W ostatnim okresie człowiek na nic nie ma czasu... Zalatany jestem ostro, w tygodniu ledwo znajduję czas żeby dostać się do komputera, a w weekendy raczej wolę być poza domem i spędzać czas z przyjaciółmi niż siedzieć przed monitorem. Wszystko to składa się na sytuację, że nie uruchamiałem Football Managera od dawien dawna (prawie miesiąc...). Co może nawet jest lepsze dla mnie, biorąc pod uwagę jaki dylemat na mnie czeka zaraz po dwukrotnym kliknięciu w tę cudną ikonkę...
Gdy staje przede mną główne menu FM-a, zaczynam się zastanawiać, czy jest sens kontynuowania mojej kariery w Legii Warszawa. W moim pierwszym felietonie narzekałem jak to mało czasu mam na zagranie tymi wszystkimi klubami. Może zamiast spędzać tyle godzin z jednym sejwem, lepiej by dla mnie było po prostu rozpocząć karierę w nowym klubie. Kluczowym pytaniem jest w tym momencie, nie “czy” lecz “kiedy”. Konkretnie – kiedy nadchodzi ten odpowiedni czas aby odsunąć jedną drużynę na bok i zabrać się za prowadznie następnej?
Dla przypomnienia, moje osiągnięcia w Legii, po pięciu sezonach gry wyglądają następująco:
- 2 razy mistrzostwo Polski, 3 razy wicemistrzostwo;
- kilka Superpucharów oraz Pucharów Polski;
- w sezonie 2010/2011 ćwierćfinał Ligi Mistrzów.
To tyle, jeśli chodzi o jakieś zacniejsze osiągnięcia. Warto dodać, że byłem selekcjonerem reprezentacji Polski, z którą to dostałem się do Mistrzostw Świata w 2010 roku, ale to tak na marginesie... Podkreślam, że celem tego tekstu nie są moje przechwałki, więc proszę o powstrzymanie się od komentarzy w stylu: “Ale z ciebie cienias, ja Jeleniowem Rogatym wygrałem Ligę Mistrzów w drugim sezonie gry”.
Wróćmy więc do głównego punktu tego tekstu. W sezonie obecnie trwającym, 2011/2012, moja Legia przeżywa kryzys. Pod koniec zeszłego sezonu straciliśmy w głupi sposób naszą kilkunastopunktową przewagę, przez co Widzew Łódź wyprzedził nas w końcówce sezonu i zakończyliśmy sezon na drugim miejscu. Teraz, po czterech pierwszych meczach plasuję się na siódmej pozycji z jedną wygraną i trzema przegranymi. Ja w międzyczasie straciłem zapał do gry Polską i postanowiłem oddać ją w ręce Dariusza Kubickiego (Sic!). I tu po raz pierwszy pojawiła się myśl, czy powinienem powiedzieć “stop” i poszukać szczęścia w jakimś innym mieście, najchętniej poprzez zaczęcie nowej gry?
Co by nie powiedzieć – mam najsilniejszą ekipę w całej lidze, młodziki wyrastają mi na wielkie gwiazdy, zarząd daje mi 5 milionów funtów na transfery... żyć nie umierać. Jednak nadchodząca perspektywa gry w Pucharze UEFA nie jest tak zachęcająca jak gra w Lidze Mistrzów. Niestety, nie mam wyboru, zawaliłem zeszły sezon to teraz muszę odpokutować. Zresztą odpokutować to za dużo powiedziane – mam silną drużynę, którą mogę powalczyć w “Pucharze Pocieszenia” o jak najlepsze wyniki (a może i zwycięstwo), jeszcze bardziej wzmocnić drużynę i po raz kolejny spróbować swoich sił w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie.
Z drugiej strony, który to już razy powtarzam sobie to samo zdanie: “Ten sezon spędzimy na tworzeniu mocniejszej drużyny, w następnym wszystkich rozwalimy”. Po czym jak przychodzi co do czego, to zawsze coś w moim genialnym planie się nie udaje i po raz kolejny jestem zmuszony tracić kolejny sezon na przygotowaniach do następnego. Tak jak teraz. Drużyna przechodzi mały kryzys, ja tracę chęć do gry... Czas się pożegnać. Choć żal porzucić te wszystkie godziny spędzone na budowaniu tej drużyny, wyszukiwaniu talentów, odrzucania kolejnych ofert za Dawida Janczyka czy mojego ukochanego Artura Jędrzejczyka..
To już jest ostatni paragraf tego felietonu, a ja się waham. Jednak trzeba podjąć tę męską decyzję i pójść w jedną czy drugą stronę. Niestety, nie ma tego jedynego, poprawnego wyjścia z tej sytuacji. Na pewno wielu graczy podchodzi do tego problemu tak samo jak ja, i liczy na to, że mu podpowiem co należy zrobić. Przykro mi – to nie jest poradnik. Wszystko zależy już od nas samych. Jeśli należymy do tych ambitnych to będziemy próbowali podnieść tę naszą Legię z ziemi, otrzepać z kurzu i ruszyć do przodu z okrzykiem bojowym na ustach. W innym wypadku pomachamy rączką “na dowidzenia”, otrzemy rękawem łezkę wzruszenia i pójdziemy dalej. Pamiętajmy w końcu, że to jest tylko gra i zawsze możemy wrócić do naszych poprzednich podbojów...
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ