Promienie słoneczne wpadały do mojego pokoju, zmuszając mnie do częstego mrużenia powiek. Przejechałem wzrokiem po spisie treści „Przeglądu Sportowego”. Same nudy – pomyślałem. Po raz kolejny suche analizy pseudo redaktorów, mało interesujące komentarze czy statystyki. Jednakże, bądź co bądź PS to najlepsza gazeta sportowa w kraju. A ja, jako młody, dopiero raczkujący trener piłkarski, powinienem wiedzieć, co się dzieje w moim środowisku. Łyk kawy postawił mnie na nogi. Dzisiaj miałem sporo pracy i… nerwów. Najpierw musiałem wybrać się na rozmowę o pracę, a później zmierzyć się z teściową na obiedzie. O ile to pierwsze dało się znieść, o tyle to drugie – niekoniecznie. Czasami wydaje mi się, że dowcipy o teściowych mają w sobie dużo racji. Histeryczne kobiety, które boją się o swoje córki i są w stanie zrobić wszystko, by zmusić potencjalnego zięcia o przesunięcie decyzji o ślubie o co najmniej dziesięć lat. Ale takie jest życie – nie zawsze jest różowo.
Oddając się tym przemyśleniom zupełnie straciłem rachubę czasu. Przez cały wczorajszy wieczór wpajałem sobie, że czeka mnie bardzo ważna rozmowa i muszę się skoncentrować na tym, co powiem swojemu pracodawcy. Jednak zagłębiłem się w lekturze – tak, w tej samej która jest dla mnie sucha. Wciągnął mnie artykuł jednego z redaktorów tejże gazety, który rozwodził się nad zmianami kadrowymi w Zagłębiu Sosnowiec. Według tego pana, w Sosnowcu nastały gorsze czasy – i tak zdołowaną już drużynę, opuścili wszyscy zawodnicy, przez co zarząd postanowił o rozwiązaniu klubu. "Zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej jednogłośnie zdecydował o zastąpieniu Zagłębia nowym zespołem, powstałym w 2002 roku...", przeczytałem na głos. A może spróbuję tutaj - zapytałem w podświadomości - ale czy mnie przyjmą?
Godzinę później, w ciemnym garniturze, wypastowanych pantoflach z butelką wody mineralnej, przekroczyłem próg gabinetu prezesa. Złota literka „B!” widniejąca zarówno na zewnętrznej, jak i wewnętrznej stronie drzwi wejściowych robiła niesamowite wrażenie. Przez chwilę poczułem się, jakbym znalazł się w miejscu kosmicznym – w całym pomieszczeniu znajdowały się sterty starych ksiąg, szare plakaty i napis „
CM Revolution”
- Demonstracja? – spytałem siedzącą naprzeciwko wysoką, barczystą postać.
- Raczej nie – usłyszałem – nowy sponsor, nowi zawodnicy, nowy – w tym momencie zapalił cygaro – lepszy prezes, nowy sztab szkoleniowy. Przeszliśmy pewnego rodzaju rewolucję, dlatego szukamy jakiegoś miłego trenera, który zechce poprowadzić tych, ekhem, chłopaków.
- To już znaleźliście! – krzyknąłem unosząc ręce do góry.
- Kogo – spytał mój rozmówca, wychylając się z fotelu – jest ktoś?
- Chodziło mi o mnie! – rzuciłem, czując się nieco urażony.
- Ach tak, czasem bywa. No trudno, lepszy rydz niż nic. Dam Ci szansę. Sezon rusza za chwilę, a w naszej siedzibie nikt się nie pojawił, nie licząc bandy chorych z nieopodal znajdującego się szpitala dla obłąkanych. Ogólnie mówiąc, warunki nie są trudne – na transfery nie dostaniesz nic, nie możesz przeprowadzać żadnych transferów. Możesz tylko sprzedawać, choć wątpię – tutaj ściszył głos – byś miał jakieś oferty sprzedaży. Kadra pierwszego zespołu liczy 23 nazwiska, z czego 10 to juniorzy.
- Rozumiem. Oczywiście się zgadzam, gdzie podpisać? – powiedziałem, spoglądając na zdziwioną minę mojego pracodawcy, gdy zauważył oryginalne pióro, jakim złożyłem podpis w wyznaczonym miejscu.
Przez chwilę panowała nieprzyjemna cisza, niekiedy przerywana przez cichy jęk wydobywający się z szafy. Byłem już na tyle przestraszony całą tą sytuacją, że różne domysły na temat tego, co się w ów szafie, przerażały mnie. Moja uwaga skupiła się na kilku portretach, jakie dostrzegłem nad biurkiem B!. Początkowo wydawało mi się, że są to przedstawiciele jakiejś subkultury, ponieważ nazwiska, a raczej inicjały Grzelo czy Pavulon zupełnie nic mi nie mówiły. Nagle za swoimi plecami usłyszałem przeraźliwy huk. Drzwi w kilka sekund wyleciały z zawiasów, a do gabinetu wparował starszy mężczyzna z siwą czupryną i widocznym brzuszkiem. Początkowo wydawało mi się, że może to być mój dziadek, lecz szybka reakcja prezesa wyprowadziła mnie z tego błędu.
- Mój drogi – wskazał ręką na mnie – poznaj prawdziwą gwiazdę naszej drużyny i najdroższego piłkarza zarazem. To on, dzięki swojej heroicznej postawie, utrzymuje w tej drużynie jakiś poziom. Liczę na to, że pod twoją wodzą będzie spisywał się jeszcze lepiej – według wielu uważany jest za „international level”.
- K***a, znów mnie łeb n********a, ja p******e! – usłyszałem śliczną wiązankę na powitanie. Po chwili osobnik, który był łudząco podobny do tego na portrecie, spojrzał na mnie, uśmiechnął się słodko i rzekł – piękna dziś pogoda, nieprawdaż?
- Istotnie! – odpowiedziałem, zastanawiając się jak to możliwe, że tak „dojrzały” człowiek ma dopiero 25. lat.
- Poznajcie się – rzucił prezes tonem, jakby nie chciał, żebyśmy o nim zapomnieli – to A. De Raph, to natomiast Kerry – nowy trener CM Revolution.
- Witam pana, bardzo serdecznie! Jako gwiazda drużyny jestem zaszczycony, wręcz zachwycony, że tak wybitny szkoleniowiec będzie trenował naszą drużynę. Jestem pewien, że nasza gra pod pana wodzą będzie idealna i zdobędziemy tytuł! – przez chwilę poczułem, jakbym słyszał zapowiedzi niejakiej Kasi z Polsatu. Dawno nie widziałem kogoś, kto jednym tchem, bez sekundy przerwy wypowiedział by coś takiego.
Pięć minut później, w towarzystwie De Rapha i BARTOSHA! udałem się na trening drużyny. W milczeniu obserwowałem, jak moja ekipa (dwa słowa, do których nie mogłem się przyzwyczaić) trenuje. Moja uczucia były mieszane. O ile kilku chłopaków dobrze przykładali się do gry, o tyle pozostali, siedząc w kółeczku, soczyście popijali złoty płyn ze szklanych kubeczków. Zauważyłem, że stojący obok mnie De Raph
robi się czerwony na twarzy i wbiegając na boisko, krzyczy:
- Panowie! Dobrze wiecie, że nigdy nie przeklinam. Ale teraz muszę – kurde! Dość tego. Jest to nasz pierwszy sezon w Ekstraklasie. Udało się to nam bez pieniędzy niejakiego Drzymały, z czego jako kapitan i gwiazda drużyny, jestem dumny. Uważam, że stać nas na wywalczenie czołowej lokaty w lidze. Ale teraz proszę, abyśmy wzięli się do pracy. Zanim jednak to uczynimy, chciałbym przedstawić wam naszego nowego szkoleniowca.
Przez chwilę wszyscy wpatrywali się we mnie z zaciekawieniem i zdziwieniem zarazem. Dopiero po chwili usłyszałem pytanie, które mnie totalnie zaskoczyło:
- A pan nie przywiózł pizzy?
Wszyscy, z wyjątkiem mnie, ryczeli ze śmiechu. Czując, że powoli cierpliwość mi się kończy, ustawiłem na środku boiska krzesło i stół, na którym spoczął mój neseser. Następnie, poleciłem moim piłkarzom, by usiedli na ławkach i czekali, aż wywołam ich nazwisko. Wszyscy z niechęcią udali się w wyznaczone przeze mnie miejsce, natomiast ja mogłem skupić się na mojej pracy.
Henkel!
Do chwili miejsce naprzeciwko mnie, zajął człowiek-trup. Ponad 180-cm wzrostu i niecałe 60-kg. Spojrzał na mnie błagalnym tonem i rzucił:
- Czuję się wyróżniony, że to właśnie mnie pan, jako pierwszego zawołał. Mogę sobie pozwolić na drobną uwagę? Lubię, gdy mam przed sobą dobrych obrońców. Tacy, co robią wszystko, a ja nie muszę nic. Pan rozumie?
- Chyba tak. Powiedz mi coś o swoich umiejętnościach.
- Wydaje mi się, że jestem dobry. Na bramce robię dziwne rzeczy, których sam do końca nie pojmuję, aczkolwiek uważam, że moja gra może pana zadowolić. W każdym spotkaniu staram się dać od siebie to, co najlepsze. Moją domeną są rzuty karne – niekiedy bronię je jak w transie. Poza tym na każdym treningu gram na sto procent swoich umiejętności. Mówiąc wprost – jestem dobry.
- I skromny – dodałem cicho. – Cóż, wydaje mi się, że będziesz bramkarzem numer jeden. Obserwowałem Twoją grę na treningu, wydaje mi się, że sporo potrafisz. Wbrew Twojej opinii masz jeszcze braki, ale na dzień dzisiejszy bramka należy do Ciebie.
Wujek Przecinak!
- Twoja ulubiona pozycja?
- Z tym jest różnie. Bardzo lubię na pieska, ale nie stronię od nowinek technicznych. Mam nawet w domu takie brzęczące cacko, które sprawia mi sporo frajdy.
- Nie do końca o to mi chodziło, ale dobrze. Wyglądasz mi na osobnika zabawowego, który coś potrafi. Z pewnością będę Ciebie dokładnie obserwował. Postaraj się grać tak, abym mógł z czystym sumieniem wpisywać Cię do meczowego składu. I nie martw się – nie na każdej głowie rosną włosy.
Jakubkwa!
Kaczka jakaś? – pomyślałem, przeglądając historię Jakuba. Lubił kwaśne cukierki, kwas i Aleksandra
Kwaśniewskiego. Mówi się o nim, że jest typowym czyścicielem – agresywny, dobrze odbiera piłkę, jest silny. W mojej taktyce będzie silnym rezerwowym.
- Możesz wrócić – zawołałem.
Rapechuck!
- Cudowny środkowy i boczny pomocnik. Kapitalnie egzekwuje rzuty wolne, potrafi jednym dotknięciem piłki zmienić obraz meczu. Musi grać pierwsze skrzypce – zawołał podniecony BARTOSH!
Przyjrzałem się Rapechuckowi dokładniej. Wyglądał przedziwnie – okulary, uśmiech przypominający królika Buggsa i charakterystycznie uniesiony jeden palec. Po chwili przy jego nazwisku pojawił się ptaszek – kogoś takiego potrzebowałem.
Rem-8!
Na środek boiska wyszedł łysy mężczyzna z niebieskim paskiem wokół głowy. Początkowo obawiałem się najgorszego – choroby wściekłych krów, czy koni, lecz sam zainteresowany rozwiał moje wątpliwości:
- Jestem trendy. To taka piłkarska moda. Jedni mają różowe włosy, inni tatuaże na fiu…, to znaczy pen…, no nieważne. Ja natomiast stawiam na coś innego. Taki „bajer” daje mi niesamowitą popularność. Niektórzy mylą mnie z założycielem zespołu R.E.M
. i zapraszają na imprezy alkoholowe. Ale mnie to nie przeszkadza – lubię czasem popić.
- Rozumiem – odparłem, drapiąc się po głowie. – Z notatek, jakie dostałem wynika, że jesteś niesamowity na lewym skrzydle. Muszę przyznać, że Twój piłkarski dorobek, chociaż niepostrzegalny, jest imponujący. Dlatego jesteś pewniakiem na lewe skrzydło.
M8_PL!
Przyjaciele wołają na niego „emosiemkreskapeel”. Jest drapieżny niczym wściekły wróbel – potrafi dziobnąć kogoś w zupełnie niespodziewanym momencie. Jego wzrost pozwala mu z powodzeniem walczyć o górne piłki. Kandydat numer jeden do gry w napadzie – przeczytałem notatki.
- O Boże… - zawołałem na widok starego mężczyzny z brodą do pasa, która akurat w tym momencie, była związana w kucyk – Dobry wieczór. Chyba panu się parki pomyliły – tutaj trwa selekcja do drużyny CM Revolution.
- Proszę? – sapnął dziadek – nic nie słyszę!
Przyjrzałem mu się. Na pierwszy (na drugi zresztą też) rzut oka wyglądał na piłkarską miernotę, lecz po chwili doszedłem do wniosku, że może być naszą tajną bronią. Mając na uwadze jego problemy ze słuchem, na kartce czarnym flamastrem napisałem „JESTEŚ W DRUŻYNIE” i pokazałem to naszemu zawodnikowi. Przez chwilę wyglądał na zamyślonego, jakby próbował odczytać treść tabliczki. Dopiero po chwili A. De Raph z lekkim znużeniem porwał kartkę i podał ją M8. Ten uśmiechnął się i krzyknął:
- Nie jestem głodny.
Pucek!
Na plac gry wbiegł wysoki mężczyzna z moherowym beretem na głowie. Zauważając, że patrzy na niego tłum ludzi, zatrzymał się i zasalutował:
- Ahoj, generale!
- Si, hello motto. Rozumiesz po naszemu? – tajemniczy przybysz odpowiedział mi skinięciem głową. – To dobrze. Cóż, Twoje umiejętności są przyzwoite. Jedyna moja prośba – wyluzuj się. Wyglądasz, jakbyś miał problemy z dolną partią pleców.
Nagle usłyszałem huk, a sekundę później skrzywiłem się, czując dziwny zapach.
- Rozluźniłem się, dziękuje.
Grzelo!
- Grzelo! – powtórzyłem, lecz nikt się nawet nie ruszył. – Gdzie jest Grzelo?
- Poszedł się wykąpać! – doszedł mnie głos tłumu.
Czyścioszek – pomyślałem. Dobrze to o nim świadczy. Lubię zawodników, którzy wiedzą do czego służy woda i mydło. Jest młody, zdolny czemu miałbym mu nie dać okazji do gry?
Reaper!
- Co w drużynie robi raper? - spytałem siedzącego nieopodal BARTOSHA!
- To nie raper, to Reaper, zdolny defensor.
- Okej, rozumiem. Cóż, chłopcze. Wyglądasz całkiem przyjemnie, lecz nie licz na to, że będziesz grać w pierwszej drużynie. Potrzebuję tutaj ludzi z twardymi jajami. A, właśnie, powiedz mi: masz twarde jaja?
- Chce Pan sprawdzić?
- Nie dziękuję – odpowiedziałem błyskawicznie zatrzaskując zeszyt. – Ufam Ci na słowo! Dostaniesz szanse gry, możesz odejść.
- Zawołać następnych? – usłyszałem za plecami głos ADR.
- Nie, wystarczy – zawołałem, wycierając chusteczką mokre czoło.
Cel był prosty – chciałem przyjrzeć się zawodnikom, którzy wydawali mi się prawdziwymi liderami drużyny. Cała ta selekcja wypadła pomyślnie – co prawda niektórzy z nich mieli zbyt wysokie mniemanie o sobie, to ogólnie ich umiejętności były zadowalające.
Kadra pierwszego zespołu prezentowała się następująco:
Sparingi – czyli okres przygotowawczy do sezonu
Jesteśmy beniaminkiem – oznacza to, że według mediów jesteśmy z góry skazani na pożarcie. Nie jest to takie oczywiste. Skład, wbrew pozorom, mamy silny, oparty na doświadczonych, jak i młodych, nieokrzesanych piłkarzach. Zamierzam wyciągnąć z każdego z nich 150, może 200%.
Oczywistą oczywistością jest fakt, że dobre przygotowanie do sezonu wiąże się z serią rozegranych meczów towarzyskich. Pięć godzin po objęciu przeze mnie funkcji menedżera CM Revolution, czekał mnie debiut. Nieoficjalny, bo nieoficjalny ale debiut.
GKS Jastrzębie to rywal dobry, aczkolwiek taki, z jakim powinniśmy sobie bezproblemowo poradzić. Liczyłem przede wszystkim na ambitną walkę i, nie ukrywam, trzy punkty. Zwycięstwo nie było celem jaki musieliśmy koniecznie osiągnąć – to właśnie dzięki takim spotkaniom, dostaję okazję do przetestowania taktyki, czy poszczególnych zachowań. Przeciwko GKS-owi wyszliśmy klasycznym 4-4-2. Ustawienie okazało się trafne – już w drugiej minucie obejmujemy prowadzenie! Dezerter kapitalnie dośrodkował w pole karne, wprost na głowę M8_PL, który z uśmiechem na ustach wpakował futbolówkę do siatki. Cztery minuty później zdobywamy kolejną bramkę! Na bezpośredni strzał z rzutu wolnego zdecydował się Rapechuck – piłka wpadła idealnie w okienko bramki Jastrzębia. Rywale nie zdążyli się otrząsnąć, a my ich dobijamy! Dobre zagranie A. De Rapha wykorzystał M8_PL i zdobył swoją drugą bramkę w tym spotkaniu. ADR, który był asystentem przy bramce
Mejta, chwilę później opuszcza murawę. Zauważając utykającą gwiazdę drużyny, bez wahania zadecydowałem o zdjęciu go z boiska obawiając się urazu. Mimo, że z boiska zszedł wódz drużyny, nic sobie z tego nie robiliśmy. W 20. minucie rzut rożny wykonywał Rem-8. Jego kapitalne dośrodkowanie z rzutu rożnego spoczęło na głowie SZk, który strzałem pod ustalił wynik pierwszej połowy. Druga odsłona zaś, była w naszym wykonaniu słaba. Graliśmy mniej dynamicznie, odpuszczając pressing i krycie. Spowodowało to utratę bramki – zupełnie nie atakowany przez nikogo Żbikowski
holował piłkę przez trzydzieści metrów, a później potężnie kropnął, zmuszając Henkela do kapitulacji. Nie to było najgorsze, kilka minut później brutalnie przez jednego z rywali potraktowany został Rem-8. Asystent przy czwartej bramce, opuścił murawę na noszach.
Opuszczając szatnię gości w Jastrzębiu, natknąłem się na dziennikarza sportowego, któremu postanowiłem poświęcić minutę.
Jest to pański pierwszy mecz, w roli trenera beniaminka. Jak pan ocenia grę swojej drużyny?
Zagraliśmy dobrze. Rywal został przez nas po prostu wgnieciony w murawę. Chłopcy zagrali idealnie, jeśli weźmiemy pod uwagę kwestie taktyczne. Cieszę się z ich postawy również dlatego, iż miałem tylko kilka godzin, by ich przygotować. Proszę mi wierzyć – jeśli teraz tak grają, to za kilka miesięcy po boisku będą fruwać. Na pewno muszę wyróżnić trzy postacie: M8_PL został królem polowania, przez A. De Rapha przechodziło większość piłek, natomiast Rapechuck w drugiej linii był nie do zatrzymania. Zwycięstwo cieszy, lecz martwi mnie uraz naszego podstawowego skrzydłowego. Liczę na to, że nasz klubowy fizjoterapeuta przedstawi mi pozytywne informacje.
Mówi się wiele, że zarząd odmówił panu wzmocnień. Według prezesa BARTOSHA! skład jest na tyle mocny, że nie potrzebuje pan żadnego nowego piłkarza.
W tej kwestii całkowicie popieram zarząd. Nasza drużyna jest bardzo mocna, na każdą pozycję mamy wspaniałego zawodnika, stąd nie wydaje mi się, aby wzmocnienia były niezbędne. Powiedziałbym, chociaż nie chcę ingerować w sprawy moich pracodawców, że ewentualne pieniądze zaoszczędzone, powinny zostać wydane na szkolenie młodzieży.
Już w pierwszym spotkaniu można dojść do wniosku, że jest pan zwolennikiem młodzieży. W meczowym protokole dostrzegłem aż dziesięciu juniorów!
Trafne są Pana wnioski. Ufam każdemu zawodnikowi, jaki gra w naszej drużynie. Nie dzielę nikogo na „słabszy-lepszy”. Każdy ma równe prawo do reprezentowania naszej drużyny, bez różnicy czy ma lat 30 czy 18, woli chłopców czy dziewczyny, bądź jeździ BMW czy Fiatem 126p.
Jakie są cele drużyny na ten sezon?
Z racji tego, że jesteśmy beniaminkiem, dyplomatycznie będzie gdy powiem, że walczymy o utrzymanie. Ja jednak tak nie powiem. Interesuje mnie walka z każdym. Chcemy ugrać trzy punkty w meczu z Ruchem Chorzów jak i Wisłą Kraków. Oczywiście rozumiem, że komplet punktów w każdym spotkaniu jest misją nierealną, lecz mogę pana i Czytelników pańskiej gazety zapewnić, że w każdym spotkaniu będziemy starać się wygrać.
Szybko wymazując z pamięci rozmowę z redaktorem gazety, której nazwy nawet nie znam, popędziłem ile sił w nogach, do siedziby naszej drużyny. Z wypiekami na twarzy szukałem gabinetu klubowego fizjoterapeuty. Gdy okazało się, że Rem-8 wypadł na miesiąc, poczułem się źle. Powiem wprost – straciliśmy Boga lewej strony pomocy. Są na szczęście pozytywne informacje. Urazy A. De Rapha i Wujka Przecinaka były drobne, dlatego są spore szanse, że obaj zagrają w następnym meczu ze Śląskiem Wrocław.
Pierwsza połowa spotkania ze Śląskiem to widowisko marnej klasy. To wrocławianie mają przewagę, natomiast my, od czasu do czasu odgryzamy się nieporadnymi kontrami. W przerwie zmieniam pięciu zawodników, w celu zarówno polepszenia stylu gry drużyny, jak i chcąc pozwolić niektórym graczom odpocząć. W drugiej części gry na murawie melduje się M8_PL, który… czterdzieści pięć sekund po wejściu na plac, zdobywa bramkę! Prawdziwe wejście smoka. Po dziesięciu minutach rywale doprowadzają do wyrównania, lecz… sędzia odgwizduje faul! Tak, to właśnie dzięki aktorskim zdolnościom Speeda arbiter dopatrzył się przewinienia piłkarza Śląska. W 80. minucie żadne aktorstwo się nie zda – błąd popełnia Sol, co wykorzystuje Imeh i lobuje naszego golkipera… strzałem głową z piętnastego metra. Ostatnie minuty to czyste szaleństwo z mojej strony! Ustawienie hiperofensywne, podania długie, szybkie tempo. Albo wóz, albo przewóz. Na dodatek zmieniam wszystkich piłkarzy, których fitness wynosi >60%. Kilka chwil po wznowieniu gry… zdobywamy bramkę! Ponownie M8_PL, lecz sędzia odgwizdał spalony. My jednak za wszelką cenę dążymy do zwycięstwa, choć to tylko sparing. Po chwili siarczyste „k**** mać!” z mojej strony. Niemal przez całą prawą flankę przebiegł obrońca gości, dośrodkował na głowę Bilińskiego i przegrywamy. Czasu niewiele, stąd marzyłem tylko o remisie. To samo słowo, co wypłynęło z moich ust dwie minuty później. Znów Biliński uderzył od niechcenia w środek bramki. Nasz golkiper stał jak mur, a piłka zatrzepotała w siatce.
Po meczu w szatni było głośno. Nie rozumiałem, jak to możliwe, że drużyna pierwszoligowa przegrywa z drużyną z zaplecza, po frajersko straconych golach. Proste błędy spowodowały, że prowadząc 1:0, przegraliśmy 1:3. Na dodatek najlepiej grający w obu meczach Rapechuck doznał kontuzji i będzie zmuszony odpocząć od futbolu przez trzy tygodnie.
Oprócz porażki, zmartwiły mnie doniesienia prasy, jakoby Hannover 96 interesował się Dezerterem. Popularny
Dyziu był wielką nadzieją naszej piłki. Szybki, dynamiczny, z niezłym dryblingiem. Mimo, że zawodnik powiewał w wątpliwość swoją wierność drużynie, ja sam zadecydowałem, że może odejść, ale dopiero po moim trupie. Nie mam zamiaru sprzedawać kogoś tak zdolnego, nawet za piękne, szeleszczące miliony euro.
Spotkanie z Piastem od początku było nudne, lecz to, co zdarzyło się między 27., a 31. minutą spotkania spowodowało, że o mały włos, nie dostałem zawału. Najpierw koszmarny błąd popełnił Henkel, który będąc na dwudziestym metrze, podał piłkę wprost pod nogi rywala. O ile tutaj obyło się bez utraty gola, tyle później mogliśmy zapisać sobie jedynkę w liczniku strat. Zupełnie nie radzący sobie z rywalami Reaper stracił piłkę pod własnym polem karnym, co skrzętnie wykorzystał Damian Szczęsny i potężną bombą pod poprzeczkę dał swojej ekipie prowadzenie. W drugiej odsłonie na boisku nie ma już Reapera – nie skreśliłem go z uwagi na błąd jaki mu się zdarzył, a ze względu na całkowitą nieudolność w grze obronnej. Spodziewałem się ataków z naszej strony. Przeliczyłem się. Na początku drugiej odsłony, Magic i Henkel zabawili się w „podaj mi, ja ci oddam”. Wymienili łącznie sześć podań, a mało brakowało, gdybyśmy po jednym z nich stracili drugą bramkę. Na szczęście sprawy w swoje ręce wziął Dezerter. Po zablokowanym dośrodkowaniu Pavulona, zrobił kółeczko i kropnął z całych sił w długi róg. Piłka wpadła tam, gdzie chciał – w siatce. W 73. minucie mieliśmy doskonałą okazję do wyjścia na prowadzenie. Piłkę w polu karnym otrzymał Wujek Przecinak, lecz piłka po jego strzale poleciała wprost w trybuny. Wiadomo, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Ogólnie rzecz ujmując jestem pewien, że moją drużynę stać na wszystko. Nawet na faulowanie rywala w polu karnym, kiedy piłka jest zupełnie gdzie indziej. Tak właśnie postąpił Reporter, który niczym buldożer pogruchotał kości rywalowi. Jedenastkę pewnie wykorzystał Kompała, czym ustalił wynik meczu. Przegrywamy drugie spotkanie z rzędu – sytuacja robi się bardzo nieciekawa.
Piast nas ośmieszył, to było jasne. Po spotkaniu, podjąłem radykalne kroki. Niezbędna była zmiana ustawienia. System 4-4-2 nie przynosił większych korzyści. Zmieniłem ustawienie, które po drobnych modyfikacjach wygląda tak:
Może to się wydać pewnego rodzaju szaleństwem, ale ja tak nie uważam. Chcę, aby moja drużyna grała futbol ofensywny, pełen składnych akcji i pięknych goli. Liczę na to, że dzięki temu ustawieniu i specjalnie dobranym poleceniom, drużyna wywiąże się z tego doskonale.
Przegląd Sportowy napisał:
Okres przygotowawczy trwa w najlepsze! Wszystkie kluby z polskiej Ekstraklasy ciężko pracują, aby w przedsezonowych zmaganiach wypracować jak najlepszą dyspozycję. Do ciekawego spotkania doszło w Łowiczu, gdzie miejscowy Pelikan podejmował beniaminka ligi, CM Revolution.
Mecz można było określić, jak spotkanie Dawida z Goliatem. Drużyna CM Revolution uważana przez fachowców za murowanego kandydata do zwycięstwa, podejmowała prawdziwego kopciuszka – drużynę, która na drugoligowym froncie radzi sobie nie najlepiej.
Przez całą pierwszą połowę dominowało CM Revolution. Drużyna prowadzona przez Kerry’ego całkowicie kontrolowała przebieg spotkania, lecz tego dnia napastnicy CM mieli bardzo zwichrowane celowniki. Wyręczył ich Grzechoo, który w doliczonym czasie pierwszej odsłony ładnym strzałem pokonał bramkarza Pelikana. Odpowiedź przyszła siedem minut po zmianie stron, kiedy piłkę do siatki skierował doświadczony Bogdan Jóźwiak. Tego dnia niebiosa chciały, aby Rewolucja zwyciężyła. Najpierw rywale nie wykorzystali sytuacji sam na sam, a później niezawodny tego dnia Grzechoo z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki.
Pelikan Łowicz – CM Revolution 1:2 (0:1)
0:1 Grzechoo 45.
1:1 Jóźwiak 52.
1:2 Grzechoo 58.
CM: Sol (85. Henkel) – Fidel (85. Reaper), SZk, Storm (90. Shadowm) – A. De Raph, Wujek Przecinak (72. Jakubkwa), Pavulon (45. Barton), Grzechoo (70. M8_PL) – Grzelo (45. Dezerter), Pucek
Widzów: 614
Ostatnie dwa spotkania towarzyskie, były prawdziwym popisem formy moich zawodników. Najpierw ograliśmy 2:0 Znicz Pruszków (Grzelo, Dezerter), by później odprawić z kwitkiem 3:0 Unię Janikowo (2x Storm, Grzelo).
Nasze przedsezonowe potyczki uważam za udane. Upłynęły one głównie na poszukiwaniu odpowiedniej taktyki. Cieszy mnie gra Grzechoo i Dezertera – oczywiste jest to, że szybcy skrzydłowi będą naszą mocną bronią.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ