaniacy, wynik jednak nie uległ już zmianie. Rewanż za dwa tygodnie, ale na stadionie w Chorwacji.
W międzyczasie rozegrałem trzy spotkania: z Widzewem Łódź w lidze 3:2 (away) oraz dwa mecze Pucharowe z Amiką (rewanż P. Ligi) i KS Myszków (3 runda P. Polski). Postanowiłem tak jak poprzednio się podłożyć, i tak kolejno przegrałem 2:3 z Kuchenkami oraz 4:6 z Myszkowem. Po raz kolejny musiałem ściągnąć na kilkanaście minut bramkarza, gdyż nawet rezerwowym składem gromiłem do przerwy Myszków 4:1 oraz Amicę 2:1. Tym samym przygodę z Polskimi Pucharami uważam za skończoną. Teraz bez dodatkowych meczów mogłem się skupić na lidze oraz Pucharze UEFA.
W rewanżowym meczu 1 rundy P. UEFA nad wyraz łatwo rozprawiłem się z NK Dinamo – 3:1. Mecz ustawiła bramka, strzelona już w 2 minucie
przez meksykanina Emilio Morę. Kontaktowego gola w 22 min. wbił zaledwie 19 letni napastnik z Chorwacji – Krancjar. Wynik remisowy utrzymał się do przerwy. Po zmianie stron zdecydowaną przewagę uzyskali moi podopieczni, czego dowodem były dwa kolejne trafienia Iwana (’47) oraz Moskały (’90). Ostateczny wynik konfrontacji z Chorwatami to 4:1 dla Kolejorza – mogłem być zadowolony. W drugiej rundzie wylosowałem belgijski klub R Standard De Liege.
Następnie zmierzyłem się w lidze z Ruchem Chorzów 1:1 (home – niespodzianka kolejki), Zagłębiem Lubin 1:0 (home) oraz Górnikiem Zabrze na wyjeździe. Ten mecz na długo zapadnie w pamięci zabrzańskim kibicom – wynik 6:1 mówi wszystko za siebie! Tak jest – po prostu zmiażdżyłem rywala. Już w pierwszej połowie było 5:1 po bramkach Mory (’16), Citko (’25, ’29), Simone (’31) oraz Moskały (’41). W drugiej części tego spotkania zmieniłem najlepszych zawodników, dając szansę dublerom (tym samym oszczędziłem podstawowych graczy, przed zbliżającymi się wielkimi krokami meczami w europejskich Pucharach). Jedynego gola strzelił Khaled Bebo, który w 52 minucie dobił załamanych piłkarzy, trenerów oraz kibiców w Zabrzu.
Po tym spotkaniu postanowiłem wzmocnić... sztab szkoleniowy. Zatrudniłem trzech nowych trenerów: Zbigniewa Małachowskiego z Groclinu, Czesława Żurkowskiego ze Stomilu oraz Jacka Bednarza z Pogoni Szczecin (asystent managera). Tym samym prace stracili dotychczasowi szkoleniowcy: Tomasz Wichniarek, Krzysztof Surlit oraz Czesław Jakołewicz.
Już z nowym sztabem przystąpiłem do kolejnego meczu w Pucharze UEFA, przeciwko Standard Liege. Pierwszy mecz rozgrywany był na stadionie przy ul. Bułgarskiej, w Poznaniu. Komplet publiczności – 18 tysięcy! Tylu widzów już dawno nie przyszło na trybuny poznańskiego stadionu. Zawodnicy przeszli sami siebie. Widocznie te kilkanaście tysięcy gardeł maksymalnie ich zmobilizowało, bowiem wygraliśmy aż 5:1 (4:0 do przerwy)! Radość po spotkaniu była ogromna, feta trwała jeszcze długo po końcowym gwizdku. Awans do kolejnej, trzeciej już rundy stał się faktem. Trudno przecież roztrwonić taką przewagę w wyjazdowym, rewanżowym meczu.
Moi piłkarze pokazali również w następnym ligowym meczu, iż są w doskonałej dyspozycji (to już trzecie mecz zakończony pogromem rywali!). Tym razem ofiarą padł Hetman Zamość – również 5:1 do przodu. Kolejne wielkie i huczne świętowanie! Niestety, w kolejnym meczu nastroje były zupełnie odmienne. Widocznie sodówka uderzyła zawodnikom Kolejorza do głów, bowiem przegraliśmy w derbach Wielkopolski 4:1 (1:1) z Dyskobolią Grodzisk.
Pełen obaw wyjechałem do Belgii, gdzie zmierzyć miałem się z Standard Liege w rewanżowym meczu P. UEFA. Pomimo okropnej pogody, rzęsistego deszczu oraz śliskiej murawy udało wywieść się remis 1:1. Z wyniku oraz postawy zawodników mogłem być jak najbardziej zadowolony.
Ostatnia kolejka ligowa w rundzie jesiennej to wielki hit: Lech Poznań – Wisła Kraków. Przez cały rok krakowski zespół był moim najgroźniejszym rywalem, na krok nie odstępującym Lecha w tabeli. Przez cały czas liczyliśmy się tylko my oraz Wisła, pozostałe drużyny dzieliła spora przepaść. Obydwa teamy awans do grupy mistrzowskiej miały już dawno zapewniony, teoretycznie nie było już o co walczyć, ale zawsze liczy się honor oraz prestiż. Dodatkowo Wisła miała równo 3pkt przewagi nad nami, zatem zwycięstwo dałoby nam tytuł Mistrza jesieni! Mecz był zdecydowanie najlepszym i najefektowniejszym widowiskiem rozgrywanym w Poznaniu w obecnym sezonie. Kibice zobaczyli wszystko, czego wymaga się od piłkarskiego widowiska: walkę, bramki, kartki, emocje... Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:0 dla Lecha, po bramce Emilio Mory w 24 min. Druga część była po prostu horrorem dla poznańskich graczy oraz kibiców. Najpierw Król w 54 min i jest 1:1. Następnie Szala w 54 min i już jest 2:1 dla wiślaków. Zbliża się 85 minuta spotkania. Ustawiłem zespół maksymalnie ofensywnie, krakowianie całą jedenastką na własnym polu,
murują dostęp do bramki Andrzeja Bledzewskiego. Kibice wręcz szaleją, co chwila śpiewając i ponaglając poznańskich zawodników. W końcu w 87 minucie Citko ogrywa trzech obrońców Wisły i pokonuje bramkarza gości! Jest 2:2! Na trybunach szał radości, tysiące szalików uniesionych w geście zwycięstwa! Kilkanaście sekund później kontra Wisły, rajd Moskalewicza, mija obrońców strzela i... słupek! 15.000 osób przeżywa horror. „Kończ!” – można było usłyszeć z trybun. Tymczasem sędzia doliczył aż 4 minuty. Nieustające ataki Kolejorza cały czas skutecznie rozbijane przez defensorów z Krakowa, aż w 93 minucie Egipcjanin Kheled Bebo po doskonałym podaniu Jarosława Piątkowskiego po raz trzeci w tym spotkaniu pokonuje Bledzewskiego! Goalkeeper przyjezdnych krzyczy na swych obrońców, tymczasem ogromna euforia wśród piłkarzy, trenerów oraz kibiców Lecha i koniec spotkania! Trybuny wręcz wybuchają, wszyscy na stojąco skandują Kolejorz, Kolejorz! Mija 10 minut, publiczność nadal głośno dopinguje swój zespół, zawodnicy biegają wokół sektorów i zarazem dziękują kibicom za tak wspaniały doping. Chóralne śpiewy jeszcze długo wydobywały się z stadionu - „Mistrz, Mistrz Kolejorz!!!”.
Ogromna radość po meczu trwała jeszcze długo. Lech Poznań mistrzem jesieni. Piłkarzom należy się długi odpoczynek, po tym jakże męczącym sezonie. Przedtem jednak poznaniacy rozegrać muszę kilka dwa spotkania z przeniesione, z rundy wiosennej oraz dwumecz w Pucharze UEFA.
Pojedynki ligowe to potyczka z.. uwaga – Wisłą Kraków (home) oraz Legią Warszawą (home). Zapowiadały się dwa kolejne super emocjonujące spotkania, i tak też było. W pierwszym meczu rozgromiłem z palcem w nosie krakowian aż 5:0. Już po 15 minutach gry było 3:0, widać, że zawodnicy uwierzyli w swoje możliwości. Do końcowego gwizdka stroną przeważającą byliśmy oczywiście my. Natomiast w drugim spotkaniu na szycie, czyli Lech – Legia wygrałem równie łatwo. Od początku do końca stroną przeważającą byli moi podopieczni. Świadczyć o tym może choćby sam wynik – 5:2 dla Kolejorza!
Dwa ostatnie mecze rozgrywane jesienią to potyczka z niemieckim HSV, w 3 rundzie Pucharu UEFA. Niestety w obydwu meczach lepsi okazali się goście. Najpierw u siebie 1:2 dla Hamburgera, pomimo ogromnej przewagi moich graczy oraz ogłuszającym dopingu 18 tysięcy gardeł. W rewanżu wszystko stało się już jasne. Przy blisko 50 tysięcznej publiczności niemiecki zespół pokazał nam jak się gra w piłkę. Do 70 min było 2:0, ustawiłem więc zespół maksymalnie ofensywnie. Efektem był gol honorowy Emilio Mora oraz... kolejne dwa trafienia gospodarzy. Końcowy rozrachunek był bardzo niekorzystny – 6:2 dla HSV. Tym samym przygoda z europejskimi pucharami w tym sezonie jak dla mnie i mojego zespołu się skończyła.
Speed
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ