Wtorek. 11 grudnia. Wróciłem styrany, jak koń po westernie, do domu. Cały dzień na uczelni. Szybka kolacja i siadam przed komputerem. Odpalam mecz Bradford City - Arsenal. W tym sezonie oglądałem wszystkie mecze Kanonierów, jestem ich oddanym fanem od wielu lat. "No dobra, to dzisiaj w końcu obejrzę spokojny mecz mojej drużyny, sypniemy ze trzy bramki i będziemy czekali na loswanie półfinału" - myślałem rozsiadając się w fotelu i biorąc do ręki kanapkę.
90 minut minęło. Dogrywka i karne przeleciały.
Konsternacja. Wraz z trafieniem Vermaelena w słupek uderzył we mnie piorun myśli. Poczułem napływ smutku, wątpliwości, a w mojej głowie chodziły słowa angielskiego komentatora, który podkręślił, że jest to najbardziej zawstydzająca porażka za czasów Wengera w Arsenalu.
Przyszła noc, przespałem się z tym, ochłonąłem.
Następnego ranka zacząłem myśleć. Ale nie o tym co jest przyczyną "popisów" Arsenalu w tym sezonie, a o tym jak to rozwiązać. Oczywiście najszybciej nasuwająca się myśl - wywalić Wengera. Po chwili doszło do mnie, że nie jest to rozwiązanie - Arsene, co by o nim nie mówić, jest świetnym trenerem. Potrafi czasami dostrzec w młodych zawodnikach to, czego nie dopatrują się inni. Ma swoje wady, ale ma też zalety.
No dobra, w takim razie wymienić pół składu. Rozwiązanie idealne. Tak samo idealne jak utopijne. Kto widząc Gervinho czy Ramseya w takiej formie wyłoży za nich spore pieniądze. Tfu, jakiekolwiek pieniądze. Wyprzedanie zawodników jest bardzo ciężkim do wykonania sposobem wyjścia z tragicznej sytuacji.
A więc, dokonać trzeba wielkich transferów. Znane nazwiska, uznane marki, piłkarze doświadczeni, ale jeszcze bez trzydziestki na karku. W tym samym momencie dochodzi do mnie news, że Arsenal chce przeznaczyć na transfery 99 milonów euro. Ale teraz patrze na rynek i kwoty ostatnich dużych transakcji. Te fajnie wyglądające 99 milionów starczy jedynie na trzech światowej klasy zawodników. Przy obecnym składzie Kanonierów trzech zawodników to jedynie plan minimum. Do tego, oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę filozfię Wengera, który nie lubi szastać kasą. Więc to kolejny sposób, który trzeba włożyć między bajki.
Tutaj powoli kończą się moje wyjścia z tej sytuacji.
Wywalić trenera? Niedobrze. Wywalić zawodników? Niewykonalne. Wydawać pieniądze? Nierealne.
Taki mecz, jak własnie z czwartoligowcem, uświadamia Ci w jakich czarnych "czterech literach" właśnie się znajduje Twój klub. Obecny sezon można już spisać na straty i zając się misją ratowania klubu i przygotowywania się na poważne granie w przyszłych rozgrywkach.
Do tej pory należałem do kibiców-naiwniaków. Czytałem na różnych portalach o tym jacy to zawodnicy znajdują się w kręgu zainteresowań Arsenalu i wierzyłem, że to prawda i że niedługo zobaczę danego piłkarza z armatką na piersi. Ale z kazdym kolejnym sezonem, z rzeźnicką pasją, życie ćwiartowało moje nadzieje na drobne kawałeczki, z masywnym rozlewem krwi. To właśnie mecz z Bradford pozbawił mnie złudzeń. Poczułem, ze odebrano mi kawałek piłkarskiej, prawie dziecięcej, radości z piłki nożej.
Oczywiście dalej będę kibicówał Arsenalowi, bo pałam do tego klubu miłością i wiąże się z nim na dobre i na złe czasy. Ale cząstka mnie, która co tydzień siadała przed telewizorem, żeby przez 90 minut z zapartym tchem oglądać poczynania Kanonierów, powoli umiera...
Pozostaje zaś jedno pytanie - czy armatę trzeba dobrze załadować, przeczyścić czy może wymienić na nowszy model?
P.S. Jest to mój pierwszy manifest od bardzo dawna, więc liczę również na waszą ocenę mojego pisania i rady co poprawić.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ