Dlaczego zaczynamy grać w FM-a? Dlaczego siadamy za komputerem, odpalamy grę i liczymy, że coś co nazywa się jej "silnikiem" da nam gola w ostatniej minucie finału Ligi Mistrzów? Zwycięskiego gola, rzecz jasna.
Robimy to przede wszystkim dla menedżerów.
Dla bycia menedżerem. Poczucia tego co sir Alex Ferguson, Pep Guardiola i Piotr Świerczewski w trakcie dziewięćdziesięciu minut za linią boczną. Udzielenia wskazówek Cristiano Ronaldo, przekazania taktycznych mądrości Andrei Pirlo i zmieszania z błotem Hesdeya Suarta. Losy menedżerów są przewrotne tak jak wybory FM-owych graczy.
Często też robimy to dla ulubionych piłkarzy. Chcemy, by Piotr Włodarczyk znów błysnął swym talentem w Legii, a John Terry ponownie mógł mieć swojego najlepszego przyjaciela Wayne'a Bridge'a w jednej szatni. Rzadko się jednak zdarza, że robimy to dla własnej niezaspokojonej wyobraźni – zwykle wtedy w wyszukiwarkę wpisuje się zakazane frazy...
Inaczej było właśnie z
Iainem Macintoshem. Pod koniec sierpnia 2010 roku, gdy był już desperacko znudzony graniem w Football Managera 2010, zdecydował się powołać do życia
"Kroniki Heidenheim". Określając to ostatnią szansą na zainteresowanie się grą, rzucił sobie wyzwanie przerzucenia do Bundesligi najniżej notowanego zespołu w trzech czołowych ligach w Niemczech.
FC Heidenheim właśnie.
Iain Macintosh to angielski dziennikarz sportowy, pracujący jako korespondent na stadionach Premier League dla The New Paper z... Singapuru. Autor kilku książek, pisujący również dla wielu stron sportowych stał się rozpoznawalny dzięki luźnemu stylowi pisania, niezłym i wnikliwym analizom oraz dostrzeganiu szczegółów pomijanych przez mainstreamowe media. I dzięki Football Managerowi.
„Kroniki Heidenheim” rozpoczął na swoim blogu i składały się one z
dziesięciu odcinków. W pierwszym dostał robotę, w drugim oglądał jak Dieter Jarosch posyła piłki ponad trybunami, a Bernd Maier nie potrafi wykonać dokładnego podania. I dostał w policzek od swojego asystenta.
W trzeciej udzielał wywiadu, w czwartym odcinku zadebiutował w lidze. Jego zespół przegrał 0-5, a on chował się pod biurkiem przed konferencją prasową. Spokojnie, kolejny mecz wygrał, ale ze zwycięstwa nie pozwolił mu się cieszyć dziennikarz, nazywając go mianem „wheeler-dealer” - oczywiście wszelkie powiązanie z rzeczywistością było całkowicie przypadkowe...
W części szóstej skopiował w sposób mistrzowski styl Davida Pearce'a z „The Damned United”. W siódmej zwyzywał dziennikarzy – tak, kolejny raz – po porażce 0-4 z Sandhausen. Ósma była dziwna, lecz dziewiąta niesamowita. Uwierzycie, że śnił na jawie będąc menedżerem West Hamu? Czego się nie robi dla zwycięstwa. Wyimaginowanego. We własnej wyobraźni. Nic dziwnego, że w dziesiątej Heidenheim go zwolniło.
Jednak to nie był koniec publikowania tego co uroiło się w głowie zyskującego na popularności dziennikarza. Miłość Iaina Macintosha do Football Managera była i jest w istocie wyrażana dosyć dziwnie i pewnie niezrozumiale dla niektórych, lecz całkiem spore grono odbiorców wywołało u niego chęć kontynuacji tego wciąż niszowego zjawiska w sieci. Jak sam tłumaczył, wszystko zaczęło się od tego, że
brał grę na zbyt poważnie.
Pewnego razu, chwaląc się własnej ponad dwudziestotysięcznej publice na Twitterze wynikami w FM-ie, opublikował swoje zdjęcie w garniturze. Tak, założył garnitur i był pod krawatem w dniu finału. Finału rozgrywanego w grze komputerowej.
Skończywszy z FM 2010, przeszedł na kolejną wersję, gdzie czekał na niego klub z ligi Singapuru,
Woodlands Wellington. Pracę tam dostał zapijając porażki z Heidenhaim w barze, lecz wyzwanie trwało znacznie krócej niż w Niemczech, choć było nie mniej barwne.
Pisania o swej komputerowej karierze Macintosh nie porzucił, lecz przeniósł się z własnego bloga na papierowe wydanie czegoś znacznie wznioślejszego niż wypisywane przez siebie bzdury – tak bowiem swoją stronę zatytułował. Nośnikiem jego historii stał się futbolowy kwartalnik, dzieło znanego dziennikarza i autora książek piłkarskich Jonathana Wilsona,
"The Blizzard". Tak powstał potwór. Tak powstał
Bobby The Manager.
I dostał pracę w West Hamie. Otoczony właścicielami działającymi w porno biznesie i przerażająco niezaspokojoną Karen Brady, Iain... Bobby musiał walczyć z przeciwnościami losu oraz tym co zostawili mu Avram Grant oraz Gianfranco Zola. Z Carltonem Colem między innymi.
Nie chcę Wam zabijać zabawy, nie chcę wyjawiać tego co się działo w jego głowie i co przelał na papier, choć jego przejście z Upton Park na Anfield Road jak i zakończenie całej przygody było fenomenalne. Włącznie z epizodem, w którym udaje mu się uniknąć skandalu poprzez przedwczesne
wytłumaczenie Luisowi Suarezowi, że niektórych słów w Anglii nie wypada używać. Nawet w stosunku do Glena Johnsona.
I tak, wiem, że historii pisanych i zainspirowanych przez Football Managera jest sporo, sam staram się czytać jak najwięcej, lecz perełek jest niewiele. Rzadko osoby tworzące w tej niszy potrafią się wyrwać ponad schemat, ponad tabelę i terminarz, ponad trening i transfery, ponad taktykę i zmiany. Rzadko dodają do tego fantazji, rzadko bawią się wyobraźnią i teraźniejszością, rzadko raczą czytelników humorem i potrafią zainteresować oraz zainspirować.
Nie, ja nie sięgnąłem po najnowszego FM-a dla żadnego menedżera, piłkarza, klubu czy okoliczności. Sam bez bólu przyznam, że ten związek ostatnio przechodził kryzys, a kolejne zwycięstwa
Blyth Spartans czy
Lewes FC nie sprawiały mi wielkiej frajdy. Nawet, gdy bramki dla obu tych drużyn zdobywał niezawodny Jakub Kosecki.
To Iain Macintosh mnie zainspirował, to jego opowieści znów dały mi siłę, by stracić noc na ustawieniu zespołu i dobrnięciu do pierwszego sparingu przez niezliczoną ilość ważnych ustawień taktyczno-treningowo-transferowych. Sam nigdy nie będę w stanie dorównać temu co zachodzi w głowie angielskiego dziennikarza, ale jego kolejnego dzieła doczekać się nie mogę. Zwłaszcza, że ta pozycja może zainteresować także Was. Iain Macintosh jest współautorem powstającej właśnie książki
"Football Manager Stole My Life" - tytuł, który celebruje dwudziestolecie tego komputerowego dzieła sztuki. Dzieła wybitnie inspirującego, czego bohater tego tekstu jest idealnym przykładem.
---
Michał Zachodny prowadzi również dwa blogi poświęcone piłce nożnej: KTBFFH.blox.pl oraz PolishScout.blogspot.com. Student dziennikarstwa, aktywnie ćwierkający o futbolu angielskim (@mzachodny) i rodzimej Ekstraklasie w języku Szekspira (@PolishScout).
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ