Kolejne dni w nowym klubie również miesiąca miodowego nie przypominały. Najpierw ulegliśmy West Hamowi, wygraliśmy wysoko z Crystal Palace, przegraliśmy z Chelsea oraz wygraliśmy z Evertonem. Z każdym kolejnym meczem widać było jednak progres.
W kolejnych meczach nasza gra wyglądała już bardzo dobrze, choć rywale nie byli z najwyższej półki. Starcie z Man Utd jakoś zremisowaliśmy, ale sam mecz nie napawał optymizmem. Ograniczaliśmy się głównie do defensywy, mimo iż graliśmy na swoim terenie.
Przyszły jednak w końcu mecze z czołówką (i z QPR). Cóż, powiedzieć, że nam nie wyszło, to nic nie powiedzieć. Trzy porażki, każdej powinniśmy się wstydzić. Najlepiej zagraliśmy z The Reds, ale co z tego, skoro i tak punkty trafiły na Anfield?
Jednak, czy może być coś lepszego, niż odrodzenie się w derbach? Przed meczem ze Spurs na Emirates nastroje były ponure, ale czarne chmury już w 3. minucie rozwiał Gabbiadini, zdobywając bramkę na 1:0. Później poszło szybko, sprawnie i bardzo boleśnie dla przeciwnika. 5:0, euforia. Zwycięstwo to zmotywowało nas na końcówkę sezonu. Zaczęliśmy grać świetną piłkę, a co najważniejsze - wygrywać.
Capital One Cup i F.A. Cup
Puchary krajowe mnie nie interesują. Tak jak zawsze - rezerwy. Zmiennicy wygrali Capital One, pokonując w finale Chelsea.
Liga Mistrzów
Na rozgrywki w fazie grupowej nie miałem żadnego wpływy, bo wtedy zespół miał jeszcze innego menedżera. Wyniki i tabela.
W 1/8 trafiliśmy na Romę. Pierwszy mecz rozegraliśmy w Rzymie, starcie to było wyrównane, a może nawet Włosi mieli lekką przewagę. Wygrał jedna zespół bardziej doświadczony - Kanonierzy. Rezultat 2:1 w pełni mnie ucieszył. Rewanż rozegraliśmy, gdy nasza forma pikowała w dół. Włosi próbowali to wykorzystać, ale ostatecznie okazali się za słabi. Choć remis 2:2 nie był najlepszym wynikiem, to dawał awans, a tylko to się liczyło.
Ćwierćfinał to starcie dwóch angielskich drużyn - Liverpool vs Arsenal. Pierwszy pojedynek odbył się w "Mieście Beatlesów", w którym kilka wcześniej przegraliśmy z The Reds właśnie. Mieliśmy zatem okazję na rewanż. Wyjazd jednak nam nie wyszedł - przegraliśmy 0:1 po wyjątkowo bezbarwnej grze. Na szczęście w Lidze Mistrzów gra się dwa mecze. Już w Północnym Londynie, roznieśliśmy Liverpoolczyków 3:0 i zagwarantowaliśmy sobie awans!
W końcówce sezonu graliśmy świetnie, a w dodatku dopisywało nam szczęście (no, może poza ostatecznym rozstrzygnięciem ligi). Szczęście też mieliśmy przy losowaniu partnera półfinałowego. Z trójki Barcelona, Man City i Lyon trafiliśmy na ten ostatni zespół. Dwumeczu nie ma co za bardzo opisywać, bo były to typowe dwa mecze bez historii. FINAŁ!
W finale zmierzyliśmy się z Barceloną, czyli zespołem, który pokonał mnie rok temu na tym samym etapie tych elitarnych rozgrywek. Arsenal to jednak nie PSG, a ja jestem o rok bardziej doświadczony. Nie zmieniło to jednak faktu, że rywal był bardzo, bardzo wymagający. O pierwszej połowie tego spektaklu można szybko zapomnieć, bo nie działo się za wiele - oba zespoły sprawdzały się nawzajem. Drugie 45 minut zaczęliśmy jednak od bardzo mocnego uderzenia - trzy minuty po gwizdku sędziego, Yarmolenko wykorzystał zamieszanie w polu karnym i dał nam prowadzenie. Kolejne minuty były bardzo nerwowe. Katalończycy naciskali, a my kurczowo się broniliśmy. Rozluźnienie przyszło dopiero w 81. minucie, gdy bramkę na 2:0 zdobył Digne, który nie wiadomo skąd znalazł się w polu karnym Barcy. Miałem w pamięci jednak to, co stało się rok temu. Tym razem na szczęście udało nam się dowieźć dwubramkową przewagę do końca.
Podsumowanie
Sezon 2019/20 należy uznać za udany.
W BPL wypadliśmy słabo, zajęliśmy zaledwie 5. miejsce. Gdyby nie Liga Mistrzów, to uznałbym ten sezon za ogromną porażkę, bo nie zagralibyśmy w kolejnym sezonie nawet w Lidze Mistrzów. Nikt specjalnie się w Premiership nie wyróżnił, no może Gabbiadini, który strzelił 24 bramki, ale do Króla Strzelców mu jednak sporo zabrakło.
Jeżeli o puchary krajowe chodzi, to zaprezentowaliśmy się całkiem nieźle, nawet jeżeli tak na prawdę nikogo to zbytnio nie obchodzi. Zdobyliśmy bądź co bądź jedno trofeum (COC), a trofeum zawsze cieszy.
Liga Mistrzów, czyli Wielka Niespodzianka. Niewiele osób w ogóle myślało o finale LM, a co dopiero o najważniejszym klubowym trofeum w Europie! Przed sezonem tę małą grupkę można by spokojnie nazwać szaleńcami, zaś na początku czerwca w londyńskich szpitalach psychiatrycznych zwolniło się kilka miejsc. Muszę się wszakże przyznać, że ja nigdy nie zaliczałem się do tej nielicznej grupy optymistów. Miniony sezon na długo pozostanie w pamięci kibiców Kanonierów.
Statystki zawodników:
Na koniec jeszcze to: