Manifesty użytkownika jmk przeczytało już 17499 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
No to przyszła pora na mój wpis
Może zacznę od spraw zdrowotnych... jest całkiem dobrze. Mam dość wysoki jak na mnie (najniższa norma dla normalnych;) ) poziom IGg, nie choruje zbytnio, od początku roku brałem chyba tylko dwukrotnie antybiotyk. Jedyne problemy to te co zawsze - przewlekłe bóle brzucha, biegunki, krwawienia z nosa i co jakiś czas bóle mięśniowe. Do pierwszych dwóch już dawno się przyzwyczaiłem i póki co metody na to nie ma, więc nie ma co narzekać, na trzecią dolegliwość są środki przeciwbólowe i też jest si
W grudniu musiałem się wziąć za siebie, to był ciężki miesiąc, bo potrzebne były $$, w dzień pracowałem jako... Mikołaj, w nocy natomiast na magazynie z napojami. Udało się przetrwać do końcu roku. I w styczniu znowu przeszedłem małe "załamanie", przyszły myśli, że to i tak bez sensu, że nie dam tak rady, że to niepotrzebne. Nie byłem w stanie udźwignąć na sobie tego ciężaru, już nie samego "przetrwania", ale też jakiegoś lepszego życia, dostatniego. Sesję zaliczyłem bez problemów, w pierwszych terminach, bo jak się ma inne problemy na głowie to chwila nauki to pikuś, ale wtedy zacząłem coraz więcej... pić. To co kiedyś wydawało mi się głupie, uciekanie od problemów w alkohol stało się faktem. Aczkolwiek nie było tak, że piłem w domu sam, nie. Po prostu szukałem okazji, a to jakieś spotkanie, a to coś tam czy "urodziny ani". I tak cały styczeń sobie "przebimbałem", nie pracowałem, bo miałem wymówkę - sesja.
Ja wiem, że to może wydawać się głupie, takie zmiany myślenia, planowania, ale nic nie poradzę, chciałbym być bardziej konsekwentny, bardziej stabilny i pewny swojego, ale niestety wciąż we mnie jest pełno słabości.
W lutym znowu miałem przełom, eh który to już raz. Teraz będzie to dla większości śmieszne, ale znowu zbliżyłem się do... Boga. Naprawdę takie rozmowy mi pomagają, zwłaszcza w takim okresie jakim jest post. Brakuje mi cholernie rodziców, nie mam nikogo starszego z kim mógłbym porozmawiać, kogoś doświadczonego życiowo, kto by mógł mi doradzić. Owszem, mam rodziców swojej dziewczyny, pełne wsparcie i są cudowni, ale chyba każdy rozumie, że to nie jest to samo. A moi rodzice? Ojcu wysłałem sms-em życzenia urodzinowe, odpisał "dziękuję", w rewanżu dostałem od niego później życzenia imieninowe. Od matki dostałem wiadomość na nk (po 2 latach bez żadnego słowa...), nie pytała jak sobie radzę, nie. Napisała mi wiadomość z wyrzutami, że mam pamiętać kto mnie urodził i wychował, że jest moją matką. Nie powiem, po takiej wiadomości chodziłem załamany kilka dni, ale wiedziałem, że u niej nic się nie zmieniło.
W lutym postanowiłem jeszcze raz zagryźć wargi, zacisnąć pięści i udowodnić sobie, że potrafię być jeszcze wartościowym człowiekiem, że rodzice nie mieli racji skreślając mnie i zostawiając, nazywając jedynie "ciężarem" i "drogim utrzymaniem". Łez nie zatrzymam, ale zawsze mogę je wytrzeć.
W jednej z rozmów z Bogiem założyłem się z nim, że zrobię coś wielkiego.
Cały luty dbałem o siebie, odmówiłem sobie słodyczy, fast foodów i napojów gazowanych, zacząłem biegać, ćwiczyć, ale z konkretnym celem. Celem, do którego przygotowania trwały właśnie miesiąc. Przygotowałem się do pierwszego treningu... bokserskiego. Wiem, że znowu brzmi to komicznie, ale JA TO CHCĘ robić i będę. Rozmawiałem z trenerem, nie ma przeciwwskazań, bym trenował bez sparów, więc poszedłem. Wytrzymałem cały trening i szczęśliwy wróciłem do domu. Zapisałem się na regularne treningi. Chce wycisnąć z tego ciała ile tylko się da. Gdy jestem zmęczony, czuję się lepiej, a dodatkowe detonacja siły, tej całej frustracji strasznie mi pomaga. Mam nadzieję, że sił, zdrowia i samozaparcia starczy mi co najmniej do czasu następnego postu, następnej drogi krzyżowej, w której wyznaczę sobie nowy cel, który również uda mi się zrealizować.
Boję się, że nie podołam jako pełnoprawny i pełnowartościowy człowiek. Bo na samym początku, mimo, że było bardzo trudno się pozbierać to chodziło głównie o to by się jakoś "uchować", a teraz trzeba podołać wszystkim problemom, zmierzyć się z nimi, nie mogę się chować za zasłoną zwaną chorobą, nawet nie chcę, ale boję się, że nie będę potrafił. Raz na chemioterapii, gdy miałem "wykład" ze studentami mój doktor "chwalił się", że jako jedna z nielicznych osób "nie przejmuję się" tak tą chorobą, bo w 90% przypadków, osoby które chorują na nieuleczalne choroby oddają się tylko swojej chorobie, nawet nie próbują żyć obok tego. Mi się udaje na razie tylko studiowanie i to bez IOS, ale czy dam radę normalnie pracować, a nie chałturzyć jak teraz dorabiając po magazynach? To nie są stałe prace, nie wymagają cykliczności, a mi czasami się nie chce. Wtedy szukam wymówek "przecież jestem chory". I nie wiem jak temu zaradzić. Mam swoje kompleksy, które wracają jak bumerang - to właśnie brak rodziców i choroba. Mimo, że wydaje się, że jest okej, to czasem budzę się w nocy, albo w środku dnia trafia mnie myśl "po co to wszystko". Z drugiej jednak strony... ja nie mam zbytniego wyjścia jak po prostu "dać radę", bo co mnie czeka innego? Egzystencja na krawędzi marginesu społecznego? Śmierć? Z tej pułapki nie wyjdę, mimo, że to poziom hard to i tak muszę przez niego przejść, nikt mi cheatów nie wpisze. Chciałbym tylko na bieżąco wiedzieć, że to co robię jest dobre, słuszne.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Rozbudowa bazy treningowej |
---|
Rozbudowa bazy treningowej nie trwa zwykle dłużej niż kilka miesięcy (ok. pięciu), pozwala jednak wskoczyć na wyższy poziom standardów szkolenia w naszym klubie. Jedna rozbudowa równa się jednemu poziomowi wyżej. Najwyższe standardy określane są jako Doskonałe i Najnowocześniejsze. |