Informacje o blogu

A teraz coś z zupełnie innej beczki

MSV Duisburg

1. Bundesliga

Niemcy, 2016/2017

Ten manifest użytkownika rapechuck przeczytało już 1016 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

   Jak tylko otworzyło się okienko transferowe, starałem się sprzedać tych graczy, których już pół roku temu chciałem pozbyć się z klubu, jednak nadal brakowało zainteresowanych ich pozyskaniem, nawet kiedy nie oczekiwałem odstępnego. Za to dołączył do nas Jussi Makila, 20-letni obrońca fińskiego FC Honka, któremu skończył się kontrakt, więc przyszedł za darmo. Scouci i trenerzy twierdzą, że już teraz ma najlepsze umiejetności spośród wszystkich naszych obrońców, ale i tak wszystko zweryfikuje boisko. Na zasadzie wypożyczenia pojawili się w klubie Jonathan Viera z Sampdorii i Spas Delev z Wolfsburga. Ciekawe jest to, że wypożyczając tego pierwszego byłem pewien, że sprowadzam napastnika, a okazało się, że mam kolejnego ofensywnego pomocnika, ewentualnie skrzydłowego, za to Bułgara już całkowicie świadomie wypożyczałem jako zmiennika na skrzydła. Dodatkowo podpisałem kontrakt z Germanem Caprią, który przeniesie się do Duisburga na początku lipca z Boca Juniors i sam jeden zastąpi dwóch wyżej wspomnianych wypożyczonych, których nie zamierzam wykupować z ich macierzystych klubów - Argentyńczyk będzie po prostu o wiele tańszy w utrzymaniu. A przez dłuższy czas byłem też pewien, że uda się zakontraktować także Alfredo Avalo, ale ku mojemu zaskoczeniu złożył on podpis na umowie z VfL Bochum

   Wszystkie sparigni przed startem rundy rewanżowej poprowadził mój asystent, a ja całkowicie skupiłem się na obmyśleniu strategii na - trzecie w tym sezonie - starcie z Bayernem Monachium. Zapewne nikt się nie zdziwi, że po raz kolejny postanowiłem zagrać bardziej ostrożnie, cofając linię obrony i zawężając pole gry, żeby nie pozwolić przeciwnikowi na swobodne rozgrywanie piłki w środku pola. Jako że nie w pełni sił był Ebrahimi, to przesunąłem na pozycję defensywnego pomocnika B
ülowa, a środek obrony był skandynawski - obok Bertelsena zagrał debiutant Mäkilä. Na pozostałych pozycjach bez większych zmian, a w ataku kolejny gracz ze Skandynawii - szybki Kastrati
   I było to rozsądne posunięcie, bo choć Bayern zdecydowanie dłużej był w posiadaniu piłki, to nie potrafił znaleźć sposobu na przedostanie się pod nasze pole karne, więc większość akcji goście kończyli strzałami z dystansu, ale Kroos nie miał tego dnia szczęścia i piłka lądowała na trybunach, a jeśli już leciała w światło bramki, to na posterunku był Benoit Costil. My za to staraliśmy się atakować lecz bez powodzenia. W 36. minucie Schweinsteiger zaskoczył naszych obrońców niekonwencjonalnym wykonaniem rzutu wolnego. Zamiast dośrodkować podał po ziemi do Badejla, ten w pole karne do Bruno, który strzelił w słupek. Piłka spadła pod nogi Boatenga, któremu nie pozostało nic innego jak umieścić ją w siatce. Przegrywaliśmy, ale nie mogłem sobie pozwolić na zbytnie otworzenie się, bo w każdej chwili moglibyśmy wtedy stracić drugiego gola i byłoby po meczu. Musiałem wierzyć, że obrana strategia na ten mecz jest prawidłowa i w końcu przyniesie powodzenie. 
   Na drugą połowę zdecydowałem się zdjąć niezbyt pewnego debiutanta, przesunąłem do obrony B
ülowa, a w jego miejsce w środku pomocy wszedł Prager. W 64. minucie po akcji lewą stroną Makonda wymanewrował Müllera i podał na lewe skrzydło do Bittencourta, ten zagrał na 11. metr do Kastratiego, a ten przyjął piłkę, obrócił się i z prawej nogi mocno strzelił obok będącego bez szans Neuera, 1:1! Chwilę po tym za strzelca gola wprowadziłem Wagnera i jeszcze bardziej skupiliśmy się na obronie. Bayern do końca meczu nie potrafił sobie stworzyć sytuacji strzeleckiej i dowieźliśmy ten wynik do końca dopisując sobie bardzo cenny punkt urwany największemu niemieckiemu klubowi.

   Następnie czekał nas wyjazd na ćwierćfinałowe spotkanie w Pucharze Niemiec przeciwko Werderowi i wyszliśmy z takim samym nastawieniem jak na Bayern, z tym że poturbowanego Kojimę zastąpił na prawej obronie Roth, na lewej obronie zagrał Wolze, a w środku pola destrukcją miał się zająć Prager. Na skrzydłach zagrał Delev i Kastrati, a w ataku Wagner. I wszystko wyglądało dla nas bardzo dobrze, bo naszej szansy upatrywałem w kontratakach, ewentualnie w karnych, więc to, że w pierwszej połowie prawie nic się ciekawego nie działo zaliczyłem na plus. Prawie, bo w 39. minucie Jan Krpec strzelił mocno i w samo okienko bramki Costila z 30 metrów. To co się nie udało Bayernowi Werder dokonał po niecałych 40 minutach gry. Przed drugą połową znowu musiałem zmienić M
äkilę, bo tego, że ponoć posiada najlepsze umiejętności ze wszystkich obrońców w naszej drużynie jakoś na boisku nie potrafił pokazać. Zaryzykowałem i w jego miejsce wprowadziłem skrzydłowego Vierę. Już po pierwszych 10 minutach mogliśmy wyrównać stan rywalizacji, ale ani Bittencourt ani Kastrati nie potrafili wstrzelić się w bramkę, za to Wangera tego dnia to pewnie wyprzedziłby nawet osobowy do Koluszek. Atakowaliśmy bezskutecznie, a Bremeńczycy bronili się dzielnie aż w 79. minucie w pou karnym faulował Wolze i minutę później nasze nadzieje na awans pogrzebał Kobr. Przez ostatnie 10 minut nie wydarzyło się wiele i na tym nasza przygoda w tym sezonie z krajowym pucharem dobiegła końca. Nie martwiło to zbytnio, bo osiągnęliśmy i tak więcej niż od nas się oczekiwało i mogliśmy od teraz skupić się tylko na lidze, żeby jak najszybciej wywalczyć sobie miejsce, które będzie gwarantowało utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej.

   Na ostatnie styczniowe spotkanie pojechaliśmy do Karlsruhe z zamiarem wywiezienia stamtąd 3 punktów, dlatego też zagraliśmy w ofenysywnym ustawieniu 4-4-2. Mäkilä już nie wyszedł w pierwszym składzie, a parę stoperów stanowili Bülow i Bertelsen, na lewą obronę wrócił Makonda, na skrzydłach grali Ferreyra i Bittencourt, a w ataku Kastrati i Wagner. I od samego początku stwarzaliśmy sobie sytuacje, lecz gospodarze również oddawali groźne strzały. W 12. minucie Bittencourt ze środka pola zagrał do Wangera, ten podał do będącego na lewym skrzydle Kastratiego, a ten dryblując wpadł w pole karne i ogrywając dwóch obrońców strzelił przy krótszym słupku. Komentator w telewizorni powiedział, że - podobno - takich bramek nie oglądamy zbyt często. 11 minut później trochę zbyt łatwo Karlsruhe wyrównało, ale to my nadal atakowaliśmy i w 34. minucie po rzucie wolnym wykonywanym przez Ferreyrę piłkę głową do siatki skierował Bittencourt, dzięki czemu na przerwę schodziliśmy prowadząc 2:1. Chwilę po rozpocząciu drugiej połowy swoje 100% sytuacje zmarnowali Bertelsen i Kastrati, a w 49. minucie Lustenberger strzelił swojego drugiego gola i doprowadził do remisu. Całe szczęście to tylko zmotywowało moich piłkarzy do jeszcze wścieklejszych ataków i już w pierwszej akcji po wznowieniu gry to znowu Bittencourt dał nam prowadzenie. W tym momencie stwierdziłem, że przeciwnicy zbyt łatwo przedostają się pod nasze pole karne i za Wagnera wprowadziłem Pragera i zaczęliśmy grać w ustawieniu 4-5-1. W 57. minucie Kastrati przyjął piłkę przed polem karnym mając na plecach obrońcę, szybko się z nią obrócił i wpadając w pole karne strzelił precyzyjnie tuż przy słupku zdobywając swojego drugiego gola, a w 73. minucie świetnym prostopadłym podaniem na dobieg popisał się Ferreyra, a jeszcze piękniej akcję wykończył Norweg pięknym lobem ze skraju pola karnego kompletując hat-tricka i ustalając wynika spotkania na piękne dla nas 5:2. A dodatkowo Flamur został za swoją niecodzienną skuteczność wybrany graczem kolejki.

   I tak jak wychodząc w ustawieniu 4-4-2 na ostatnie spotkanie z beniaminkiem wszyscy podchodzili do tego z wielkim optymizmem, tak wychodząc z taką samą strategią na mecz z naszym największym rywalem z Dortmundu kibice myśleli, że postradałem rozum. "Przecież oni nas rozniosą!" dało się słyszeć szmery na trybunach i po paru pierwszych akcjach na to właśnie się zanosiło aż w 5. minucie świetnym prostopadłym podaniem popisał się Formica, a Stanković strzelił swojego pierwszego gola dla BVB potężnym strzałem. Jednak już niecałe 3 minuty później z prawego skrzydła Bittencourt zagrał do Wagnera, ten przyjęciem piłki zgubił obrońcę i potężnym strzałem nie dał szans Weidenfellerowi! Emocje wcale na tym się nie skończyły, pierwsza połowa była na bardzo wysokim poziomie, prowadzona w szybki tempie z mnóstwem okazji z jednej i drugiej strony, ale dobra postawa obydwóch bramkarzy nie sprawiła, że więcej goli już nie zobaczyliśmy. Mimo wszystko byłem pewien, że jeśli ktoś nie wytrzyma tempa, to będziemy to my, więc drugą cześć meczu zaczynaliśmy już bardziej defensywnie - za Wagnera wszedł Prager. Gra także się zaostrzyła i najwięcej okazji obydwie drużyny stwarzały sobie po stałych fragmentach gry - po jednym z nich Ferreyra obił poprzeczkę bramki Weidenfellera. Sędzia doliczył 5 minut do regulaminowego czasu gry i właśnie w ostatniej minucie świetną akcję przeprowadzili wprowadzeniu pod koniec drugiej połowy Viera i Delev. Ten pierwszy zbiegając z lewej strony boiska do środka pola zagrał prostopadła piłkę do będącego w polu karnym Bułgara, który strzelił obok bramkarza gości, ale trafił w słupek! Emocje sięgnęły zenitu do tego stopnia, że arbiter zapomniał, że miał gwizdek i po raz ostatni użył go dopiero w 97. minucie. Choć mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa w końcówce spotkania na naszą korzyść, to nie było co narzekać ani na wynik, ani na sam poziom meczu. Świetne 90 (plus 7) minut dla każdego fana piłki nożnej.

    Po tak szalonym meczu czekały nas łatwiejsze wyjazdy do Hanoweru i Hamburga, z których to planowałem przywieźć komplet punktów. Dlatego też nie ryzykowałem aż tak bardzo jak w spotkaniu z BVB i graliśmy ostrożnie w ustawieniu 4-5-1. Sztuka ta powiodła się w 100% i Hannover 96 rozbiliśmy 4:1, a do zwycięstwa powiódł nas nie kto inny jak Leo Bittencourt. Również i on był naszym motorem napędowym przeciwko St. Pauli, gdzie zanotował gola i asystę, dzięki czemu mogliśmy dopisać kolejne 3 punkty na nasze konto. Rozochocony dobrą grą i jeszcze lepszą skutecznością mojego zespołu zacząłem się w mediach przechwalać, że kolejnego rywala - VfL Bochum - rozjedziemy niczym walec i kto wie, może by się te moje przepowiednie ziściły, gdyby nie to, że Bittencourt parę dni wcześniej coś zjadł - właściwie do tej pory nie chce się przyznać co to było - i przez, jak to się ładnie nazywa, zatrucie pokarmowe nie mógł zagrać w naszym ostatnim meczu w lutym. Zabrakło nam jego nieszablonowych zagrań, a reszta zespołu jakoś nie mogła wznieść się na wyżyny swoich umiejętności w wyniku czego cały mecz zakończył się remisem. Tylko remisem. 

 
   Mając w pamięci zbyt wielką pewność siebie, która zgubiła nas w poprzednim spotkaniu, przed następnym meczami zacząłem tonować hurraoptymistyczne nastroje, głównie z tego względu, że czekała nas trudniejsza przeprawa z bardziej klasowymi zespołami niż ostatnio. Najpierw zmierzyliśmy się na wyjeździe z Wolfsburgiem i przywidywania co do przebiegu tego meczu sprawdziły się co do joty. To gospodarze atakowali praktycznie przez całe spotkanie, ale żaden z ich strzałów poważnie nie zagroził bramce strzeżonej przez Costila. Kiedy wydawało się, że nie padną już żadne bramki, w pierwszej minucie doliczonego czasu gry Viera podał z prawego skrzydła do znajdującego się przed szesnastką Dario Ferreyry, a ten wymanewrował obrońcę, wpadł w pole karne i kąśliwym strzałem tuż przy krótszym słupku zapewnił nam komplet punktów. Ciekawostką jest to, że był to nasz pierwszy celny strzał tego popołudnia.
   Następnie podejmowaliśmy u siebie walczącą o mistrzostwo Niemiec ekpię z M
önchengladbach i także nikt nie wróżył nam dobrego wyniku. Jednak wspaniała postawa obrony sprawiła, że goście rzadko mogli oddać celny strzał na naszą bramkę, a za to nam ta sztuka udawała się znacznie częściej. Do przerwy prowadziliśmy 1:0 po bramce Myeniego, a chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy na 2:0 podwyższył Kastrati. Wynik do końca spotkania nie uległ zmianie i tym samym mogliśmy się cieszyć z 10 meczów w Bundeslidze bez porażki z rzędu. Tak dobra postawa musiała mieć również przełożenie na naszą pozycję w tabeli - po 25 kolejkach zajmowaliśmy najwyższe miejsce w tabeli w tym sezonie.



   Wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku. Tymi wynikami praktycznie zapewniliśmy już sobie utrzymanie i można było już grać na luzie. Jedynym zmartwieniem były finanse klubu, które topniały w zatrważającym tempie.



Tym razem po podkład muzyczny należy udać się do poprzednich części, bo wszystkie warte uwagi wykonania chyba już podlinkowałem. ;)

 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.